Jack cz. 2

W obskurnym pokoju motelowym, na mocno zużytej pryczy zwanej przez właściciela łóżkiem Jack próbował ułożyć się jakkolwiek, żeby złapać chociaż kilka minut upragnionego snu. Niestety kilkadziesiąt prób, oprócz obrażeń fizycznych spowodowanych a to wrzynającą się w bok sprężyną, a to składającym się przy każdym ruchu mechanizmem blokady środka owego wynalazku zdrażniły go tak wielce, że spróbował przejść na podłogę. Ta z kolei ozdobiona dywanopodobnym wynalazkiem drażniła każdy nieokryty kawałek ciała piaskiem wdeptywanym od lat pomiędzy jego zwiędłe nitki, a bandą roztoczy grasujących zapewne od czasu powstania owego przybytku zwanego noclegownią. Do pełni nieszczęścia przyczyniały się wszędobylskie muchy, które decydowały się na drażniące bzyczenie i siadanie na odsłoniętych partiach rąk i twarzy akurat w momencie zasypiania.

 

Przynajmniej było dyskretnie i na uboczu. Ciężko stwierdzić z czego mógł utrzymywać się właściciel, ponieważ Jack zajmował jako jedyny jedną z ponad dwudziestu kwater chlubnie zwanych pokojami. Jednakże umiejscowienie oraz cena spowodowała, iż Jack zapłacił za miesiąc z góry. Reakcja zarządcy była niesamowita - od pokornych ukłonów, poprzez euforyczną niemalże radość, aż do żarliwego podniecenia i ułapiania co chwilę dłoni swojego dobroczyńcy w geście uniżoności i poddaństwa. Dobrze, że obyło się bez pocałunków.

Jack zastrzegł sobie pełną prywatność, zabronił wchodzenia do pokoju - czego szybko pożałował, bo może właściciel poodkurzałby chociaż to coś leżące na podłodze.

Czekając nocy przekładał się już chyba setny raz z boku na bok, ale muchy i piasek połączył się z natrętnymi myślami i buzującym gniewem, powodując co kilka minut nowe wybuchy adrenaliny w mocno umęczonym ciele Jacka. Nawet whisky już nie znieczulała.

Do zmierzchu zostały jeszcze dwie godziny, dwie cholernie długie godziny, które spędzone w pozycji leżącej nie miały żadnych szans na powodzenie. Sen i tak nie nadejdzie.

"To już trzecia doba" - pomyślał Jack sięgając do kieszeni. Po krótkiej chwili namysłu odpuścił jednak kolejny głupi pomysł. Następna kreska i tak już nie dałaby żadnego efektu, powodując tylko syfiasty posmak w ustach i gardle.

"Prysznic" to jest to - chłodny i orzeźwiający. Nagle uświadomił sobie, że nie kąpał się od trzech dni, co też mogło być przyczyną ogólnego rozstroju organizmu. Coś mokrego i lepkiego poczuł nad górną wargą. Podniósł prawą rękę, żeby sprawdzić...

 

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Była 2.40 kiedy ocknął się na piaszczystej przestrzeni dywanu. Zmęczenie ustąpiło, tępy ból głowy mógł jedynie świadczyć o tym, że nadal żyje. Zaschnięta krew z nosa drażniła lewy otwór wbijając się w jego ścianki niczym kamyczek żwiru. Jack wstał pospiesznie, w prze-okrutnej złości na samego siebie i zapominając o prysznicu wybiegł z pokoju z niewielką torbą w jednej, z kluczykami zaś w drugiej ręce.

Uspokoił go dopiero odgłos silnika. Poczciwy, stary Chevy - nie rzucający się w oczy, lekko porysowany i pordzewiały wpasowywał się w każde otoczenie. No i nikt nie chciał go ukraść. Któż mógłby przypuszczać, że pod siedzeniem pasażera znajduje się całkiem sporawy zbiornik nitro.

"Zdążę" - uspokoił myśli.

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Brad Dempsey wychodził właśnie ze swojego kina. Z pozoru wydawał się miłym facetem. Miał żonę, trójkę dzieci, dom na przedmieściach. Chodził do kościoła, organizował darmowe seanse dla dzieci, płacił podatki...

W drugim wcieleniu nazywał się Brad "Big Dick" Dempsey. W podziemiach kina organizował na przemian własną produkcję filmową oraz pokazy dla największych dostojników wszystkich dzielnic i gmin Redemption. Werbował do swoich projektów wszystkich potrzebujących pieniędzy, ze szczególnym zamiłowaniem do dzieci do lat dziesięciu. Pedofilska, zwyrodniała brać ludzi wysoko postawionych przez masonerię tego kraju miała uciechę nie tylko z oglądania filmów, ale i z korzystania na żywo z uciech cielesnych dzieci oddanych z premedytacją, oraz innych uprowadzonych na żądanie bogatych zwyrodnialców.

Interes przynosił milionowe dochody, a lojalność klubowiczów była dożywotnia, wyłamując się bowiem z regulaminu skazywali na śmierć nie tylko siebie, ale całe swoje rodziny. John Jones był dla wszystkich przykładem. Ruszony głosem sumienia po zgonie czterolatki chciał zjednać się z Bogiem i szukać odkupienia pisząc list do lokalnych władz. W wyniku nieszczęśliwego wypadku, jego dom spłonął wraz z żoną, matką i dwójką dzieci. Strażacy stwierdzili nieszczelność instalacji gazowej. Listu nigdy nie odnaleziono...

 

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Jack dowiedział się, że dzieci przywożono w pierwsze piątki miesiąca. Przebywały tam do niedzieli rano, więc to co zamierzał, mógł zrobić tylko dziś. W czwartki bowiem zjeżdżała się cała elita organizując przedbiegi w formie libacji alkoholowo - narkotykowej.

Całą imprezę poprzedzała jakaś dziwna, rytualna msza, na której nadawano stopnie w hierarchii owej sekty i przeprowadzano inicjację najświeższych członków. Całość kończyła się jedną, wielką orgią ze wszystkimi dewiacjami wymyślonymi przez człowieka.

Im bardziej coś było chore, tym większy zdobywało poklask - nie brakowało więc, ani skrajnego sado- maso, ani zwierząt, ani chorego fetyszu. Nie było żadnych granic w tym obłędzie, włączając w to nekrofilię.

Radosny i dobrotliwy Pan Brad filmował wszystko i przesyłał swoim przełożonym w stolicy.

 

Jack odruchowo sięgnął w głąb torby. Beretta i dwa magazynki leżały w bocznej kieszonce czekając na wpięcie w pas i kaburę schowaną pod kurtką. Miękkie, lekko klejące prostokąciki C4 z włożonymi zapalnikami wypełniały główną czeluść, czekając na włączenie martwej jak na razie diody. Na nich spokojnie spoczywało urządzenie krótkofalowe.

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Stanął na poboczu kilometr przed kinem. Naprędce wyciągnął z bagażnika zwinięte w rulon dwa kawałki z folii. Zdecydowanym ruchem nakleił na bok samochodu pierwszy z nich. Po rozwinięciu ukazał się napis "Pogotowie elektryczne 24h". Wsiadł do samochodu i przejechał jeszcze kilkaset metrów. Nie gasząc silnika wysiadł, podszedł do skrzynki pobliskiego budynku, ze szczypcami w dłoniach. Wiele dni wcześniej oznaczył sobie właściwe kable...

 

W kinie zapadły egipskie ciemności.

Następne częściJack cz. 3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Ewcia 05.06.2017
    Czyżby Jack chciał załatwić tego pedofila Brada i jego towarzyszy?
    Ja bym takiego sama wykastrowała. Daję 5
  • riggs 05.06.2017
    Taka moja amatorska wersja Punishera ;). Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania