Iluzja

Głos dochodzący z oddali - kochanie wstawaj spóźnisz się do szkoły – wyrwał ją ze snu. Uniosła ociężałe powieki i spojrzała na twarz matki, która pochylała się nad nią. Kilkakrotnie zamrugała powiekami, chcąc pozbyć się resztek snu.

- Kochanie wstawaj spóźnisz się do szkoły, dochodzi siódma – powtórzyła mama.

Jeszcze przez chwilę się ociągała z opuszczeniem ciepłej pościeli i w tym czasie rozpamiętywała sen, który wydawał się taki rzeczywisty.

- Mamo miałam taki dziwny sen – powiedziała podczas śniadania.

- Pamiętasz jaki? – zapytała mama.

- Śnił mi się jakiś stary mężczyzna, który ze łzami w oczach pochylał się nade mną i mówił – jesteś czymś najlepszym w moim życiu i pamiętaj, że bardzo ciebie kocham.

- Ile ten starzec miał lat? – zapytała rodzicielka.

- Jakieś trzydzieści – odpowiedziała córka.

Matce zrobiło się przykro, że jej ukochana pociecha mówi o trzydziestolatkach – stary – chociaż sama w tym wieku o swoich rodzicach mówiła podobnie, a oni mieli wtedy tyle lat co ona teraz. Każde młode pokolenie rządzi się swoimi prawami i w pewnym wieku wszyscy w średnim wieku wydają się im u schyłku życia.

Rozmowa ta nie została przez nie zapisana i zapamiętana, podobnie jak wiele podobnych, które dotyczyły snów. Prawdopodobnie nikt by nie uwierzył, że od tamtego poranka minęło równo dwadzieścia lat, kiedy nastąpiła kontynuacja tego, gdy usłyszała skrzypniecie drzwi wejściowych do sali. Ktoś delikatnie je otworzył i zamykając starał się by nie zaskrzypiały. Jednak nie smarowane od lat zawiasy nie chciały podjąć współpracy i wydały charakterystyczny odgłos. Chora w czasie długiego pobytu w szpitalu nauczyła się odróżniać odgłosy drzwi i bez patrzenia wiedziała kto je otworzył. Inaczej brzmiały one podczas wchodzenia lekarza, czy personelu. Kiedy drzwi otwierał jej mąż, one na swój sposób zapowiadały jego wizytę. Podobnie było i tym razem, nie pozwoliły mu na bezszelestne wślizgnięcie się do pomieszczenia. Bardzo chciała go przywitać uśmiechem i spojrzeniem pełnym ciepła, jakim zdobyła jego serce. Zanim nie poznała Witka, to nie zdawała sobie sprawy, że potrafi wzrokiem wyrażać emocje. On jednak był inny od wszystkich chłopaków, z którymi chodziła do szkoły i umawiała się na randki. Sama nie potrafiła jasno określić, co było przyczyną, że zwróciła na niego uwagę. Wituś jako chłopak był taki nijaki, lecz to ona zrobiła z niego prawdziwego mężczyznę. Wcześniej żadna dziewczyna nie interesowała się nim, lecz teraz nie było kobiety w mieście, której by się nie podobał z tą swoją urodą filmowego amanta. Tylko pomyśleć, że uformowała jego osobowość i wypracowała odpowiedni sposób ubierania, czesania i nagle wszystkie mijane kobiety w mieście przestały przechodzić koło niego obojętnie. Zwłaszcza gdy szli oboje. Wtedy Witek rozpylał wkoło siebie feromony szczęścia, a one były wyczuwalne w sporej odległości przez panie w różnym wieku, szczególnie przez samotne. Kilkakrotnie powstawały z tego powodu ciekawe sytuacje i one potrafiły tą swoją przypadkowością doprowadzać ją do furii. Śmiało można powiedzieć o niej, że jest bardzo zazdrosna o męża, a ona mogłaby to z czystym sumieniem potwierdzić.

Niewielki wysiłek bardzo zmęczył wyniszczoną chorobą kobietę albo może leki tak na nią działały, że pogrążyła się we śnie. Nagle ponownie była małą dziewczynką, która delikatnie rozpakowywała prezenty wyciągnięte z pod choinki, obok niej na podłodze siedział jej brat Marek. On też zajmował się ściąganiem kolorowego papieru, jaki użyto do pakowania, lecz nie miał tyle cierpliwości co ona i rwał go na strzępy. Jej braciszek zawsze był narwany i dokądś się śpieszył. Ten jego temperament i umiłowanie adrenaliny dostarczanej szybką jazdą wyniosły jego ścigacz na łuku drogi wprost na rosnące za rowem drzewo. Rodzice bardzo przeżyli jego śmierć i dla upamiętnienia miejsca wypadku pod drzewem umieścili krzyż, a miejsce pochówku na cmentarzu ozdobili pomnikiem wykonanym z brazylijskiego marmuru. Ona mogła liczyć na równie okazały kamień przykrywający jej doczesne szczątki. Ktoś zdrowy mógłby oburzyć się na jej pogodzenie ze śmiercią. Tylko ona już nie miała siły dalej walczyć, a wszystkie terapie jakie przechodziła zawodziły i zamiast spowalniać przebieg choroby przyśpieszały ją. Lekarze z miejskiego starego szpitala, do którego trafiła na leczenie nie byli wybitnymi specjalistami, jednak robili więcej niż wymagały od nich nieczułe przepisy. Gdyby trafiła do renomowanej kliniki z pewnością miałaby szansę na dłuższe życie i być może na wyleczenie. Jednak było już na wszystko za późno i zegar odmierzał ostatnie godziny.

- Martynka pod papierem tego prezentu ukryte jest twoje zdrowie – powiedział jej braciszek zmagający się z papierowym opakowaniem, które niczym gruba folia broniło dostępu do zawartości. Marek podwoił wysiłek i zębami zaczął rwać zdobione w kolorowe kwiatki opakowanie.

Ruch jaki zapanował przy jej łóżku stojącym samotnie w szpitalnej sali, przynajmniej tak jej się z początku wydawało, kolejny już raz tego dnia wyrwał ją ze snu. Tym razem nie patrzyła z pozycji lezącej, lecz obserwowała wszystko zawieszona w powietrzu. Dookoła jej łóżka widziała postacie. Blisko głowy stał mąż i dzieci, reszta rodziny i jej rodzice u nóg. Natomiast za wezgłowiem nie było ściany tak jak wcześniej, tylko widziała wielką przestrzeń wypełnioną ludźmi w strojach z różnych epok.

- A, to tak wyglądają ostatnie chwile – powiedziała do siebie, kiedy uświadomiła sobie, że przybyli jej zmarli krewni chcąc przeprowadzić ją na drugą stronę.

Niespodziewanie dla niej z lewej strony łóżka, na którym leżała pojawiło się dość intensywne światło. Nikt z żywych i umarłych oprócz niej nie zauważył jego przybycia, ponieważ nawet przez chwilę nie spojrzał w jego kierunku. Zaciekawiona zbliżyła się do świetlistego obłoku i zapytała.

- Czy ty jesteś śmierć?

- Jeżeli na nią czekałaś to muszę cię rozczarować i powiedzieć nie.

Głos dochodzący z wnętrza światła był mocny, lecz po kilku słowach nie można było zorientować się do kogo należy. Ośmielona pytała dalej.

- Kim jesteś, albo czym?

- Jeszcze nie ma prawidłowego określenia na mnie, więc często na efekty mojej pracy mówią cud.

Kobieta zaczęła zastanawiać się nad słowami przybysza i przez dłuższy czas nie wiedziała, co powinna odpowiedzieć i jak się do tego czegoś zwracać.

-Ty sprawiasz cuda?

- Tak.

- Ale ja nie jestem wierząca?

- To nie ma nic wspólnego.

- Wobec tego co zakwalifikowało mnie do odwiedzin?

- Nikt już nie prosi dla ciebie o zdrowie, tylko o śmierć.

- Mój mąż, rodzice, dzieci! – powiedziała zaskoczona.

- Oni wszyscy już pogodzili się z twoim odejściem zanim do tego doszło. Rodzice chcą ochronić ciebie od bólu. Mąż posłuchał twojej rady i przyprowadził do waszego domu bogatą kobietę, na którą nie musi pracować. Teraz ona dba i zaspakaja jego potrzeby, a twoje dzieci zasypuje prezentami. Niedługo po twoim pogrzebie zamieszkają w jej rezydencji, już by do tego doszło, lecz obawiają się trochę plotek i nie chcą wywoływać skandalu.

- To ja zaraz umrę?

- Nie, wyzdrowiejesz i każdego dnia odkryjesz coś, co ciebie będzie doprowadzać do furii, a ta energia to jest moja zapłata.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Trzydziestoletni starzec - no dzieci to potrafią dowalić do pieca:)
    Tak się zastanawiam czy na miejscu tej kobiety cieszyłbym się z takiego cudu, pewnie nie. Jeśli miałbym codziennie wpadać w furię to już chyba wolałbym przejść na drugą stronę w nadziei, że tam czeka mnie coś lepszego.
  • Pasja 23.05.2019
    Witam
    Przemijanie i godzenie się z upływem czasu jest normalnością. Wiadomo, że dzieci są bezstronni i patrzą przez pryzmat swojego pola widzenia. Odwrotność nazywania rzeczy... dla nich dół to góra, przód to tył i stary to młody. Z mojej perspektywy widać, że przedłużyła się długość życia i przez to też młodość i jasność umysłu na aktywność ludzi starszych.

    Namalowany obraz choroby i zmaganie się z nią całej rodziny jest tak oczywisty, ale nie zawsze. Cierpkie owoce poprzez cud zebrała ta kobieta dowiadując się o zdradzie jej męża. Uważam, że na wszystko jest czas i pora i niekiedy trzeba zachować umiar w podejmowaniu decyzji bo nie wiemy nigdy do końca co się może zdarzyć.

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania