Hotelowy Duch

Wakacje są najwspanialsze, gdy się nie nudzę i tak jest tego roku. W poprzednie lato byłam nad morzem, więc w tym roku wybrałam góry. Jest tam wspaniałe powietrze, pełno kolorów… Te kilka dni spędzam wraz z mamą, a zatrzymaliśmy się w starym motelu na obrzeżu miasta. Mam 17 lat, mieszkam w Warszawie (wysokiej stolicy). W zeszłym roku zaczęłam naukę w liceum ogólnokształcącym, ale jeszcze nie mam planów na przyszłość.

W przytulnym małym hoteliku dostaliśmy pokój o numerze 123. Ten numer nas trochę rozśmieszył, byłyśmy przekonane, że jest tu zaledwie kilka pomieszczeń. Uprzejmy portier dał nam klucze i zaprowadził do pokoju. W całym budynku panowała cisza, nie było tu nikogo oprócz nasz i portiera… a to dziwne, bo ludzie na wakacjach wybierają do snu ciche okolice. Ale samo Zakopane nie budzi tyle tajemniczości jak ten budynek. Głupie myśli przyszły mi do głowy: „na pewno tu straszy, jestem ciekawa, co będzie w nocy.” Noc minęła bardzo szybko, a to za sprawą tego, że byłam zmęczona podróżą. Cały dzień spędziłyśmy na zwiedzanie miasta. Najbardziej podobało mi się muzeum figur woskowych. Znajdowały się tam przeróżne postaci: Jan Paweł II, Harry Potter ze swoją paczką, Lady Daya na, wampiry, kobiety ubrane w piękne suknie przypadające na panowanie Ludwika XVI. Wieczorem całkiem skonane wróciliśmy do motelu. Wzięłyśmy prysznic i każda położyła się w swoje łóżko. Tej nocy nie mogłam spać. Mama uspokajała mnie słowami:

- To na pewno od nadmiaru wrażeń, zamknij oczy i spróbuj zasnąć.

Wstałam i zeszłam na dół. Mama już spała. Portier chyba poszedł do domu – to znaczy, że jesteśmy tu same. Przeszłam się po parterze. W jakimś momencie usłyszałam krzyk jakiejś młodej kobiety. Krzyczała:

- Ratunku, niech mi ktoś pomoże, pomocy!!!

Wzięłam parasol, który był akurat pod moją ręką, choć wiedziałam, że parasol mnie nie obroni. Poszłam zdecydowanie w stroną dźwięku. Lęk przeszył każdy zakątek mojego ciała. Zeszłam stromymi schodami do piwnicy. Uchyliłam drzwi. Zobaczyłam tam dziewczynę, nie dużo starszą ode mnie. Była przygwożdżona przez jakiegoś mężczyznę do ściany. Chyba chciał ją zgwałcić. Machnęłam parasolem przy jego głowie. Parasol przeszedł przez jego głowę tak jak by ten człowiek nie istniał. Jeszcze kilka razy machałam parasolką.

- To duch – powiedziałam pod nosem.

Wiedziałam, że ta młoda kobieta mnie widzi. A ja patrzyłam jak on ją gwałci, a potem dusi. Krzyczałam, paraliżujący mnie strach nie pozwalał mi stamtąd wyjść.

Byłam jak z kamienia. Usiadłam pod ścianą, skuliłam się i płakałam. Ta kobieta leżała już bez życia, a on jeszcze ją dotykał. Najgorsze jest to, że nie mogłam jej pomóc, nie mogłam nic zrobić. Mama usłyszała moje krzyki i zeszła do piwnicy. Ten mężczyzna, (choć on nawet nie zasługuje na takie miano) przeszedł jak zjawa przez mamę i spokojnie opuścił pomieszczenie. Mama nic nie widziała, tylko patrzyła na mnie rozwścieczoną, zapłakaną, przestraszoną i bezradną. Powoli pomogła mi wstać i wyprowadziła mnie stamtąd. Obracałam się jeszcze patrząc na martwą dziewczynę.

Następnego dnia mama udawała, że nic się nie stało, choć sama była przerażona moim zachowaniem. Dostałam zakaz wchodzenia do piwnicy. Tej nocy portier za prośbą mamy został na noc. Położyłam się i zamknęłam oczy. Wiedziałam, że nie będę mogła tu spać. Znowu słyszałam krzyki. Spojrzałam na zegarek: 01:00. Tak jak wczoraj… zeszłam cichutko. Portier spał przy ladzie jak suseł. Krzyk dochodził z kuchni. Znowu się spóźniłam. Ten sam mężczyzna, którego widziałam wczoraj skrzywdził inną kobietę. Krzyknęłam. Wycofałam się do wyjścia, gdy portier zagrodził mi drogę:

- Co się dzieje panienko? – Spytał zaspany.

- Dzięki Bogu, że to pan. Muszę zadać panu kilka pytań!

- Wejdźmy do kuchni, zrobię herbaty i porozmawiamy.

- Nie – powiedziałam stanowczo, bo tam nadal leżało ciało kobiety – To nie potrwa długo. Chodźmy do salonu.

Zadawałam wiele pytań i zajęło to trochę czasu. Dom od zawsze należał do rodziny portiera, pana Józefa. W 1945 roku jego przodek zabił w tym domu wiele kobiet. A zwodził je wieczorem, zapraszając na herbatę. Mężczyzna ( ta zjawa) nie był na pierwszy rzut oka okrutny. Dawał wrażenie dżentelmena. Elegancko ubrany, pachniał drogimi wodami, dobrze ustawiony w życiu swoimi decyzjami zniszczył sobie życie. Wysoki, dobrze zbudowany poradziłby sobie z każdą kobietą stawiającą opór. To straszne… Wróciłam na górę okropnie przerażona. Usłyszałam kłótnie dwóch mężczyzn. Wiedziałam, że to znowu zjawy. Stanęłam przed drzwiami jednego z pokoi i nasłuchiwałam:

- Skończ z tym!

- Nie jesteś moim ojcem!

- Nie możesz stracić tego, na co pracowałeś przez całe życie.

- Spokojnie, to moja sprawa.

- Skończ z tym. Pomogę ci zakopać ciała w ogrodzie, ale kończ z tym.

- Och bracie, wracaj do swojej rodziny. Poradzę sobie.

To coś strasznego. Wróciłam do pokoju gdzie leżała mama. Położyłam się w swoim łóżku. Przykryłam się po sam nos, by jeszcze mieć dobry widok na pokój. Nie zasnęłam jednak tej nocy. Rano, gdy wszyscy się obudzili opowiedziałam mami wszystko. Tłumaczyła to tak: to tylko sen. Udawałam, że boli mnie głowa i zostałam w motelu. Mama z niechęcią poszła na miasto. Wiedziała, że coś kombinuje, więc został ze mną pan Józef. Wymknęłam się do ogrodu. Był porośnięty chwastami. Znalazłam łopatę, ale nie było sensu kopać tak ogromnej powierzchni ziemi. Wymknęłam się, więc do biblioteki. Szukałam informacji z przed lat. Nic nowego się nie dowiedziałam. Po powrocie do domu mama dała mi długi wykład na temat mojego zachowania.

- Możesz mi wytłumaczyć swoje ostatnie zachowanie?– Pytała całkiem bezsilna.

- Mamo, nigdy cię nie okłamałam. Ta cała historia o duchach… Mówię prawdę!

- Mario, nie będę tego dużej słuchać. Albo jedziemy do domu, albo do innego hotelu.

- Mamo, proszę!

- Skończyłam! Pakuj się, niedaleko jest hotel.

Nie daleko… Nie musiałam dużej dyskutować. Udawałam złą, ale to było sto razy lepsze od powrotu do domu. Przyszedł wieczór… Dostałyśmy oddzielne pokoje, koło siebie, na trzecim piętrze. Czułam, ze coś jest nie tak. Wiedziałam, że w małym motelu znowu dzieje się coś strasznego. Nie mogłam wyjść z hotelu by sprawdzić, co się dziś dzieje. Ktoś zapukał do moich drzwi, około 2:00. Uchyliłam drzwi. Na holu stało 20 dziewcząt w zakrwawionych, podartych ubraniach. Wpuściłam je do środka.

- Musisz nam pomóc, teraz przyszła kolej na ciebie – powiedziała jednak z nich.

- Co mam zrobić? – Spytałam przerażona.

- Teraz przyszedł czas na ciebie. Musisz go zabić – odparła inna.

- Jak zabić kogoś, kto nie żyje…?

- Mamy plan.

Miałam samowolnie stać się ofiarą. Przejść koło budynku wieczorem, dać zaprosić się do środka prze mężczyznę, który jest gwałcicielem. Jak to nie wyjdzie to dołączę do nich? To okropnie trudna decyzja. Dziewczyny opowiedziały mi jak wygląda jego dzień. Przed światem udaje wielkiego urzędnika, patriotę, a wieczorem… Zamiast iść do pierwszego lepszego domu publicznego… Myślałam, że mężczyźni są szlachetni, odważni, troskliwi, walczą w obronie kobiet, posiadają uczucia. No cóż, to teraz ja muszę stanąć w obronie kobiet i to ja muszę ukarać zło.

Dzień spędziliśmy na zwiedzaniu muzeum. Udawałam, że wszystko gra, ale mama widziała, że coś chodzi mi po głowie. Przyszedł wieczór.

Powiedziałam mamie, że jestem zmęczona i położę się wcześniej. Wzięłam kąpiel, zrobiłam makijaż, zmieniłam ubranie i wyszłam. Zostawiłam klucz w recepcji i poprosiłam o dyskrecje. Dziewczyny dodały mi otuchy i zniknęły. Przeszłam koło wejścia o 19:58. Mężczyzna wyszedł i powiedział do mnie:

- Przepraszam panią. Czy mogłaby pani zobaczyć czy dobrze rozsadziłam kwiatki? Nie znam się na tym….

- Chętnie – odparłam lekko się uśmiechając.

Gdybym nie znała jego charakteru, jego przeszłości to był by mój ideał. Młody, silny, przystojny. Weszliśmy do kuchni. Wokoło było pełno ziemi. A sadzonki stały w zlewie. Wszystko przygotowane- pomyślałam.

- Znakomicie sobie pan poradził.

- Nazywam się Marek. Zrobię kawy.

- Maria.

Usiadłam na kanapie w salonie, przecierając nerwowo ręce. Po kilku minutach zjawił się z dzbanem kawy i usiadł koło mnie. Delikatnie nalał kawę do filiżanki nie spuszczając wzroku z mojego dekoltu, widząc to poprosiłam by przyniósł odrobinę mleka.

- Bardzo proszę, świeże mleko.

- Dziękuję – nalałam sobie kilka kropel do filiżanki i przechyliłam ją do ust:

- Wyborna.

- Rzadko, komu tak smakuje.

- Nie bądź taki skromny.

Gdy nasze filiżanki były już puste….

- Troszkę się zasiedziałam, może przyjdę jutro. Dziękuję za gościnę.

- Poczekaj Mario. Muszę ci jeszcze coś pokazać.- Poszliśmy na górę.

- Spójrz, kupiłem nowe łoże.

- Nie uważasz, że nie jest stosowne pokazywać sypialni na pierwszym spotkaniu.

- Nie.

- Bardzo wygodne – odparłam siadając na rogu łóżka.

- Sam środek jest najwygodniejszy. Sprawdź!

Położyłam się. On rzucił się na mnie i zaczął całować po szyi.

- Co robisz?! Zejdź ze mnie Marku!

- Wiem, że tego chcesz, tak samo jak ja.

- Chcę stąd wyjść!

Rozpiął sobie rozporek. Krzyczałam. Najgorsze było to, że bałam się, że dziewczyny nie przyjdą. Doszło już do tego, że moja bluzka była w strzępach. Dziewczyny weszły. One miały 20 razy więcej siły niż ja sama. Przytrzymały go i powiedziały:

- My nie możemy go zabić. Wbij mu ten zaostrzony kołek prosto w serce.

- Czemu ja? Nie mogę! – Powiedziałam zdenerwowana i przerażona.

- Jak go nie zabijesz sama staniesz się ofiarą i dalej będą dołączać do nas kobiety.

- Boże!!! Robię to dla dobra innych!!! – Wbiłam mu kołek w serce.

Obudziłam się w pokoju hotelowym, z którego wyszłam wieczorem. Pomyślałabym, że to sen, ale moje dłonie były całe we krwi. Ubrania miałam całe brudne, rozerwane. Włosy rozczochrane. Doprowadziłam się do porządku i usiadłam na łóżko. Roztrzęsiona przypomniałam sobie każdy jeden szczegół z tej mrocznej historii. Zadawałam sobie pytanie: czy to możliwe zabić ducha? Tliło to we mnie aż do ranka. Po śniadaniu, na którym duchowo nie byłam obecna, poszłam do motelu, z którego się wyprowadziliśmy. Zadzwoniłam dzwonkiem. Pana Józefa nigdzie nie było… Weszłam powoli na górę i zajrzałam do sypialni. Na podłodze leżał pan Józef z kołkiem wbitym w pierś. Zbiegłam szybko na dół i zadzwoniłam po pogotowie i policję. Policja zadawała bardzo dużo pytań. Moja wersja zdarzeń była następująca: przyszłam rano by odwiedzić pana Józefa, zdawało mi się dziwne, że nie schodzi, więc weszłam na górę i zobaczyłam jego ciało. Ta wersja zdarzeń była sprawdzona pod wieloma kątami. Nie było, żadnych odcisków palców, nie było świadków, którzy by mnie widzieli w nocy… To tak jakbym nie wychodziła z pokoju i ten cały dramat to nie moja wina, nie brałam w nim udziału…

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Robert. M 28.09.2017
    No lekko strawne to, to nie jest. Przemoc, fala mrocznych wizji na dzień dobry? Można i tak, ponoć mocne wejście znamionują osobę dominującą i pewną swego. A w życiu prywatnym,...różnie to bywa. Pozdrawiam
  • Baśka 28.09.2017
    Również pozdrawiam.
  • Nazareth 30.09.2017
    Pomysł nie był zły, ale opisujesz wszystko jak suchą relację. Postaraj się budować sceny, napięcie, dodawać opisy miejsc i postaci. Najważniejsze jednak, cokolwiek byś nie pisała za wszelką cenę unikaj zdań takich jak "Mam 17 lat", "Jestem drobną brunetką" itd. nie świadczą o dobrym warsztacie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania