HIPNOZA #1 NOC PIERWSZA
Dochodziła pierwsza w nocy. Siedział w swoim małym domu otoczonym lasem. W promieniu kilku kilometrów nie było żywej duszy, nie licząc zwierząt, które skrywały się wśród drzew i krzewów. Krople deszczu rozbijały się na dziesiątki mniejszych, uderzając w parapet. Zaczynało grzmieć. Błyskawice ukazywały na ułamki sekund skryte w mroku korony drzew, pnie i mroczną tajemniczość lasu. Młody chłopak zasłonił okna. Widok błyszczących ślepi, czających się pomiędzy drzewami, przerażał go. Burza się zbliżała. Po kolejnym grzmocie wysiadł prąd. Pozostała cisza, wiatr, deszcz i noc. Ponura, mroczna i burzowa noc.
Wnętrze domu wypełniła ciemność. Chłopak słyszał niemal wyraźnie bicie swojego serca, swój oddech. Słyszał też odgłosy zwierząt, szelest trawy, po której chodziły, wycie wilków, pohukiwanie sów, szum drzew falujących na wietrze i dudniący deszcz.
Drżącymi dłońmi wyjął z szuflady kilka świec. Postawił je na małym stole i zapalił. Pomieszczenie wypełnił nieznaczny ich blask, a płomienie szalały niczym wystawione na wiatr. Chłopak usiadł skulony, opierając się o ścianę. Zamknął oczy i pragnął, aby już był poranek.
Rozległ się kolejny grzmot, chłopak aż podskoczył, a w jego głowie pojawiały się kolejne chore wyobrażenia. Jego wyobraźnia zaczynała przejmować nad nim kontrolę. Dźwięki natury doprowadzały go już do obłędu. Niestety to był dopiero początek tej mrocznej nocy […]
W pokoju można było usłyszeć cichy szmer, wydawało się, jakby dźwięk dochodził z kuchni. Z każdą chwilą coraz wyraźniej. Chłopak zdrętwiał ze strachu. Nie był w stanie się ruszyć. Drzwi szafy otworzyły się, potwornie przy tym skrzypiąc. Okno odsłoniło, a na ścianach, przy każdej błyskawicy widać było różne cienie, jakby postaci, przerażających zjaw. Ogień w kominku zapłonął. Chłopak usłyszał śmiech, przenikający jego umysł.
Stracił kontrolę nad swoim ciałem i umysłem. Jakaś niewytłumaczalna siła (wyobraźnia), pchała go w kierunku kuchni. Cienie otoczyły go, a śmiech był coraz głośniejszy, ochrypły. Z szafek kuchennych zaczęły wypadać najróżniejsze przedmioty. Drzwi do kuchni zatrzasnęły się z hukiem. Jego ciało uniosło się kilkanaście centymetrów nad ziemię. Zaczęło wirować w powietrzu, a śmiech stawał się nie do wytrzymania. Chłopak ocknął się z transu, uderzając o podłogę.
– Zostawcie mnie! – krzyczał.
– Za późno. Już za późno... – odpowiedział mu głos. Głos wydobywający się jakby z jego wnętrza.
– Niech to się już skończy! – Szarpiąc za klamkę, otworzył energicznie drzwi i przerażony wrócił do pokoju.
Skulił się i znowu usiadł pod ścianą. Jego ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
W drzwiach kuchennych wyraźnie widać było czarną postać wiszącą nad ziemią.
– Już niedługo... Już niedługo... – usłyszał, ochrypły głos, a potem znowu śmiech.
Wiatr, coraz silniejszy, coraz groźniejszy. Przez pokój przeszedł lodowaty podmuch, gasząc płomień w kominku. Świece zgasły sekundę później. Grzmot. Krzyk. Walenie w okno. Chłopak zamarł, a gdy spojrzał w szybę okienną, przy ostatniej błyskawicy, dostrzegł postać, a na szybie jej zakrwawioną rękę […]
– Co tutaj się dzieje!? – krzyczał przerażony.
– To dopiero początek. Dopiero początek. – usłyszał odpowiedź.
Komentarze (27)
Może jutro :)
"niemal wyraźnie" - nie wiem, czemu, ale nie współbrzmi mi złożenie tych słów ze sobą - coś mi się w nich kłóci znaczeniowo, pewnie próbowałabym to jakoś inaczej ująć, ale to tylko takie moje odczucie
"Okno odsłoniło" - zgubione "się" po "odsłoniło"
A tak ogólnie - smakowity klimatycznie ten tekst, nawet bardzo, mam nadzieję, że tak będzie cały czas. 5 :)
Gdybym dopisał "się" zrobiłoby się masło maślane ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania