Historia odkryć cząsteczek elementarnych 1

Słońce

 

Powietrze było takie nienaturalnie przejrzyste. Słońce, kiedy wreszcie wstało, było takie nienaturalnie jasne. Nigdy wcześniej, ani później nie było już takie. Ten zapach. Sześć lat próbuje, szukam odpowiedź. Co to? Zastanawiam się, ale nie mogę tego nazwać. Jego smak czuje gdzieś głęboko w gardle. Smak tego zapachu. Ciężki, lepki, miedziany, krwisty.

Dziwny dzień.

Jechaliśmy wąska droga, wiła się wzdłuż rzeki. Auto łagodnie się kołysało. Przymknąłem oczy, nie wiem na jak długo. Otworzyłem je, kiedy jej ręka szarpnęła kierownicą. Wielka ciężarówka z drzewem, minęła nas wrzeszcząc klaksonem.

Przetarłem oczy. Spojrzałem na nią. Promień słońca zatrzymał się na kolczyku w jej brwi. Miała zamknięte oczy. Piersi miarowo falowały w rytm oddechu. Krótka biała koszulka odkrywała płaski, opalony brzuch. Długie nogi podkuliła dziwnie, w sobie tylko znany sposób. Patrzyłem i podziwiałem swój prywatny cud. Podziwiałem arcydzieło stworzone tylko dla mnie. Taka miałem nadzieje, tego chciałem. A ona milczała. Dwie godziny ciszy. Z bólem przeszywającym moje wnętrzności, pustką dookoła mnie. Wyciągnęła rękę.

- Powiedz to - przerwała ciszę, spokojnym, niezmąconym niczym głosem. Oczy wciąż miała zamknięte.

Nie wiem czy to był strach, może gniew. Wziąłem głęboki oddech i nie wypowiedziałem ani słowa.

- No powiedz, obojgu nam będzie łatwiej. Po prostu to powiedz. - Spojrzała na mnie. Ten jej uśmiech.

- Zdradziłaś mnie. - Mój świat szaleńczo zatańczył. W mojej głowie zapanowała pustka, cisza. - Dlaczego? - To był chyba błagalny szept. Tak mi się teraz wydaje.

- Po co chcesz to wiedzieć, teraz nie ma to już żadnego znaczenie. Nic, ani nikt tego nie zmieni. Stało się, albo się z tym pogodzisz i zapomnisz, albo będziesz to rozpamiętywał w jakimś dziwnym akcie samozagłady. Nie pytaj, więc więcej, dlaczego. Sama nie wiem. Ty na pewno wiesz to teraz najlepiej. Weź głęboki oddech, zamknij oczy, zaufaj mi. Wszystko będzie dobrze. Nawet nie wiesz jak szybko zapomnisz o tej zdradzie, a ja już tego więcej nie zrobię. Obiecuje.

Wyciągnęła rękę tak jak by chciała dotknąć mojego policzka.

- Mam ci teraz zaufać?

- Nie praw mi tylko morałów, ani kazań, proszę cię bardzo. Stało się, trudno. Skończmy z tym raz na zawsze.

- Powiedz mi, dlaczego? - Wstydziłem się tego głosu błagającego o litość.

- Chciałam się uwolnić od przeszłości. Zakończyć coś, co nie pozwalało mi spać.

- Dobry sposób na pozbycie się swojego krzyża. Oddać go w spadku komuś innemu. Teraz to tylko ja nie będę mógł spać. Przelać swój ból na mnie i patrzeć. Może nawet mnie żałować, starać się pocieszyć? Mogłabyś być prawdziwa siostrą miłosierdzia, a później…

- Proszę przestań. To nie ty, ty taki nie jesteś.

- No wiesz, ale akurat teraz to chyba mam prawo do bycia właśnie takim…

- Masz prawo do bycia upierdliwym pierdołą. A czy byłbyś tak miłosierny i zatrzymał się na tej stacji po coś przeciwbólowego?

Zjechałem. Wysiadłem. Wszedłem do sklepu.

- Przynieś mi jeszcze lizaka. Proszę.

Odwróciłem się do niej. Była piękna.

- Kocham cię - szepnęła.

Skinąłem głową. Otworzyłem sklepowe drzwi. Usłyszałem silnik. Samochód ruszył. Żwir wzbił się w powietrze. Promień słońca odbił się od szyby. Spojrzała na mnie. Wjechała pod ciężarówkę wioząco drzewo.

Mój świat się zatrzymał, tego dziwnego dnia, gdy słońce było najjaśniejsze.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania