Igła
Jestem... Jestem, kimś? Niee, to za dużo. Jestem człowiekiem. Tak tym na pewno. Stworzonym przez Tego z góry. Mojego tatę, przyjaciela; moją prawą i lewą rękę. Mam 16 lat, brązowe oczy i nie za krótkie ale też nie za długie włosy. Dziwny mają kolor. Nawet nie wiem jaki. Jestem córką, nie najlepszą, ale córką; siostrą, przyjaciółką... Dalej nie wiem.
Wychowuje mnie wspaniała kobieta... Dla innych, nie dla mnie... Ja na to nie zasługuje, tak mi powiedziała. W sumie to się z nią zgodzę. Nie pomagam jej, nie słucham, chodzę przygnębiona... Pewnie trochę ją to boli. W końcu kiedyś byłyśmy jednością. Dokładnie przez 9 miesięcy, 16 lat temu. Tylko teraz obie się pogubiłyśmy. Nie umiemy do siebie dotrzeć. Nie umiemy rozmawiać. Nie znamy się. Niby nic, co nie? Kłótnia z nią. No przecież każdy się kłóci. Tylko że tego nie można już nazwać sprzeczką. To jest rozłąka. To jest powolne, ciche opuszczanie, oddalanie się. Płaczę. Bardzo. To boli. Pewnie to znowu ta igła... Kuje mnie, rozrywa. Jest tak duża by wyrządzić mi tyle krzywdy, a zarazem tak mała, że nie jestem w stanie się jej pozbyć...
Pamiętam... Miałam 10 lat. Siedziałam przed domem, na zielonym krzesełku i rysowałam. Uczyłam się. Tata mnie uczył. Był bardzo zdolny. Kazał mi żółtą kredką zacząć od głowy, potem łapki i czerwona koszulka. Później żółty brzuszek i nóżki. Obok złoty słoiczek z miodem. Wiesz już co to? KUBUŚ PUCHATEK! Uwielbiałam tę bajkę. Tata dobrze to wiedział. Bardzo mnie chwalił. Później? Znaczy teraz? Nie ma już tego. Jestem za stara, tak sobie to tłumaczę.
- Tato, obejrzymy razem film?
- Nie teraz, jestem zmęczony, chce obejrzeć mecz.
- Aha, to poczekam, odpoczywaj.
- Tato, porozmawiamy? Dzisiaj w szkole było całkiem dobrze, na zajęciach artystycznych byłam najlepsza, robiłam wszystko tak jak mnie uczyłeś... Pamiętasz?
- Nie, jestem teraz zajęty.
- W porządku.
Kiedy codziennie słyszysz takie słowa, odpuszczasz idziesz do pokoju, wkładasz w uszy słuchawki i znowu płaczesz. Po raz kolejny. Igła znowu wędruje... Kiedy to się skończy? Kiedy przestanie?
Na następny dzień słyszę że jestem nikim, do niczego się nie nadaje, nic nie potrafię. Może to nic. Ale myślę że żaden człowiek nie chciałby słyszeć takich słów, od rodziców. Czujesz się wtedy niepotrzebny? Pytasz Boga po co jesteś, jeżeli nikt cie tu nie chce? Pytasz go co masz dalej robić... Mówisz mu że sobie nie radzisz. On nic. Siedzi cichutko i wierzy bardzo mocno, że udźwigniesz ten Krzyż. Ale to dopiero początek. To tylko 1/3 ciężaru jaki dźwigasz...
Komentarze (5)
Liczby również - poza datami - dać lepiej słownie.
A co do tekstu: Na początku myślałem, że trafiłem nawtóną infantylność jednak muszę przyznać, że w pewien sposób mi siadło. Nie epatujesz tym smutkiem w tak częsty dzisiaj, wtencyjny sposób, a ładnie i "dość celnie" go zaznaczasz. Tekst jest oczywiście tego typu odczuciami nacechowany, ale, przynajmnije dla mnie, nie jest przeładowany.
Pozdrox
Bycie nikim to okropne uczucie, ale absolutnie fałszywe. Czy dajmy na to, taki Robinson na bezludnej wyspie, jeszcze przed pojawieniem się Piętaszka był NIKIM?
Jak się zaistniało na tym błękitnej planecie, czy gdziekolwiek indziej, to się JEST KIMŚ.
No to potrułam, Autorko:)
Pisz, bardziej się określisz, choć i tak, w pełni jesteś.
Kwestia zdefiniowania:)
Pozdrawiam:)
Aha, nie nadużywaj wielokropka, sygnalizuje wypowiedź, myśl niedokończoną.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania