Implozja

Doskonale pamiętam i nigdy nie zapomnę lata roku dwa tysiące dwunastego, szczególnie jednego słonecznego dnia. Zupełnie przypadkowo jechałem drogą z Jeleniej Góry przez Bolków na Strzegom i dalej do Wrocławia. Nigdzie mi się nie spieszyło, prędkość samochodu była niewielka, auto było bez ładunku, droga była równa, a śliczna pogoda skłaniała do podziwiania mijanego krajobrazu. Przez uchylone okna samochodu do jego wnętrza wpadało pachnące powietrze, lecz w pewnym momencie poczułem intensywna woń cebuli. Zapach był tak przytłaczający, że jeszcze bardziej zwolniłem chcąc zobaczyć, a nie tylko czuć skąd on dochodzi. Ujrzałem po lewej stronie kilka przyczep ciągnikowych pełnych bulw przy starej wielkiej stodole. W tym niespodziewanym widoku dostrzegłem dla siebie okazję nabycia prosto od rolnika cebuli, po którą jechałem na giełdę rolną do Wrocławia. Chciałem tam być późnym popołudniem, aby nabyć od zniecierpliwionego, znudzonego dostawcy przed zmierzchem. Ewentualnie kupić wcześnie rano złociste warzywo w atrakcyjnej cenie. Bardzo nie chciałem jechać w nocy, dlatego wybrałem się dzień wcześniej. Zaledwie po kilkudziesięciu metrach widząc skrzyżowanie, wrzuciłem kierunkowskaz w prawo i skręcałem do wioski Granica. Budynki gospodarcze przy jakich stały przyczepy z ładunkiem były tak charakterystyczne, że nikogo nie miałem potrzeby pytać o drogę. Swoją niewielką ciężarówkę zaparkowałem po prawej stronie drogi przy ogrodzeniu sięgającym do połowy okien kabiny. Wysiadłem z szoferki i poszedłem w kierunku najbliższej bramy, która okazała się zamknięta, wiec poszedłem dalej do następnej. Jednak na niej również wisiała potężna kłódka spinająca gruby łańcuch, więcej wejść nie zauważyłem. Ogrodzenie solidnie odgradzało obejście od sąsiadów znajdujących się po lewej i prawej stronie. Żadnej możliwości wejścia nie zauważyłem, lecz sporą grupę ludzi kobiet i mężczyzn przemieszczającą się po terenie gospodarstwa. Ich obecność zachęciła mnie do zwrócenia na siebie uwagi. Dość długo się darłem za ogrodzeniem, zanim pewien mężczyzna zauważył mnie. Jednak nie podszedł od razu, tylko stanął w grupie z innymi i o czymś długo rozmawiali. Kiedy się zbliżył na pięć metrów, z obcym akcentem zapytał czego chcę. W dość jasny sposób moim zdaniem, wyraziłem cel swojej wizyty, lecz on odpowiedział mi, że właściciela nie ma i nie wiadomo kiedy będzie. Jeszcze nie chciał podać mi numeru telefonu. Tylko odwrócił się plecami do mnie i odszedł. Dalsze nawoływania nie przyniosły żadnego efektu. Pracownicy pracowali jakby mnie w ogóle nie było. Nigdy wcześniej niczego podobnego nie doświadczyłem. Dlatego dość mocno wkurzony postanowiłem przejść się do mijanego wiejskiego sklepiku i poprosić o umożliwienie mi kontaktu z gospodarzem. Tam natrafiłem na sporą grupę ludzi jak na tak małą wieś, rozmawiających żywiołowo o czymś,. Między nimi była pracownica świdnickiego sanepidu, którą na kontrolę przywiózł kierowca tej firmy. Stojąc z boku usłyszałem przerażającą, jak dla mnie historię. Na terenie gospodarstwa mieścił się w tym czasie obóz pracy. Byli tam przetrzymywani obywatele Ukrainy i Rumunii zwabieni perspektywą pracy. Zaraz po przyjeździe odbierano im paszporty i zmuszano do pracy ponad ludzkie siły. Opornych terroryzowano, a sprzeciwiających się przykładnie karano. Szok, niedowierzanie i wciekłość ogarnęły mnie.

- Dlaczego z tym nikt nie zrobił porządku? – zastanawiałem się oburzony na takie traktowanie obcokrajowców na terenie mojego kraju.

- Nasza sołtyska, jak głośno wyraziła swój sprzeciw na takie traktowanie ludzi, to właściciel wytoczył jej sprawę w sądzie o pomówienie. Burmistrz Strzegomia wynajął podnośnik z platformą, z której robił zdjęcia posesji i też ma sprawę. Zresztą u nas prawie wszyscy są przez niego ciągani po sadach i prokuratorach – powiedziała mieszkanka wioski do kontrolerki z sanepidu.

Wtedy pierwszy raz uzmysłowiłem sobie i zobaczyłem, że w Polsce można bezkarnie gnoić ludzi. Żadne służby, urzędy nie są władne i chętne do dbania o dobro człowieka, a zwłaszcza pilnowania przestrzegania prawa. Przez dłuższy czas po tym wydarzeniu przeglądałem prasę i słuchałem wiadomości nie tylko lokalnych mając nadzieję, że usłyszę podobną informację, jak sześć lat wcześniej. „W roku dwa tysiące szóstym w miejscowości Orta Nova we Włoszech uwolniono stu trzynastu naszych rodaków, którzy zostali zwabieni obietnicą dobrze płatnej pracy, a dostali marne grosze. Pracowali po piętnaście godzin na dobę za dwa euro za godzinę, a z głodowej pensji musieli oddawać część swoim oprawcom. Ci, którzy się zbuntowali byli bici. Nie wszyscy przeżyli”. Niestety czegoś podobnego o gospodarstwie we wsi Granica nie usłyszałem, widocznie nasz kraj czeka, że coś tak zwyrodniałego umrze śmiercią naturalną.

Od tamtego dnia minęło siedem lat i nagle w naszych mediach pojawiła się informacja z wysp brytyjskich. Gdzie ośmioro Polaków zostało skazanych na kary więzienia za zorganizowanie największego w powojennej historii gangu handlującego ludźmi w Wielkiej Brytanii. Sędzia podczas procesu powiedziała do głównego oskarżonego „Swój majątek zbudował pan na krzywdzie ludzi w trudnej sytuacji. Oni przyjechali tutaj w poszukiwaniu pracy, która miała zapewnić byt ich rodzinom, a pan zmienił ich życie w koszmar”. Najciekawsze i najważniejsze jest, że od czasu powiadomienia służb do zatrzymania sprawców minął niespełna miesiąc, podczas którego policja brytyjska skrupulatne zbierała i kompletowała dowody.

Pracowników zwerbowano za pomocą portalu internetowego. Treść ogłoszenia brzmiała: „Firma założona przez polaków w Wielkiej Brytanii poszukuje robotników do pracy w okolicach miasta Birmingham”. Oferowano wysokie zarobki około pięćset funtów tygodniowo. Bus z robotnikami zatrzymał się na farmie, a robotnikom odebrano paszporty w celach meldunkowych. Zakwaterowano wszystkich w stodole zaadaptowanej na wielką sypialnię bez zaplecza sanitarnego. Mieli prawo do jednego skromnego posiłku dziennie, a o resztę musieli sami się zatroszczyć. Pierwszą wypłatę dostali po kilku dniach w wysokości od dziesięciu do dwudziestu funtów. Jeden z pracowników zaprotestował i chciał opuścić farmę. Został wówczas ciężko pobity. Innych poinformowano, że musza milczeć, ponieważ trafią do aresztu za nielegalne wykonywanie pracy. Zmuszeni zostali do wielogodzinnej harówki, a choroba i zmęczenie nie zwalniały z wykonywania normy. Pewnego dnia jeden Polak uciekł i zgłosił wyzysk organizacji „Hope for Justice” (Nadzieja na sprawiedliwość), a ta przekazała sprawę policji. Interwencja przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości zniszczyła oprawcom intratny interes, na którym w ciągu kilku lat zarobili najmniej milion funtów.

Ofiarami handlu żywym towarem w siedemdziesięciu dwóch procentach padają młode dziewczyny i aż osiemdziesiąt trzy procent z nich jest wykorzystywana seksualnie. Właśnie taki los spotkał dwunastoletnią Karle Jacinto z Meksyku, która poznała na stacji metra starszego od siebie chłopaka. Nastolatka zakochała się w nim, uwierzyła w jego zapewnienia o miłości i uciekła z domu. Trafiła do agencji towarzyskiej była tam przetrzymywana i zmuszana do świadczenia usług napalonym klientom od godziny dziesiątej do północy. Uwolniła ją dopiero po kilku latach interwencja policji. Przeprowadzone dochodzenie ujawniło, że została zgwałcona czterdzieści trzy tysiące dwieście razy (43200). W tym czasie zgwałcona przez alfonsa urodziła dziecko, które zostało jej zabrane.

Dlatego takie rzeczy dzieją się tylko gdzie indziej, ponieważ w naszym kraju najlepiej nic nie widzieć, nie słyszeć i o niczym takim nie mówić, a jak już coś się stanie, to jest wina dziewczyny.

 

MarBe

 

Jestem ciekawy czy obecnie coś podobnego jest możliwe i powiadomienie o czymś takim wywołałoby błyskawiczną reakcję oraz szybkie i srogie ukaranie?

Widziałeś? Nie bądź obojętny! Zadzwoń! 997 lub

Fundacja La Strada: +48 22 628 99 99, +48 605 687 750

Krajowe Centrum Interwencyjno-Konsultacyjne dla ofiar handlu ludźmi:+48 22 628 01 20

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Historie handlu ludźmi, tak zwanym żywym towarem, towarzyszą ludzkości od zarania, jedynie zmieniają się okoliczności. Wydawałoby się, że w obecnych czasach przy takim rozwinięciu technologicznym i kulturowym jest to niemożliwe, niestety zawsze znajdą się jednostki, które postawią zarobek na pierwszym miejscu i nie odstraszą ich na pewno niewspółmiernie niskie kary względnie do zbrodni jakich dokonują względem innych, słabszych osób.
  • Pasja 10.01.2020
    Świetny tytuł. Przeciwieństwo eksplozji ze względu na kierunek wybuchu. Tak jak w tym przypadku następuje zapaść w nireagowanie na handel ludźmi. To nie dotyczy nas. Dlaczego w innych krajach służby potrafią szybko reagować, a u nas zawsze z opóźnieniem. Ominąć prawo to naszą dewiza na ustawienie się w życiu. Handel ludźmi to chyba największa machina międzynarodowa.
    Miłego dnia

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania