Historia z Cichej 1

W naszej społeczności o Andrzeju krąży mnóstwo durnych plotek – lokatorzy urządzili sobie chyba konkurs na najmniej prawdopodobną historię. Na przykład Maciej twierdził, że kiedyś wszedł do jego mieszkania, gdy ten zapomniał zamknąć drzwi i zobaczył tam mnóstwo naczyń wypełnionych krwią.

Kłamał. Gdyby rzeczywiście wszedł do mieszkania Andrzeja, bardzo by tego pożałował.

Byłem tego w pełni świadomy, a jednak, gdy dziś koło jedenastej wieczorem przechodziłem obok jego drzwi i zastałem je uchylone, przystanąłem, by zawiązać buty i wiązałem je jakoś strasznie długo.

Może wyszedł na chwilę i zaraz wróci?

Nieee. Przecież pracuje w nocy i wraca rano. Zawsze.

Czyli naprawdę zapomniał zamknąć drzwi.

Jednak… w takim razie musiało się stać coś bardzo niecodziennego…

Raz kozie śmierć, wpadłem do kuchni.

Zapaliłem światło. Oniemiałem. Wszystkie półki, blaty, stół. Zastawione butelkami, słojami i flakonami wypełnionymi czerwoną cieczą. Porwałem z półki butelkę. Odkręciłem, powąchałem i na wszelki wypadek pociągnąłem łyk zawartości.

Sok pomidorowy.

- Doobry, prawda?

Andrzej stał tuż za mną.

Przeszedł mnie dreszcz. A potem następny. I jeszcze jeden. Nie chodzi o to, że mój dobry sąsiad, maniak prywatności, przyłapał mnie na wypijaniu jego soku. Andrzej nigdy tak nie przeciągał samogłosek.

- Taak – odpowiedziałem, niechcący go naśladując. – Chyba bardzo go lubisz.

- Luubię. Mama ma caały ogródek w pomidorach, więc mi przysyła. A pooza tym ładnie się prezentuje na tle białych ścian.

To prawda.

Stałem do niego bokiem, wykręcając tułów i kark, żeby go widzieć. Zakręciłem trzymaną w rękach butelkę i odstawiłem, ale wciąż trzymałem na niej palce. W razie czego… Oczami wyobraźni widziałem obraz tej białej kuchni pełnej rozbryzganych, czerwonych plam.

- Powinienem już iść, prawda?

- Powinieneś. – Znowu brzmiał normalnie. Automatycznie poprawiał mankiety koszuli.

- Nie będę już ci przeszkadzał. – Odwróciłem się, ale wcale nie miałem ochoty mijać się z nim w drzwiach.

- Możesz zatrzymać – dodał, wskazując brodą na butelkę, którą wciąż obejmowałem palcami. Wymamrotałem podziękowanie. Andrzej odsunął się wreszcie i przeszedłem. Czułem na sobie wzrok odprowadzający mnie do drzwi. Po przekroczeniu progu rzuciłem się pędem prosto do swego mieszkania, gdzie jeszcze kilkoma łykami napoju starałem się uspokoić walenie mojego serca.

Naprawdę nie rozumiem tego, co się stało. Ale jednego intruza Andrzej nie musi się już obawiać. Końmi mnie nie zaciągną do tej kuchni.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Ritha 28.08.2019
    - Powinieneś. – znowu - z dużej po kropce
    Nie będę już ci przeszkadzał. – odwróciłem się - tutaj też

    Dobra narracja, wyczuwalny niepokój, ciekawość pobudzona. Jestem na tak.
    Pozdrawiam
  • droga_we_mgle 28.08.2019
    Poprawione. Dziękuję za wskazanie mi tego i za ocenę. Również pozdrawiam.
  • JamCi 28.08.2019
    Dobre :-) gul soku.... Gul gul....
  • droga_we_mgle 28.08.2019
    Cieszy mnie to :-) Ano, gorąco jest na dworze, płyny trzeba uzupełniać...
  • Dekaos Dondi ponad rok temu
    Droga_we_mgle↔Polubiłem Twoje teksty:)↔Niby nic takiego tu, a jednak tak napisane, że... niezupełnie tak jak trzeba:)↔Pozdrawiam?:)
  • droga_we_mgle ponad rok temu
    Dekaos Dondi ✎ właśnie widzę - po determinacji, z jaką prowadzisz wykopaliska :)
    Tekst jest częścią małego uniwersum, które noszę w głowie i może jeszcze kiedyś do niego wrócę; efekt taki właśnie miał być, że niby zwykłe życie mieszkańców kamienicy, ale właśnie - coś jest niezupełnie tak jak trzeba :) Dzięki za wpadnięcie i pozdrawiam :))

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania