Poprzednie częściIncest - Rozdział 1 - Pokręcone

Incest - Rozdział 4 - Przybliżanie

Wzdrygnęłam się z zimna. Świat dopiero budził się do życia, a ja dziarsko pokonywałam kilometr za kilometrem. Para delikatnie kłębiła się wokół moich ust, gdy próbowałam nieznacznie przyspieszyć tępo. Było naprawdę zimno.

 

Mieszkaliśmy pod miastem, na obszernych łąkach otulonych lasami Roserest. Znane były z licznych różanych krzaków rozsypanych po całym zalesionym terenie. Był piękny, a ja kochałam w nim przebywać.

 

"Niestety nie dzisiaj" napomknęłam w myślach i wypuściłam głośno powietrze. Przebywanie tam znaczyło dla mnie dużo, więc i długo tam gościłam. Byłam już około pięciu kilometrów od domu, oddalę się jeszcze trochę i może, wracając z powrotem, wpadnę na piwo do pobliskiego baru. Bardzo rzadko piłam, ale dzisiaj wyjątkowo mam ochotę.

 

Nie miałam najmniejszej ochoty wracać t a m, stawać twarzą w twarz z moim bratem. Ogarniały mnie coraz gorsze przeczucia, ale nie mam w naturze uciekania od problemów. Muszę z nim pomówić...

 

A niech to. Obróciłam się na pięcie, wzięłam głęboki oddech i pomaszerowałam z powrotem. Daruję sobie dzisiaj picie poza domem; rodzice zostawili nam dość pokaźną kolekcję alkoholu i ktoś kiedyś musi to wypić.

 

Po bardzo długim marszu znalazłam się kilkaset metrów przed naszą furtką. Z głośnym szczęknięciem Peter pchnął ją i wyszedł mi naprzeciw.

 

- Czemu cię tak długo nie było?

 

-Długo? - zdziwiłam się - Byłam nieobecna co najwyżej godzinę.

 

- Trzy, Lucy, trzy! - powiedział, wskazując na zegarek. Miał rację. - Wiesz co, nieważne. Idź do domu. Będę niedługo z powrotem...muszę załatwić parę rzeczy.

 

- Jasne - mruknęłam - Tylko nie zamknij nikogo gdzieś przez przypadek.

Nie odpowiedział, zawinął się i poszedł.

 

Nie, nie, nie. Nie zamierzam rozprawiać o tym, jak dziwnie po raz setny się zachował. Gdzie jego "siostrzyczko", co? Nieważne. Nie mogę kierować całej mojej uwagi na niego. Muszę wyjść do ludzi...spotkać się z kimś.

 

Biiip, bip, biiip...

 

- Halo? - w mojej słuchawce zabrzmiał głęboki, męski bas. Uwielbiałam Mike'a za osobowość, ale Boże, ten głos!

 

- Cześć Mike...to ja, Lucy.

 

Chwila ciszy, potęgująca moje zmieszanie. Nie odzywałam się do nikogo od wypadku rodziców; radykalne ucięłam wszystkie kontakty. Jak on teraz zareaguje, słysząc mnie po tak długiej przerwie? Pewnie rzuci słuchawkę, powinnam dbać o nasze relacje, bez względu na...

 

- LUCY?! Słodki Jezu, kochanie! Słyszałem o wszystkim! Nareszcie się odezwałaś, tak się cieszę! Jak się czujesz? Wszystko okey?

Trochę mnie zamurowało. Pomimo, że odtrąciłam wszystkich od siebie, on zrozumiał to. Dał mi czas, a kiedy zdecydowałam się wykonać telefon, przywitał mnie ciepło i z radością.

Uwielbiam go.

 

- T-tak, już lepiej...ale nie jest to rozmowa na telefon. Czy mógłbyś dzisiaj wpaść?

 

- Skarbie, nie mogę. Jestem teraz na wyjeździe, ale wracam jutro wieczorem. Postaram się przyjechać jak najszybciej się da, dobrze?

 

- Dobrze - po raz pierwszy od bardzo dawna szczerze się uśmiechnęłam. Wreszcie spotkam przyjaciela - To widzimy się jutro, tak?

 

- Oczywiście! - słychać było, że on także się uśmiecha - Do zobaczenia, Lucy!

 

Odetchnęłam z ulgą. Jak miło. Nie mogę się doczekać jutra.

Otworzyłam barek rodziców i wyciągnęłam dużą, nietkniętą butelkę rumu. Tego mi było trzeba.

 

Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, włączyłam kanał tandetnych oper mydlanych i pociągnęłam potężny łyk trunku. To będzie zabawny dzień.

 

...

 

- Lucy? Lucy, słyszysz mnie?

 

Hm, bardzo znajomy głos. Tylko skąd dobiegał? Bardzo ciężko stwierdzić, po tym jak wypiłam pół butelki i padłam na poduszki. Nie, żebym miała słabą głowę - przejść taki kawał drogi z rana to dla mnie prawdziwy wyczyn.

Otworzyłam oczy. Lekka mgiełka spowiła rzeczywistość, żeby później gwałtownie ją wyostrzyć. Poczułam ciężar na swoim brzuchu.

 

- Siostrzyczko, wszystko w porządku? - no i mamy znowu "siostrzyczkę". Ale chwila...

 

- P-Peter...? Co ty...

Jego twarz była pięć centymetrów przed moją. Dłonie miał zaciśnięte na moich nadgarstkach, całym swoim ciężarem wgniótł mnie w kanapę.

 

- Co ty piłaś? Brałaś jakieś napoje od kogoś? Spotkałaś może mężczyznę po drodze?! Zapraszałaś go tu?! Czy to ten Mike?!!

 

- Peter, uspokój się! Zejdź ze mnie, do cholery...! - zaraz, skąd on wie o...

 

- ODPOWIADAJ!

 

Zamilkłam. Nie mogłam nic zrobić; nawet się ruszyć. Jego czarne włosy zmierzwiły się lekko, usta wygięte były w okropnym grymasie.

Nachylił się nade mną jeszcze bardziej, przybliżając usta do mojego ucha.

 

- Jeśli nie odpowiesz mi n a t y c h m i a s t, będę zmuszony to z ciebie wydusić - szepnął, odcinając tym samy dopływ krwi do moich dłoni. Jego uścisk był tak mocny, że aż jęknęłam z bólu.

 

- Peter...ja...piłam rum rodziców...zejdź...

Odchylił głowę, a w jego oczach pojawił się ledwo dostrzegalny błysk.

 

- A-ach tak...myślałem że ktoś ci zrobił krzywdę...

 

Przestań się przybliżać. Zaraz, on chyba nie chce mnie..? Nie rób tego. Odsuń swoją twarz...nie! To się nie dzieje napra...

 

Poczułam jego usta na nosku, po czym uśmiechnął się szeroko i zszedł ze mnie.

 

- Głodna, księżniczko? Kupiłem trochę jedzenia, więc nie będziesz musiała kupować tych śmieciowych rzeczy!

 

Wbiłam wzrok w sufit.

 

Jednak mam bardzo słabą głowę do alkoholu.

Następne częściIncest - Rozdział 5 - Ucieczka

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • NataliaO 27.08.2016
    stuknięty braciszek; 5:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania