Jak zaczynać? Jak najszybciej. [Artykuł]
Jedna z istotnych bolączek początkujących pisarzy - jak właściwie zacząć tekst? Najlepiej jak najszybciej.
* * *
Prawdziwego pisarza poznaje się nie po tym jak zaczyna, ani nawet jak kończy, tylko po tym, co znajduje się pomiędzy tymi dwoma punktami. Po ładnych zdaniach rozpoczynających można natomiast poznać miłośnika dopracowanego stylu, co z talentem nie musi się pokrywać. Więcej natomiast o zdolnościach pisarza mówi nam to, w jakim momencie zaczyna się dana opowieść.
Pierwsze zdania
Idealne pierwsze zdania są takim popularnym mitem na temat pisarstwa. Że niby ponoć pisarz długo zastanawia się nad tym jakie powinno być pierwsze zdanie, czy powinno to być bardziej "Noc była duszna i deszczowa" czy może raczej "Błyskawice rozdarły ciemności nieba", oraz że ponoć to coś niezwykle ważnego, co może zatrzymać twórcę na samym początku. Tymczasem o ile w ogóle pisarz dba o taki szczegół, często zostaje on dopracowany post factum, gdy opowieść jest już napisana i wymaga jeszcze przeredagowania. Podejścia pisarzy do tego tematu przebiegają dwojako - albo nie zaprzątają sobie tym głowy, albo specjalnie dopracowują początek, aby zaciekawić lub zaskoczyć czytelnika. Przykładem tych pierwszych postaw są zupełnie nieinteresujące pierwsze zdania z wybitnych powieści:
- "Przez długi czas kładłem się spać wcześnie." - W stronę Swanna, Marcel Proust
- "Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi kwiaty" - Pani Dalloway, Virginia Woolf
Przykładem tych drugich, pierwsze zdania mające wzbudzać zainteresowanie i dużo mówiące na temat charakteru powieści:
- "Jack Torrance pomyślał: nadgorliwy kutasina." - Lśnienie, Stephen King
- "Dworek pani Małgorzaty Linde stał tym właśnie miejscu, gdzie wielki gościniec, prowadzący do Avonlea, opadał w dolinę otoczoną olchami i porosłą paprociami, przez którą przerzynał się strumyk mający swe źródło het, daleko w lasach otaczających dwór starego Cuthberta." - Ania z Zielonego Wzgórza, L. M. Montgomery
- "Nagły błysk flesza rzucił na ścianę salonu cień trupa" - Klub Dumas, Arturo Perez-Reverte
To czy pisarz ma pomysł na pierwsze zdanie czy nie, nie ma ostatecznie zbyt wielkiego wpływu na odbiór całości. Niektóre początki pamięta się dobrze, bo rozpoczynają dobrą opowieść. Początek powinien oczywiście w jakimś stopniu pasować do samej opowieści. Jeśli jest prowadzona z użyciem zaskakujących zwrotów, o specyficznym, wyrazistym stylu, dobrze by było aby początek wprowadzał czytelnika w ten styl od razu. Jeśli językowo opowieść nie wspina się na wyżyny wyrafinowania, to cyzelowanie pierwszego zdania aby spełniało jakiś ideał jest tylko stratą czasu. Jeśli natomiast na prawdę nie masz pomysłu na rozpoczynające zdanie i nie wpada ci do głowy nic zachwycającego czy zaskakującego, to zacznij od czegokolwiek. Najważniejsze jest, aby w ogóle zacząć pisać, a nie zatrzymywać się na takich nonsensownych ozdobnikach.
Wstała o świcie i zeszła podczas śniadania
Najbardziej klasyczna formuła opowieści literackiej, to ciąg: wstęp, rozwinięcie, zakończenie. W typowo szkolnej wersji wstępem musi być prezentacja bohatera i miejsca, rozwinięciem wprowadzenie wątku/konfliktu, a zakończeniem rozwiązanie wątków, całość rozwija się chronologicznie, bez dziur. Być może właśnie te szkolne reguły, wsparte przykładami z podręcznika, są przyczyną popularnego przekonania o tym, że opowiadanie nie może zacząć się w miejscu i czasie, o które autorowi najbardziej chodzi, tylko musi być poprzedzone odpowiednio długim wprowadzeniem, zaczynającym się możliwie jak najwcześniej.
Nie mówię, że nie. Jeśli ktoś umie to robić a jego opisy są obrazowe i wprowadzają w klimat opowieści, to niech opowieść się tak zacznie. Często jednak obserwuję wyraźną zmianę rytmu opowiadania w momencie dotarcia do właściwej akcji, oraz potraktowanie tego wstępu zupełnie po macoszemu, jako coś, co trzeba odbębnić bez specjalnego przykładania się. Zapewne stąd ogromna popularność wstępów fabularnych tworzonych na zasadzie kopiuj/wklej, zawierających pewne stałe, opatrzone podpunkty, nie zawierające zbyt dużo informacji ani emocji:
* Bohaterka budzi się rano, często niechętnie (narzekania na budzik)
* Wykonuje „poranne czynności”, które nie zostają sprecyzowane
* Ubiera się; dostajemy szczegółowy opis części ubioru
* Schodzi na śniadanie (bohaterki takich opowiadań zawsze mieszkają w samodzielnym pokoju na piętrze jednorodzinnego domu na przedmieściach – spadek po amerykańskich serialach o nastolatkach)
* Kłóci się z rodzicami o byle co, lub wymienia nic nie znaczące grzeczności o tym jak to ich kocha a oni jak to ją kochają (rodzice są zawsze zajęci swoimi sprawami)
* Idzie do szkoły, mijając różne tam nieważne ulice
* Ma jakieś lekcje, nigdy nie wiadomo o czym, nauczyciele istnieją w tle jak cienie
* Spotyka paczkę przyjaciół; ew. wpada na przystojnego chłopaka
Od tego momentu zaczynają się szersze dialogi, a akcja, która pędziła na łeb, na szyję, przeskakując po łebkach przez opisy, zwalnia do normalnego tempa, bo oto doszliśmy do miejsca, jakie dla autora było najważniejsze i od którego właściwie zaczynał się jego pomysł. Dla niego najważniejszym momentem było dotarcie do sceny gdy bohaterka jest już w szkole i roztargniona wpada na przystojnego chłopaka, i on wtedy na nią tak patrzy...
Zależnie od zamysłu i stopnia rozbudowania świata, opowiadanie może zacząć się w dowolnym momencie akcji, byle zostało nam odpowiednio wcześnie przedstawione kto jest kim. Może to być moment wpadania na drugą osobę. Może to być moment tuż po tym, gdy bohaterka przeklinając roztargnienie zbiera książki; może to być moment kilka godzin po, gdy bohaterka wraca do domu i pada rozmarzona na łóżko, przypominając sobie to wydarzenie jako retrospektywę. Może to być tworzony pod koniec dnia wpis do dziennika, zawierający podsumowanie dnia. Może to być wspomnienie z perspektywy dłuższego czasu.
A może to i być historia rozpoczynająca się od wstania rankiem i zejścia na śniadanie, pod warunkiem jednak, że element ten będzie stanowić integralną i zajmującą uwagę część opowieści.
Przekładaniec, czyli w jakim miejscu zacząć
Weźmy sobie za przykład taki szkic opowiadania:
[1.] „Agata wstała tego dnia wcześnie. Dała sobie godzinkę więcej na przygotowania. Wzięła krótki, ciepły prysznic, po nim nałożyła lekki, wyglądający dość naturalnie makijaż. Z szafki przy lustrze wzięła drewniane korale, których głęboki, hebanowy odcień, doskonale pasował do jej wielkich i ciemnych oczu. Jasne włosy zaplotła w dwa krótkie warkoczyki, wyglądała przez to na jeszcze młodszą. Bluza z nieco dłuższym rękawem i mniej wciętym dekoltem, w zasadzie skromna, z jasnego materiału, do tego czarne dżinsy bez powycieranych kolan. To nie miało być nic formalnego, żadna akademia, ale mimo to wyglądała schludnie. Po chwili zastanowienia zrezygnowała z butów na niedużym w sumie obcasie, na rzecz lekkich pantofli.
Podczas śniadania wyjątkowo nie grymasiła na musli. Uważała tylko aby nie zachlapać się mlekiem
– Przygotowana? – pytała matka.
– Jasne. – Ale wewnątrz siebie czuła napięcie. Żołądek twardniał w napiętą kulę. Jakby miała w brzuchu piłkę do siatkówki. Mówiła sama sobie, że to nic wielkiego. Gdy dziennikarz przyjdzie do szkoły, opowie mu jak wygląda życie przeciętnej uczennicy kończącej podstawówkę, która wygrała europejski konkurs poetycki i w nagrodę pojedzie do Brukseli. Ot, nic nadzwyczajnego. Potem pstrykną ze dwa zdjęcia i wróci akurat na klasówkę z matmy.
Mieszkała nie tak daleko od szkoły. Pogoda była piękna, świeciło słońce a niebo przybrało głęboko lazurowy odcień. Postanowiła, że pójdzie przez stary park, miała jeszcze czas, chciała się trochę uspokoić. Znajdowała się już niedaleko fontanny. Mijała chaszcze zarastające ten zaniedbany kwartał parku, gdzie ponuro skrywał się opuszczony sklep, gdy przestraszył ją szept.
– Ej, ty! – usłyszała zachrypły głos. Młody chłopak, może niewiele od niej starszy, opierał się o ścianę zrujnowanego budynku. Powycierane dżinsy i luźno narzucona, ciemna kurtka, nie budziły sympatii.
– Chodź, pomóż mi. – I z tymi słowami obrócił się, znikając w otworze wybitych drzwi. Rozejrzała się. Była już prawie ósma, ale mało kto chodził tędy o tej porze. Właściwie to nie powinna rozmawiać z obcymi, matka jej tak często mówiła. Ale ten chłopak jest jeszcze młody, może coś mu się stało. Drżąc z emocji ruszyła w stronę ruiny a gdy wchodziła do środka powiedziała sobie w myśli „Nie powinnam tego robić".
Nagłe szarpnięcie za ramię niemal zwaliło ją z nóg, a czyjaś ręka przyparła ją do brudnej ściany. W ciemnościach dojrzała ohydną, zarośniętą gębę jakiegoś żula, który wyszczerzył się do niej popsutymi zębami.
– Żadnych krzyków, panienko. Zdejmij tylko bluzkę i pomóż nam obu. A jak nie, to pożegnasz się z twarzyczką. – Dopiero teraz zobaczyła co trzyma w drugiej ręce. Najeżony szklanymi ostrzami tulipan z rozbitej butelki, przybliżył się do jej policzka...”
To jest forma klasyczna, z jaką najczęściej można się spotkać – rozpoczęcie od prezentacji bohatera, rozpoczęcie wraz z początkiem dnia i chronologiczne przedstawianie po kolei wydarzeń. Można wyróżnić tu trzy elementy – wprowadzenie bohaterki, wraz z opisem jak wygląda, kim jest, co czuje i jakie są jej plany na dzień; wprowadzenie do miejsca właściwej akcji (sklep w starym parku) oraz rozpoczęcie właściwej sytuacji/konfliktu dramatycznego.
Im dłuższy będzie pierwszy blok, zawierający suche opisy kolejnych bluzek, szminek, wyglądu pokoju, elementów biografii itp., tym większa szansa, że czytelnik się znudzi i nie będzie czytał dalej. A wierzcie mi, nudne wstępy przed właściwą akcją potrafią być długie. Można rozwiązać ten problem na dwa sposoby – albo pominąć wstęp, przekładając odpowiednie informacje do akcji, albo zastosować inwersję czasową i zacząć od wydarzeń późniejszych a potem przejść do wcześniejszych. Jeśli zaczniemy w punkcie „trzęsienia ziemi”, urywając w dobrym zawieszeniu, to nawet następujący potem opis zwykłego wstawania o świcie i schodzenia na śniadanie będzie sam w sobie bardziej interesujący.
Zobaczmy alternatywną wersję tego tekstu, zaczynającą się we właściwym miejscu akcji:
[2.] „Nie powinnam tego robić – pomyślała wchodząc tam, do ohydnej, brudnej ruiny zdewastowanego sklepu. Był ranek. Śpieszyła się do szkoły. Wszystko miało być tak idealne i gładkie, jak jej wyprasowana, jasna koszulka. To miał być jej dzień. Wywiad z dziennikarzem, zdjęcia. No i klasówka z matmy.
Wszystko popsuło się, gdy zobaczyła tego chłopaka. Skracała sobie drogę do szkoły przez stary park, mijając chaszcze i zielsko. Było pięknie – ciepłe słońce i lazurowa dal nieba. A potem zobaczyła go w otworze po wybitych drzwiach ruiny. Może parę lat od niej starszy, powycierane dżinsy i luźno narzucona, ciemna kurtka. Nie budził w niej sympatii. A jednak gdy zawołał do niej, i poprosił:
– Chodź! Pomóż mi! – skręciła i weszła za nim. Może coś się stało? Może faktycznie potrzebował pomocy?
Była głupia. Gdy weszła na kilka kroków, silne szarpnięcie za ramię niemal zwaliło ją z nóg. Czyjaś ręka przypadła ją mocno do brudnej ściany W ciemnościach dojrzała ohydną, zarośniętą gębę jakiegoś żula, który wyszczerzył się do niej popsutymi zębami.
– Żadnych krzyków, panienko. Zdejmij tylko bluzkę i pomóż nam obu. A jak nie, to pożegnasz się z twarzyczką. - Dopiero teraz zobaczyła co trzyma w drugiej ręce. Najeżony szklanymi ostrzami tulipan z rozbitej butelki przybliżył się do jej policzka...”
Pominęliśmy tutaj cały wstęp, więc odpowiednie informacje powinny zostać wplecione w akcję. Na razie bohaterka i jej sytuacja są nieco enigmatyczne. Wiemy co się dzieje i powinniśmy oczekiwać, że zostanie nam wyjaśnione dlaczego. Może pojawi się rozmowa między nią, a którymś ze sprawców? Może jednak krótka retrospekcja? Równocześnie w zasadzie od samego początku wiemy, że w tym tekście będzie się działo coś złego, oraz znamy zdanie samej bohaterki na temat tych wydarzeń. Narrator powtarza to, co sama może sobie wyrzucać w tej chwili, co w pewnym stopniu od razu narzuca punkt patrzenia.
A teraz trzecia wersja tekstu, zaczynająca się w punkcie największego napięcia, po czym po nagłym zawieszeniu szybko przechodząca do retrospekcji:
[3.] „ Najeżony szklanymi ostrzami tulipan z rozbitej butelki przybliżył się do jej policzka. Czyjaś ręka mocno przypierała ją do brudnej ściany. Była w pułapce.
– Żadnych krzyków, panienko. Zdejmij tylko bluzkę i pomóż nam obu. A jak nie, to pożegnasz się z twarzyczką. – Napastnik, o wyglądzie ohydnego żula, wyszczerzył się do niej z ciemności swymi popsutymi zębami. Gdy poczuła na skórze chłodne szkło, przestała się wiercić. Z gardłem zaciśniętym ze strachu wbiła rozpaczliwe spojrzenie w tamtego drugiego. Młodego chłopaka, jaki zwabił ją w to miejsce. Nastolatek odwrócił wzrok. Zaciskając palce na pierwszym guziku jasnej koszulki pomyślała, że zdecydowanie nie powinna była tu wchodzić...
A przecież miał to być jej dzień.
Agata wstała tego dnia wcześnie. Dała sobie godzinkę więcej na przygotowania. Wzięła krótki, ciepły prysznic, po nim nałożyła lekki, wyglądający dość naturalnie makijaż. Z szafki przy lustrze wzięła drewniane korale, których głęboki, hebanowy odcień, doskonale pasował do jej wielkich i ciemnych oczu. Jasne włosy zaplotła w dwa krótkie warkoczyki, wyglądała przez to na jeszcze młodszą. Koszulka z nieco dłuższym rękawem i mniej wciętym dekoltem, w zasadzie skromna, z jasnego materiału, do tego czarne dżinsy bez powycieranych kolan. To nie miało być nic formalnego, żadna akademia, ale mimo to wyglądała schludnie. Po chwili zastanowienia zrezygnowała z butów na niedużym w sumie obcasie, na rzecz lekkich pantofli.
Podczas śniadania wyjątkowo nie grymasiła na musli. Uważała tylko aby nie zachlapać się mlekiem
– Przygotowana? – pytała matka.
– Jasne. – Ale wewnątrz siebie czuła napięcie. Żołądek twardniał w napiętą kulę. Jakby miała w brzuchu piłkę do siatkówki. Mówiła sama sobie, że to nic wielkiego. Gdy dziennikarz przyjdzie do szkoły, opowie mu jak wygląda życie przeciętnej uczennicy kończącej podstawówkę, która wygrała europejski konkurs poetycki i w nagrodę pojedzie do Brukseli. Ot, nic nadzwyczajnego. Potem pstrykną ze dwa zdjęcia i wróci akurat na klasówkę z matmy.
Mieszkała nie tak daleko od szkoły. Pogoda była piękna, świeciło słońce a niebo przybrało głęboko lazurowy odcień. Postanowiła, że pójdzie przez stary park, miała jeszcze czas, chciała się trochę uspokoić.
Znajdowała się już niedaleko fontanny. Mijała chaszcze zarastające ten zaniedbany kwartał parku, gdzie ponuro skrywał się opuszczony sklep, gdy przestraszył ją szept.
– Ej, ty! – usłyszała zachrypły głos. Młody chłopak, może niewiele od niej starszy, opierał się o ścianę zrujnowanego budynku. Powycierane dżinsy i luźno narzucona, ciemna kurtka, nie budziły sympatii.
– Chodź, pomóż mi. – I z tymi słowami obrócił się, znikając w otworze wybitych drzwi. Rozejrzała się. Była już prawie ósma, ale mało kto chodził tędy o tej porze. Właściwie to nie powinna rozmawiać z obcymi, matka jej tak mówiła. Ale ten chłopak jest jeszcze młody, może coś mu się stało. Nie zastanawiając się dalej skręciła, i weszła do ciemnego wnętrza. Była głupia.”
Wstęp do opowiadania pojawił się tutaj w zasadzie w całości, zostały więc podane informacje o bohaterce oraz o tym, dlaczego znalazła się w tej sytuacji. Ponieważ jednak wiemy, że czekają ją bardzo dramatyczne wydarzenia, inaczej odbieramy te opisy. Im bardziej zwyczajne i spokojne jest życie przed wydarzeniem z początku, tym bardziej podkreślony jest kontrast. Znamy drugi, ciemny składnik, teraz poznajemy pierwszy, jasny. Oraz wiemy, że zaraz powrócimy do właściwego miejsca, gdzie czekają nas wydarzenia chyba tylko gorsze.
Zaburzenie chronologii ma zatem cel w polepszeniu efektu, w tym aby nakreślenie sytuacji i opis początku dnia, ubierania się, jedzenia śniadania nie były dla czytelnika nużące i nie zajmujące. Równocześnie samo to, że element wstępu i wyjaśnienia faktów już się pojawił sprawia, że nie musimy tych samych informacji wplatać w dalszy tekst. Możemy nieco zagęścić fakty.
W praktyce w dłuższych tekstach częsta jest przeplatanka momentów szybszych i wolniejszych, gdzie akcja przerywana jest momentami odpoczynku, w których wyjaśnia się czytelnikowi pewne fakty, zwłaszcza te biograficzne, których nie było sensu upychać w jakimś długim prologu. Takie rzeczy należą właściwie do kompozycji tekstu, czyli cechy pisarstwa bardziej indywidualnej, i subtelniejszej niż umiejętność używania wykropkowań, czy unikania powtórzeń. Z tego też powodu nie ma prostych rad na to jakich błędów unikać czy jak rozwiązywać problemy. W powyższym przykładzie przedstawiłem trzy pomysły na to jak zacząć tekst i jak potraktować chronologię, dla uzyskania różnych efektów. Konsekwentne stosowanie tych metod dałoby nam ostatecznie trzy opowiadania, które bardzo różniłyby się sposobem przedstawienia i zapewne też odbiorem czytelników, choć opowiadałyby tą samą historię. I właściwie trudno powiedzieć, które z nich byłoby lepsze, a które gorsze.
* * *
Pręgierz niesławy
Przykłady skopiowanych schematów rozpoczęcia:
* „Kolejny dzień - Sobota. Eliza wstała koło 11. Wyjrzała przez okno i zobaczyła jak szron oplótł drzewa. To było piękne. To można zobaczyć tylko podczas zimy.Eliza zeszła na śniadanie, chociaż nie była zbyt głodna. Dlatego zrobiła sobie tylko owocową herbatkę.
- Dlaczego nie jesz? - spytała mama
-Nie jestem głodna- opowiedziała dziewczyna, nie podnosząc głowy z nad herbaty.
Mama Elizy tylko na nią popatrzyła i wróciła do gotowania obiadu.
-Okej. Idę robić zadania i się pouczyć - jak powiedziała, tak zrobiła. Wypiła do końca herbatkę i poszła do swojego pokoju.”
http://www.opowi.pl/kraina-szczescia-rozdzial-ii-a61/
* „Brzęczenie budzika doprowadzało Liliannę do wściekłości. Przed momentem zamknęła oczy, a już musiała wstać. Otworzyła oczy i zapaliła lampkę stojącą na szafce nocnej obok łóżka. Wzięła kąpiel, umyła zęby i zeszła do kuchni zrobić sobie śniadanie. „
http://www.opowi.pl/uporczywa-przeszlosc-rozdzial-2-a1729/
Wersja ekspresowa:
*"Hej wam wszystkim mieszkam w Warszawie. Zwykła nastolatka która chodzi do szkoły. Wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. Włosy i lekki makijaż. Wyszłam i ubrałam się w sukienkę z kwiatami i białe adidasy. Zeszłam na dół zjadłam śniadanie i pojechałam do szkoły autobusem. Siedziałam na nudnej lekcji historii i czekam na przerwę. Do klasy ktoś wszedł:
Dzieci przedstawiam wam Collin'a Wood'a będzie chodził do naszej klasy.”
http://www.opowi.pl/klasowy-macho-a28306/
* „Wstałam o 7:00 poszłam do toalety ogarnąć się
7:15 zeszłam na dół zjadłam śniadanie, spakowałam plecak ubrałam kurtkę i wyszłam.
W drodze do szkoły kupiłam swoją ulubioną kawę.
Gdy doszłam miałam 5min aby, zmienić buty, zdjąć kurtkę i biec do klasy. Zadzwonił dzwonek! O nie! a ja dopiero sie wygramoliłam w pośpiechu zapomniłam telefonu z sztani. Do tego spózniłam sie na lekcję, przeprosiłam i usiadłam do ławki.
Wszycy patrzyli na mnie, czułam się jak bym była osaczona. Na przerwie podszedł do mnie wysoki blondyn i powiedział.”
http://www.opowi.pl/rozdzial-i-przeprowadzka-i-nowa-szkola-a12914/
* "Jest 7.20 a ja nadal nie gotowa.
Wyszłam jak oparzona z łóżka i poszłam w stronę łazienki. Szybko się umyłam i umalowałam i wróciłam do pokoju, aby się ubrać. Tutaj zaczął się dylemat bo nie miałam pojęcie w co się ubrać. Zdecydowałam się na jeansy, fioletowy T-shirt i czarną marynarkę. Stanęłam przed lustrem i byłam zadowolona z efektu. Spojrzałam na godzinę, mam jeszcze 20 min, bo lekcje zaczynają się o 8.00. Zeszłam na dół i siadłam do stołu, aby zjeść śniadanie. Mój tata oczywiście zjadł w pośpiechu, pożegnał się ze mną i z mamą i wyszedł do pracy. Po chwili też zaczęłam się zbierać, odniosłam talerze do zlewu i poszłam ubrać buty.
- Pa mamo.
-Pa córciu, powodzenia.
-Dziękuję - powiedziałam, zabrałam torebkę, komórkę i wyszłam z domu.
"Jeszcze 10 min , zdążę " - tak się zamyśliłam, że wpadłam na jakiegoś chłopaka...”
A tu mamy przykład wykorzystania tego schematu, ale z na tyle rozwiniętymi dalszymi okolicznościami, że nie mamy wrażenia, że to "tylko wstęp" (choć dla odmiany jest to opowiadanie nieco przegadane).
* "Tyrande wstała z łóżka w swojej sypialni w głównej świątyni, jej siedzibie, i narzuciła na swe nagie ciało szlafrok. Dzięki pracy jej nadwornych modystek posiadała ona figurę porównywalną do aniołów Bogini uwiecznionych na rzeźbach. Miała ona długie,ciemnoniebieskie włosy oraz oczy z białymi tęczówkami, powszechnymi dla jej rasy. (…) Tyrande powędrowała do swej osobistej łazienki, gdzie służki już przygotowały gorącą kąpiel. Po okąpaniu swej przywódczyni zaczeły one ją perfumować, a następnie pomogły jej włożyć imponujących rozmiarów, białą jak śnieg suknie, wysadzaną diamentami i szmaragdami. (…) Tyrande poczekała, aż Malfurion skończy swą poranną toalete, a potem ubierze się w swoją specialną szatę, ukazującą insygnia Arcydruida, i razem zeszli na dół, gdzie mieściła się sala, w której arcykapłanka wraz ze swoją świtą spożywała posiłki.
http://www.opowi.pl/warcraft-krucjata-rozdzial-1-a40160/
---------
Źródło cytatów:
@ Ulubione pierwsze zdanie https://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=33619
Komentarze (28)
"Jeśli natomiast na prawdę nie masz pomysłu na rozpoczynające zdanie i nie wpada ci do głowy nic zachwycającego czy zaskakującego, to zacznij od czegokolwiek." - tutaj chyba: naprawdę.
Jak zwykle wartościowe i uniwersalne rady, choć większość zagadnień znana.
Na pewno ktoś skorzysta.
Szkoda, że ten cykl pojawia się tak rzadko.
"- jak właściwie zacząć tekst? Najlepiej jak najszybciej." — dobre ;)) I jakże prawdziwe :))
Fajny, pouczający artykuł.
Dzięki i pozdrawiam :)
Masz może propozycję na jakiś jeszcze nieporuszony temat?
Właśnie zauważyłam, że było do mnie pytanie. Pomyślę, bo dziś jestem już nieprzytomna i się wypowiem.
Pozdrawiam :))
PS. Przepraszam za zwłokę. Niezamierzona.
Po moim ostatnim tekstem inkarnacja wyraziła opinie: "Nierównomierna stylizacja języka narracji... ." więc może coś w tym temacie? Coś na temat języka narracji. Choćby jak poprawnie wpleść w niego myśli bohatera (często to robię - tyle, że na wyczucie). Sposoby i forma zapisu.
Taaaaa, myślę że to by mnie bardzo zaciekawiło, panie Zaciekawiony.
Pozdrawiam :))
Dla mnie wciąż pierwszy rozdział jest najtrudniejszy...
Pozdrawiam :)
Ja z kolei mógłbym zrobić zbiorek zakończeń.
Ogółem. Często przychodzi mi do głowy pomysł "opowiadanie o takim jednym, które kończy się w taki oto sposób i zostają wypowiedziane takie słowa:..." i teraz tylko trzeba do tego wymyślić całą resztę. A to trudne, wymyślanie akcji wstecz nie jest wcale łatwiejsze niż do przodu.
Tytuł również the best!
Tym co należy znaleźć, jest nie tyle literalnie pierwsze zdanie, tylko punkt początkowy w przestrzeni opowieści. Gdy się go znajdzie i dopasuje się do niego pierwsze słowa, to potem powinno już jakoś pójść.
Artykuł bardziej skupiał się na rozbijaniu mitu idealnego zdania, utrwalonego w popkulturze i jak widzę nieświadomie powtarzanego przez samych twórców. Wiecie, te wszystkie obrazki z pisarzem/poetą, który zapisuje na kartce "Tego dnia wstało słońce", po czym mnie ją w kulkę, rzuca do kosza na papiery, wyciąga nową kartkę i pisze "Dzień ten był słoneczny" po czym algorytm się zapętla.
Zapytanie do Pana od Zespołu TW ;)
Czy można podlinkowywać artykułu Pana Zaciekawionego w wątku tudzież publikacjach TW jako pomocne dla Autorów materiały?
Pozdrawiamy
Dzięki.
To akurat jest często prawda, więc się nie zgodzę.
"Prawiek to miejsce pośrodku wszechświata" [Prawiek i inne czasy, Olga Tokarczuk]
"Tę książkę dedykuję człowiekowi" [Cząstki elementarne, Michel Houellebeq]
U Tokarczuk pierwsze zdanie jest esencją całej powieści - bez przesady powiem, że jak komuś nie spodobało się pierwsze zdanie, to może już powieść odłożyć; jest to zarazem źródło rozrastania się całej powieści. W "domu dziennym, domu nocnym" Tokarczuk zaczyna od przepisu na tort z muchomorów, co jest wizytówką całej filozofii powieści, filozofii braku pożyteczności w istnieniu, równouprawnieniem bytu, wskazówką interpretacyjną. U Francuza natomiast pierwsze zdanie otwiera klamrę kompozycyjną - powieść kończy się tak samo "książkę tę dedykuje człowiekowi" - okazuje się bowiem, że narrator na końcu okazuje się historykiem przyszłości, który diagnozował kulturę homo sapiens. Początek jak każdy inny element podlega pewnym prawom - można z niego równie dobrze zrobić ważny akord w symfonii jak i bezużyteczny beginning, które wprowadza do reszty. Dlatego z "To czy pisarz ma pomysł na pierwsze zdanie czy nie, nie ma ostatecznie zbyt wielkiego wpływu na odbiór całości" się nie zgodzę. Może tak być, ale nie musi. Poza tym mamy tu do czynienia z czymś jak "syndrom pierwszej oceny" - kiedy nauczyciel ocenia innych uczniów przez pryzmat wyniku pierwszego. Wystartowanie w powieści z "wysokiego c" napędzi w czytelniku ciekawość i sprawi, że będzie oczekiwał więcej ale i chętnie dawał szansę w momentach nudnych, bo "początek był dobry, więc może to chwilowy zastój". Są oczywiście pisarze pewni siebie na tyle, że "zwyczajny" początek trwa u nich 200-300 stron, "Lód" Dukaja to dobry przykład.
Jeszcze jeden przykład - "Ślub" Gombrowicza. W nim autor zaczyna od streszczenia tego, co będzie się działo. Po co? Ponieważ Gombrowicz mówi, że jeżeli kogoś interesuje ciąg przyczynowo-skutkowy, to proszę bardzo - oto on. Daje tym samym wskazówkę interpretacyjną, że to, o co mu chodziło nie leży w fabule, ale między wersami i tam należy wytężać wzrok.
Zmierzam do: nie ma sensu układać jakiejkolwiek chronologii ani początków, ani "środków", ani końców, bo filozofii pisania są miliony, a ktoś, kto podejmie się klasyfikacji niechybnie polegnie. Próbowano już stworzyć "uniwersalną gramatykę opowiadań" (narratolodzy francuscy) i okazało się bardzo szybko, że to utopijne dążenia do podziałów i klasyfikacji są niemożliwe. Nie ma też sensu wartościowanie konkretnych momentów i globalizowanie. Naprawdę nigdy nie miałeś wrażenia, że "początek ciekawy, ale potem szajs" albo "końcówka ratuje nudny środek"? ;) Więc jeżeli chodzi o początki, końce i środki to zasada jest jedna - brak zasad. Piszcie, jak wam wygodnie i czasu poświęcajcie tyle, ile chcecie - nie ma tu złotego kanonu "jak powinno być", ja tylko zasugeruję delikatnie, że jeżeli początek ma funkcję "zachęcającą", to może warto by jednak było - z czysto praktycznego powodu - to wykorzystać? "Nonsensowne ozdobniki", jak to zostało ujęte, to czasami być albo nie być dla czytelnika. Kiedy ma do wyboru miliard teksów na Opowi, to często decyzja o dalszym czytaniu (lub nie) zapada po pierwszym akapicie. :P
"Pierwsze zdanie – genialne! Tylko u Zafóna widziałam lepsze rozpoczęcie książki. Austen wymiata." - losowy juzer. Czyli jednak pierwsze zdanie może mieć moc i zostawać w pamięci. :P
Z kolei początek Popiołów Żeromskiego był przerabiany wiele razy w rękopisach. Błędnie krąży opinia, że zaczął książkę od "Ogary poszły w las" bo nie miał pomysłu na początek; w rzeczywistości chodziło mu o wrażenie, że opowieść zaczyna się bez wstępów, od środka wydarzenia.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania