Poprzednie częściHuk Aniołów ~ Prolog

Huk Aniołów ~ Rozdział 3

Kiedy się obudziłem, słońce już zachodziło, a ciepły wiatr muskał moją twarz, wpadając przed otwarte okno. Leżałem na wielkim łożu, przykryty nieskazitelnie białą pościelą. Czułem, jak pęka mi głowa, jednak nie mogłem nic zrobić. Moje ręce odmówiły posłuszeństwa, nie mówiąc o nogach, których w ogóle nie czułem. Gdzie jestem, zapytałem sam siebie, obserwując pomieszczenie. Pokój był kwadratowy, umalowany na żółto i ozdobiony kilkoma obrazami. Łóżko stało w rogu, tuż pod oknem pod zachodnią ścianą, po drugiej stronie była dwudrzwiowa szafa i komoda, na której ktoś ustawił szklankę z wodą i kilka ciastek. Wystrój dokańczał czerwony dywan, zajmujący całą podłogę. Zawiesiłem wzrok na obrazach — ogromnych, złoconych ramach, w których widniały płótna przedstawiające sceny marynistyczne. Szczególnie jeden obraz bardzo mi się spodobał. Przedstawiał fregatę, szarżującą na ścianę ustawioną z innych fregat. To przypomniało mi, co się stało i przygnębienie złapało mnie za serce.

— Już nie śpisz? — usłyszałem nagle i zobaczyłem, jak do pokoju wchodzi młoda, chyba czternastoletnia dziewczyna o długich, rudych włosach.

— Gdzie ja jestem i dlaczego nie mogę się ruszać? — zapytałem, próbując poruszyć nogą.

— Znalazłam cię rano wyrzuconego na brzeg. Byłeś ranny i nieprzytomny. Razem z nianią i kilkoma innymi przynieśliśmy cię tutaj i opatrzyliśmy. Miałeś gorączkę, majaczyłeś i dostawałeś ataków drgawek.

— Dziękuję, ale to nie jest pełna odpowiedź na moje pytanie.

— Znalazłam to przy tobie. Znaczy nie tak dosłownie — kontynuowała dziewczyna, pokazując mi sztych szpady. — Morze wyrzuciło i pomyślałam, że należy do ciebie. Napisane jest „Albert Cor".

— To mojego ojca — odpowiedziałem, a łzy spłynęły mi po policzku.

— Rozumiem.

— Powiesz mi, gdzie jestem?

— W rezydencji rodziny De la Crox na Barbadosie, jak mówiłam...

— To nie możliwe — przerwałem jej ostro. — To nie może być Barbados. Bo to by znaczyło, że dryfowałem na beczce, omijając inne lądy.

— O! Już panicz nie śpi. — Do pokoju weszła starszawa pani w czarnej szacie. Nie wyglądała na kogoś, kto jest zdolny do okrucieństwa, lecz jej długi, haczykowaty nos lekko mnie rozbawił.

Niosła tacę z gorącą herbatą, którą ustawiła na komodzie i razem z rudowłosą pomogły mi się napić.

— Tak się cieszę, że się pan wybudził. Traciłam powoli nadzieję, nie to, co panienka Katrina. Doglądała panicza przez trzy dni.

— Nianiu... — naburmuszyła się ruda.

— Trzy? — zapytałem zdziwiony.

— Spał pan trzy dni — wyjaśniła niania. — Kilka razy przeznaczenie odebrało panu oddech, ale panienka cały czas czuwała.

— Nianiu! — Dziewczyna warknęła ostrzej i zarumieniła się.

— No dobrze, już nie przeszkadzam — powiedziała kobieta i wyszła z pokoju. Usłyszałem trzask zamykanych drzwi.

— Przepraszam cię za nią.

— Nic nie szkodzi — odpowiedziałem z lekkim uśmiechem. — Powinienem podziękować za ratunek.

— Drobiazg. Jesteś inny niż reszta naszych rówieśników. Wydajesz się dojrzalszy i poważniejszy.

— O tobie można powiedzieć to samo. Masz czternaście lat? — Dziewczyna przytaknęła. — Ja dwanaście, ale odebrałem szybki kurs dorosłości u boku ojca.

Nagle mnie zamroczyło, a moje ciało drgnęło silnie, o mało nie zrzucając mnie z łóżka. Kątem oka widziałem, jak rudowłosa podchodzi bliżej i łapie mnie za głowę.

— Pomocy! — usłyszałem nad uchem i kolejny raz ciemność napłynęła mi do oczu.

***

Następny tydzień ciążył mi jak kula armatnia przyczepiona do nóg. Przysłany przez matkę Katriny, dość wysoką, zaokrągloną kobietę, medyk stwierdził, że moje ciało osłabło i zapomniało o sobie, czego przejawem jest brak czucia w nogach. Tak więc siedem kolejnych dni spędziłem w łóżku, a rudowłosa panienka, dzięki której żyję, towarzyszyła mi każdego dnia. Przychodziła zawsze przed wschodem słońca, niosąc mi gorącą herbatę i francuskie rogale. Czułem się głupio, że się mną zajmuje. Nawet mówiłem jej, że nie trzeba, że odzyskałem władzę w rękach, ale daremne były moje wysiłki. Była uparta, co tylko przypominało mi o ojcu i całej tragedii, przez którą nie mogę chodzić. Nie otwierałem się przed nią, jak się nad tym zastanowić — nie znałem jej. Była z rodziny De la Crox. To wystarczyło, bym milczał. Gdyby znała prawdę, to nie wiem, czy dalej przychodziłaby do mnie z uśmiechem na ustach, a skoro tak było do tej pory, wywnioskowałem, że nie wie o śmierci Damiena, który zapewne jest jej ojcem. Katrina była niską, szczupłą i drobną dziewczyną o długich, rudych włosach, które spinała w kucyk. Zauważyłem, że zawsze go poprawia, gdy ma zamiar usiąść bliżej mnie. Jednak dopiero wczoraj pierwszy raz spojrzałem jej w oczy. Były duże i niebieskie jak moje, lecz przysłonięte czarnymi rzęsami. Mrużyła je podczas rozmowy. Wypytywała mnie o wszystko, była gadatliwa i jak wspomniałem — uparta. Dopiero po mojej poważnej rozmowie z medykiem, dotyczącej mojego stanu, zgodziła się mi pomóc stanąć na nogi.

Z początku były to tylko próby, kończące się moim namiętnym przytuleniem podłogi, ale z czasem odzyskałem czucie i potrafiłem poruszać nogami. Pierwsze kroki postawiłem dzisiaj rano, gdy Katrina przyniosła słoik miodu. Powiedziała, że jeśli dam radę przejść od jednej ściany do drugiej, jest mój. Marna nagroda, pomyślałem, ale podjąłem się wyzwania. Z początku szło dobrze, póki nie złapał mnie skurcz i runąłem na szafę. Dziewczyna próbowała mi pomóc, lecz powstrzymałem ją i podniosłem się, podszedłem do łóżka i zamarłem na nim.

— Coraz lepiej ci idzie — powiedziała, szczerząc do mnie białe ząbki. Muszę przyznać, że lubiła się uśmiechać i robiła to bardzo często.

— Dzięki, ale to wciąż za mało. Muszę odzyskać sprawność i wrócić...

— Dokąd? — spytała przejęta.

— Do domu. Ja tu nie pasuje. Nie jestem francuzem, a Irlandczykiem.

— Przestań. To nie jest jedyny powód, prawda?

Spojrzałem jej w oczy. Niebieskie oczy, w których zaraz pojawi się łza.

— Prawda.

— To podaj mi prawdziwy powód.

— Nie mogę.

— Nie możesz, czy nie chcesz? — zapytała bezpośrednio.

— Nie chcę — powiedziałem ostro, może trochę za ostro, bo dziewczyna opuściła pokój z łzami w oczach i o mało nie wpadła na swoją matkę.

Ta tylko obrzuciła mnie zimnym spojrzeniem i weszła do środka, zamykając drzwi na zasuwę. Gdy stanęła obok łóżka, poczułem dreszcz. Czuć było od niej odrazę do mnie, ale też nienawiść, troskę i współczucie. Ostrożnie dotknęła mojego ramienia.

— Jak ci na imię?

— Shay — odpowiedziałem równie chłodno.

— Syn Alberta Cormacka i Eleny O'Connor. Poznałam kiedyś twojego ojca, ale mam co do tego mieszane uczucia i nie wspominam tego spotkania zbyt dobrze.

Nawet na nią nie spojrzałem. Skinąłem tylko głową.

— Właśnie dostałam list, że Sokół, fregata, na której służył mój mąż, Damien została zatopiona u wybrzeży Jamajki. Okrętem atakującym był niejaki Anioł, brytyjski galeon należący do twojego ojca. To chyba nie przypadek, że spotykamy się tutaj.

— Dla mnie to też wielkie zaskoczenie — powiedziałem, starając się naśladować poważny ton ojca. — Ponieważ to nie możliwe, bym znalazł się na Barbadosie.

— Masz rację, ale załoga Niezniszczalnego, która miała za zadanie przeszukać pobojowisko, postanowiła cię zabrać i przywieść do nas. Niestety złapał ich sztorm, przez który wypadłeś za burtę. Nie miej im tego za złe. Po prostu jako jeniec nie przysługiwała ci kajuta, więc leżałeś z beczką na pokładzie. Gdy się dowiedziałam, że wylądowałeś pod stopami mojego domu, uznałam, że to cud i długo biłam się z myślami.

— I co teraz? Zostanę zabity, uwięziony?

— Odeślemy cię do domu, do Anglii. Napisałam list do przełożonych twojego ojca, by cię zabrali. Przypłyną jutro z samego rana.

— I to koniec?

— Koniec. Odebraliście mi męża, a Katrinie ojca, ale nie jestem mściwa. Zostawię tę sprawę Bogu.

Po czym wstała i podeszła do drzwi. Nie oderwałem oczu od okna, ale słyszałem, jak pociąga nosem. Nim odsunęła zasuwę, dodała:

— Nie zbliżaj się do mojej córki.

Zgrzyt zamka, skrzyp zawiasów i zapłakana Katrina po drugiej stronie drzwi.

Cholera, pomyślałem, podsłuchiwała.

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Tina12 13.07.2016
    Piękna historia. Lubie takie opowieści z innych czasów.
    5
  • zaciekawiony 16.07.2016
    "wpadając przed otwarte okno" - przez

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania