W pogoni za utratą. Cześć pierwsza. (TW 3.0)
Sprzedawca podgrzybków
Las bez drzew
W przestworzach
Słońce prażyło swoim ciepłym blaskiem nad wioską Yggdrasill. Tak naprawdę była ona wielkim drzewem, przy korzeniach znajdowały się liczne pola oraz zagrody z bydłem, we wnętrzu pnia były warsztaty oraz inne miejsca pracy, a najwyżej mieszkali wszyscy obywatele.
W wiosce czcili Pana Lasu, co roku oddając mu część swoich plonów, dbali również o jego ulubioną roślinę, wielki potężny biały dąb. Lata mijały, a nikt nie widział leśnego lorda, młodzi zaczęli powoli odchodzić od tradycji, uznając, że nic się nie zmieni, czy będzie jego opieka, czy nie. Śnieżnobiały dąb zaczął tracić swój blask, pamięć o nim przemijała wraz z kolejnym pokoleniem, stając się tylko drzewem w lesie pełnych nich. Pozostały tylko nieliczne obchodzone święta. I oto właśnie jest ten właściwy czas naszej opowieści, w jednym z drewnianych domów pośród liści i gałęzi spała jedna z postaci owej historii. Nie miał ani rodziców, ani rodzeństwa, jednak wesołe usposobienie, pewność siebie oraz wieczny optymizm odganiały wszelkie smutki czy inne troski. Chrapał on w najlepsze, zupełnie nie słysząc dobijania się do drzwi i licznych zawołań ku niemu.
– Orwin, Orwin – krzyczał ktoś zza wejścia. Po chwili ucichło i nagle głośny trzask. Śpioch spadł z łóżka i wyjął z osłony krótki miecz. Wyglądał komicznie, zaspany w czerwonych włosach, chwiejący się na boki z nieobecnym spojrzeniem, wodzący wokół ostrzem. W takiej pozycji zastała go Aleks.
Wzdychnęła z irytacji i kładąc swoje ręce na boki, powiedziała:
– Wiesz, która jest godzina? – minęła chwila, zanim usłyszała jakąś odpowiedź.
– No... Godzina jak godzina... – odrzekł, ziewając.
– Eh, z tobą są trzy światy. Powiedz mi, co wczoraj obiecałeś? – spytała oburzona.
– No nie wiem, Aleks daj mi spokój, do późna wczoraj szukałem największych żuków do kolekcji. Nie mam ochoty na zgadywanki. – Znów głośno ziewnął.
– Więc na jedzenie od mojej mamy też nie masz ochoty? – Młodzieniec momentalnie się rozbudził.
– Nawet nie żartuj, dobra, przepraszam, zapomniałem. Nie wiem, co ci wczoraj obiecałem...
– Zostaliśmy wybrani przez starszyznę wioski jako zbieracze grzybów Agaricus na dzisiejsze święto Pana Lasu. A ty mi obiecałeś, że nie będziesz się obijał, tylko mi pomożesz. – Gniew zaczął z niej uchodzić, nie umiała się długo złościć na tego niskiego idiotę.
– Daj mi pięć minut, umyję się, ubiorę i możemy iść – rzekł, podchodząc do miski z wodą.
– Pięć minut nie dłużej... – Dziewczyna udała się na dwór, a Orwin zaczął się przygotowywać do wyjścia. Ileż to minęło od ich pierwszego spotkania. Kiedy to było? Ach tak, dokładnie czternaście lat temu, w dzień pogrzebu wielu ofiar tego tragicznego kataklizmu, w którym zginęli również jego rodzice. Zaczął wtedy mieszkać sam, a rodzina Aleks bardzo mu pomagała. Po jakimś czasie młodzi zbliżyli się do siebie, tak, że ludzie zaczęli mówić na nich zakochana para, wszędzie chodzili razem. Wbrew pierwszemu spojrzeniu, nie było między nimi jakiegoś uczucia, byli tylko najlepszymi przyjaciółmi.
W końcu wyszedł na zewnątrz, słońce jak zwykle świeciło intensywnie swoim blaskiem, zabrawszy specjalną torbę na te grzyby, ruszyli w głąb lasu. W pewnym momencie pod jednym z licznych drzew siedział dziwny człowiek. Ubrany był w szeroki podniszczony kapelusz, ubranie nie pierwszej jakości i dziurawe buty, z których wystawały pojedyncze palce. Przed nim na niebieskiej tkaninie rozłożone były grzyby, między którymi dominował głównie podgrzybek. Podszedł do niego ciekawski Orwin i spytał:
– Wie pan, że sprzedawanie tego w lesie jest nie zbyt dobrym pomysłem na interes?
– Ależ młody człowieku, skąd pomysł, że je sprzedaję? – odpowiedział starzec.
– Nie ma pan tu wystarczającego słońca, by je wysuszyć.
– Masz rację młodzieńcze, a ty młoda damo nie bój się starego człowieka. Podejdź bliżej. Jestem tylko zwykłym sprzedawcą podgrzybków nic więcej, choć czasem prócz nich, mogę zaoferować mądre słowo – rzekł, opuszczając kapelusz na oczy.
– Ta, a niby jakie? – spytała lekceważąco Aleks.
– Bacz na drzewa – Młodzi spojrzeli na siebie i roześmiali się, po chwili Orwin chciał powiedzieć:
– Przecież, tu są sam... – Ale już jegomościa nie było. Wzruszył ramionami i kontynuowali poszukiwania.
Po godzinie trafili na piękną polanę. Wyjęta niczym z najbarwniejszego opowiadania, blask słońca, kwitnące różnymi kolorami kwiaty . Na środku niej stało podniszczone drzewo, gdzieniegdzie można było dostrzec biel. Z podziwem oglądali ten wspaniały pokaz matki natury. Stwierdzili, że czas odpocząć. Wesoło z okrzykami radości turlali się po łączce. Aż w końcu zderzyli się ze sobą, a Orwin wylądował na niej, ich twarze znalazły się bardzo blisko siebie. Zarumienili się oboje i natychmiast wstali, odwracając się do siebie plecami, a po chwili krążyli po łące, nie wiedząc, co dalej robić. Dziewczyna w końcu podeszła do drzewa i oparła się o nie. Bawiąc się rękoma, próbowała spytać:
– Orwin, czy ty też masz taki... Aaaa – Drzewo pod jej ciężarem przechyliło się, a dziewczyna upadła wraz z nim.
Zniszczenie dębu sprawiło, że niebo zaciemniło się,wiatr zaczął dmuchać jak opętany, z chmur zaczęły uderzać pioruny, a kwiaty zwiędły. Przy kolejnym grzmocie pojawiła się z nie wiadomo skąd postać. Można było opisać ją jako starca, od stóp do głów pokryty był wysuszoną trawą, w ręku trzymał laskę, uplecioną z korzeni. Twarz miał gęsto zarośnięta, a na głowie rogi w kształcie gałęzi. Uderzył laską w ziemię, wielki huk wstrząsnął okolicą. Donośnym głosem zawołał:
– Kto śmiał zniszczyć święte drzewo? – rozejrzał się, dostrzegł dziewczynę, a za nią powalony konar. Kolejny raz uderzył w ziemie, jego potężny głos znów się rozległ:
– Dałem wam ludziom szansę, to drzewo miało być ostatnim ratunkiem dla was, przed moim gniewem... Porzuciliście mnie, uznając za relikt przeszłości. Czas litości się skończył. O to, co postanowiłem. Odbieram ci ciało, tak jak wy odbieracie je matce naturze, odbieram ci duszę, tak ja wy niszcząc wspaniałe zakątki i na końcu odbieram ci twoje ja, tak jak wy przekształcając wszystko według siebie. – wołał zagniewanym głosem, a dziewczyna wraz z każdym słowem, powoli zanikała. Po chwili oprócz Orwina nie było nikogo.
Chłopak poczuł, jakby wielki młot uderzył w jego serce, złapał się za pierś i nie mógł złapać oddechu. Nie zauważył jak, podszedł do niego ów sprzedawca podgrzybków:
– Widzę, że nie posłuchaliście rady. Nie płacz młody, możesz nadal ją uratować. Posłuchaj:
Tam, gdzie leśne knieje, gdzie leśny kur pieje, tam znajdziesz lud mały.
W podzięce za trud twój zwrócą ci ciało twej wybranki.
W górach wysokich, gdzie tylko wichry rozmawiają, zaklęta jest dusza.
Strzeżona przez potwora, który pragnieniami nęci.
Przejdziesz i tę próbę, dalsza droga prosta będzie.
Bez osobowości, ciało i dusza nie ostaną się.
Pójdziesz więc w przestworza, znajdziesz niebiańskie miasto.
Gdzie wśród lasu bez drzew odnajdziesz ostatnią zgubę.
Bacz jedynie, by nie zgubić się pośrodku tego przeklętego miejsca.
Inaczej zagubiony pozostaniesz, pośród męki słowa.
Zapamiętaj to. Kierując się tymi radami, uratujesz swoją ukochaną. Teraz szykuj się, czasu jest nie wiele. Jeśli nie uwolnisz ją w ciągu roku, już na zawsze pozostaniesz sam. A twoje uczucia nie zostaną objawione, serca nie będą jednością. – Gdy Orwin podniósł wzrok, jego już nie było. Uderzył się parę razy po twarzy, aż w końcu wziął się w garść. Powtórzył jeszcze raz, to co mu podpowiedział sprzedawca podgrzybków i ruszył, by się przygotować. Spojrzał na miejsce, gdzie ostatnio była Aleks i szepnął:
– Nie waż się umierać. Już po ciebie idę.
Komentarze (28)
Nie wiem, która to wersja TW, ale tam jakieś literki się wstawia+ możesz dodać swój własny ;)
PS: Wklej link do tego tekstu tutaj: http://www.opowi.pl/forum/trening-wyobrazni-linki-do-prac-w1016/
Obadajmy zatem.
Najpierw wsparcie techniczne:
„a najwyżej mieszkali wszyscy mieszkańcy” – to jest trochę masło maślane mieszkali/mieszkańcy
„co roku oddając mu cześć swoich plonów” – część*
„dbali również o jego ulubioną roślinę, wielki potężny biały dąb” – dałabym półpauzę: „dbali również o jego ulubioną roślinę – wielki potężny biały dąb”, ale nie jest to błąd, bardziej moje widzimisię ;)
„Cała społeczność czciła Pana Lasu, co roku oddając mu cześć swoich plonów, dbali również o jego ulubioną roślinę, wielki potężny biały dąb. Pisząc cała, niestety nie można powiedzieć wszyscy” – trochę sypie się logika, to albo cała, albo nie wszyscy, w sensie – najpierw piszesz cała społeczność, potem, że cała nie można powiedzieć wszyscy, coś tu jest dziwnie
„I oto właśnie jest ten właściwy czas naszej opowieści, w jednym z drewnianych domów pośród liści i gałęzi spał nasz bohater” – powtórzenie, naszej/nasz dość blisko siebie
„pewność siebie oraz wieczny optymizm, odganiały wszelkie smutki czy inne troski” – przecinek zbędny
„Nie mam ochoty na zgadywanki. – znów głośno ziewnął” – Znów*
„Nie wiem, co ci wczoraj obiecałem...
– Zostaliśmy wczoraj wybrani” – 2 x wczoraj
„tylko mi pomożesz. – gniew zaczął z niej” _ Gniew* (z dużej po kropce)
„gniew zaczął z niej uchodzić, nie umiała się długo gniewać na tego niskiego idiotę” – gniew/gniewać, można synonimem – złościć
„w dniu pogrzebu wielu ofiar tego tragicznego dnia” – dniu/dnia
„Ubrany był w szeroki podniszczony kapelusz, ubranie nie pierwszej jakości” – ubrany/ubranie
„mogę zaoferować mądre słowo. – rzekł” – bez kropki
Obczaj jak pisać dialogi tutaj:
http://www.opowi.pl/art/jak-pisac-dialogi/
„opuszczając kapelusz na oczy.\” – ta kreska na końcu do wywalenia
„– Przecież, tu są sam...– ale” – spacja po wielokropku
„Po godzinie trafili na piękną polanę. Wyjęta niczym z najpiękniejszego opowiadania” – piękna/najpiękniejszego, masz problem z powtórzeniami, jest tyle synonimów słowa „piękna”, zastosuj któryś ;) (zwłaszcza, ze dwie linijki niżej masz „Z podziwem oglądali ten piękny pokaz matki natury”
„kwitnące kwiaty różnymi kolorami” – lepiej brzmiałoby „kwitnące różnymi kolorami kwiaty”
„różnymi kolorami. Na środku niej stało podniszczone drzewo, gdzieniegdzie można było dostrzec biały kolor” - znów: kolorami/kolor, może na końcu: „gdzieniegdzie można było dostrzec biel”
„– Orwin, czy ty też masz taki....Aaaa” – trzy kropeczki zamiast czterech + spacja
„Uderzył laską w ziemie” – ziemię*
„Kolejny raz uderzył w ziemie” – ziemię*
„siebie. – po chwili oprócz Orwina nie było nikogo” – Po*
„Pójdziesz wiec w przestworza” – więc
„jednością. – gdy Orwin podniósł wzrok” – Gdy*
„to co mu podpowiedział Sprzedawca podgrzybków” – nie wiem czemu „sprzedawca” z dużej?
Ok, troszkę błędów, drobnica taka, ale deczko mi zaburzyła odbiór. Historia spoko, zestaw elegancko zawarty, widać, że się wczułeś. Cóż mogę rzec, 4+ :)
Na początku rzuca się nawiązanie do mitologii nordyckiej, więc skupiłam się podwójnie na czytanym tekście. I tak...
Pomysł super, ale opis... Za bardzo przeskakujesz. Nie ma tzw. przejść. Próbujesz nadrobić to narracją, ale niestety, to nic nie da. Ucinanie gwałtownie scen nie działa na korzyść tekstu.
Przyjrzyjmy się momentowi, w którym oni wpadają na siebie. Nagle pstryk i stoją przy drzewie. Potem pstryk, konar upada. Kolejny pstryk, burza nie wiadomo skąd. Następny pstryk i pojawia się postać Pana Lasu (to był on?), który nawiązuje do Thora. Pstryk, ni z gruchy ni z pietruchy, zabiera dziewczynę. Pstryk, koniec.
Brakuje płynności. Nie może być takich pstryków. No chyba, że to cel zamierzony i wtedy jakoś oddzielasz od siebie takie kawałki tekstu, ale tutaj była całość. Powinna być spójna, a nie do końca jest.
Mam nadzieję, że wiesz o co mi chodzi.
Pozdrawiam :)
Tekst jest wystawiony na widok publiczny, więc jest wystawiony na żer krytyki.
Widzę, że masz ciężko z tą krytyką. Ale naprawdę, nie piszę tego aby na siłę się doczepić, po prostu nie ma płynności i spójności, i to widać gołym okiem.
Trzeba wszystko wypośrodkować i będzie git :)
Ty mi swojego tekstu nie tłumacz, bo wiem co chciałeś napisać, ale w moim odczuciu tekst jest niedopracowany.
I to wciąż moje prywatne obiekcje.
Uważasz inaczej? To Ty tu jesteś autorem, a to kawałek Twojej sieci.
Pozdrawiam :)
Więc tak... Odnośnie zestawu- fajnie rozpracowany. Pomysł ciekawy. Szczególnie od momentu spotkania z tym dziwnym jegomościem:) Jeśli miałabym się czegoś czepić, to takiego baaardzo szybkiego"rozpędu" całej akcji. Takie hop i coś, hop i dalej, ale może to tylko moje "widzimisię". Jest kilka powtórzeń i maleńkich potknięć, ale ogólnie myślę, że przydałoby się kontynuować opowiadanie. Początek jest naprawdę ok. Gwiazdki zostawiam cztery- myślę, że uczciwie:) Pozdrawiam :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania