Poprzednie częściJak nie dwoje to troje! #1

Jak nie dwoje to troje! #2

ROZDZIAŁ 1

„To co robi ta kobieta jest oburzające!” – denerwował się Rob.

Cała trójka odczuwała złość. Gdy za poprzedniego życia funkcjonowali w społeczeństwie, czasami zdarzały się takie tragedie. Niektórzy ludzie mieli pstro w głowie i była to główna przyczyna. Zresztą wtedy każdy miał jakiegoś bzika. Większość, w szczególności ci młodsi, stali się odważniejsi, bardziej wyzwoleni. Nikt nie miał oporu przed zrobieniem tego co mu się podoba. Wylanie na siebie kubła lodu albo jedzenie cynamonu to norma. A potem jeszcze filmik na YT i gotowe. Świat się kończy!

Było im zimno. Zła pielęgniarka wytrwale szła z nimi w konkretnym kierunku. Nora próbowała się rozejrzeć. Było ciemno, ale dla oczu niemowlaka nie miało to żadnego znaczenia – nie rozróżniały one dnia od nocy. Jedynie po niskiej temperaturze można było się tego domyśleć.

Rodzeństwo od razu zorientowało się, że jest w lesie. I wtedy Bert zaczął panikować.

„Co ona chce z nami zrobić? – biadolił. – „Założę się, że zaraz wyciągnie łopatę i…”

„Cicho!” – przerwała mu ostro Nora. – „Nawet tak nie myśl!”

„Nora ma rację.” – Rob poparł siostrę. – „Może ten las jest tylko po drodze do jakiegoś innego miejsca. Może ta kobieta wcale nie chce nam zrobić krzywdy…”

Bert już miał zaprotestować, gdy nagle usłyszeli głośny huk. Brzmiał jak odgłos wystrzału z broni palnej.

„Oj to nie wróży nic dobrego!” – martwił się Bert. – „Od takich strzałów zaczynały się najstraszniejsze scenki w westernach.”

W napięciu czekali na ciąg dalszy wydarzeń. Po chwili zauważyli pewną zmianę – ich wózek stał w miejscu, a pielęgniarki nigdzie nie było widać. Coś się ruszało w krzach obok nich.

„Mamuńku!” – panikował Bert. – „Niedźwiedź!”

„Niedźwiedź strzelał z brani palnej?” – zadrwił Rob.

„Ano, w sumie fakt.”

Usłyszeli dochodzący zza drzewa męski głos.

- Ha! Tu jesteś moja sarenko! Już blisko. Zaraz cię…

W tym momencie w ich polu widzenia ukazał się jakiś mężczyzna w ubraniu moro. Chyba myśli-wy. Patrzył w osłupieniu na coś co było przed ich wózkiem. Nie miał zbyt tęgiej miny.

- To… Kobieta… Człowiek… – bełkotał. – Co ja zrobiłem?!

„Czy on właśnie…?” – Nora nie była w stanie dokończyć tego zdania.

Cała trójka osłupiała. Nagle przerażony Bert zaczął płakać. Chwilę potem dołączyły do niego ko-lejne dwa piskliwe, pełne smutku głosiki. Myśliwy jakby się ocknął i z roztargnieniem spojrzał na trojaczki. Przez chwilę wyglądał na złego, ale zaraz jego wzrok złagodniał.

- Nie… Nie mogę. – mamrotał coś pod nosem. – Muszę…muszę coś zrobić. Tak!

Szybkim ruchem zdjął swoją ogromną myśliwską kurtkę i szczelnie przykrył trojaczki. Ostatni raz spojrzał na nie, niby z czułością i trochę przepraszająco, a Nora mogła przysiąc, że zobaczyła w jego oczach łzy. Za chwilę już go nie było – zniknął z pola widzenia. Usłyszeli tylko jakieś oddalające się szura-nie. A potem pustą ciszę.

„Ja nie chcę wiedzieć co tutaj teraz zaszło.” – pomyślał Rob.

„Przynajmniej jest nam teraz ciepło.” – dodał swoje pięć groszy Bert.

Nora milczała dłuższą chwilę, po czym podzieliła się z braćmi swoją refleksją.

„To dobry człowiek. Nie chciał jej tego zrobić, ale teraz już tego nie cofnie. Miał także świadomość, że w pewnym sensie nam też wyrządził krzywdę. Chciał to chociaż w małym stopniu naprawić. Jego karą będzie życie z poczuciem tego czynu. Ja nigdy nie mogłabym funkcjonować ze świadomością, że przeze mnie inny człowiek stracił życie. To bardzo bolesne doświadczenie.”

„Zgadzam się całkowicie.” – przyznał Rob.

Po tym wszystkim, pełni obaw, ale także nadziei, pogrążyli się w płytki, niespokojny sen.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania