Poprzednie częściHistoria Voxanne 1.

Historia Voxanne 11.

Noc 12 na 13 kwietnia 1892 roku, Księżycowe Miasto,Wyspa Ferox.

 

 

Piętnaście minut przed północą umyłam twarz zimną wodą. Spojrzałam w gładką taflę lustra, zobaczyłam podpuchnięte, ciemno-brązowe oczy i zaczerwienione policzki. Spięłam włosy spinką, były w nieładzie, i zarzuciłam na siebie pelerynę. Wyszłam przed dom, rozglądając się. Ulice Księżycowego Miasta były puste, nad nim, w przestworzach, dryfował magiczny statek Draconów. Zamknęłam oczy, przenosząc się pod główny budynek, potem pod jedną z trzech wież, a następnie na mos, łączący wierzę z Górą Wilków. Most chwiał się niebezpiecznie, starałam nie patrzeć się w dół, w tych ciemnościach pustka pode mną wyglądała na przepaść bez dna.

Na górze było zimno. Objęłam się ramionami, rozglądając się dokoła. Nie byłam pewna czy nie mówiłam zbyt tajemniczo. Mógł nie domyślić się, nie zrozumieć.

- Jestem zaskoczony, że jednak przyszłaś.

Drgnęłam przestraszona. Kapitan Śmierć poruszał się bezszelestnie. Opierał się nonszalancko o jedną ze skał, wpatrując się we mnie swoimi przenikliwymi, lodowatymi, czarnymi oczami. Spojrzałam na niego dumnie.

- Jestem zaskoczona, że się domyśliłeś.- odparłam.

Uśmiechnął się rozbawiony.

- Punkt dla ciebie, najdroższa.

Kiwnęłam głową. James odepchnął się od skały i rozejrzał dokoła.

- Szkoda, że nie masz mojego wzroku. Nocą te góry są jeszcze piękniejsze. Widzisz tu coś? Jest dość ciemno.

- Dość niewiele.- odparłam.- Nie jestem jednak całkiem nie widząca.

- No tak. Piłaś wodę z Czystego Jeziora.- odparł beznamiętnie.- Ile razy?

- Dwa.

- Pierwszy pewnie był przypadkiem. Pozwolili ci na drugi?

- Wymknęłam się nocą.

James uśmiechnął się.

- Jesteś sprytną dziewczyną, panno Blackwood.- powiedział.- Jakie to uczucie? Kiedy woda z tego jeziora płynie w twoich żyłach?

- Niesamowite.- odparłam po chwili namysłu.- Jakbym była zdolna do wszystkiego. Silna, potężna. Niepokonana. Nie mam sobie wtedy równych.

- Lubisz być potężna, panno Blackwood?

- Bardzo.

Kapitan Śmierć zbliżył się do mnie. Bezszelestnie. Uniósł rękę i delikatnie dotknął mojego policzka, jego dłoń była ciepła, przyjemna, patrząc mi intensywnie w oczy, jakby chciał przejrzeć moją duszę na wylot. Nachylił się nade mną. Przez chwilę myślałam, że mnie pocałuje, ale zamiast tego on wyszeptał wprost w moje usta:

- Chciałabyś być niepokonana, najdroższa?

- Tak.- odszepnęłam.

- Jak bardzo?

Delikatnie pogładził mnie po policzku. To było przyjemne, jego ruch wysłał przyjemne dreszcze wzdłuż mojego ciała.

- Najbardziej na świecie.- wyszeptałam.

Wtedy mnie pocałował. Krótko, mocno i stanowczo, poczułam jego zapach. Typowo męski, ostry, przemieszany z wonią morza. Zniewalający. Odsunął się ode mnie, cofając rękę.

- Dołącz do mnie, panno Blackwood.- powiedział, patrząc mi w oczy.- Wskaż mi jezioro, podzielimy się wodą. Zostaniemy nieśmiertelni, niepokonani. Najpotężniejsi. Będą drżeć ze strachu na samo twoje imię, moja słodka Voxanne. Uczynię cię królową mórz, spełni się to wszystko, czego od zawsze pragnęłaś. Każde twoje marzenie.

Oferta była kusząca. Nie byłam jednak głupcem, wiedziałam, że targuję się z diabłem, jeśli zgodzę się na jego propozycję, przyjdzie mi podpisać cyrograf.

- Myślałam, że Draconi są nieśmiertelni.

- Wiecznie młodzi. Nigdy nieśmiertelni, nie bez pomocy tej wody.

- Ona powoduje szaleństw, wymywa z ciała duszę.

James uśmiechnął się kpiąco.

- Nie wierzę w duszę. Jeśli kiedykolwiek ją posiadałem, to dawno już jej nie mam. Sprzedałem ją za pierwszą lepszą błyskotkę i dobrze mi bez niej.- powiedział.- Ta woda to nie szaleństwo. Ona jedynie daje możliwości. To od człowieka zależy jak je wykorzysta, czy poradzi sobie z nowymi mocami. Życiem wiecznym.

Życie wieczne. Władza, potęga i nieśmiertelność były przede mną na wyciągnięcie ręki. Wystarczyło jedno, krótkie „tak”.

- Więc jak, najdroższa? Jesteś ze mną czy przeciw mnie?

- Jak miałaby wyglądać nasza umowa?

- Spełniasz marzenia. Robisz to co zawsze chciałaś. Jesteś potężna i wieczna. Ludzie drżą na samo twoje imię. Razem podbijamy kolejne krainy, tworząc legendę. Naszą legendę, najsłodsza. Kiedyś będą śpiewać pieśni o naszych podbojach, a ludzie będą bali wymówić nasze imię.

Milczałam przez chwilę.

- Będę musiała wrócić do Londynu.- powiedziałam.- Załatwić niedokończone sprawy, zabrać potrzebne mi rzeczy. Umieścić szczątki matki w grobie.

Oczy kapitana błysnęły.

- Chcesz się zemścić, Voxanne? Zemścić za te wszystkie lata samotności, bólu i tęsknoty?

- Chce żeby cierpiała.- odparłam pewnie.- Pomożesz mi spełnić to marzenie?

- Dla ciebie wszystko, najsłodsza.- odparł z uśmiechem.- Umożliwię ci twoją zemstę. Jak chcesz jej dokonać?

- Chciałabym ją pokonać.- wyznałam.-Chciałabym móc stanąć nad nią, trzymając klingę przy jej gardle i spojrzeć jej w oczy. Chce by wiedziała, że to ja ją pokonałam.

- Więc klątwa okaże się wtedy prawdą.- powiedział.- Zdrada bliskiej osoby, zdrada własnej córki i śmierć z jej ręki. Czyż to nie poetyckie?

Nie odpowiedziałam. James uśmiechnął się z nutą drwiny.

- No dobrze. Nie masz szans pokonać jej w walce. Lilien jest świetnie wyszkolona, a na dodatek przez ostatnie siedemnaście lat mieszkała w górach, które mają w sobie pył z kamieni księżycowych, potęgują one zdolności w walce. Szybkość, siłę, umiejętności. Oddychała tym pyłem przez siedemnaście długich lat i nawet Czysta Woda w twojej krwi ci nie pomoże.

- Więc co mi pomoże?

- Ja, moja słodka. Nikt inny niż ja.- sięgnął do kieszeni i wyjął z niego fiolkę z perlistą, połyskującą cieczą.- To wyciąg z tysięcy księżycowych kamieni. Trzymałem go na specjalną potrzebę i taka nastała. Wypijesz coś takiego raz i staniesz się niepokonana. Lilien nie będzie miała z tobą szans.

- To oszustwo.

- Wyrównanie szans, Voxanne.

Przechyliłam głowę w bok.

- Ty piłeś coś takiego?

- Oczywiście. W walce o władze wszystkie chwyty są dozwolone.

Wzięłam od niego buteleczkę i nim się rozmyśliłam, odkorkowałam ją, a następnie wypiłam zawartość. Wyciąg był gorzko-słodki, ani smaczny, ani nie smaczny. Nie poczułam się też po nim inaczej, nie tak jak po wodzie z jeziora. James się uśmiechnął.

- Gdy będę w Londynie co miesiąc poślesz mi fiolkę z wodą.- powiedziałam.- Powinnam wrócić do roku. Po roku comiesięcznego zażywania wody, będę ją piła co rok.

- Oczywiście. Kiedy chcesz spełnić swoje marzenia i zabić Lilien?

- Jutro rano. Na śniadaniu. Spętasz Ludzi Księżyca i wróżki, a ja wyzwę ją na walkę.

- Doskonały plan. Co z księciem?

- Nie zabijesz go.- powiedziałam pewnie.- Jedyna osoba, która zginie to Lilien. I córka wodza.

- Dlaczego Sapphire?

- Miłość wodza do mojej matki odebrała mi ją. On mi ją odebrał. Czas bym mu się za to odwdzięczyła. Z nawiązką.

- Podoba mi się twój tok myślenia, słodka Voxanne. Więc do poranka.

Ruszył w stronę mostu, a potem zniknął mi z oczu. Przez chwilę stałam w ciemnościach, nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Później mostem przeszłam na górę, gdzie znajdowała się jaskinia z źródłem. Dość niepewnie weszłam do środka. Źródło miało perłową, świetlistą wodę, która rozświetlała mroki jaskinie. Cienie tańczyły na ścianach jakiś egzotyczny taniec, z źródła unosiła się ku górze para, a ja widziałam tył głowy i plecy Reaghar’a, który siedział w wodzie. Odwrócił się, kiedy usłyszał moje kroki, a następnie delikatnie się uśmiechnął.

- Jak się trzymasz?

- Och, jakoś.- odparłam krótko.

Rozpięłam kurtkę by po chwili zdjąć ją i rzucić na ziemię. W jaskini było niezwykle gorąco i duszno, krople potu zrosiły mi kark i czoło.

- Czy ta woda jest tak gorąca, jak się wydaje?- spytałam.

- Jest ciepła, przyjemna.- odparł Reaghar.- Powinnaś spróbować. Oczyszcza ze smutków.

Kąciki moich ust drgnęły w delikatnym uśmiechu. Jakiś cichy głosik w mojej głowie szeptał, że przecież rano go zdradzę, więc jakim prawem pozwalam sobie teraz na podziwianie delikatnych rysów twarzy, głębokich, granatowych oczu i wydatnych ust? Nie wiem. Nie znałam odpowiedzi na to pytanie, jedyne co wiedziałam to fakt, że Reaghar jest niewątpliwie bardzo przystojnym mężczyzną, wróżem.

- Chyba masz rację.- powiedziałam.- Może powinnam.

Sięgnęłam do sznurków gorsetu i zaczęłam je zręcznie rozplątywać, by po chwili mógł dołączyć on do kurtki na podłodze. Oczy Reaghar’a rozszerzyły się, na jego twarzy pojawiła się nowa emocja, pożądanie. Zdjęłam buty, a następnie koszulę i spodnie, starając się nie myśleć o tym, że jetem naga. Postanowiłam zignorować uczucie wstydu, zepchnąć je na dalszy plan. Czułam się piękna i taka byłam, dlaczego miałabym się wstydzić mojego ciała, mojej urody? Nic chciałabym być jedną z tych słodkich, rumieniących się pannic z Londynu. O nie, takie zachowania zostawiłam za sobą. Poza tym, skoro i tak okażę się zdrajcą, dlaczego mam się wstydzić? Nie widziałam w tym najmniejszego sensu.

Weszłam powoli do źródła, książę cały czas mnie obserwował. Woda rzeczywiście była ciepła, bardzo przyjemna. Rozluźniała ciało, odprężając i powodując, że choć na chwilę zapominałam o zawartej przeze mnie umowie, której nie tyle żałowałam, co obawiałam się jej konsekwencji. Oparłam się plecami o skalną ścianę.

- Nie czujesz już jej działania, Voxanne?- spytał Reaghar, dość ochrypłym głosem.

Uśmiechnęłam się do niego.

- O tak. Jest niesamowita, miałeś rację, Reagharze.- pokiwałam głową.

Milczeliśmy przez chwilę, aż w końcu się odezwałam.

- Teraz jest tak spokojnie. Nie mogę uwierzyć, że ta wcześniejsza sytuacja miała miejsce. Wciąż się łudzę, że to tylko sen.

- Będzie tylko lepiej.- zapewnił mnie.- Tak poza tym, wszystkiego najlepszego, Voxanne.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Dziś trzynasty kwietnia, nieprawdaż?- spytał.- Kończysz dwadzieścia jeden lat.

- Tak.- westchnęłam.- Sama o tym zapomniałam. Skąd ty to wiesz?

- Pisałaś o tym w dokumencie, na samym początku, przedstawiając się.

To było prawdopodobne. W tym momencie tamte dni wydawały mi się tak odległe, tak spokojne, że nie byłam w stanie przypomnieć sobie, co dokładnie napisałam w dokumencie. Poczułam jak Reaghar delikatnie muska palcem nagą skórę na moim ramieniu, patrząc się wprost w moje oczy.

- Więc, Voxanne?- spytał niemal szeptem.- Co mam ci dać w prezencie? Czego pragniesz najbardziej na świecie.

Jej śmierci. Wieczności. Władzy i potęgi.

Nachyliłam się w jego stronę.

- W tej chwili tylko jednego, mój książę.

Reaghar połączył nasze usta w pocałunku, długim, słodkim i pełnym pragnienia, jednocześnie obejmując mnie i przyciągając do siebie. Wspólnie walczyliśmy o oddech, dając się ponieść namiętności, zapominając o tym, że istnieje coś prócz nas. Każdym spojrzeniem, delikatnym dotykiem czy pchnięciem próbowaliśmy przekazać sobie, jak bardzo tego chcemy, jak bardzo pragniemy siebie nawzajem. Szeptaliśmy czułe słówka, niemal niepoczytalni z powodu zalewającej nas rozkoszy, gdy stawaliśmy się jednością. Świat stracił jakiekolwiek znaczenie. Ból i gorycz odeszły w niepamięć, liczyliśmy się tylko my. Ja i on, nasze rozgrzane, złaknione, splecione razem ciała i nasze okrzyki przyjemności, odbijające się od skalnych ścian jaskini.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • maga 27.02.2017
    Tej część, nie była tak lepka jak poprzednie. I tak dam piątkę!
  • SisterofBlood 27.02.2017
    Dziękuję :)
  • maga 27.02.2017
    Czekam z niecierpliwością na kolejną cześć :)
  • Pasja 27.02.2017
    Mos - most
    Cudowne opisy i świat pełen intryg i zdrady. Uklady i żądza zemsty, długiego życia i wiecznej młodości to cel bohaterów twojej opowieści. 5. Pozdrawiam serdecznie
  • SisterofBlood 27.02.2017
    Dziękuję i również pozdrawiam :)
  • BeerAfterShow 28.02.2017
    5 :)
  • SisterofBlood 01.03.2017
    Dzięki :)
  • KarolaKorman 26.06.2017
    Ale mnie tutaj dawno nie było, ach! Z wielką przyjemnością przeczytałam więc kolejną część. Nie spodziewałam się, że Voxanne uknuje taką zemstę. Podejrzewałam, że może być zła, zawiedziona, oszukana, ale że będzie próbować nawiązać kontakt z matką po tak długim rozstaniu. Że będzie ją próbowała zrozumieć. Ona ma jednak inny plan. Okrutny. zostawiam 5 i lecę do kolejnej części :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania