I z czeluści wyłonił się pył, a z niego …

[Mała notka, nie jestem bogiem łaciny ani nawet tym co jest pod bogiem, po prostu fascynuje mnie ten język i fajnie się bawię zamieszczając go w utwory. Nie wiem jaka kategoria, tak]

 

 

W klasztorze umieszczonym głęboko w górach, o którym istnieniu wiedział nikt, ani jedna żywa dusza, nawet ci, który owe miejsce zamieszkiwali. Albowiem była to struktura spoza świata ludzkiego, granicząca między lądem pustyni o czarnym piasku a unoszącym się powietrzem rozrzedzającym chmury. Śmierć mówili, koszmar, tortury. Nie, Taedium Vitae, te słowa zostały wyryte na srebrnym kamieniu znalezionym na miejscu obecnego klasztoru, przed jego nagłym powstaniem. Wstręt do życia, tylko to miało znaczenie, ale nie był to zwykły wstręt czy nienawiść do istnienia. Redefiniowanie tego czym życie było, cóż pozostaje gdy nie potrafimy znaleźć czegokolwiek co mogłoby trzymać nas przy życiu albo jeszcze inaczej co jeśli myślimy że znajdujemy ową rzecz a w prawdzie jest ona tylko ułudą by zranić mocniej. Szepty i echa pewnego miejsca czasem można usłyszeć we wnętrzu tego paskudnego klasztoru. A ozdobiony był on jedynie kośćmi, szarymi, czarnymi, spalonymi, czaszkami zwisającymi zwłokami oraz dzwonami. Bijącymi w nieskończoność nie wydając żadnego dźwięku, przynajmniej nie za życia. Otwierając wrota, zakurzone, poczuć można zimno okropne i to nie takie normalne jak w górach, przeszywające, targujące się na nasze przewody krwionośnie, jak ze strzykawki do naszego ciała. A mózg w chwile obumierał. Na środku misa złota, ogromna wokół czterech kolumn całych w kościach i dzwonach. Panowała ciemność, gęsty mrok a w nim ujrzeć można było przedziwne istoty, mnisi owego klasztoru. Z szarym ciałem i czarnym krzyżem skierowanym w dół na ich brzuchu, głowy zaś, ujrzeć dało się nie jak, zakryta w zlepku czaszek i dzwonów. Szeptały cały ten czas przedziwne frazy, Teadium Vitae, orietur in tenebris lux tua, et caligo tua erit sicut meridies. I coraz głośniej dzwoniło w uszach, coraz bardziej obraz stawał się niewyraźny, szary i ciemny. Ego vobiscum sum omnibus diebus usque ad consummationem saeculi. Bzdury. Banda szaleńców, niby ktoś miał zrozumieć co chcą powiedzieć w tym wymarłym języku. Włączyłem tedy kamerę poczym światło, i gdy spojrzałem w obiektyw. Wyrwana jeszcze z kawałkiem kręgu głowa ociekająca krwią otworzyła przede mną oczy, dosłownie. Przebyłem ten kawał drogi, spędziłem całe życie na znalezieniu tego miejsca, nic tylko obrzydzenie, koszmary. Nic nie dawało mi powodu do istnienia, pieniądze szczęścia nie dawały, nie miałem z nimi co robić, po tylu razach ile moje serce zostało złamane już mi się nawet i kobiety znudziły, jeść się odechciało, pragnienie zanikło. Susza, pustka. Desperackie poszukiwania sensu by żyć. Niczego mi się nie chciało, nic co dawniej dawało mi przyjemność nie działa. No ale tak, sens życia istnieje gdy chcemy żeby istniał a nie próbujemy go znaleźć. Zabrałem wzrok z obiektywu a głowa lewitowała nad ziemią, obszedłem ją wokół by podejść bliżej do misy. Wszystko się zgadzało, skradziona miesiąc temu z muzeum w Nowym Yorku, znaleziona w grobowcu Amenmesa, uzurpatora. Ale przecież misa, na którą patrzyłem wyglądała jak tysiącletnie naczynie, a nie odnowiony artefakt. Spoglądając na nią ujrzałem swoje odbicie a w nim moje oczy stojące w ogniu. Przypomniało mi się wiele rzeczy nie tylko te złe. Moi znajomi z gimnazjum, miejsca, w którym odnalazłem duchowy spokój lecz zatracenie społeczne, odrzucany oraz odrzucający, głupi i niczego świadom. Jednak ten ostatni rok, zapamiętałem go dobrze, i zostawiając go za plecami, bolało. Technikum było dla mnie katorgą, istnym błądzeniem w zakątkach mojego umysłu, rzucając się na życie swoje, raz żałuje że nie powiodło mi się ani razu a raz żałuje że próbowałem. Jak to jest, być w tym stanie gdy chce się wymazać z księgi żywych. Jest to… Jakbyśmy byli w więzieniu, trzymani latami na siłę. Zaś ci, którym od razu się powiodło, szczerze, zazdroszczę, chciałbym potrafić po prostu to zrobić no ale cóż, życie chciało żebym odnalazł się tutaj w tym paskudnym klasztorze gdzie jakieś dziwactwa cały czas na mnie spoglądają a oderwane głowy latają nad ziemią. Był ból, doświadczyłem wielu rzeczy, przywiązania, rozczarowania, rezygnacji, pobudzenia, ekstazy, odwagi, strachu, bezsilności, beznadziei, porażki, ciągłej porażki, upadków i najgorsze, życia. Miałem już dość spoglądania na przeszłość ale nie za bardzo miałem wybór. Następnie pozbierałem się i odnalazłem spokój w sobie, zacząłem funkcjonować jednak nie ważne co, nie mogłem zmienić faktu że byłem samotny, żadnej, żadnej przyjaznej duszy do rozmowy, więc zwróciłem się z rozmową do starego przyjaciela, siebie samego. Oh jak piękne mieliśmy rozmowy. „Zabij się zabij”, „Żałosna kupo gówna”, jak mi miło było. No ale w sumie nie żebym mógł usłyszeć coś innego od kogoś innego. Minęło parę miesięcy a ja dostałem się na wybraną uczelnie, zacząłem uczyć się nowych rzeczy w sumie mając na wszystko wywalone. Nawet się nie zorientowałem a odnalazłem miłość, w końcu ktoś kto potrafił mnie pokochać. A ani ja ani ja, nie uwierzyłby że jest to możliwe. Wtedy też dostałem odpowiedź od wydawnictwa, do którego wysłałem pierwszą książkę napisaną przeze mnie. Została przyjaźnie zaakceptowana i mogliśmy przejść do wydania. Jakiś czas temu tytuł mojej książki mogłem ujrzeć w sklepach. Nie mogłem w to uwierzyć, naprawdę nie potrafiłem wcześniej uwierzyć że mogłoby spotkać mnie coś, o czym marzyłem przez całe życie. Od tamtego momentu wszystko się zmieniło, spędzałem czas z ukochaną osobą, pisałem coraz to kolejne książki i sobie żyłem o. Ale nic nie trwa wiecznie, gdy zacząłem zatracać zainteresowanie w tym co miałem. Gdy zacząłem oczekiwać czegoś więcej od życia, by zaspokoić potrzeby duszy, oddalałem się od niego. I jestem teraz tutaj, bez nikogo za sobą, znudzony i zmęczony życiem. Ogień przestał palić moje oczy. Jednak w moment zapadłem się pod ziemie bez całego sprzętu. A było to całkiem ciekawe doświadczenie, tak jakbym przestał istnieć na chwilę. Stałem przed starą kobietą siedzącą na krześle z mnóstwem ostrych kości między innymi przebijającymi staruszkę. Po swoich bokach miała dzwony, mnóstwo dzwonów. A szarość i ciemność nie ustępowała na krok. Gdy podniosła głowę do góry, spod jej szyi wypełzły robale, pająki, glizdy i skolopendry. Kilka chyba przeniosło się na mnie, jakby któreś było trujące to dopiero by było. Pustymi, rybimi oczami spojrzała na mnie i uniosła jedną rękę wskazując na mnie, zatęchłym, chrapliwym głosem mówiąc.

 

-Attamen, ut conatus hi stabiles effectus habeant, opus est ut in bonis innitantur, quae in VITAE… veritate radices agunt.

 

I nagle jakby coś mnie w głowę walnęło młotkiem padłem nieprzytomny. A o dziwo obudziłem się w swoim domu, w łóżku, z bólem w okolicach skroni. Poszedłem do łazienki po leki a tam na lustrze napis krwią, Teadium Vitae...? Zakrzywiony napisany jak paznokciem na tablicy ze szkół. W głowie dzwoniły mi jakieś słowa, czym prędzej podbiegłem do biurka i komputera by zapisać po czym przetłumaczyć. No, zobaczmy panie Google jak twoja łacina. „Niemniej jednak, jeśli takie działania mają mieć trwałe efekty, muszą być oparte na wartościach, czyli korzeni, które są w prawdzie rzeczy”. I co to ma niby znaczyć. Tyle lat spędzonych na odnalezieniu… Zaraz, zaraz. Gdzie są wszystkie moje notatki jakie zostawiłem na temat tamtego miejsca? A mój sprzęt? Nie ruszony. Po prostu… Wstałem z łóżka… To miał niby być sen? Umiem śnić łacinę? Ał, coś mnie ugryzło w plecy zaś. A z mojej koszulki wypadła wielka glizda o ostrych kłach a w moich uszach zadzwonił dzwon tak głośny że niemal moje bębenki wysiadły. Ucichło a robal zniknął. Usiadłem bezsilnie na łóżku kompletnie zdruzgotany nie mając kompletnie najmniejszego choćby pomysłu na to, co właśnie przeżyłem. Przeżyłem?

Średnia ocena: 2.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Canulas 28.06.2019
    Wiadomo, że lubisz przylovercrafcić. Tutaj myślałem (po wstępie), że będzie lżej. Noo, nie było lżej. Popiętrowane grubo, ale być może amatorów znajdziesz.
  • All 28.06.2019
    Popiętrowane?
  • Karawan 28.06.2019
    W klasztorze umieszczonym głęboko w górach, o którym istnieniu wiedział nikt, - zdanie żeś Autorze napisał w niepolskim ;). ...o którego istnieniu... boć o klasztorze mi opowiadasz :)
    nawet ci, który owe miejsce zamieszkiwali - jeśli "ci", to liczba mnoga od "który" czyli "którzy" ;)
    Redefiniowanie tego czym życie było, cóż pozostaje gdy nie potrafimy znaleźć czegokolwiek co mogłoby trzymać nas przy życiu albo jeszcze inaczej co jeśli myślimy że znajdujemy ową rzecz a w prawdzie jest ona tylko ułudą by zranić mocniej. - Gdyby jeszcze Autor zechciał zastanowić się jaki sens tak długie zdanie zostawiać nie pokrojone na łatwiej strawne, to byłoby wg mnie OK :)
    Bijącymi w nieskończoność nie wydając żadnego dźwięku, przynajmniej - albo "nie wydającymi", albo trzeba zmienić szyk i zaczą zdanie od imiesłowu ;)
    targujące się na nasze przewody krwionośnie, jak ze strzykawki do naszego ciała. - targną się, a więc targające się ( i tu widać, że lepsze byłoby inne słowo, przewody krwionośne a nie krwionośnie, a "do naszego ciała" zbędne całkowicie ( bo nasze żyły, więc wiadomo, o kogo chodzi :) )
    głowy zaś, ujrzeć dało się nie jak - całkiem Autor zasupełkował myśl, której sens pojmuję tak; ..."zaś głowy ujrzeć nijak się nie dało"... i jak widać, przecinka nie trza było lecz jedno przeczenie dodać należało ;)
    Włączyłem tedy kamerę poczym światło, i gdy spojrzałem w obiektyw. - To zaś szyfr przedziwny, którego sensu nijak pojąć nie może mój tępy umysł. W czym rzecz Autorze? W czym rzecz?
    zacząłem uczyć się nowych rzeczy w sumie mając na wszystko wywalone. - wg mnie bezzasadne użycie slangu, bo wcześniej Autor nie tworzy wrażenia, że bohater jest prostakiem czy chłopcem z miasta. Co to zdanie znaczy? Ano tyle, że bohaterowi było wszystko obojętne, popadł w marazm, stal się labilny etc, etc. Może więc zmienić niefortunne sformułowanie?
    „Niemniej jednak, jeśli takie działania mają mieć trwałe efekty, muszą być oparte na wartościach, czyli korzeni, które są w prawdzie rzeczy” - czyli korzeniach...
    Wizja powoduje, że dotarłem do kresu tekstu. Jestem abnegatem i kompletnym niedoukiem interpunkcyjnym, lecz nawet mnie razi permanentny brak przecinków.
    I tyle minusów, którem pozwolił sobie zgłosić. Prosze pamiętac,ze tekst Twój Autorze, a moje jeno sugestie :)
  • All 28.06.2019
    Bardzo długi komentarz, za bardzo chce mi się nic więc odpowiem na część. Jeśli chodzi o korzenie te zdanie w "" jest z tłumacza google i błąd jest specjalnie.
    *Przez obiektyw
    *Którego istnieniu - publikuje od razu nie chce mi się bawic w korekty ta
    Jak ma się wszystko gdzieś to jakich słów się używa nie ma znaczenia, pierwsze co przychodzi do głowy
    *Krwionośne - to co wyżej
    Lubię długie a nawet i za długie zdania i przy takich zamierzam pozostać.
    *Którzy - to samo
    Ej nawet odpowiedziałem na większość

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania