Opoowi *** D i a l o g *** Dziwny Dialog
– Co pan chirurg sobie wyobraża?! Przychodzi do mnie takich dwóch
w nie ogolonych kitlach i obszarpanych gębach i co ?
– No właśnie. I co?
– Świgają mnie przemocą na chodzący stół i przywożą tutaj. Potrzebne mi to?
– Owszem.
– Jeszcze z głupim Jasiem musiałem podróżować. A właściwie jechał we mnie.
Na gapę! Ledaco jedne! Nie dosyć, że głupie, to jeszcze bezczelne.
Przecież skoro mądrze mówię, to chyba żyję. No nie?
– Owszem.
– Proszę przestać z tym: owszem, bo jak wstanę i przywalę,
a jak jeszcze w tą pańską buzię trafię…
– Proszę się uspokoić. Gada pan głupim Jasiem.
– Nie gadam głupim Jasiem. Mówię po swojemu.
– Niestety.
– Co niestety? A właściwie po co tu leżę? Żeby się wydzierać? Mam chore gardło…
– Tylko gardło?
– Oczywiście. Co to za insynuacje? Przecież nie umysł! Nawet nie wiem, gdzie go szukać.
Taki zapracowany. Często go nie ma w domu. Sam pan rozumie. Pan też musi szukać ?
– Jutro poszukam, obiecuje.
– Będę wielce zobowiązany.
– Bardzo mnie to cieszy. Pan godność ?
– Zgodność ? Z czym? Pytam się.
– Jak się pan nazywa?
– Trzeba było od razu po ludzku gadać. Nazywam się: Śliwka.
– Robaczywą.
– Co robaczywą?
– Jest pan robaczywą śliwką i musimy usunąć robaczka.
– Och nie! Jaśnie panie! Jestem zdrowy jak byk…
– Co ma szpadę w zadzie ?
– Co mam?
– To taka metafora chirurgiczna. Nie trzeba się lękać.
– Głupi Jasiu mi podpowiada, że jednak trzeba.
– Głupi jest głupi i nie wie co mówi. A prawda jest taka, że jak już nadmieniłem,
robaczka ze Śliwki wyszarpnąć trzeba.
– Ale ja się boje. Jasiu też.
– Jasiu nie musi się bać. Jego nie będę operował.
– Ulżyło mi.
– Czuję to. Ale proszę się nie denerwować. Leżeć spokojnie i nie ruszać ogonkiem.
– Czym?
– Ogonkiem. Śliwka ma ogonek.
– Co racja, to racja.
*
– No szybciej! Chce otworzyć brzuch.
– Ale czym?
– Jak to czym? Narzędziami chirurgicznymi!
– Tutaj nie ma takich narzędzi.
– Jak to nie ma? Kazałem przygotować!
– Kazał doktor ślusarskie.
– Jedne i drugie metalowe. To jeden pies!
– Gdzie doktorze? Tutaj nie można wprowadzać zwierząt.
Mogą przypadkiem zjeść organy do przeszczepu.
– Proszę mi tu nie grać! Czy to jasne?
– My i tak nie mamy słuchu.
– Dawać tlen. Pacjent nie oddycha!
– On już dawno nie oddycha.
– Jak to nie oddycha. Każcie mu oddychać.
– Ale on jest uparty.
– A Jasiu oddycha?
– Jaki Jasiu, doktorze?
– Nie ważne. Ruszam stołem. Może zacznie. Co mówicie?
– Że raczej spadnie.
– Wykrakaliście. Te wasze pomysły. Niech was diabły wezmą.
– Dlaczego leżę na podłodze i mają mnie diabły wziąć. Niczego złego nie zrobiłem.
Święty ze mnie człowiek. No chyba, że się zapomnę. Ćwiczyłem wstrzymywanie oddechu.
Zimno tu i twardo. Jasiu też narzeka. Banda z was nie wiadomo z czego.
Jestem po operacji, czy w trakcie?
Bo jeżeli w trakcie, to wrzućcie mnie z powrotem na ten pieprzony stół.
Nie będziecie musieli przy mnie kucać, jak sfora…
–... nie wiadomo z czego?
– Właśnie. Tępaki a szybko się uczą. Dziwne!
– Dajcie mu w łeb. Uśnie i nie będzie się ruszał… i gadał.
– Mocno czy z uczuciem?
– Nie miałeś się w nim zakochać, tylko walnąć. Średnio!
– Po co pan mnie walnął w łeb. Teraz nie będę mógł zasnąć z bólu.
– Zaśpiewam kołysankę. Co wy na to?
– Jak pan doktor zaśpiewa, to my też uciekniemy.
– Dlaczego też?
– Śliwka z Jasiem uciekną razem z nami. Rozumie pan?
– Znowu się nie rusza.
– Ale chociaż oddycha. Zaoszczędzimy na tlenie.
– No to otwieram brzuch. A niech to. Ale siknęło.
– Doktorze! Niech pan łapie!
– Co?
– Jasiu z bebeszków wyskoczył.
– To nie był w Śliwkowym mózgu?
– Może nie znalazł czego szukał.
– A może znalazł i dlatego zwiewa.
– Ale on ma tutaj galimatias.
– Tylko proszę doktorze, wszystkiego mu nie wyjmować. Niektóre rzeczy mogą mu się przydać.
– Zostawię co uznam za stosowne. Kolega pragnie ośmieszyć moją wiedzę?
I to jeszcze przy operowanym? Żeby się poczuł niekomfortowo?
– On i tak nic nie czuje.
– Gdyby nic nie czuł, to by oczami nie błądził.
– A może widzi nie to, na co patrzy?
– Wodzi wzrokiem za moim paluchem.
– Ale nie mówi, że coś go boli.
– Fakt. Mój paluch milczy od urodzenia.
– A niech to. Wstaje. Doktorze! Co z niego zwisa?
– No właśnie! Co ze mnie zwisa? Obrzydlistwo! Takie coś miałem w sobie? Przez cały czas?
– Panie Śliwka. To jest panu potrzebne.
– Taka ohyda?
– To jelito grube. Przestań się pan wiercić. Bo się pan zapląta. Przewróci.
Puknie w głowę… i dopiero będzie... i proszę nas tym diabelstwem nie majtać po oczach.
– Ale to jest paskudne. Oślizgłe takie. Obrzydlistwo.
– Bierzcie go na stół. Siłą. Trzeba mu to włożyć. Zaszyć i wygonić z sali.
– Ależ doktorze. On się strasznie rzuca. My wkładamy a on wyciąga.
– Niech go kolega złapie za ogonek. To się uspokoi.
– On nie ma ogonka. Widocznie na drzewie został.
– No dobra. Wkładajcie, bo mi zimno. Odkryty jestem. Nie będę wierzgać. Obiecuję.
– Dobra Śliwka.
– A tak właściwie, na co byłem operowany?
– Kolega podpisał. Zgodził się być królikiem doświadczalnym.
– To chyba spadłem z drzewa.
– Sądzi pan, że na głowę? A może na ogonek?
– Jeszcze nie wiem. Jeszcze lecę. Między konarami.
O cholera! Wiewiórka mnie szarpie… nawet zaczyna wrzeszczeć:
*
– Wstawaj stary z wyra, bo na operacje się spóźnisz. Ale już! Zaspałeś naumyślnie!
Przyznaj się, bo jak ci przywalę… lepiej nie, bo znowu zaśniesz...
...leniu jerychoński.
Cholera, coś namieszałam. To z tego stresu. Paskud jeden.
Komentarz 1,2,3,4 dotyczą wycofanego tekstu.
Komentarze (4)
Nie oceniam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania