Jeden i jedyny święty
Deszcz deszczowi deszczem szepcze
Że przez szlak okopów drepce
Zagubiona dusza, z kwiatem w piersi
Sercem na dłoni
I płaczem dzwoni
Spowita w tęsknoty szarej więzi
Brat pierwszy nie grzeszył rozumem
A drugi mówił bezwstydnie “to umiem, tamto umiem”
I tak dwaj trzymali duszę bezbronną
Pod dachem dziurawym
W kocu szmatławym
Częstując ją delfinium gałęzią wonną
Trzeci z braci przyjął trzy strzały
A z tego czwartego, to artysta był niemały
Uczyły duszę, jak nieść pokój
Można w ich prawdziwość śmiało wątpić
Duch nie wierzył, że dwa takie anioły na ziemię mogły zstąpić
Na tej zniszczonej ziemi, zrobić sobie postój
Piąty brat i szósty żyli w strachu wielkim
Przed konfliktem kryjąc się wszelkim
Duszę koili cichymi modlitwami
Gdy jeden się potknął i los jego mizerny
Drugi za nim się rzucił, bo przysięgał bratu być wierny
A dusza patrzyła, na miłość opisaną jedynie niemymi słowami
Burza burzy burzą grozi
Dusza samotna na poletku się mrozi
Wypatruje braci sześciu
I czeka, na pociąg zbawienny
Na uśmiech promienny
Siedzi na na pokoju przedmieściu
Komentarze (3)
Nie wiem. Jakoś tak to widzę...
Pierwsza i ostatnia zwrotka zrobiły na mnie największe wrażenie. Te środkowe, dzięki zabawnym nawiązaniom do barci, miejscami rozluźniają utworzone napięcie w całym tekście.
To tak na teraz. Może pokuszę się jeszcze później o jakieś dodatkowe wnioski. W każdym razie podoba się ;-)
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania