Inaczej niż myślisz...

Budzik dosyć głośno oznajmił nadejście nowego dnia. Genowefa, leżąc jeszcze na plecach, odszukała ręką hałasujące ustrojstwo i wyłączyła, mając nadzieję, że jeszcze chwilę będzie mogła rozkoszować się ciszą i lenistwem. Niestety, kiedy tylko przewróciła się na drugi bok, do jej łóżka z całym impetem wskoczył ogromny czarny owczarek – Nadzieja.

- Dobrze, dobrze. Już wstaję – powiedziała ze śmiechem Genowefa, gdy suka lizała ją po twarzy.

Odszukała stopami kapcie i poczłapała do szafy. Co pierwsze wzięła do ręki, to na siebie włożyła. Było jej obojętnie czy to, co ubrała do siebie pasuje. Kolory nie miały dla niej znaczenia. Stanęła na progu domku, wystawiając twarz na ciepłe, ożywcze promienie słońca.

- Dzisiaj będzie piękna pogoda – powiedziała do psa, który od kilku lat był jej nieodłącznym towarzyszem.

Wzięła kilka głębokich wdechów i poczłapała do kuchni. Nastawiła czajnik elektryczny z wodą na herbatę. Jak zawsze nalała za dużo. Jak zawsze miała problem, żeby trafić czajnikiem do stacji elektrycznej. No, ale czy jest ktoś, komu się to nie zdarza?

Siedząc przy małym stoliczku w kuchni, która od lat służyła równocześnie za jej pokój, usłyszała nadchodzącego gościa, zanim ten zdążył zapukać.

- Wejdź, proszę. Otwarte – krzyknęła, rozciągając usta w uśmiechu.

- Cześć Gienia. Okradną cię kiedyś, jeśli nie przestaniesz zostawiać otwartych drzwi.

Marylka – sąsiadka z domku niżej, lat czterdzieści kilka – popatrzała czule w stronę Genowefy.

- Proszę cię! A komu chciałaby się tu wchodzić?

Rzeczywiście, położona wysoko w górach, skromna chatka nie byłaby celem złodziei, nawet jeśli wszystkie drzwi i okna stałyby otworem, a przy wejściu kusił napis „bierzcie, co chcecie”.

- Masz rację. Na przykład mi też się nie chce a muszę – droczyła się ze swoją praktycznie podopieczną Marylka. – Przyniosłam ci kapuśniak.

Kilka lat temu, kiedy kolejno odeszli niemłodzi już rodzice Genowefy, ta została w chacie całkiem sama. Cała rodzina żyła skromnie w malutkim domku, w którym znajdował się tylko pokój rodziców – Genowefa nie chciała tam nic ruszać. Chciała, żeby wszystko było tak, jakby mieli tam pójść i położyć się po ciężkim dniu pracy – oraz mała kuchnia, a właściwie aneks w pomieszczeniu, które służyło Genowefie również za sypialnię. Malutka łazienka z prysznicem i ubikacją, zastępująca wychodek na podwórku, została dobudowana do chateńki później, nadając domkowi trochę śmieszny wygląd drewniano-pustakowej hybrydy.

Żeby Genowefa nie czuła się samotna, często odwiedzały ją mieszkające w pobliżu sąsiadki, nie raz i nie dwa przynosząc coś do jedzenia, ponieważ Gienia niestety niezbyt dobrze radziła sobie w kuchni.

Po śmierci ojca Gienia nie zajmowała się pasieką, która była oczkiem w głowie jej taty, ale nadal przychodziła do sąsiadek, pomagając doić krowy, owce, kozy, ubijając masło czy pomagając wyrabiać oscypki. W ten sposób zarabiała parę groszy na swoje utrzymanie.

- Dzisiaj w planach masło.

- Dobrze. Dokończę śniadanie i możemy iść.

Okolica była doprawdy piękna. Szum drzew przeplatany śpiewem ptaków, któremu akompaniowało brzęczenie owadów, przynosił wytchnienie nawet najbardziej nerwowym. Połać soczysto zielonych traw nie miała końca, przecinało ją tylko kilka wydeptanych przez ludzi ścieżek. Pszczoły, osy, biedronki i różnego rodzaju malutkie stworzonka uwijały się wśród kolorowych kwiatów, nie przejmując się dwoma kobietami i psem, które właśnie je mijały. Piękna i dzika przyroda syciła i koiła zmysły. Nic dziwnego, że żadnemu z mieszkających tu górali przeprowadzka nie przeszła nawet przez myśl.

Gdy tylko kobiety weszły na podwórko Maryli, od razu rzucił się na nie pies pasterski. Gucio poza zaganianiem owiec mógłby się głaskać cały dzień, byleby się tylko znalazł ktoś, kto zechce ofiarować mu kilka godzin czułości.

- No już, już. – Genowefa przywitała się z psem sąsiadki, po czym weszły wraz z Nadzieją do przestronnej kuchni.

Maryla naszykowała śmietanę i podała Genowefie maselnicę do rąk.

- Zacznij ubijać, a ja zajrzę na chwilę do obory.

Genowefa pracowała jak robot. Tyle lat już ubijała masło, że zrobiłaby bez problemów nawet w środku nocy. Zresztą dla niej nie miało znaczenia czy była czarna jak smoła noc, czy też wręcz jaskrawe światło dnia.

- Jestem. Chciałam jutro jechać z wyrobami na targ, chcesz zabrać się ze mną?

- Pewnie. A pójdziesz ze mną do sklepu? Nadziei przydałaby się nowa karma.

 

 

I tak mijał Genowefie dzień za dniem i rok za rokiem. Chciała być jak najbardziej samodzielna i z pomocą sąsiadów dawała z siebie wszystko. Nie, nie była stara i schorowana. Nie była też ofiarą losu, która bez drugiej osoby nie jest w stanie funkcjonować. Genowefa była od urodzenia niewidoma.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Bajkopisarz 07.07.2020
    „jeszcze na plecach, odszukała ręką hałasujące ustrojstwo i wyłączyła, mając nadzieję, że jeszcze”
    2 x jeszcze, niepotrzebne powtórzenie, którego można łatwo uniknąć
    „czy to, co ubrała”
    Czy to w co się ubrała” – ubrać bez się można choinkę
    „Gienia niestety niezbyt dobrze radziła sobie w kuchni.
    Po śmierci ojca Gienia”
    2 x Gienia, można łatwo zastąpić

    Bardzo ciepła i sympatyczna opowieść. Zamiast siedzieć i się użalać radzi sobie kobieta jak może i chwała jej za to. Do Internetu nie zajrzy, w telewizor się nie pogapi, ale za to masło jak zrobi to każdy będzie cmokał. Można się zastanowić, co właściwie jest ważne, a co mniej…
  • wicus 08.07.2020
    Zgadzam się z Bajkopisarzem - niezwykle klimatyczna, nieoczywista opowieść, w której chwilami dają o sobie znać drobne, lecz niestety szkodliwe, niedociągnięcia. Problemem są nie tylko powtórzenia ("... na siebie wlozyla (...) do siebie pasuje...", "Nie chciała tam nic ruszać. Chciała..." ale też dramatyczne poszukiwania innego słowa w celu ich uniknięcia: "Po śmierci ojca Gienia nie zajmowała się pasieką, która była oczkiem w głowie jej taty". Można to, jak się wydaje, rozwiązać np. tak:: "Oczkiem w głowie ojca Gieni była pasieka, po jego śmierci...". Wątpliwości może też budzić zdanie: "Podała Genowefie maselnicę do rąk", bo stwierdzenie, że podaje się coś komuś "do rąk" to masło maślane. Jako czytelnik sugerowałbym też zwrócenie baczniejszej uwagi na przecinki, wykrzykniki, myślniki itd., ale przede wszystkim gratuluję mądrej i interesującej opowieści!
  • RajskiPtak 09.07.2020
    Bajkopisarz i Wicus dziękuję za słowa uznania, ale przede wszystkim za krytykę. Biorę sobie Wasze rady do serca i wiem, że następnym razem wyjdzie mi lepiej :).

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania