Poprzednie częściJeden krok 1

Jeden krok 3

Rozmowa w drzewie

 

Sala bankietowa była ogromna, ściany były w kolorze ciemnej czerwieni, a na nich wymalowano złote kwiaty, chyba róże. Sufit piął się hen hen w górę aż w końcu kończył się kryształowym żyrandolem który świecił tak mocno, i był taki ogromny, że Noah o mało nie pomylił go ze słońcem, tak samo walił światłem po oczach.

 

Siedział już chyba trzecią godzinę przy okrągłym kuso zastawionym stole, stole jakich było tu od cholery i jeszcze trochę, siedział spokojnie z rodziną pomiędzy mamą i Johnem.

 

John jako że też chciał zostać lekarzem jak ich tata cały czas skupiony chłonął wszystko co dziś się działo. Był studentem medycyny na tej samej uczelni co nasz ojciec, i szło mu nawet lepiej niż gdy ten był w jego wieku, w zeszłym roku wyjechał nawet na praktykę do Afryki pomagać w szpitalu zbudowanym dla biednych, skąd zresztą przywiózł prezenty dla swojego ukochanego rodzeństwa, szukał dwa dni, targował się jak zawodowiec i w końcu przywiózł im idealne prezenty.

 

Teraz słuchał z przejęciem prelekcji o jakimś nowym leku który promował szpital taty gdzie ojciec był ordynator na oddziale pulmonologicznym.

 

Noah kiedy był młodszy starał się zrozumieć prace ojca, czytał jego książki medyczne, przysłuchiwał się jego rozmowom z kolegami doktorami na różnych okolicznościowych imprezach, jednak nie miał do tego głowy, podobnie zresztą jak Sarah która młodsza od Noah o osiem lata dzielnie starała się słuchać, jednak dziecięca chęć zabawy wygrywała.

 

Teraz układała widelcem na talerzu różne wzorki sosem żurawinowym i kandyzowanymi marchewkami, mama próbowała zwrócić jej uwagę ale nie mogła powstrzymać śmiechu na widok bawiącej się jedzeniem córki.

 

Anna Ambrose tego wieczora wyglądała pięknie niczym królewna z jakiejś bajki, założyła długą czarną sukienkę która podkreślała jej naszyjnik z białych pereł oraz szare pełne oczy, takie same jak oczy Noah. Wszyscy na dzisiaj ubrali się na galowo, Noah z bratem i ojcem skupionym na mówiącym właśnie na podium doktorze byli ubrani w smokingi, dziadostwo było ciasne jak nie wiedział co, ale tacie zależało na dzisiejszym dniu więc zamknął się i wytrzymał.

 

Sarah miała na sobie skromniejszą wersje sukienki mamy tyle że pomarańczową, ona jedyna chyba cieszyła się z szykowania, lubiła sukienki, a najbardziej te jakie mają księżniczki w bajkach Disneya, same księżniczki kochała. Zawsze cieszyła się z okazji na których mogła zakładać wyjątkowe kreacje które kupowaławraz z mamą, szkoda tylko ze nigdy nie był to przyjęcia tak ciekawie jak w bajkach.

 

Na szczęście impreza już się kończyła i setka ludzi to w garniturach to w sukienkach zaczęła wychodzić z sali tworząc czarno kolorowy korowód.

 

Tata jeszcze pogadał z paroma kolegami o dzisiejszych wystąpieniach, a oni z mamą poszli po kurtki do szatni, potem już prosto do auta.

 

Citroëna C4 Grand Picasso którego tata kupił żeby się im lepiej i wygodniej jeździło, został podwieziony przez pracownika sali balowej. Normalnie jego koledzy mieli jakieś horrendalnie drogie sportowe auta jak Ferrari czy Porsche, jednak dla Edgara Ambrosa takie rzeczy nie miały znaczenia. Nie został lekarzem dla pieniędzy czy luksusowych samochodów lub apartamentów, został nim żeby ratować ludzi i zapewnić rodzinie godne życie.

 

Sam Edgar pochodził z biedoty, jego rodzina często ledwo wiązała koniec z końcem, zdecydowanie za często. Wybór jego drogi zawodowej też miał podłoże w strasznym dzieciństwie, kiedy Edgar był mniej więcej w wieku Noah jego tata zmarł na raka płuc, bezczynność jaką wtedy czuł niszczyła jego i jego mamę od środka niczym najgorsza choroba. Odwiedzając tatę w szpitalu uzmysłowił sobie że nie on jeden przechodził przez takie piekło, i niestety jeszcze wielu po nim będzie, a on postanowił że do tego nie dopuści.

 

Te doświadczenia sprawiły ze zdecydował się na medycynę, pracował bez wytchnienia, imał się każdej pracy w każdym wolnym czasie. Tak właśnie prawie samemu zarobił na swoje studia medyczne, aby tylko odciążyć swoją mamę którą się opiekował.

 

Babcia Sarah na cześć której nazwali siostrę Noah wspierała Edgara jak mogła, to ona dała mu brakującą kwotę jakiej potrzebował na studia, wszystko co odkładała przeznaczyła na przyszłość swojego syna.

 

Tak ponad trzydzieści lat później dopiął swego, został ordynatoremw najlepszym szpitalu w Oregonie, codziennie ratował ludzkie życia, nie wszystkie ale każde się liczyło, każde było wygraną, żałował jedynie że jego mama tego nie dożyła.

 

Dał też życie trzem cudownym osobą, znalazł miłość życia, tak od niego rożną a tak cudowną i miał z nią trojkę wyjątkowych dzieci, tylko oni się dla niego liczyli i oddałby dla nich wszystko. Biedny Edgar nie wiedział ze dziś to wszystko straci, i nic nie będzie mógł z tym zrobić.

 

Już byli w aucie, tata za kółkiem, mama obok niego a Noah z rodzeństwem na tyle, było późno nie wiedział dokładnie która jest godzina, do domu mieli prosta trasę, bez pośpiechu będą na miejscu w jakieś pół godziny, więc tata jechał powoli rozmawiając z Johnem o tym nowym leku.

 

Sarah spała oparta o ramię Noah, mama siedziała spokojna i cicha, tak samo jak on pogrążona w swoich myślach, zawsze mu powtarzano że jest wykapaną Anną, tata zawsze wtedy się chmurzył ale potem śmiał się ze wszystkimi. Ale taka była prawda, Noah po swoim ojcu nie odziedziczył niczego, John miał po nim rozum, twarz i budowę, Sarah miała jasne blond włosy i brązowe oczy taty, tak to wyglądała według samej mamy, jak ona gdy była młodsza.

 

Zaś Noah wyglądał jakby jego mamę sklonowano i tylko zmieniono płeć, jedyny miał jej włosy, jej piękne oczy i rzęsy, usta, uśmiech, nos, miał jej wszystko. Nie tylko wyglądał jak ona, ale także mieli podobne osobowości, oczywiście poza sportem w którym Noah nie brał jeńców byli tacy sami.

 

Spokojni zawsze opanowani, niewdający się w awantury i często bujający w obłokach, kiedy jednak chodziło albo o jego zawody albo o jej pracę nie dawali za wygraną i brnęli do końca.

 

Anna Ambrose była pisarką, pochodziła z rodziny pisarskiej ale w przeciwieństwie do swoich zmarłych rodziców, którzy zajmowali się poezją i romansami, ona pisała horrory.

 

Często kiedy brało ją natchnienie siedziała, czasem i ponad dobę dopóki nie skończyła. Raz Noah obudził się wcześniej, zszedł do kuchni się czegoś napić i zobaczył mamę śpiącą przy stole z dłonią z piórem w górze, kiedy ją obudził ta podskoczyła, spojrzała na boki i jakby nigdy nic zaczęła pisać dalej, on nie wiedząc co robić wziął po prostu sok i potruchtał do pokoju.

 

Z zamyślenia wyrwała go Sarah, która na pisk zaczęła się wiercić, kiedy był w podroży własnych myśli ominęło go bliskie spotkanie z pędzącym autem zna przeciwka, wyminęło ich z głośnym wyciem silnika i piskiem opon.

 

Wrócił akurat w momencie żeby przyjrzeć się ostatni raz każdemu z jego rodziny, mamie szczególnie, była dziś taka piękna, kochał ich wszystkich tak mocno, nie wiedział czemu pomyślał o tym akurat teraz, sam się zdziwił.

 

Zarzuciło trochę samochodem ale tata szybko odzyskał kontrole – Wszyscy ok ? - Spytał z troską patrząc najpierw na swoją żonę, potem w lusterku wstecznym na resztę, razem z Johnem pokiwaliśmy mu że tak ,Sarah dzięki Bogu nawet się nie obudziła, tata obdarował ich gigantycznym uśmiechem – Uff to bardzo dobrze, jebane auto...

 

I właśnie wtedy Noah zobaczył światło.

 

*****

 

Noah zobaczył światło i odskoczył z krzykiem od niego, uderzając tyłem głowy o ścianę, był cały spocony, serce waliło mu jakby chciało uciec z piersi, cudem nie zwymiotował, dodatkowo głowa go bolała jakby dostał obuchem, albo od razu dziesięcioma, jeszcze szczypało go całe ciało, szczególnie ręce.

 

Tak jak zawsze po koszmarze odliczył do dwudziestu, technika której nauczył go psycholog, miał się dzięki temu skupiać na czymś innym i odzyskać tor normalnego myślenia, po dwudziestu już wrócił do rzeczywistości.

 

Myśląc już trzeźwo odkrył nowy problem, polegał na tym ze nie wiedział za cholerę gdzie jest, nic nie pamiętał, jedynie czuł tyle bólu, było go dużo.

 

Skupił się na jego najbardziej wyraźnym źródle czyli głowie, podniósł ledwo lewą rękę, i wymasował tył głowy, w momencie dotyku poczuł jakieś wiórki albo żwir na skórze, odsunął rękę i spojrzał na nią, zobaczył kawałki pokruszonej kory.

 

Przez chwile wpatrywał się w dłoń, brązową od brudnej kory i nie mógł nawet dodać dwa do dwóch, po prostu patrzył...i tyle. Jednak uwaga jego przyćmionego mózgu, zaczął się też bać ze w ogóle go już nie ma, skierowała się na ból w klatce piersiowej, spojrzał niżej... zamarł.

 

Znowu pustka, wokół całej piersi i brzucha miał zawiązany bandaż, a pod nim coś zielonego, zeskrobał trochę palcem i powąchał, pachniało jak las po deszczu, gdy ulewa już ustąpiła jednak krople nadal spadają z przemoczonych liści.

 

- Liście, pachnie jak liście i las - powiedział do siebie jakby na potwierdzenie swoich myśli. Wtedy go trafiło, fala niedawnych wspomnień i doznań rzuciła się na niego niczym wygłodniała bestia, aż przygryzł sobie wargę żeby sprawdzić czy to nie kolejny koszmar, ale to wszystko stało się naprawdę.

 

Biegł przez park zapatrzył się, potem się potknął i zaczął spadać, uderzył w coś głową, ocknął się już leżąc na dole gotowy umrzeć szczęśliwy i z ulgą, i wtedy... znowu czarno.

 

A teraz ? Teraz nie wiedział nawet gdzie jest, jak się tu znalazł, nawet nie był pewny jaki jest dziś dzień tygodnia.

 

Żył, tyle wiedział, zaczęło mu się rozjaśniać w głowie, ale i tak najbystrzejszą rzeczą jaką dał rade sklecić w swoim obitym mózgu, było to ze skoro go boli to musi nadal żyć, w jego mniemaniu człowiek po śmierci nie czuje bólu, a tu go czuł i to aż zadużo. Jakby na dowód tej myśli skrzywił się, dobra jedno ustalone, ale wtem przyszła trudniejsza zagadka, gdzie on do cholery jasnej jest ?!

 

Dopiero teraz tknęło go żeby się rozejrzeć po miejscu w którym jest, zdążył już wpaść że to musi być dom osoby która go uratowała, myślenie szło mu coraz lepiej dobra nasza !

 

To tajemnicze mieszkanie nie prezentowało się najlepiej, było przyciemnione, światło dochodziło z paru małych okrągłych okienek.

 

On sam leżał na drewnianym łózko z porwaną pościelą i brudnymi poduszkami, a jednak miękkimi niczym chmurki.

 

Zauważył też dębowe drzwi oraz stół i trzy stołki też z tego samego materiału, wszystkie meble wyglądały na ręczną i solidną robotę ze zdrowego drewna.

 

Ale dziwiło go że poza tymi meblami, oraz starym kamiennym kominkiem w rogu pokoju, niczego innego w pokoju nie było, oprócz powieszonych gdzieniegdzie pęków ziół nie znajdowało się tu dosłownie nic, oczywiście jeszcze jego skromna zdezorientowana osoba.

 

Podsumowując było tutaj jak w jakiejś ubogiej chacie ostatniej zielarki, w zapomnianym przez Boga mieście, jednak Noah czuł się tu wyjątkowo komfortowo oraz przytulnie, było mu miło i ciepło mimo ze w kominku nawet się nie zażyło, jednym słowem było mu tu dobrze, nie pamiętał kiedy ostatni raz się tak dobrze czuł, prawie jak w domu...

 

- Widzę ze wstało już się !! - Noah wyprostował się jak struna na dźwięk głosu dobiegającego z, no właśnie znikąd, Noah rozejrzał się po całym pomieszczenie ale nikogo nie zobaczył, zaczął wierzyć ze głos był wynikiem urazu głowy czego się obawiał, ale przyznał przed sobą ze pierdolnął ładnie.

 

Spanikowany zaczął wstawać z łózka – Wstawaj nie ! Rany zagojone nie, leżeć musisz ! - Noah zatrzymał się w pół ruchu – Tym razem to słyszał, ktoś coś do niego powiedział i to nie w jego głowie, ale na Boga skąd ?! - pomyślał do siebie lekko przestraszony, w tej chwili jako że znowu nie widział źródła głosu miał dwie opcje.

 

Wyjść stąd jak najszybciej i mieć nadzieje ze jednak mu się przesłyszało, albo śni, bo inaczej wychodziło by ze jest wariatem, albo...

 

- Gdzie jesteś ? Nie widzę cię - Pytanie było durne sam o tym wiedział, ale albo by je zadał, albo zwariował - Jak to gdzie jestem ja ? Przecież jestem tu ! - odpowiedział mu lekko urażony głos.

 

Noah nie musiał nawet myśleć nanosekundy żeby być pewnym ze cios z gałęzi jednak zrobił swoje, ponieważ głos był, ale jak nikogo nie było tak nie ma.

 

Rozejrzał się jeszcze raz dla pewności że kiedy się stąd wydostanie trzeba wrócić do psychologa, sprawdził jeszcze raz pomieszczenie, patrzył od drzwi do kominka i kiedy wracał do drzwi zobaczył w końcu źródło głosu, zareagował prosto.

 

Drugi raz tego dnia odskoczył i palnął tyłem głowy w ścianę, aż wióry się posypały, miał ku temu powody, bo kiedy przyjrzał się postaci znikąd która stała przy łózko miał nadzieje ze jednak oszalał.

 

Mały chłopiec, ocenił po wzroście bo innej wskazówki nie znalazł, miał gdzie nie spojrzał skórę zieloną niczym świeże liście, ubrany też był fantastycznie w brązowe ponczo w jakieś szalone wzorki i workowate spodnie.

 

Noah wpatrywał się w istotę swoimi szarymi oczami, a istota w Noah ogromnymi jasnoniebieskimi, zresztą nie miał na twarzy nic oprócz tych wielkich oczu które wciągały niczym jezioro topielca, a mimoto był pewny ze to coś się uśmiecha.

 

- Dzień dobry Noah ! - Tajemnicza postać zaczęła mówić mimo ewidentnego braku ust - Że dobrze czujesz się widzę skoro z rana zajęczysz ! - Powiedział tonem wesołym, koniec zdania zakończył gromkim lekko piskliwym śmiechem, tak jak Noah przypuszczał postać miała głos dziecka.

 

Jednak mózg Noah nadal był papką, bo chyba już by wolał słyszeć głosy w głowie niż widzieć zielone skrzato coś - Zajęczyć ? - Noah siłą woli zadał pytanie którego nie chciał zadać, ale jedna kjego umysł tylko tyle z siebie wydusił.

 

- Ano zajęczyć, podskakuj dalej tak dziurę wybijesz a ! - znowu się zaśmiał, Noah gapił się chwile bez ruchu i w końcu zadałpytanie od którego zależało jego zdrowie psychiczne - Czy ja cię naprawdę widzę ? - Alleluja zrobił to !!

 

- Że tak oczywiście ! Głupi Noah, hihihi, odbiło rozumiem myślisz ci tak że ? - Noah niepewnie pokiwał głową na tak - Czułem coś tak ! Ale bój się nie, Bogaj naprawdę, a ty normalny jest.

 

- Bogaj ? To twoje imię ?

 

- A kogo innego ? - zapytał rozszerzając oczy tak ze zajęły półgłowy - Bogaj to Bogaj, Noah to Noah, nic prostszego ! - Odpowiedział znowu wesoło się śmiejąc.

 

Ok, skoro skrzat mówi ze jest prawdziwy jaki jest powód żeby mu niewierzyć ? W końcu to tylko zielony mały ludek o imieniu Bogaj, który trochę dziwnie mówił prawda ? Prawda ?!?! Wtedy racjonalna część umysłu Noah przejęła stery bo coś jej nie pasowało.

 

- Skąd wiesz jak mam na imię ? - To pytanie było tym razem nawet mądre.

 

-Jak to skąd głupi - Bogaj aż złapał się ze śmiechu za brzuch -Przeczytałem cię wiem stąd głupi !

 

- Przeczytałeś ? - Zapytał ze słusznym zdziwieniem.

 

- No tak - Odpowiedział wesoło Bogaj, nachylił się ku Noah, położył mu rękę na czole, rękę którą nie mógł uwierzyć ale w dotyku i zapachu była niczym liście. Ten nawet się nie ruszył czy wzdrygnął, tylko czekał aż tamten zabrał rękę i z zadowoleniem odpowiedział - Noah Przeczytany ! Nic prostszego, dziecko nawet umie.

 

- Aha - odpowiedział czując że czara dziwactw się przelała, najpierw to dziwne miejsce, potem głosy znikąd które okazało się ze robi zielony mały ludek, a teraz to coś twierdzi ze go czyta kładąc mu rękę na głowę jak jakiś guru uzdrowiciel !

 

To było za dużo dla kogoś kto prawie znowu umarł, gdyby się udało przynajmniej dołączył by do rodziny i był wiecznie szczęśliwy. A tak bił się ze sobą w głowie czy trzeba mu kaftana czy nie, a był już tak blisko żeby odejść... Z zamyślenia wyrwało go spojrzenie Bogaja, pełne troski i zakłopotania.

 

- Noah głupi !! Śmierć dobra jest nie, myśleć można tak mie !! - Patrzył się na Bogaja tylko chwile i chyba instynktownie zrozumiał znaczenie „Przeczytania" On czytał mu w myślach, i to nie tylko tych teraz, ale we wszystkich, i martwił się o niego, szczerze się martwił, kiedy ostatnio ktoś się o niego martwił ?

 

Patrzyli na siebie parę sekund w kompletnej ciszy, Noah postanowił ze nieważne czy to jakiś sen czy efekt guza w głowie, czy to się dzieje naprawdę, przestanie panikować i popłynie z nurtem sytuacji, jakby to była każda normalna rozmowa.

 

- A więc rozumiem ze to twój dom ? - Znowu wrócił do trochę głupich, ale przynajmniej bezpiecznych pytań, na trudne musiał się jeszcze przygotować.

 

- Że mój oczywiście !!! - Wykrzyczał skrzat z entuzjazmem - Bogaj że Noah pyta cieszy się ! - Noah nie był pewny, ale skrzat musiał się bardzo uśmiechać, bo na chwilę oczy zamieniły mu się w dwie szparki, Noah na ten widok zrobił się pewniejszy i weselszy, aż sam się dziwił tą naglą zmianą w jego nastroju.

 

- I rozumiem ze to ty mnie uratowałeś i opatrzyłeś?

 

-Tak !! - Odpowiadał nadal wesoło skrzat - Bogaj Noah robił shuu widział jak ! Potem boom ! Bam ! Bogaj patrolu wracał z, patrzy przy Bramie Noah, Bogaj Noah przeczytał, człowiek Noah dobry jest, jak mało ich więc pomógł Bogaj ! - I znowu oczy w szparki.

 

Noah po tej wymianie zdań musiał się aż złapać za głowę, próbował myśleć ze wszystko jest w porządku, ale to co ten dzieciak gadał go przerastało.

 

Jaki patrol ? Jaka Brama ? I cały czas go widział ? To było za dużo do ogarnięcia, odzyskując klarowne myślenie w chwili gdy dotknął lewego nadgarstka z szokiem odkrył ze nie miał tam nic.

 

Gdzie jest bransoletka ?!! Szybko spojrzał w dół nie zważając na ból, tam gdzie powinien być...

 

- Nie ma !! - wykrzyczał Noah na całe gardło, aż Bogaj się odsunął, bolało go jak cholera ale miał to gdzieś - Gdzie są moje rzeczy ?! - Spojrzał wściekle na skrzata gotowy się na niego rzucić mimo doskwierającego mocniej bólu.

 

Ten już stał spokojnie z wesołymi oczami, w rękach trzymając skarby Noah – Gdy Noah boom upadło robił, Bogaj cenne wiedział że, kazał przynieść naprawił i ! Dla Noah ! - W tym momencie wyciągnął dłonie ku Noah ukazując naszyjnik i bransoletkę.

 

Noah delikatnie wyciągnął rękę zabierając swoje skarby, założył pamiątki na miejsce i uspokoiwszy się spojrzał na tą dziwną istotę, będąc z niewiadomego powodu pewny że może jej ufać.

 

Postanowił odłożyć na drugi plan wszystkie wariactwa, przynajmniej na razie.

 

- Dziękuje ci że je znalazłeś, są dla mnie bardzo ważne –powiedział Noah z wdzięcznością.

 

- Bogaj przecież wie, on cenne rzeczy też i rozumie ma ! - I znowu wielki uśmiech, Noah nauczył się rozpoznawać emocje Bogaja po oczach, i bez zastanowienia sam też się uśmiechnął.

 

- Jestem też bardzo wdzięczny ze mnie zabrałeś stamtąd i opatrzyłeś, nie wiem jak ci się odpłacić, tak na marginesie chciałem też spytać co to jest to zielone ? - Wskazał na swoje bandaże.

 

- Noah nie odpłaca Bogajowi, Noah żyje wystarcza mu że. Zielone ? No może Noah nie wiedzieć tak - znowu zachichotał - maść specjalna to, leczenie waszych przyśpiesza... no ten no - ewidentnie szukał słowa które Noah czuł że jest proste, widocznie skrzat czymkolwiek był nie znał go - No tym czym żyjecie no w ! -wykrzyczał zrezygnowany.

 

- Masz na myśli ciało tak ? Przyśpiesza regeneracje komórek o to chodzi ? Bogaj aż klasnął z zadowolenia - Dokładnie !! Przyśpiesza mórki ! Noah mądry ale. Wy ludzie z waszymi murkami śmieszni tymi - zaśmiał się gromko.

 

- Tak pewnie masz racje - Nie wiedział co odpowiedzieć innego, bo rzeka absurdu znowu ukruszyła tamę jaką był umysł Noah. Dla własnego dobra, o ile to wszystko nie działo się w jego obitej głowie, musiał wyjaśnić z Bogajem parę spraw, ale wszystko po kolei bo się przegrzeje.

 

- Bogaju mogę cię zapytać o parę rzeczy ? - Ten odpowiedział mu głośno - Noah Bogaja o wszystko ! - i znowu ten zaraźliwy uśmiech, Noah sam się właściwie cały czas uśmiechał co go dziwiło.

 

Nawet nie chodziło o tą przedziwną sytuacje, po prostu nie pamiętał kiedy ostatnio dzięki komuś się uśmiechał.

 

- Noah pyta, Bogaj odpowiada, pasuje ? Ano pasuje tsk hahaha - Noah też się cicho zaśmiał.

 

- To może najpierw odpowiesz mi z czego jest to zielone coś ? - Wskazał znowu na bandaż, bo jednak priorytetem jest ciało, umysł może poczekać skoro się trzyma mimo wszystkiego.

 

- Aaa Papka mchowa, dla ludzi dobrze się czuli żeby, a czego z ? - Tu Bogaj wykonał gest jakby łapał się za podbródek, zwęził oczy tak że było widać tylko ich połowę. Myślał, co było o tyle ciekawe ze nie miał ani podbródka ani gałek ocznych, albo Noah ich nie widział.

 

- HA!!! - wykrzyczał aż Noah się wystraszył – pamięta Bogaj - i zaczął jak dziecko wymieniać składniki na palcach - starty mech z wodą ze świętego źródła, pokruszone szyszki, zmielone liście z Wielkiego Dębu no i ślina Kory, zespolić wszystko żeby, Bogaj używał długo nie, człowieka nie było dawno tu, Bogaj zapomniał więc - zaśmiał się tym razem trochę zawstydzony.

 

-Święto źródło ? Wielki Dąb ? Kora ? - Zapytał tylko lekko zdziwiony przyzwyczajając się do absurdów Noah.

 

- Spokojnie spokojnie, czasie swoim wszystkow - powiedział z uśmiechem Bogaj – Za szybko nie, Noah nie radzi sobie widzę żę - i znowu śmiech, wesoły ten karzełek cholera nie ma co - Bogaj pokaże pozna i, niech boi Noah się nie - i naprawdę się nie bał, i chyba był gotowy zadać pytanie za główną nagrodę.

 

- Nie wiedziałem ze kiedykolwiek kogoś o to spytam ale no cóż, czym jesteś ? - Lekko głos mu zadrżał, ale i tak powiedział to na tyle pewnie na ile mógł.

 

I wtedy ten karzeł się zaśmiał, tutaj jego zdrowie psychiczne wisi na włosku a ten się śmieje !? - To jest takie zabawne ?! Bo mi do śmiechu cholera nie jest ! - Noah nie burzy się - powiedział ledwo, dławiąc się śmiechem - zaraz go uduszę – pomyślał Noah.

 

- Bogaj przeprasza, ludzie - musiał przerwać żeby złapać oddech - reagujecie na widok śmiesznie nasz, Bogaja bawi to, bawi każdego.

 

Saa ukazał człowiekowi raz się, ten posikał bach zrobił i zemdlał się - znowu przerwa na śmiech.

 

Zaraz go zabije, nie dość że się śmieje jak Joker, to jeszcze dolewa wody do tamy.

 

Każdego?! To ich jest więcej ?! - Noah wiedzieć czym Bogaj chce jest ? Nic prostszego !! Bogaj Elem jest, i tyle.

 

Elem, nic prostszego - pomyślał Noah czując ze tama absurdów pękła, on chyba też się zaraz posika, mina Bogaja mówiła Noah że musi wyglądać na lekko zdziwionego, a był bardzo zdziwiony !!!

 

- Możesz to trochę rozwinąć ? Błagam - Noah wiedział że ten cholerny kurdupel powstrzymuje śmiech, nie wie czym jest, duchem, potworem czy nawet jakimś Bogiem, Noah był cierpliwy ale on przeginał pałę.

 

Teraz jego mina musiała być bardzo groźna, bo tamten aż się lekko skulił - Bogaj przeprasza - dało się słyszeć skruchę - Już śmieje się nie, rozwinąć ? Oczywiście, Bogaj powiedział Elem już jest, od skrót Elemental jest to, Bogaj to Elemental - Noah czekał na coś więcej ale tamten widocznie zakończył zdanie myśląc ze to coś oczywistego.

 

- A mógłbyś być taki łaskawy i powiedzieć czym jest Elemental ? - Nieźle, powiedział to spokojnie, mimo powodzi w jego mózgu.

 

- Oczywiście Bogaj powie że, dla Noah wszystko ! - mimo tego co się w nim dzieje uśmiech Bogaja działał na niego uspokajająco - elementale natury istotami są - znowu chciał skończyć zdanie,Noah go zachęcił piorunującym wzrokiem, cały czas był uśmiechnięty, ale gdy Noah zaczął się złościć przygasał.

 

-Bogaj rozumie, tłumaczy już, my, dużo jest oczywiście bo nas, jesteśmy, Mistrz Gario powiedział mądrze kiedyś to ? Noah chwilę da - i znowu ten gest zamyślenia, może i skrzat był dziwny i wkurzał, ale Noah zaczynał lubić go i jego dziwactwa.

 

- HA !!! Bogaj pamięta ! - Zaczął mówić z zamkniętymi oczami wyprostowany, wyglądał jakby kogoś cytował - Elementale Bogaju są personifikacją natury która nas otacza, wszystko od wielkiego lasu, potężnej góry, czy bezkresnego oceanu, do nawet małego kamienia czy liścia, wypełnione jest potężną Energią która dała nam życie i nas żywi - całe to zdanie, co zdziwiło Noah, Bogaj mówił nie po swojemu, poważnym głębokim głosem, niczym wykładowca do trochę przygłupich studentów.

 

Dało to Noah nikły zarys charakteru tego całego Gario, kroczek po kroczku Noah, do wszystkiego dojdziesz z czasem, po recytacji Bogaj znowu wrócił do swojego wesołego charakteru i dziwnej wymowy, i przez uśmiech mówi do Noah.

 

- Tak Mistrz Gario powiedział ! - zamyślił się na chwile -Powiedział że Bogaj zapomni, a to zdziwi się mistrz Gario jak mu Bogaj że pamiętał powie się !

 

- No to tym Bogaj jest, perkacją natury, tak my z natury rodzimy właśnie się, Energii pełne wszystko - rozłożył szeroko ręce -Energia potężna jest, zbierze kiedy się i - teraz zbliżył je do swojej piersi i zrobił z nich kulkę - Boom wtedy !!! - krzyknął i rozłożył szeroko ręce imitując wybuch, trochę strasząc Noah - I jesteśmy, pełni Energii i Energią jesteśmy już, ona w i przez nas jest, żyje z nami - czule położył ręce na piersi i zrobił rozmarzoną minę.

 

Noah pamiętał ten wyraz twarzy, mama i tata, oraz czasem John robili jączęsto patrząc na każdego z rodziny, kiedy był mniejszy spytał się mamy czemu tak patrzy na niego, tatę, i jego rodzeństwo, ta odpowiedziała.

 

- Ponieważ cię kocham Noah, ciebie Sarah, Johna oraz waszego tatę, kocham was wszystkich, jesteście moim wszystkim, kiedy na was patrze nie mogę nic poradzić na tą minę - Tak Noah wiedział co znaczyta mina, to był wyraz miłości.

 

Noah musiał się postarać żeby się nie popłakać na wspomnienie mamy - I jeszcze jedno Noah - powiedziała to całując go w czoło - Ty też tak na nas patrzysz mój aniele.

 

I miała rację też tak patrzył, właśnie teraz, Noah wrócił do rzeczywistości i spojrzał na Bogaja, który patrzył troskliwie na niego.

 

- Noah kocha też, Noah miłości pełny, Bogaj czuje i wie - ten przysunął się do Noah i tak samo jak sobie wcześniej, położył mu rękę na piersi – Ele Energii pełni, ludzie miłości pełni, słowa dwa, znaczenie jedno, Energia Eli miłością, miłość ludzi Energią. Noah złamany cierpiący i, Bogaj czytał Noah przeszedł przez co i wie, Noah silny ale - spojrzał mu głęboko w oczy mówiąc to z determinacją - Noah człowiek wspaniały, miał łatwo nie, Bogaj przestraszył Noah czytając aż się, Bogaj widział, ale takiego smutku dużo dawno nie.

 

Ale widział siłę też, siłę, odwagę ducha niezłomnego i, mało jakich, oraz ogromną miłość. Bogaj dużo widział mówił już - zaśmiał się lekko – człowieka nigdy niezłomnego tak.

 

Noah patrzył na coś co myślał ze jest tylko echem urazu głowy, a to coś, nie już nie to coś, Bogaj opisywał człowieka który umarł wraz ze swoją rodziną.

 

Noah nie czuł się silny czy odważny, od tak dawna myślał że jest tylko wrakiem, pustą skorupą która dawniej była chłopcem, któremu nie dało się zdjąć uśmiechu z twarzy, biegającego gotowego na wszystko, nie bojącego się niczego gdy jego rodzina była przy nim kochając, go oraz troszcząc się o niego.

 

Noah myślał że czegoś takiego jak miłość już w nim nie ma, że nie ma dla niego nadziei na lepsze jutro, że umarła ona wraz z jego najbliższymi. Jednak Bogaj uważał inaczej, według niego Noah jest taki jak dawniej, z bliznami które nawet sprawiły że był silniejszy niż kiedykolwiek.

 

Noahczuł że skrzat nie kłamie, nie wiedział jak ale wiedział, może to ta cała Energia ? Aż chciało mu się śmiać i płakać na tę myśl, ale no cóż dziś absurd goni absurd, a Noah na Boga zaczynał wierzyć !!! W końcu El nie kłamał by co nie ?! Z zamyślenia wyprowadził go śmiech Bogaja.

 

- Noah dobrze myśli !! El kłamać może nie !! - nie wytrzymał, musiał się zaśmiać, i śmiali się tak razem, strzęp człowiekaoraz mały El lasu, który mimo że niby niczym, poprawił humor strzępowi.

 

- Dziękuje Bogaju za te słowa, chyba były mi potrzebne, dawno nikt mi nie powiedział czegoś takiego, w sumie nie pamiętam kiedy ostatnio z kimś tyle rozmawiałem - zaśmiał się smutno, zdając sobie sprawę że to prawda - Noah boi się nie ! Bogaj gadać lubi, długo gadać możemy !! - El zaśmiał się po swojemu skacząc z radości, cholera udzielała mu się ta potężna radość Bogaja.

 

- Bardzo chętnie ! - odpowiedział Noah naprawdę tak myśląc - Dobra rozumiem już jakimś cudem czym jesteś, a przynajmniej tyle na ile mi mój mózg pozwala, i wy Ele ? Tak mogę mówić czy to jest obraźliwe ? - zapytał lekko zmieszany, głównie też dlatego że się do tej sytuacji przekonywał.

 

- Noah może !!! Bogaj Noah może cieszy się że !! Nie obraźliwe, Noah boi się nie, my mówimy o sobie tak też, Bogaj nawet często, prościej jest !

 

- No dobrze rozumiem, jakbym ciągle musiał mówić Elemental cały dzień byśmy gadali.

 

- Mistrz Gario mówi, mówić każe ciągle ! - wykrzyczał oburzony - Mistrz Gario, bądź dumny z naszego imienia Bogaju mówi, i tak mówią wszyscy tak ale - przez chwilę jak się Noah wydawało robił złą minę, jego oczy przybrały wyraz jakby marszczył czoło ze złości, ale wnet wróciły niebieskie pełne koła i uśmiechnął się do Noah.

 

- Powiedzmy że rozumiem - zbiło go to trochę z tropu, ale wrócił na tory pytania które się w nim budowało - no właśnie chodzi mi o tych wszystkich, ilu was jest, mówiłeś że dużo ale mniej więcej znaczy ile ? I gdzie mieszkacie ? - To było jedno z tych trudniejszych pytań, ale teraz miał odwagę je zadać.

 

- To łatwe, nic prostszego !! Dużo bardzo nas jest, i wszędzie my !! - Wykrzyczał Bogaj z nieskrywaną dumą w głosie. A tym czasem Noah powolutku przetwarzał co Bogaj mu przed chwilą powiedział.

 

Z każdym pytaniem jednak Noah czuł że swoje wyobrażenie świat,a oraz dotychczasowego życia traktuje niczym kucharz kebaba na opiekaczu, kroi go i kroi aż nic nie zostaje.

 

- Wiele i wszędzie ? Możesz sprecyzować bo nie ogarniam chyba - Bo nie ogarniał, naprawdę.

 

- Noah ogarnia nie ? Przecież nic prostszego to ! - zaczął znowu sięz niego naigrawać.

 

Noah często miał tak z Sarah, mała wmówiła mu coś albo schowała, a on się musiał męczyć, potem miała z tego ubaw, tylko że to jest sto razy gorsze ponieważ Bogaj nie musi nic robić żeby zrobić z niego durnia, bo w tej chwili nim jest.

 

– Już Bogaj tłumaczy, Noah się piekli nie i – nie dawaj mi powodów zielony śmieszku to nie będę, pomyślał wkurzony – Noah o ilość chodzi jeśli naszą, to mniej ludzi nas niż, fakt fakt, to jeśli o miejsce chodzi ale, wszędzie to naprawdę, Bogaj wytłumaczyć umie lepiej nie – odpowiedział smutno poddając się.

 

- Dobrze spokojnie już cię nie meczę, i tak dziękuje za odpowiedź – musiały dziać się jakieś czary bo raz był gotowy krasnala udusić, a teraz znowu jest dla niego miły, tak samo było z małą Sarah, zawsze na końcu nie umiał się złościć, dawał jej kuksańca w nos i szedł się z nią bawić.

 

- Czyli jest was dużo ale nas więcej, w sumie logiczne, nie do końca to wszędzie rozumiem, jakby że jesteście gdzieś ale i was nie ma ?

 

- Noah genialny !! - wykrzyczał ze śmiechem Bogaj, klepiąc go radośnie po ciele, o dziwo nie czuł nic jakby tamten nic nie ważył – Dokładnie tak !! Jesteśmy nie ma nas ale, Ele z Energii Noah wie, Ele żyją z Energią i są nią, wszędzie ona, każdy El jest wszędzie więc, gdzie tylko tam jest ale on ! Noah nic prostszego !! Noah rozumie ?

 

- O dziwo sadzę że chyba tak, mocno nie do końca ale jak na ludzki rozum mi wystarczy, kurde dużo tego – to naprawdę było dużo jak na jednego poturbowanego człowieka, a co gorsza czuł w bolących kościach że to nawet nie jest początek.

 

- Noah bardzo dzielny ! Ludzie jak się dowiaduje większość naraz i tyle, nie radzą biedni sobie, odbija biedaczkom i po nich, tak rodzą wariaci się – zaśmiał się jakby to był przedni żart chociaż trochę ponury – Noah silny ale, się trzyma, Noah wyjątkowy, Bogaj czuje to, silna moc bije, mimo mózg niedomaga że. I kolejna silna salwa śmiechu.

 

- Żebyś się udusił żartownisiu – mówiąc to zdjął nogi z łózka, usiadł opierając łokcie na kolanach i wpatrując się gniewnie w Bogaja, trochę bolało ale efekt był zadowalający. Bogaj na ten ruch i gniewny wzrok Noah, odskoczył do tyłu potykając się i przewracając krzesełko.

 

Tym razem to Noah mimo bólu wybuchł głośnym śmiechem.

 

-Noah że to zabawne uważa ? - spytał oburzony Bogaj nadymając bezkształtne policzki, i też wybuchł śmiechem – bo Bogaj też– i śmiali się razem zagłuszając siebie nawzajem.

 

Kiedy ja ostatnio tak się śmiałem? Nie pamiętał ale tęsknił za tym.

 

Wstał z łózka ledwo ale ledwo, poza bandażami na prawie całym korpusie, miał na sobie swoje podarte spodenki i bandaże na nogach, był boso, podszedł do Bogaja schylił się i wyciągnął do niego rękę.

 

-No już wstawaj, jesteśmy kwita co ty na to ? Bogaj patrzył zaskoczony na rękę, potem na Noah i ze swoim największym uśmiechem krzyknął Kwita!!

I złapał za rękę, Noah bez problemów go podniósł prawie go wyrzucając w powietrze – Boże jaki on jest lekki – pomyślał.

 

Potem podniósł krzesełko i razem usiedli przy stole kontynuując rozmowę.

 

- A więc stanęło na tym że jesteście wszędzie na całej Ziemi tak?

 

- Ano ! - pokiwał energicznie głową Bogaj - Więc czemu nigdy nikt was nie widział ? Skoro zrodziła was natura to raczej musicie być starsi od ludzi tak ? Więc ktoś musiał kiedyś was spotkać, choćby jak ja teraz to zrobiłem.

 

- Bogaj mówił ! Ludzie Elów znoszą kiepsko, większość co widzieli ląduje w tych, tych waszych dla odbitych domkach – zaczął cicho chichotać.

 

- Masz na myśli domy wariatów ?

 

-Tak ! Dla wariatów ! Śmieszne domy, śmieszni ludzie. Noah bardzo mądry, szybko rozumie ! Dokładnie Ele ludzi fakt to starsi są, byliśmy my, was nawet nie, zawsze Bogaja bawi to.

 

- Ciebie dużo rzeczy bawi wiesz.

 

-Bogaj wie !! - zachichotał i się mocno uśmiechnął – Bogaj z zabawnej powstał Energii, to zabawny jest.

 

- I to największej jaka była – teraz to Noah się zaśmiał – to co z tym oglądaniem was ?

 

- Ano tak !! Bogaj Noah mówi ! Więc a dla większości kończy źle to się, Noah wie już, ludzie spotykali nas. Radę nieliczni dawali, jak Noah mało takich jest, Noah naprawdę wyjątkowy. Spotkali, żyli mówili nie bo do domków trafili ale by– znowu się zaśmiał z wariatów – parę Elów pokazywało dawnoale, dawno za często się, za dużo, stąd religie wasz, też zabawne Bogaj powie

 

- Czekaj czekaj ! Chcesz mi powiedzieć że cała nasza religia i mitologia opiera się na paru kretynach co się ludziom popokazywać chcieli, albo im się nudziło ?

 

- Hmm, no tak! – odpowiedział z uśmiechem – dokładnie !!

 

W tej chwili do tamy absurdów która już dawno pękła, doszła ulewa. Tysiące lat kultury i wiary opartej na odpowiednikach podchmielonych dzieciaków próbujących popisać się przed laskami ! To trochę za dużo, ale na to nic się nie poradzi, bezpieczniej dla niego jak niebędzie w ten temat wnikać.

 

- Dobrze dobrze, spróbujmy z czymś lżejszym – o ile jest coś lekkiego w tej rozmowie, pomyślał już opadając z sił – To jak to robicie że jesteście gdzieś ale was nie ma ?

 

- A to nic prostszego !!! Dzięki Przechodzeniu i Bramie ! - I sobie Noah lekki temat cholera wykrakał ! - Bogaj zaczął się śmiać i uspokajająco układać ręce – Bogaj że Noah wytrwały widzi, zmęczony jednak i ranny ale, odpoczynku potrzebuje ! Bogaj prosi żeby Noah zasnął lulu, dlatego i, z Noah później pogada, Noah zgadza się ?!

 

- W sumie bardzo chętnie, pomocne to Czytanie, nawet mówić nie muszę pewnie co ? - naprawdę tak uważał, ale skoro Bogaj czyta mu w myślach to trochę go to niepokoiło.

 

- Noah musi !! - wykrzyczał oburzony Bogaj, co zdziwiło Noah – Bogaj Czyta dotyka gdy tylko, gdy dotyka nie, jak Bogaj Noah dotknął jednak ale, Energię zapamięta, emocje poznawać potrafi ! Nic prostszego ! Więc Bogaj Noah prosi mówi Noah niech, Bogaj jak Noah mówi lubi - zdziwiony Noah zaśmiał się i zrozumiał moc Czytania.

 

- Dobrze już rozumiem, i tak przydatne nie ma co, chętnie odpocznę po tym wszystkim, przyda mi się – wstał od stołu i usiadł na łózko – ale i tak pewnie wiesz że nie zasnę, zresztą nawet jakbym mógł spać, po takich odkryciach bym nie dał rady – powiedział to już kompletnie smutno, na co Bogaj zanim si ęobejrzał potruchtał do innego pokoju.

 

Wrócił po chwili z glinianym parującym kubkiem, podszedł do Noah i mu gopodał.

 

- Dla Noah to ! Bogaj Noah nie lula wie, zrobił więc specjalnie to, dzięki Noah polula temu, Bogaj obiecuje ! - Noah aż zatkało, zrobił to dla niego żeby zasnął ?

 

- Ja nie wiem co powiedzieć, naprawdę ci dziękuję – Bogaj na te słowa uśmiechnął się najmocniej jak mógł – chce wiedzieć z czego to jest ? - zapytał po powąchaniu niewiadomej substancji, noj ak róże nie pachniało. Zaśmiali się oboje, jednak Noah naprawdę się obawiał składu herbaty.

 

- Noah boi się nie ! Zioła zdrowe, wszystko to ! Noah lulu pójdzie, wstanie pójdziemy jak, Bogaj resztę wyjaśni ! Pasuje ?!

 

- Pasuje ! Dobrze więc do później i dobranoc !

 

- Do później dobranoc i !!! - wykrzyczał Bogaj uciekając z pokoju, ale Noah jeszcze krzyknął za nim – Bogaju ! - a ten się odwrócił – naprawdę nie wiem jak ci dziękować, oprócz mojej rodziny nikt w życiu tyle dla mnie nie zrobił. I mimo że to wszystko, to czego się dowiaduje, co przeżywam, to przerasta całe moje pojęcie, jestem ci bardzo wdzięczny, dawno tego nie mówiłem ale ci ufam.

 

Na te słowa coś się pojawiło w oczach Bogaja, zaczęły się skrzyć a Noah zrozumiał że to łzy, łzy szczęścia.

 

- Bogajowi rzeczy takich nie mówi często nikt, Bogaj cieszy że spotkał Noah się, Noah boi się nie, Noah przyjaciel, Bogaj Noah pomoże zawsze. Mówiąc to posłał Noah taki uśmiech, aż łzy mu wystrzeliły z oczy i w tym samym momencie zniknął.

 

- Przyjaciel co ? Słyszeliście ? Znalazłem najdziwniejszego przyjaciela z możliwych – teraz to Noah zaśmiał się przez łzy, popatrzył na kubek z zielonym płynem i na wszelki wypadek, wypił wszystko jednym haustem.

 

Nie pachniało dobrze ale smak akurat był lepszy, idstawił kubek i się przykrył – jeszcze tutaj trochę zabawie, mam nadzieje ze dacie sobie radę dopóki nie udam się do was.

 

I Noah pierwszy raz od roku zasnął spokojnie, zasnął z przekonaniem że w końcu będzie mógł wypełnić obietnicę, jednak nie będzie łatwo sprostać oczekiwaniom rodziny, spróbuje, bo Bogaj poza uratowanym życiem dał mu coś jeszcze, nadzieje że to życie będzie czymś lepszym niż dotychczasowe piekło.

 

I tak będzie, będzie trudniejsze ale lepsze !

Następne częściJeden krok 4 Jeden krok 5 Jeden krok 6

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania