Historia pewnego złudzenia

Moja miłość spadła na mnie zupełnie niespodziewanie, nawet nie sądziłam, iż może mieć nade mną aż tak mocarne władanie. Paradoksalnie pojawiła się właśnie wtedy, kiedy sądziłam, że ją mam. Przyszła specjalnie żeby mi udowodnić jak bardzo się mylę. W momencie, w którym przecież powinna ominąć. Niestety dokładnie wtedy postanowiła mi pokazać swoją wszechogarniającą siłę. Doskonale obnażając bezsilność, bezbronność oraz zagubienie pomiędzy jakimi od dłuższego czasu się miotałam. Nie umiałam się jej kompletnie z niczym przeciwstawić. Wiedziałam, że powinnam… Tak bardzo chciałam… ale jakoś nie udawało mi się tego zrobić.

 

Pewnego letniego deszczowego wieczoru stanęła obok i uśmiechnęła się w taki sposób, że nie mogłam się już obyć bez tego promiennego widoku odbijającego się w blasku jej zielonych oczu. Potrafiła mnie dotykać tak, jak od zawsze na to czekałam. Mówiła słowa, których sądziłam, że nie usłyszę. I robiła rzeczy, które myślałam, że od dawna nie istnieją. Pachniała słodkimi marzeniami oraz nadzieją… Powoli mnie od siebie uzależniła. Sprawiła nagle, że nie mogłam kompletnie bez niej funkcjonować. Nic już nie było ważne. Nie mogłam się doczekać jej obecności, dlatego robiłam wszelkie możliwe głupstwa, żeby tylko skrócić wlokący się czas oczekiwania. Nie byłam już w stanie prowadzić dotychczasowego nudnego życia, mimo iż nie tylko nie planowałam, ale przyrzekłam go nie zmieniać. Jednak na nic się zdały wszystkie czcze postanowienia, kiedy zdecydowana byłam zrobić dla niej dosłownie wszystko… Absolutnie wszystko…

 

Moja miłość umiejętnie manipulowała moimi wszelkimi nastrojami, decyzjami oraz pragnieniami. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak osiągnąć zamierzone cele. Zachłannie wyciągała o mnie ręce, ja nie byłam w stanie jej odmówić, ani siebie, ani tym bardziej spraw, których ode mnie wymagała. Stanęłam przeciwko wszystkim, przeciwko wszystkiemu.

Powierzyłam jej siebie kompletnie – ufając całkowicie. Ocierała mi łzy, które były wyrzutami sumienia. Przytulała, gdy wracałam po kolejnej przegranej walce z najbliższymi. Swoją obecnością rozwiewałam wątpliwości perfidnie karmiąc wizją wiecznej wspólnej przyszłości.

 

Moja miłość uciekła równie niespodziewanie, co się zjawiła. Właśnie kiedy wszystko już było tak jak tego chciała, gdy usunęłam wszelkie przeszkody, jakich wyszukała żeby mnie sprawdzić – zniknęła. Zaspokojona pewnością sukcesu – tryumfowała zwycięsko. Czując, że ma mnie w pełni oraz wiedząc, że mam jedynie ją – bez słowa, bez wyjaśnień, bez gestów ani bez żadnego pożegnania zwyczajnie odeszła…

 

Zostawiając mnie samą… Tak żałośnie bezbronną…

 

Moja miłość odmieniła nie tylko dotychczasowe życie, jakie osiadałam – to byłoby łatwe do zniesienia, Lecz ona wywróciła nieodwracalnie świat oraz tą niewyraźną przyszłość, którą sobie nieśmiało narysowałam – a teraz to wyłącznie udręka niekończącego poszukiwania. Wypatrywania. Czekania na coś, co przepadło.

 

Przez te wszystkie lata , w tak wielu wielu zahibernowanych wspomnieniach jesteś

… tylko Ty..

… wciągnęłaś mnie… zostawiając na pastwę nie zaspokojonych nadziei…

 

...I wiecznej przysięgi – Bycia Razem …

 

Naiwnie wciąż karmię się iluzorycznym wrażeniem, że znowu stoi, gdzieś blisko mnie i zaledwie za krótki moment uśmiechnie tak, jak dawniej, tak jak to sobie wytatuowałam w umyśle i ukochałam. Niestety powoli bledną i te rzadkie przesłanki, jakie mi ją przypominały, ale nikt więcej nie zbliżył się nawet niej – tego pięknego obrazu – namalowanego w wyobraźni fantasmagorycznego wizerunku – kogoś kogo nie ma…

 

Moja miłość dała mi te nieliczne kruche momenty mające siłę zmiany postrzegania otaczającej rzeczywistości. Oczarowała soczystą głębią smaków, różnorodnością zmysłowych zapachów, nauczyła delikatności gestów – pozwoliła przebywać, dotykać, obcować z ideałem. Uzmysłowiła jak mocne mogą być ludzkie więzi. Jak bardzo można się do siebie zbliżyć, jak wspólnie odczuwać, jak precyzyjnie czuć bliskość drugiego człowieka. Nieoczekiwanie podarowała mi nieznaną dotąd wrażliwość reakcji oraz bezcenną przynależność zakochanej bez pamięci kobiety.

 

Moja miłość zrobiła ze mną, co chciała. Owinęła z dziecinną lekkością wokół siebie dożywotnio odbierając dożywotnio wolność oraz jakąkolwiek samodzielność. Nie spodziewałam się, że jestem zdolna do takiego poświęcenia i potrafię komukolwiek jeszcze oddać siebie w bezgranicznym zaufaniu burząc wysokie mury bezpiecznych granic. Otoczyłam się szczelnie barierami aby nie czuć tej znienawidzonej bolesnej bliskości. Jednak znów nie miałam wpływu na rozgrywające się wokół mnie szaleńczo rozpędzone wydarzenia, których biegu nie sposób było odwrócić. Było za późno. Zdecydowanie za późno na cokolwiek…

 

Moja miłość znów bez bez żadnych skrupułów perfidnie skazując na samotność oraz ciasne cele więzienia, jakim sama dla siebie się stałam, gdy po raz kolejny wzgardziła mną i znudzona odeszła ponownie kamienując obojętnym gradem milczenia…

 

A ja… gdybym wiedziała jak sprawić żeby się przed nią uchronić i być odporną na jej diabelskie działanie… nie chciałabym jej nie zaznać… ani nie poznać jej magnetycznego uśmiechu, kruszącego lód wokół zamrożonego serca…

 

To wiedziałam doskonale, że to nie jej dłonie teraz wodzą po moim ciele. A wyczekiwany niegdyś z utęsknieniem dotyk nie mówił do mnie bezkresem odległych przestrzeni kosmicznych – tylko żałośnie odgrywał groteskową imitację tamtych emocji… bestialsko wyrwanych…

 

Pozornie podobna, lecz jakże daleka od mojej poznanej i zapamiętanej …

...Miłości...

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Clariosis 18.06.2020
    Naprawdę smutne. Miłość to doprawdy potężna emocja - nawet największego twardziela rozłoży na łopatki. A złamane serce się nigdy nie zagoi, jeżeli druga osoba nie postara się swoją miłością bólu temu sercu odjąć...
    Z ciszą daję temu tekstowi piątkę.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania