I nie cieszy się z niesprawiedliwości - część III

Trzy miesiące. Sędzia nawet się nie zawahał. Decyzję wydał „z automatu”. Wsiedli właśnie do fiata. Wojtek prowadził. Iza usiadła z tyłu obok dziewczyny. Dzisiaj wyglądała jeszcze gorzej. Miała podkrążone oczy, rozczochrane włosy, które sterczały na wszystkie strony. Pewnie w ogóle nie spała – stwierdziła Kruk. Zupełnie tak, jak ona. Po tym, co wczoraj zobaczyła... Dlaczego nic nie wiedziała? Czy... Nie chciała nawet dopuszczać do siebie tej myśli. A jeśli jednak? To byłby chyba koniec.

Nie wierzyła w winę Kingi. Jej zeznania były niespójne. Twierdziła, że nikt jej nie towarzyszył, że jechała zupełnie sama. Ale przecież chłopak, który widział całe zdarzenie, mówił o dwóch autach. Jedno miało się na chwilę zatrzymać. Wysiadł z niego rzekomo młody mężczyzna. Szok, silne emocje nie mogły aż tak bardzo wypaczyć obrazu wypadków. Dziewczyna ewidentnie coś ukrywała. Jednak od czasu wczorajszej nocy Iza miała poważne wątpliwości, czy chce znać prawdę.

Musiała coś zrobić. Przynajmniej spróbować. To nie nastolatka prowadziła. Była tego niemal pewna.

– Wojtek – odezwała się, kiedy skręcili w Białostocką. – Zajedź na chwilę na komendę.

– Po co? – Zdziwił się.

– Na sekundkę. Zajedź – nalegała.

Nazarewicz westchnął ciężko. Włączył kierunkowskaz. Za fotoradarem skręcił w lewo.

– Za minutkę wracam – rzuciła, pospiesznie wysiadając z samochodu.

Musiała coś zrobić. Musiała coś zrobić. Teraz.

Zostali sami. Aspirant zerknął w lusterko. Tak dla porządku. Siedziała spokojnie. Była przestraszona. Cholernie przestraszona. Bardzo dobrze. Tępa suka. Chciała wrażeń? To będzie je teraz miała. Aż w nadmiarze. Niech tylko poczeka aż kumpele z celi dowiedzą się, za co siedzi. Miał nadzieję, że spuszczą gówniarze porządny wpierdol. Nie miałby nawet nic przeciwko temu, żeby na jakiś czas trafiła na oddział szpitalny. W końcu należało jej się. Mocno. Solidnie. Kobiety bywały bardziej agresywne niż mężczyźni. Wiedział to doskonale. Na Kopernika nie było takich jak ona. Chuda, wypindrzona. Idealny obiekt. Niech zobaczy, co czuł ten biedny chłopiec. Chociaż trochę.

Nie rozumiał tylko, dlaczego Izka tak jej broniła. Z reguły bywała raczej ostra dla zatrzymanych. Szczególnie dla dresów. Przynajmniej starała się taka być. To, jak jej to wychodziło, było zupełnie inną sprawą. Sam kilka razy uśmiał się, słysząc groźby koleżanki. Nie wspominając o samych chuliganach. Czasami odnosił wrażenie, że niektórzy lubią na nią trafiać. Wręcz szukają pretekstu do spotkania z panią sierżant. Nic dziwnego, do brzydkich nie należała. Sam miał czasem ochotę chwycić za tego jej cyca. Ten... Jak mu tam? Arek. Chłopak musiał mieć zajebiście. Sporo by dał, żeby jego Ewa taka była.

Zniecierpliwiony spojrzał na zegarek. Minutkę... – pomyślał zirytowany. Co ona tam do cholery robi? Pewnie poszła się wysikać. Czemu zajmowało im to zawsze tak wiele czasu? On to za ten czas to i by...

– Chodź na chwilę. – Kruk stanęła przy fiacie.

Spojrzał na nią pytająco.

– Jakiś gnojek powietrze z opony ci spuścił.

– Co ku... – W ostatniej chwili przypomniał sobie, że z tyłu siedzi aresztantka. – Jak to? – Wysiadł z auta.

– No nie wiem. Schodziłam już na dół i widzę przez okno, że jakiś małolat ucieka z parkingu tego naszego. Wyszłam tyłem i patrzę, że u ciebie w golfie powietrza nie ma w oponach.

– Zajebię, kurwa. – Prawie podskoczył. – Mówiłaś dyżurnemu?

– Jeszcze nie. Idź. Zawiozę ją.

Serce biło jej szybciej. Starała się nic po sobie nie pokazywać. Zgodzi się? Właśnie się zastanawiał. No dalej – prosiła w myślach.

– Sama? – spytał ciszej.

– Daj spokój. Co ona może mi zrobić? – odparła obojętnie.

Zamyślił się. Obrócił się na moment w stronę samochodu. Popatrzył na dziewczynę, po czym wzruszył ramionami.

– Dobra. Jak coś, to dzwoń – rzucił, niemalże biegnąc w stronę parkingu.

Odetchnęła z ulgą. Udało się. Tylko czy na pewno warto to robić?

 

Za Strażą zjechała w leśną drogę. Zatrzymała się tak, aby nie było ich widać. Opuściła pojazd. Otworzyła tylne drzwi.

– Wysiadaj – powiedziała, chwytając ją za ramię.

Wyraz twarzy Kingi mówił sam za siebie. Była totalnie zdezorientowana. O co mogło chodzić? Czego od niej jeszcze chcieli?

Iza zdjęła jej kajdanki. Sama była zdziwiona, że się na to odważyła. Przecież to było złamanie wszelkich procedur. Gdyby ktoś to teraz zobaczył, byłaby skończona.

– Siadaj z przodu.

Dziewczyna stanęła bez ruchu.

– Śmiało. – Zachęciła ją gestem dłoni. – Przecież nie będziemy chyba tak milczeć całą drogę.

Wsiadły do środka. Kruk włączyła radio. Zawróciła. Wyjechały z powrotem na „dziewiętnastkę”. Chciała, aby nastolatka poczuła się komfortowo. Tak będzie o wiele łatwiej coś z niej wyciągnąć. Cały czas nie była tylko pewna, czy warto. Co jeśli okaże się, że... Nie mogła w to uwierzyć. Ale nie mogła też pozwolić, żeby Kinga wzięła na siebie odpowiedzialność za coś, czego nie zrobiła. Nie mogła.

– Wyspałaś się? – zagadnęła.

– Niezbyt – odpowiedziała nieśmiało.

Ściszyła nieco muzykę.

– Powiesz mi jak było?

– Nie rozumiem...

– Kinga – Przez chwilę na nią popatrzyła. Dziewczyna odwróciła głowę w stronę okna. – przecież wiem, że to nie ty.

Nic. Zero reakcji.

– Ile jechałaś?

– Nie pamiętam. Szybko.

– Kto jeszcze z tobą był?

– Przecież mówiłam. Byłam sama.

Zbliżały się do Białegostoku. Zwolniła.

– Kłamiesz – powiedziała wprost. – Świadek widział dwa auta. Kto jechał beemką?

– Nie było tam żadnego BMW.

Szła w zaparte. Trzeba było przyjąć inną taktykę.

– Kinga, kurwa. – Zastanawiała się, czy przekleństwo zrobi na niej jakiekolwiek wrażenie. Chyba lekko drgnęła. – Masz świadomość, co cię tam czeka?

Milczała.

– Powiem ci. Na samym początku dostaniesz solidne lanie. Nie licz, że któraś ze strażniczek cię obroni. Będą udawały, że nic nie słyszą. Zareagują dopiero wtedy, gdy stracisz przytomność. Współwięźniarki wybiją ci zęby, powyrywają włosy. Trafisz do więziennego szpitala. Po jakimś czasie wrócisz. I oberwiesz po raz kolejny. I po raz kolejny.

Znowu patrzyła przez szybę. Cholera, co z nią było nie tak?

– Będziesz chodziła posiniaczona przez co najmniej kilka lat – kontynuowała. – Nie licz na zawiasy. Uciekłaś z miejsca wypadku, przekroczyłaś prędkość w terenie zabudowanym o jakieś sto kilometrów na godzinę. Sędzia się nad tobą nie zlituje. Gdzieś będzie miał twój wiek. Pójdziesz siedzieć, dziewczyno.

Miała nadzieje, że te słowa wywrą pożądany efekt. Jednak ona dalej nic nie mówiła. Może myślała nad tym, co właśnie usłyszała... Dobrze. Niech zrozumie, że to nie są żarty.

Znowu zjechała w boczną drogę.

– I jak?

Kinga wzruszyła tylko ramionami. Iza zauważyła, że dziewczyna ma łzy w oczach. Zrozumiała? Niech coś w końcu odpowie.

– Kinga?

– Możemy jechać dalej?

– Popatrz mi prosto w oczy. No już – nakazała dosyć stanowczo.

Odwróciła się w jej stronę.

– Zrobiłaś to?

Spuściła wzrok. To nie ona. Kruk miała pewność. Mogła spróbować jeszcze inaczej... Nie. Nie potrafiłaby. Trudno – stwierdziła zrezygnowana.

– Muszę z powrotem cię zakuć – zakomunikowała sztywno.

Wysiadły na zewnątrz.

– Do tyłu.

Złożyła dłonie za sobą. Policjantka sięgnęła po kajdanki. Chciało jej się płakać. Ryczeć. Chyba po raz pierwszy tak na poważnie. Dlaczego ta dziewczyna to robiła? Dlaczego rujnowała sobie resztę życia? Chyba wiedziała. Nie chciała tylko tego przyznać przed samą sobą.

Zacisnęła bransolety trochę mocniej. Usłyszała ciche westchnięcie.

– Jesteś pewna, że tego chcesz?

Ku jej zaskoczeniu, przez moment na nią spojrzała. Iza poczuła strach.

– Jedźmy już – poprosiła tylko.

Kruk miała ochotę w coś kopnąć. Z całej siły.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania