Jak rzyć?
Felietonik weekendowo polityczny
Nikt mnie o to nie zapyta. Nawet najbliżsi. No, bo niby dlaczego mieliby? Wszak nie chodzę i nie skarżę się. Nie jestem przecież premierem, ba, nawet „kimś”. Mało ważny mikro element społeczeństwa. I, jak tysiące innych, codziennie mam milion powodów do odczuwania dyskomfortu. W efekcie pyskuję, a to rodzi reakcję – kopniak w rzyć.
To zadziwiające jak mało interesuje nas dobrostan otaczających nas osobników, tak, jakby od ich samopoczucia nie zależało nasze. A przecie wystarczy, że poranna chuć szefa zostanie przez jego połowicę spostponowana zużytym: „Daj mi spokój! Głowa mnie boli” (jakby akurat do głowy się dobierał!), aby pół firmy fruwało pod sufitem.
Społeczeństwo ma taką właściwość, którą każde z nas zna, ale nikt pamiętać o niej nie chce.
Reakcja.
Oto tramwaj. Dwudziesty dzień maja. Tłum ludzi, wśród których pięćdziesięcioletni osobnik zmęczony, bo w fazie wracania do domu z Sylwestra (czas najwyższy wrócić!). Wisi zaczepiony kończyną górną za uchwyt, a pojazd wprawia znużone ciało w ruch na kolejnych zakrętach, hamowaniach i przyspieszaniach. Stojący obok, nieco niższy obywatel zwraca się z nienaganną dykcją i należnym szacunkiem:
— Bardzo przepraszam, ale wygląda, że skończył pan już osiemnaście lat. Czy zechciałby pan może stanąć na własnych nogach i zejść z mojej?
— Masz jakiś problem gościu? — pada w odpowiedzi wraz z obłokiem aromatu, przy którym środek chlewa jest składem perfumeryjnym.
Reakcja?
Wyczekiwanie!
Poziom adrenaliny zasuwa, osiągnął już Giewont, Mont Blanc... Cisza... I jest! Daleko, poza zasięgiem rąk. Nabrzmiały żółcią głos, ostry jak rutynowa odzywka („pani kupi tego kuraka -świeżutki”) rozlega się niby trąba archanioła:
— Takich to wogle nie powinni do tramwajów wpuszczać!
Szmer, nie wiadomo aprobaty czy dez, ale jednak daje się odczuć, że napięcie opada. Zdeptany obywatel przesunął się w kierunku drzwi. Zawiśnięty za nim, a reszta, przeczuwając drobne mordobicie, docisnęła się do siebie, tworząc w gęstym tłumie pasażerów, nie wiadomo jak wyczarowaną, wolną przestrzeń. I tak oto dobrnęliśmy do przystanku „jak rzyć”.
Milczeć i znosić zdeptanie czy buntować się i cierpieć. Odwieczny dylemat, z którym Szanownych Czytaczy zastawiam.
Komentarze (12)
Pozdrawiam!
Dziękuję :)
"nie wiadomo jak wyczarowaną, wolną przestrzeń" - zawsze mnie to zaskakuje
Przez "ż" z kropką, to wiadomo, za słowami wieszcza (współczesnego - Tyma Stanisława) "w poprzek". A w rzyć, to brać - milcząco.
Postać: Romantyczny mizogin
Zdarzenie: Rzut monetą
Gatunek (do wyboru): Thriller lub Opowiadanie obyczajowe lub Horror i pochodne
Czas na pisanie: 23 czerwca (niedziela) godz. 19.00
Powodzenia :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania