Poprzednie częściHistoria Voxanne 1.

Historia Voxanne 9.

4-12 kwietnia 1892 roku, podróż przez Wyspę Ferox.

 

 

W wieczór przed naszym wyjazdem odbyła się huczna biesiada, aby pożegnać księcia i zdobyć dla niego przychylność bogów, żeby podróż minęła mu bezpiecznie. Wróżki i ich elficcy goście jedli, pili i tańczyli wokół wielkiego ogniska. Kilka wróżek przygrywało na flecie, muzyka była czysta i piękna.

Ja jednak nie miałam chęci do zabawy, zmęczona koszmarami, dręczona snami i wizjami w których byłam stara, słaba i samotna. Prócz tego czułam się dziś wyjątkowo obco. Nie pasowałam tu i zdawałam sobie z tego sprawę, ale dziś to uczucie było silniejsze niż zazwyczaj. Wróżki był beztroskie, szczęśliwe, jedyne czego się bali to Draconów, choć jednocześnie pragnęli walki z nimi, aby zapisać się na karcie historii jako zwycięscy.

Byłam niespokojna i poddenerwowana. Nie był to stres przed podróżą, wręcz przeciwnie. Nie mogłam się jej doczekać. Chciałam poznać tą kobietę, aby moje wątpliwości i niepewność zniknęły. Nie podobała mi się jej historia, coś w niej było nie tak. Wstałam od stołu. Potrzebowałam świeżego powietrza, z dala od hałasów. Ruszyłam przed siebie lasem. Co prawda, było ciemno, ale odkąd napiłam się wody z jeziora moje oczy lepiej radziły sobie w ciemnościach, widziałam więcej.

Myślałam o wszystkim i o niczym. Byłam zmęczona, słabo sypiałam przez ciągle nachodzące mnie sny. Byłam w nich stara, pomarszczona i brzydka, opuszczona i cierpiąca głód oraz zimno. Porzucona, pozostawiona sama sobie umierałam w jakimś londyńskim zaułku. Za każdym razem przebudzałam się zalana potem i nie mogłam już więcej usnąć. Koszmar powtarzał się co noc, jak ostrzeżenie przed tym co mnie czeka. Nie wiem czy podpadało to już pod obsesję.

Otaczanie się długowiecznym istotami też nie pomagało. Dla nich te pięćdziesiąt czy sześćdziesiąt lat nie stanowiło różnicy, dla mnie było to całe życie, które prześlizgiwało mi się przez palce z zawrotną prędkością, gubiłam dni, godziny wysypywały mi się z dłoni jak ziarnka piasku. Przygnębiało mnie to.

Las w nocy żył własnym życiem. Słyszałam szelest liści, poruszanych przez wiatr lub zwierzęta. Słyszałam pohukiwanie sów, ciche kroki zwierząt i odgłosy łamanych gałęzi. Księżyc świecił gdzieś wysoko nad drzewami, jego perłowa poświata nie docierała aż do mnie. Rzeka delikatnie szumiała, czułam obecność nocnych stworzeń, mimo że pozostawały one dla mnie niewidzialne. Delikatnie dotknęłam liści calanthe, rośliny, której rdzawe kwiaty o słodkim zapachu kwitnęły tylko w nocy. Nazwano ją imieniem pierwszego i jedynego żeńskiego króla wróżek, Króla Calanthe Pierwszej.

Ruszyłam dalej przed siebie, nucąc cicho pod nosem melodią, znaną mi jeszcze z dziecięcych lat. Nie patrzyłam dokąd idę, szłam za intuicją, a moje myśli były odległe. Wspominałam podróże odbyte z kapitanem Thyne, piękne miasta Neverland, ludzi, których poznałam. Zastanawiałam się jacy są Księżycowi Ludzie, ta Podróżniczka i ile potrwa nasza wyprawa. Co potem? Kiedy skończę uzupełniać dokumenty mam po prostu odejść? Wrócić do Londynu? Nie chciałam.

Wyszłam na polanę i zamarłam. Znalazłam się dokładnie przy Czystym Jeziorze. Rozejrzałam się niespokojnie dokoła, król Valtibel mógł źle odebrać moją obecność tutaj. Nie dostrzegłam jednak nikogo na posterunku, czułam jedynie obecność bariery, powodowała delikatne swędzenie opuszków palców. Czyżby na dzisiejszą noc jezioro chroniła jedynie magia wróżek o której opowiadał mi Reaghar? Bariera nie pozwalała dostać się na polane nikomu, kto miał nieczyste intencje. Ale moje nie były nieczyste, trafiłam tu przypadkiem, wiedziona własnymi myślami. Przez chwilę głos rozsądku podpowiadał mi, abym odeszła. Moja ciekawość i pragnienia uciszyły go jednak. Podeszłam powoli do jeziora, a następnie klęknęłam przy nim. Dostrzegłam moje odbicie w gładkiej tafli wody. Kruczoczarne włosy, okalające moją bladą twarz, w tym świetle niemal czarne oczy, przypatrujące się mi w skupieniu i namyśle. Sięgnęłam ku wodzie, zanurzając w niej rękę. Czułam magię, potężną, pierwotną magię, wołającą mnie, wciągającą w swoje odmęty. Pragnęłam jej. Pragnęłam tej magii, tej potęgi całą sobą, aż do bólu. Zdrowy rozsądek uciszyłam całkowicie, nie było we mnie teraz nic racjonalnego, żadna część mnie nie myślała logicznie. Jedyne co się w tej chwili liczyło to potęga, którą miałam na wyciągnięcie ręki.

Zaczęłam nabierać wody dłońmi i pić ją łapczywie, chcąc mieć w jej sobie jak najwięcej. Nie wiem ile to trwało i ile jeszcze by trwało, gdyby nie sowa nie zahuczała. Odskoczyłam od jeziora, przestraszona. Dotarło do mnie co zrobiłam. I nie, nie żałowałam.

Przerażała mnie jedynie myśl, że ktoś się dowie. Uciekłam z polany, nie oglądając się za siebie. Ruszyłam w stronę wioski wróżek, czując to niesamowite uczucie. Moc, potęgę. To, czego zawsze pragnęłam.

Następnego dnia wyruszyliśmy białym świtem. Nie miałam na sobie stroju, który nosiłam na co dzień, lecz brunatne spodnie, czarny gorset i korzenną pelerynę z kapturem oraz wygodne, wysokie buty. Włosy splotłam w warkocza, aby mi nie przeszkadzały, zauważyłam też, że sporo urosły od czasu mojego przybycia tutaj.

Mieliśmy jechać konno aż pod same Księżycowe Góry. Szczerze mówiąc, ciotka Diane uważała, że jazda konna nie przystoi młodej damie, ale wuj Charles kilka razy zabrał Sophie i mnie na swoją rodzinna farmę, gdzie pokazał nam co i jak, więc znałam podstawy.

Usadowiłam się w siodle na grzbiecie gniadego konia. Ponoć miał łagodne usposobienie. Jechało nas w sumie dziesięć osób. Reaghar, ja, Keegan, Aldrian, czterech wróżów z straży przybocznej, jeden z doradców króla i Mathian, kobieta która pochodziła z rodziny elfów, ale mieszkała w wiosce wróżek, gdyż tu założyła rodzinę.

Dzisiejszego dnia mieliśmy przekroczyć jedną z trzech rzek, które były na naszej drodze. Dzień był gorący i duszny, ciężko jechało się w takich warunkach. Czoło i dekolt miałam zroszone potem. Reaghar podjechał do mnie, uśmiechając się.

- Jak bawiłaś się wczoraj? Nie widziałem cię.

- Spacerowałam po lesie.- odparłam.- Nie miałam wczoraj wielce rozrywkowego nastroju.

- Wydajesz się być przygnębiona.

Uśmiechnęłam się do niego.

- Więc mnie rozwesel.- zaproponowałam.

Reaghar zamilkł na chwilę, namyślając się, a potem powiedział:

- Chcesz posłuchać o wróżach na wyspie?

Pokiwałam głową.

- Ponoć rodziny wróżek i elfów założyło dwóch braci. Jeden był z piekła, drugi z nieba. Spłynęli na ziemię i zaczęli spółkować z kobietami Ludzi Księżyca, tak powstały nasze domy. Nie wiadomo czy rzeczywiście mam niebiańskie lub piekielne korzenie, ale to prawda, że mamy wspólnego przodka z elfami . Pierwszym historycznym władcą wróżek był Reaghar I Fae, dzień jego urodzenia liczy się jako zerowy dzień nowej, aktualnej epoki. Przez trzysta lat walczył z Ludźmi Księżyca, a gdy ich pokonał to wziął za żonę córkę wodza. Poił ją ponoć co miesiąc wodą z jeziora, aby była tak długowieczna jak on. Meagera ponoć nie miała uczuć, woda wypłukała z niej całe dobro, była okrutna. Zadusiła w kołysce ich sześciu synów, a gdy powiła siódmego, Reaghar ukrył dziecko u elfów. Ich syn powrócił dopiero, gdy Meagera zamordowała Reaghar’a I podczas snu, a sama rzuciła się z klifu do morza. Była pierwszym dowodem, że woda z jeziora odbiera wszystko co ludzkie i unieszczęśliwia osobę do tego stopnia, że jest w stanie targnąć się na swoje życie.

Słuchałam tego jak zaczarowana. Reaghar miał głęboki, przyjemny dla ucha głos, miło się go słuchało, to co mówił było ciekawe.

- Ich syn nazywał się Jacklynus I. Był ponoć potężny i mądry, sprawiedliwe rządził ludem, ale pragnął jeszcze więcej władzy. Zaczął studiować zakazaną, czarną magię. Miał obsesję na punkcie podbijania nowych krain, ale wróżki nie znały stalowego orędzia, jakim posługiwali się ludzie. Nie mieli statków. Razem ze swoją żoną, Adelaven, szukali innego sposobu. W czasach dwunastych stworzyli tajemne przejście do innego świata, którym do naszego przedostali się Draconi. Początkowo pomogli Jacklynus’owi w podboju nowych ziem, ale później obrócili się przeciw wróżkom i rozpoczęła się Pierwsza Wojna z Draconami. Trwała jedenaście lat i zakończyła się sukcesem sił wroga, zginął wtedy Jacklynus, Adelaven, ich syn Xarieland I i jego żona, Eadwina. Wróżki straciły całe Pretismo, zostały im jedynie Trzy Siostry i Ferox. Na tronie pozostal syn Xarieland, Boleest I. Był wielkim wojownikiem, władcą trochę gorszym, więc tak naprawdę władzę dzierżyła jego żona, Phalippe pochodzenia elfickiego. Podczas ich rządów wróżki stworzyły wielkie imperium, każdy się z nami liczył. Phalippe zginęła z rąk synowej, która podtruwała ją przez kilka miesięcy, chcąc by jej mąż, a syn Phalippe, Reaghar II, dostał się do władzy. Reaghar II i jego żona Amethyst stanowili doskonałą parę, byli bratnimi duszami, urodzili się jednego roku, dnia i miesiąca o tej samej godzinie. Wszystko było dobrze, póki Amethyst nie zaczęła pić wody z jeziora, chcąc posiąść wieczną moc. Dostrzegła, że to mąż stoi jej na drodze do władzy i zabiła go, sto pięćdziesiąt lat później zmarła na dziwną chorobę. Powiadają, że przesadziła z dawkami wody, ponoć ta zniszczyła jej organizm. Ich syn, Reaghar III, również został zdradzony przez swoją królową. Wydała go wampirom w zamian za bezcenne księgi, które znajdują się w naszym księgozbiorze po dziś dzień.

- Dość nieszczęśliwie kończą ci twoi imiennicy. Zdradzani przez miłości swojego życia.- zauważyłam.

- To prawda, ale zamierzam przerwać tą zła passę.- odparł.

Nocowaliśmy przy rzece pod gołym niebem, następnego dnia znów wyruszyliśmy o świcie, musieliśmy się dostać do drugiej rzeki i przeprawić przez nią. Tego dnia cały czas padało, ulewa nie ustała ani na chwilę, a Reaghar kontynuował swoją opowieść o dawnych królach wróżek.

- Syn Reaghar’a III i Damaris, Cellordos I odbudował na nowo imperium, choć był niezwykle słabym wróżem. Żył jedynie trzysta czterdzieści lat i zmarł z przyczyn naturalnych, chyba jako jedyny władca. Jego syn, Saladar I, zginął razem z żoną w zamachu, gdy przebywali na Trzeciej Wyspie, po jego śmierci, jego potomek, Reaghar V kazał zabić połowę ludności na wyspie w ramach zemsty. Sam zginął całkiem szybko, utopiła go żona, gdy w napadzie szału chciał zabić ich jedynego syna. Shamira zginęła rok później z niewiadomych przyczyn. Ich syn, Cellordos II, panował podczas Drugiej Wojny z Draconami, podczas której zagarnęli oni Trzy Siostry i sumiennie nas wybijali. Jego syn, Veltibel I, oraz jego żona Calanthe, poświęcili swoje życie, odprawiając rytuał krwi, który już na zawsze miał ochronić Ferox przed Draconami. To jego magia po dziś dzień chroni jezioro i póki Draconi nie zostaną do niego zaprowadzeni przez osobę, która piła wodę z jeziora, dopóki nie mogą się do niego dostać. Dlatego też tak bardzo pilnujemy, aby nikt z niego nie pił. Calanthe i Veltibel pozostawili na tronie swojego syna, Cellordos’a III, który miał zaledwie trzy lata, więc szybko wyswatano go z dwadzieścia siedem lat starszą Aldoceriel i póki on nie dorósł, ona sprawowała władzę. Doczekali się tylko jednego dziecka, dziewczynki, wszystkie inne rodziły się martwe. Ich córka, Calanthe I, została pierwszym żeńskim królem wróżek i rządziła najdłużej spośród wszystkich władców, prawie dwa tysiące lat. Miała tylko jedno dziecko, Reaghar’a IV, któremu jego żona poderżnęła gardło. Fakt był też taki, że ponoć traktował ją okropnie i któregoś wieczoru Variela po prostu nie wytrzymała. Ich syn, Boleest II i jego żona, Sethrilia, byli najbardziej znienawidzoną parą królewską, ale panowali dość długo. Dopiero, gdy mieli już cały swój lud w głębokim poważaniu i chcieli sprzedawać wodę z jeziora, aby wyjść z długów, wróżki wspierane przez elfów wszczęły bunt i zostali spaleni na stosach. Ich syn, Valtibel II, zginął rok później podczas jednej z potyczek z Draconami. Podczas rządów jego syna, a mojego prapradziadka, Lithal’a I, wybuchła Trzecia Wojna z Draconami, zakończona wygraną dopiero przez mojego ojca.

Trzeciego dnia, gdy jechaliśmy dalej, aż do trzeciej rzeki, Reaghar opowiadał mi legendy o złotym kwiecie, który po zerwaniu zmienia się w twoja bratnią duszę. Mówił o pierwszej władczyni syren, która płakała perłami zamiast łez i o Księżycowym Człowieku, co się w niej zakochał, a ona wciągnęła go w odmęty morza i zmieniła w pierwszą i jedyną męską syrenę.

Czwartego dnia widoki się zmieniły. Wjechaliśmy na górzysty teren, drzew było co raz mniej, droga była ciężka, musieliśmy robić liczne postoje, gdyż konie nie dawały rady.

Piątego dnia musieliśmy iść pieszo, zwierzęta nie potrafiły wjechać pod strome, kamienne góry. Szóstego i siódmego wspinaliśmy się po nich, nie raz noga mi się obsunęła i gdyby nie zabezpieczenia w postaci lin, spadłabym w dół i roztrzaskała się na skałach. Spaliśmy w jaskiniach, twarde kamienie gniotły mnie w plecy, a wiatr huczał w nich, nie dając spać. Ósmego dnia zaczął padać śnieg. Było zimno, co sprawiało, że nie miałam zbytnio dobrego humoru, ale księże wróżek pocieszał mnie, mówiąc że jutro dojdziemy na miejsce.

Tak też było. Miasto Ludzi Księżyca znajdywało się na wysokiej, pokrytej śniegiem górze, osłoniętej mgłą. Osadę otaczał skalny mur, który posiadł trzy wieże. Z każdej wieży wychodził most, który prowadził do jednej z sąsiednich góry. Reaghar powiedział mi, że na jednej mieści się dom wodza i Podróżniczki, druga nazywana jest Górą Wilków, odprawiają tam swoje obrzędy, dzięki którym przedłużają swoje życia, a na trzeciej znajduje się jaskinia z gorącym źródłem wód, uznawanych przez nich za wody, które oczyszczają ze zła. Książę stwierdził, że powinnam spróbować się w nich wykąpać. Ponoć uczucie jest niesamowite.

Wcześniej zastanawiałam się czy to jedyna droga do miasta. Nie wierzyłam do końca, że za każdym razem gdy opuszczają osadę, muszą przekraczać góry. Aldrian udzieliła mi odpowiedzi, mówiąc, że ponoć istnieje stąd wyjście pod górami, ale wróżki nigdy go nie odnalazły.

Żelazna brama została dla nas otworzona.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Pasja 21.02.2017
    Reaghar podjechala do mnie - podjechał
    Fajne opisy i historia przekazana nan w ciekawy sposób. Piszesz dużo o kobietach które są mocne i dają radę w razie niebezpieczenstw. Czekam na dalsze losy. 5 Pozdrawiam serdecznie
  • SisterofBlood 21.02.2017
    Dziękuję i również pozdrawiam :)
  • KarolaKorman 22.02.2017
    Dwie rzeczy zwróciły moją uwagę: pierwsza to to, że książę w swoich opowieściach przekazał bardzo mroczną historię. Wydawało się wcześniej, że wróżki i elfy żyją wolni od przemocy wśród swoich plemion, a tu taka niemiła niespodzianka. I druga to przepowiednia, że Drakonów nad jezioro ma zaprowadzić ktoś, kto pił z niego wodę. I tu nasuwa się pytanie, czy Voxanne dobrze zrobiła pijąc tę wodę?
    Bardzo ciekawa część, 5 :)
  • SisterofBlood 22.02.2017
    Nic nie jest takie jakie się wydaje być, to moja odpowiedź na te dwie rzeczy :) Dziękuję za komentarz i ocenę :)
  • BeerAfterShow 23.02.2017
    Dużo pytań mi się nasuwa po tym tekście. Czekam z niecierpliwością :) 5
  • SisterofBlood 23.02.2017
    Dziękuję :)
  • katharina182 24.02.2017
    Super opisy, na przyklad lasu noca. Moglam sobie wszystko z latwoscia wyobrazic. Wydaje mi sie ze z rozdzialu na rozdzial jest coraz lepiej. Kolejka piateczka.
    Jak zwykle sorry za brak pl znakow w komentarzu:D
  • SisterofBlood 24.02.2017
    Dzięki wielkie za ocenę :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania