Ja chcę zobaczyć psychomiśka

Słyszałem kiedyś o niedźwiedziu. Podobno był ogromny, upaprany we krwi bezbronnych ofiar, a gdy ryczał słychać było jęki dziesięcioletnich bliźniaków, którym wydarł krtań z gardła. Pomyślałem, że to niezły psychomisiek. Grizzly więc sztuka spora to fakt. Chciałem go zobaczyć. Starzy byli na wyjeździe samopoznawczym. Po piętnastu latach doszli do wniosku, że nic o sobie nie wiedzą. Matka wpadła w histerię, a ojciec chyba się spuścił ze wstydu albo założył przez przypadek moje spodnie. To możliwe. W każdym razie pojechali na calutkie dwa tygodnie gdzieś w cholerę daleko. Za gór ileś tam i lasów też sporo. Zniknęli sobie. Przygotowywałem się do tej wyprawy kilka dni. Chyba z pięć. Zabrałem tylko potrzebne i niezbędne rzeczy. Kilka lizaków znanej marki, starą wędkę i nóż myśliwski. Na wszelki wypadek prezerwatywy, bo wiadomo, las pełen jest nieokiełznanych saren. Do tego żarcie i krotką broń ojca. O świcie kolejnego dnia po dniu ostatnim przygotowawczym wyruszyłem w drogę. Ulica, na której stałą moja chałupa była długa i szeroka. Moje ambicje na tę wyprawę też. Mijałem dom Wieśka — mojego dobrego zioma. Akurat czyścił okna po ostatniej imprezie w stylu fizjologicznym. Podobno starzy załatwili mu dożywocie w disneylandzie, choć to tylko ploty. A Wiechu to Wiechu i tak umrze przed dwudziestką.

Las pełen był pułapek, naturalnych, sztucznych albo tych trzecich — metapułapek. Ale na te ostatnie nie trafiłem bezpośrednio. Na moje szczęście.

Polna dróżka pomiędzy starymi dębami wiodła w głąb czarnej otchłani. Podobna była do...w sumie to nieważne do czego. Ciemna i brudna. I jeszcze szeroka jak na leśną dziurę pomiędzy drzewami. Szedłem nią kilkadziesiąt minut, słysząc jedynie krakanie zoombie kruków. Tak. Zoombie kruki oblazły drzewa wokoło mnie i przyglądały się poczynaniom. Ale oto ku mej radości a ich zgrozie wylazła z mroku bestia. Rycząc straszliwie, dobrała się do mego ciepłego ciała i gryząc je z namiętnością, kiwała łbem we wszystkie strony. I bęc o ziemię. A potem jeszcze raz.

Teraz jest w tym momencie. Kiedy patrzę bez sił na pysk jego i czekam. Czekam aż i mi wyrwie krtań.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • LinOleUm 17.09.2018
    Miałam nadzieję na jakieś satyryczne zakończenie, coś w stylu - wow bow misiek okazał się być niegroźny, a tu jednak zakończenie. Nie mówię wcale, że negatywne zaskoczenie - wręcz przeciwnie.
    Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, ale ten tekst przywołał mi na myśl swoim stylem copypastę - nie mam pojęcia, czy efekt zamierzony, czy nie, w każdym razie - ja bawiłam się dobrze.
  • Majonez XvX 17.09.2018
    Przypływ głupoty sklepu Nil mnie do napisania tego tekstu. Dzięki
  • Canulas 17.09.2018
    "Ulica, na której stałą moja chałupa była długa i szeroka. Moje ambicje na tę wyprawę też." - stała

    "Polna dróżka pomiędzy starymi dębami wiodła w głąb czarnej otchłani. Podobna była do...w sumie to nieważne do czego." - odstęp po wielokropku.


    Noo, styl swój masz, to na pewno. Luźne, lekkie i miejscami przyjemne. Niektóre zdania niedbałe pod kątem synonimów.
    Znów 4. Znów z plusem
  • Majonez XvX 17.09.2018
    Znów z plusem. Zabijasz mnie. Ta czwórka mnie porowokujesz. Dzięki
  • Marian 17.09.2018
    Według mnie to tekst o niczym. Może też tak być, że nie dorosłem do niego.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania