Historia Adgara – Początki Kruka cz. 3

W oddali ujrzałem ostatnie uciekające, zgromione istoty. Podszedł do mnie dowódca legionu.

- Pierwszy raz cię widzę. Nie jesteś stąd. Kim jesteś? – mężczyzna zadawał pytanie, po pytaniu. Nie pozwalając mi dojść do słowa. Na gest dowódczy, jego ludzie otoczyli mnie szczelnym okręgiem, nie dając szans na ucieczkę, czy choćby próbę walki.

- Adgar… nazywam się Adgar. Masz rację, podróżuję z bardzo odległego miejsca. Jestem jednak zwykłym wędrowcem, który pojawił się w niewłaściwym czasie i miejscu.

- Oczywiście.. jakżeby nie inaczej – dowódca mruknął pod nosem. Jak się tu znalazłeś, co robiłeś pośród tych… chodzących ścierw?

- Słuchaj, mam gdzieś waszą wojnę. Pomogłem wam, nie jesteśmy wrogami. Daj mi pójść swoją drogą.

- Powinienem cię zabić. Tak dla pewności. Może i mówisz prawdę, a może nie… Nie powinienem ryzykować, ale jednak nie zabiję Cię. Moi ludzie Cię odprowadzą do granicy lasu. Mam nadzieję, że nigdy już się nie zobaczymy. Zejdź mi z oczu.

Dowódca przywołał do siebie jednego ze swoich ludzi. Wyszeptał mu coś do ucha.

Zwykły człowiek nic by nie usłyszał… ale ja nie byłem „zwykły”.

- Weź dziesięciu ludzi, na skraju lasu zabij go, wybierz tylko dobry moment. Nie może się niczego spodziewać. Nie ryzykuj strat.

Żołnierz zasalutował.

Wiedziałem co się święci. Ruszyliśmy drogą. Las rozciągał się poza zasięgiem wzroku. Nikomu jeszcze, poprawnie, nie udało się nanieść go na mapę. Przywódca grupki żołnierzy jednak znał tą cząstkę terenu. Bez wahania udał się na południe. Tam, skąd nadszedł atak.

Szliśmy już jakiś czas. W oddali usłyszałem szczęk oręża. Był daleko, żaden z mężczyzn jeszcze go nie usłyszał. Wiedziałem już, że muszę to wykorzystać. Zbliżaliśmy się do źródła dźwięku. Żołnierze słysząc walkę zacieśnili krąg wokół mnie. Nagle ujrzeliśmy ich… Grupka driad otoczona przez piętnastu wojowników. Pośrodku driad stała Berisi, Wiedziała, że nie mają szans, pięć driad, bez broni otoczone przez ludzi, długo się nie utrzymają. Żołnierze widząc towarzyszy pastwiących się nad pozostałą już trójką driad, ruszyli, ciągnięci impulsem, który dziwnym zbiegiem okoliczności pojawił się w idealnym momencie. Ruszyli aby pomóc dobić ostatnie już żyjące istoty. Wykorzystałem to, uderzyłem na plecy. To była rzeź. Krew. Krzyki. Śmierć. Nie była to honorowa walka. Taka o jakiej opowiadają bardowie. Honor w prawdzie jest dla głupców, którym pisane jest szybko zginąć. Zabijasz albo giniesz. Proste prawo. Nie ma miejsca na słabości. Walka nie trwała długo, już po paru chwilach większość mężczyzn była martwa, reszta się wykrwawiała, nie dotrwają zachodu słońca – pomyślałem.

Dwóm driadą udało się przeżyć. Berisi jednak leżała, konająca.

- Wiedziałam, żeby Cię od razu zabić. Jesteś jak tamci, potwór bez sumienia i moralności. – popatrzyła na mnie, pogodzonym już ze śmiercią wzrokiem.

- Masz rację, nie mam sumienia. Tylko głupcy pozwalają ponosić się emocjom – pomyślałem – Ale mylisz się co do jednego. Nie jestem jak tamci. Nie mam z nimi nic wspólnego. Mam gdzieś Waszą wojnę. Chcę tylko spokoju… umierasz. Wiesz, ale o tym już wiesz. Mogę skrócić Twe cierpienia. Powiedz tylko słowo.

- Kruk… Kruk… tak, to jest twoje prawdziwe imię. Nie żaden Adgar. Jesteś zwiastunem śmierci. Tam gdzie się pojawisz, tam wszelkie istoty zginą. – powiedział cicho, oczy miała zamglone. Umierała. – zejdź mi z oczu.

- To nie ja jestem odpowiedzialny za zło tego świata… Mówisz, że jestem zwiastunem śmierci.. Ci ludzie jednak i tak by Was zaatakowali. Nie miałem nic z tym wspólnego.

Nie czekając na żadną odpowiedz, odwróciłem się spokojnie. Odszedłem, nie oglądając się za siebie.

 

Dzień 790

Skraj lasu

 

Obudziłem się kolejnego dnia. Żar ogniska nie dawał już prawie żadnego ciepła. Noc jednak była ciepła. Minął już tydzień od tamtego dnia, kiedy driady mnie dorwały. Jakiś żołnierz zdradził mi dzień tygodnia, podczas drogi na mą własną śmierć.

Ale żyłem. Znów udało mi się przeżyć. Który to już raz? – zastanawiałem się. Ile jeszcze razy się uda? Kiedy ktoś, lub coś – szybko dodałem - mnie wreszcie dopadnie?

Umyłem się i zjadłem.

Czas wyruszać – pomyślałem.

Więc z drogi na „Wzgórze” nici… za daleko zboczyłem z tamtego szlaku. Pójdę z biegiem rzeki – podjąłem szybką decyzję.

Szedłem tak parę godzin, nie napotkawszy żadnego niebezpieczeństwa. W każdym razie nic nie zobaczyłem – szybko się poprawiłem.

W oddali ujrzałem most, i po drugiej stronie rzeki, gospodę.

- Czemu by o nią nie zahaczyć - powiedziałem sam do siebie – może czegoś nowego się dowiem. Dużo mnie ostatnio ominęło… Wojna driad z ludźmi, nowe szajki bandytów.. i śmierć wie co jeszcze…

W gospodzie, już od wejścia uderzył mnie przykry zapach. Tylko co było powodem czego? – zastanowiłem się. Brak ludzi powodem takiego zapachu, czy taki zapach powodem braku ludzi?

Pod ladą jednak siedział samotny mężczyzna, około pięćdziesiątki – pomyślałem. Za ladą stała piękna, niebieskooka blondynka.

- Co podać? – powiedziała cichym, zlęknionym głosem, co rusz spoglądając na moją broń. I na drzwi – szybko sobie uświadomiłem. Chyba spodziewała się niebezpieczeństwa.

Podszedłem do lady.

- Szklankę wody, poproszę. – powiedziałem cicho i spokojnie.

- Już przynoszę – powiedziała i od razu pobiegła na zaplecze. Wróciła chwilę później. W tej samej chwili drzwi otwarły się z nieprzyjemnym dźwiękiem pękających zawiasów… Do gospody weszło trzech oprychów.

- Wódki daj, dla mnie i moich towarzyszy. Teraz – krzyknął.

Dziewczyna jak najszybciej pobiegła wykonać rozkaz. Ja siedziałem spokojnie i obserwowałem sytuację. Od razu wiedziałem – nie chcę się mieszać, to ich problem. Im do szczęście nie jestem potrzebny.

- Co się tak gapisz, skurwielu? Co tam masz? Wodę? – wydarł się z głośnym śmiechem.

- Dziewczynka z ciebie, czy co? Wódki byś się napił, jak prawdziwy chłop. – jego koledzy mu zawtórowali.

Popatrzyłem tylko na nich spokojnie, nie zamierzając się nawet odzywać.

- Co ty taki milczek? Język ktoś ci upierdolił, czy co? Jak się nazywasz? Odpowiadaj! Bo cię przećwiczymy, a to nie będzie zbyt miłe doświadczenie.

Nie chcąc robić zamieszania, wstałem, zamierzając wyjść z gospody. Facet, który siedział tu wcześniej, chyba właśnie dobrze postanowił, uciekając z niej.

Trzech mężczyzn wstało.

- Alkohol zabija. Nie piję go. – powiedziałem spokojnie i ruszyłem w stronę wyjścia.

- Nie pozwoliliśmy ci wyjść! – powiedział jeden z bandytów.

- Zostaw go, Mikven – niech idzie – powiedział dowódca grupy. – my się zabierzemy za dziewczynę.

Ruszyłem w stronę wyjścia, słysząc za sobą krzyk i płacz dziewczyny. Już miałem otwierać drzwi, kiedy doszły do mnie jej słowa.

- Szukali Cię! Pomóż mi, to ja pomogę Tobie! – krzyknęła, zalana łzami. Jeden z drabów już ja trzymał.

Odwróciłem się, zaciekawiony. Było ich tylko trzech, słabo wyszkolonych – o ile w ogóle. Po chwili, bez wahania ruszyłem na nich z nożem. Szybki wykrok i cięcie w krtań załatwiło jednego. Blokując cios drugiego zobaczyłem odsłoniętą pachę przeciwnika. Błyskawicznym ciosem wykorzystałem sytuację i zabiłem skurwiela. Ostatni widząc, co się stało z jego kompanami spróbował ucieczki. Jednak celny rzut nożem w odsłonięte plecy udaremnił jego próbę. Trzy trupy, dziewczyna i ja. Świetnie – pomyślałem, idealne południe, ciepłego, wiosennego dnia.

Kobieta, której emocje już opadły, nagle upadła na ziemię.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Zaciekawiony 23.09.2019
    "Kim jesteś? – mężczyzna zadawał pytanie[] po pytaniu[, n]ie pozwalając mi dojść do słowa."

    "Na gest dowódczy," - dowódcy

    No to w sumie im nie wyjaśnił co tam robił. Wystarczyło powiedzieć, że był ich więźniem i skorzystał z ataku żeby się uwolnić.

    "tą cząstkę" - tę

    "Grupka driad otoczona przez piętnastu wojowników. Pośrodku [] stała Berisi." - jedno powtórzenie driad mniej.

    "Wiedziała, że nie mają szans, pięć driad, bez broni otoczone przez ludzi, długo się nie utrzymają" - podzieliłbym to i przeformułował gramatykę, żeby było poprawniej: "Wiedziała, że nie mają szans. Pięć driad bez broni, otoczonych przez ludzi, długo się nie utrzymają."

    "Żołnierze[,] widząc towarzyszy pastwiących się nad pozostałą już trójką driad, ruszyli[] ciągnięci impulsem,"

    "Dwóm driadą" - driadom

    "- Masz rację, nie mam sumienia. Tylko głupcy pozwalają ponosić się emocjom – pomyślałem" - pomyślał do niej? Powiedział? Skleiły ci się różne typy narracji.

    "Wiesz, ale o tym już wiesz." - zazwyczaj to tak jest, że jeśli się coś wie, to się to wie. Tylko nie wiem po co o tym wspominać.

    "powiedział cicho" - w międzyczasie zmieniając płeć

    "W każdym razie nic nie zobaczyłem – szybko się poprawiłem." - kiedy szedł a kiedy się poprawił? Bo wychodzi na to, że zrobił to szybko... podczas tych kilku godzin.

    "Pod ladą jednak siedział samotny mężczyzna" - ale dosłownie pod ladą, czy gdzieśtam przy?

    "Teraz – krzyknął." - krzyknął trzech oprychów, bo nie wiadomo kto.

    "Im do szczęście" - szczęścia

    Poprzeglądaj lepiej teksty przed wrzuceniem.
  • KrukS 24.09.2019
    Wow. Czuję się całkowicie zmieszany z błotem :), pozytywnie oczywiście. Dzięki za uwagi. Na pewno wszystko poprawię i wrzucę wszystko razem.
  • Zaciekawiony 24.09.2019
    KrukS Pod wcześniejszymi częściami, które wrzucałeś z anonima, też są uwagi.
  • Kapelusznik 23.09.2019
    część 1 i 2 pod profilem byłaby mile widziana
  • Zaciekawiony 23.09.2019
    i jeszcze z poprawkami
  • Kapelusznik 23.09.2019
    Zaciekawiony
    oj tak

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania