Huk Aniołów ~ Rozdział 2
Wyjątek Katriny...
Zobaczyłam go pierwsza, jak fala wyrzuca jego bezwładne ciało na brzeg. Był siny i napuchnięty wodą, a po plecach ściekały mu grube strugi krwi. Mimo braku przytomności kurczowo trzymał się beczki, która zaryła się głęboko w piach. Powoli podeszłam bliżej, by sprawdzić, czy żyje. Miał krótkie i potargane czarne włosy, lekko zadarty nos i jak na jego młody wiek, dość mocną szczękę. Ubrany był zwyczajnie — biała koszula wpuszczona w spodnie pokryta była ptasim łajnem, a buty rozpadły się od nadmiaru wilgoci. Ostrożnie dotknęłam jego ręki. Dłoń miał szorstką i twardą, jakby od małego pracował w polu lub na okręcie, a na przegubach ramion naliczyłam się kilku krwiaków. Ściągnęłam go z beczki i ułożyłam na ciepłym piasku, opierając mu głowę na własnych kolanach. Odetchnęłam z ulgą, gdy się okazało, że tętno ma w normie, a jego klatka piersiowa unosi materiał koszuli. Z lekkim oporem i niepewnością, zdarłam ją z niego i owinęłam wokół czoła i potylicy, by powstrzymać krwotok. Był dobrze, jeśli nie powinnam rzecz bardzo dobrze zbudowany, a miał dopiero dwanaście, może trzynaście lat. Ukradkiem spojrzałam na jego oczy i momentalnie odskoczyłam. Były duże, niebieskie i błyszczące, ale nie to mnie przeraziło... były otwarte.
— A-anioł — wyszeptał nieznajomy, a ja schyliłam głowę.
— Co proszę?
— Anioł — powtórzył bardzo wyraźnie.
— Nic nie mów — rozkazałam, przyciskając mu palec do ust. — Odpoczywaj.
— Jak ci na imię? — zapytał, a ja nie rozumiałam, dlaczego się rumienię.
— Katrin — odpowiedziałam. — Już nic nie mów.
— Shay — powiedział i wskazał na swoją pierś. — A jak dokładnie?
— Katrin de la Crox.
Następnie jęknęłam cicho, gdy nowo poznany chłopak cisnął głowę na piach.
Zemdlał.
Przerażona co sił w nogach pobiegłam w stronę niani — wiekowej kobiety w czarnej szacie, która jak co dzień podczas spaceru zbierała muszelki. Los chciał, że akurat skończyła i zmierzała w moją stronę. Na mój widok przyklękła i chwyciła mnie za ramiona.
— Nianiu, tam dalej na piasku leży chłopak.
— Gdzie?
— O tam — wskazałam palcem na stado mew przysiadających obok beczki.
Niania momentalnie uspokoiła mnie gestem ręki i zwołała pomocników: swojego męża ogrodnika, drwala wracającego z wycinki i starego rybaka, który mimo lekkiego upojenia, okazał się najbardziej przytomny ze wszystkich. Podnieśli chłopca i zanieśli go do mojej rezydencji, gdzie czekała na nas pomoc medyczna, zwołana przed chwilą przez rybaka. Nic mu nie będzie, dodawałam sobie otuchy, gdy jedna z pielęgniarek pochwaliła mój tymczasowy opatrunek. Nic już nie zrobisz, słyszałam w głowie i przyznałam głosowi rację.
Wróciłam na plażę, w miejsce gdzie to wszystko się zaczęło. Postanowiłam przeszukać okolicę, mając nadzieję, że morze wyrzuciło na brzeg nie tylko jego.
Nagle coś błysnęło w słońcu. Podeszłam bliżej i moim oczom ukazała się przepołowiona szpada. Podniosłam ją, przetarłam rękojeść i kawałek sztychu. Odczytałam zadarty napis:
„Albert Cor...”
Komentarze (3)
5
"Wyjątek Katriny" - wyjątek czy wątek? Gdyby to był pamiętnik z którego wyjęto jakiś wątek, można by mówić o "wyjątku z pamiętnika". A tak wygląda po prostu na zmianę narratora.
"gdy się okazało, że tętno ma w normie' - około sto uderzeń na minutę - stwierdziła zerkając na mały parowy sekundnik... Raczej dziewczyna znajdująca rozbitka nie bawiłaby się w określanie czy tętno jest w jakieś normie, a raczej interesowałoby ją czy tętno w ogóle jest. Przy czym akurat u nieprzytomnego i wyziębionego chłopaka można by się spodziewać tętna wolnego i mało wyraźnego.
"owinęłam wokół czoła i potylicy, by powstrzymać krwotok" - miał chyba zaburzenia krzepliwości skoro jego rany nadal krwawiły. Ale tętno miał w normie.
"moim oczom ukazała się przepołowiona szpada. " - wykonana z jakiegoś superlekkiego stopu, skoro unosiła się na wodzie i fale wyrzuciły ją na brzeg.
Generalnie nieźle napisane.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania