Ja i moje imię...
Czym jest życie? Walką? Sztuką przetrwania? A może koszmarem? Może to tylko zły sen, z którego się budzimy, w tym innym świecie, i oddychamy z ulgą. Może ten świat jest poczekalnią. Tylko, na co czekamy? Na zerwanie łańcuchów? Przecież wiem, że czujesz jakby twoja dusza potrafiła latać. Chyba tego chcesz, chcesz przekroczyć krawędź i wzlecieć ku nowemu światu, by budować pośród gwiazd. Chcesz by zdarzył się cud, by ktoś namalował cię twoją ręką, by zamienił szarość i czerń w kolory dnia.
Patrzysz na mnie nic nie mówiąc, ale ja słyszę twój krzyk. Pragniesz, by ktoś rozerwał skorupę kłamstw, patynę tajemnic roztrzaskał w pył i zdmuchnął kurz tego, osadzonego na tobie, kamuflażu. Chcesz się objawić, zrodzić na nowo, chcesz by twoja dusza, poczęta w pierwszych promieniach słońca, ponownie powstała. Czuję to. Czuję jak tego pragniesz.
W twoich niewidomych oczach widzę obraz ciebie samego, powstającego z gliny i brudu innej osobowości. Widzę jak otrzepujesz się z depresji, jak otwierasz usta i wypluwasz myśli. Patrzysz na nie, obleśne, plugawe i wtedy wdeptujesz w ziemię, ostatecznie się z nimi żegnając. Patrzę na ciebie, ale wciąż cię nie widzę. Gdzie jesteś? Kim jesteś? Powstań!
Łapiesz się za twarz i zrywasz skórę. Każdą maskę po kolei. Jedną, trzy, pięć. Każdą fałszywą tożsamość zrywasz i wkładasz do ust. Zęby tną zakłamanie, żujesz ułudę i połykasz własne plugastwo. Spójrz na siebie! Kim jesteś? To ty? Nawet siebie nie widzisz, a dlaczego? Ponieważ twoje oczy są ślepe. Wkładasz kciuki w oczodoły, a ciepły szkarłat spływa po twojej prawdziwej twarzy. Odzyskaj wzrok niszcząc ślepotę własnych czasów. Oczy, które widzą, ale nie przekazują ci prawdziwych obrazów, trzymasz w dłoni, zgniatasz i wpychasz do ust.
Podchodzę do ciebie, gdy padasz na kolana. Upodlony, zniszczony, nic nie warty, okaleczony. Biorę twoja głowę i przytulam do piersi. Gdy znów na mnie patrzysz, zieleń twych oczu mnie zachwyca. Tak, zieleń twoich prawdziwych oczu. Spływa po nich strumień łez, rzeka wolności wypływa z duszy, by oczyścić ciało. Płacz, płacz i krzycz. Niech harfa twej egzystencji wyda z siebie melodię, która będzie drogowskazem w ciemności czasów wiecznych.
Wstań, przejdziesz zaraz przez drzwi, po drugiej stronie jest początek i koniec. Chwila każda i żadna. Ciemność ci już nie grozi, dusza twa świecić będzie blaskiem gwiazd, z których stworzysz nowy dom. Budowlę pośród swego serca, tam gdzie chowasz swoje życie, tam gdzie są twoi bliscy. Otoczysz ich murem, gdzie groźba traci ton, a radość jest zapachem nowego początku. Zasiejesz umysł swój i stworzysz nowe, lepsze wczoraj, dziś i jutro.
Patrzę jak zamykasz drzwi, oczyszczony, wolny i gotowy na prawdziwe życie. A ja? Ja muszę tu zostać. Tu jest moje miejsce, moja praca. Ludzie nadali mi wiele imion. Czy do któregoś się przyzwyczaiłem? Chyba nie…
Nie... Nie jestem bogiem...
Komentarze (14)
"że czujesz jakby twoja dusza potrafiła latać" - przecinek po "czujesz"
"Chcesz by zdarzył się cud" - po "chcesz"
"Patrzysz na mnie nic nie mówiąc" - po "mnie"
"chcesz by twoja dusza" - po "chcesz". bo później mamy wtrącenie, potem odpowiednią część zdania i tam jest kolejny czasownik, który trzeba oddzielić od pierwszego.
"Czuję jak tego pragniesz." - po "czuję". Przecinek przed "jak" występuje wtedy, kiedy oddziela czasowniki :)
"Widzę jak otrzepujesz się z depresji" - po "widzę"
"Odzyskaj wzrok niszcząc ślepotę" - po "wzrok"
"nic nie warty" - niewarty*
"Biorę twoja głowę" - twoją*
Bardzo lubię czytać Twoje teksty, choć nie szczędzisz jakichś obrzydliwości. Pomimo tego masz przyjemny styl i to się ładnie równoważy. Fajnie wykorzystałeś ten motyw z maskami, podoba mi się. Zostawiam 4,5 czyli 5 :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania