Poprzednie częściJedno słowo - prolog.

Jedno słowo - rozdział trzeci

W nocy nie mogłam zasnąć. Wspomnienia wróciły i chciało mi się wyć. Kilka tygodni lizałam rany i z trudem dochodziłam do siebie po rozstaniu, a teraz on nagle wraca, ale w innej roli. Miałam udawać przed wszystkimi, że go nie znam? Uśmiechać się, gdy podejdzie i rozmawiać jakby między nami niczego kiedyś nie było? To wydało się niemożliwe; nie studiowałam aktorstwa, tylko prawo. Uwielbiałam proste i jasne sytuacje, stąpałam twardo po ziemi i brzydziłam się kłamstwem.

Kiedy w końcu udało mi się przysnąć, łomot do drzwi skutecznie pozbawił mnie resztek snu. Spojrzałam w zegarek, wciąż delikatnie zdezorientowana; dochodziła czwarta rano, a to oznaczało, że spałam zaledwie godzinę. Wściekła, wygrzebałam się z ciepłej pościeli i z ociąganiem poszłam otworzyć.

- Oby to było coś…- urwałam, bo na progu stał mój brat. Z trudem utrzymywał równowagę, oczy rozjeżdżały mu się w dwie strony, a kretyński uśmiech nie schodził z twarzy — pomyliłeś adresy, to nie jest noclegownia dla pijaków.

Wbrew sobie, wciągnęłam go do mieszkania. Chciałam uniknąć plotek, wokół mieszkały pobożne katoliczki, które tuż po wyjściu z kościoła, zaczynały innym obrabiać dupy.

- Całkiem nieźle się urządziłeś — cmoknęłam z uznaniem, gdy podczas zdejmowania butów, runął, jak długi na podłogę — jestem pod ogromnym wrażeniem.

Z rozbawieniem patrzyłam, jak pełza do salonu niezdolny, by stanąć na nogach i robi sobie z mojego włochatego i mięciutkiego dywanu poduszkę.

Pewna, że zasnął snem kamiennym, poszłam do sypialni po koc, chcąc go przykryć. Niestety wychodząc, usłyszałam dość charakterystyczny odgłos. Nie zdążyłam krzyknąć „nie”, kiedy było już po wszystkim. Przyozdobił swoją prowizoryczną poduszkę, wymiocinami.

- Kurwa mać, Marcel! - krzyknęłam, wściekła — dlaczego, chociaż nie powiedziałeś, że chcesz miskę co?

- P...p...prz…- czkawka pijacka, uniemożliwiła mu wypowiedź.

- Dobra zamknij się — warknęłam — zadzwonię po ojca.

Ponownie wyszłam z salonu, a kiedy wróciłam, z wrażenia odjęło mi mowę i musiałam usiąść. Głowa mojego brata; znajdowała się w tym, co przed chwilą z siebie wydalił. Powstrzymując się przed głośnym przekleństwem, wybrałam dobrze znany mi numer w telefonie. Oczekiwanie na połączenie dłużyło mi się z każdą chwilą coraz bardziej. Kiedy w końcu odebrał, było mocno zaspany.

- Przyjedź po swojego syna kretyna — warknęłam — śpi w moim salonie we własnych wymiocinach.

Mnie również od samego patrzenia i zapachu zaczynało być niedobrze, ale swoim cielskiem rozwalonym w pół podłogi, skutecznie zagrodził drogę do okna. Mogłam postarać się go jakoś wyminąć, ale nie chciałam przez przypadek w coś wdepnąć.

Wiedząc, co za chwilę mogę usłyszeć, postanowiłam się rozłączyć. Bronił Marcela w każdym kroku i nie pozwalał powiedzieć na niego złego słowa. Gdybym to ja była na miejscu brata, z pewnością dostałabym porządną burę i przez kilka godzin musiałabym wysłuchiwać o niewłaściwym zachowaniu i podejmowanych decyzjach, mających wpływ na całe moje życie.

 

Siedziałam w kuchni przy oknie i piłam kawę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Oddychając z ulgą, odstawiłam gorący napój w stół i poszłam otworzyć.

- Jak on się trzyma? - usłyszałam od progu, zmartwiony głos mamy.

Przymknęłam oczy, żeby nie wybuchnąć. Tak było za każdym razem. Robił głupoty, a żadne konsekwencje nie były wyciągane.

- Zamiast pytać o stan zdrowia pijaka — warknęłam — może lepiej zapytałabyś się co u mnie? Jeżeli nie umieliście go wychować, to chociaż mogliście nauczyć go pić.

- Estero — tata swoim zwyczajem nie użył zdrobnienia — on ma teraz bardzo trudny okres. Wiesz, Klaudia go zostawiła i nie może sobie z tym poradzić. Musisz go zrozumieć.

Przecząco pokręciłam głową. Gówno prawda, nic nie musiałam. Nie raz byłam świadkiem tego, jak źle ją traktował i będąc na jej miejscu już dawno, kopnęłabym go w to nadęte dupsko. W pełni sobie zasłużył.

- I nagle malinowa mamba bezpowrotnie straciła swój smak, a powietrze przestało nią pachnieć — zadrwiłam ze śmiechem — jeżeli jeszcze raz przyjdzie do mnie w tym stanie, zadzwonię na policję i poproszę o przewiezienie go na izbę wytrzeźwień. Stamtąd będziecie go sobie odbierać. Ja nie jestem…

- Wystarczy — tata przybrał swój nieznoszący sprzeciwu ton — gdzie on jest?

Wzruszyłam ramionami i wskazałam ręką w kierunku salonu. Byłam wściekła, niesprawiedliwość doprowadzała mnie do szewskiej pasji.

- Leży w swoich rzygach na podłodze. I zanim zapomnę, jesteś mi winny pieniądze za dywan, który twój synalek zniszczył.

Dlaczego każda rozmowa na temat Marcela, kończyła się właśnie tak? Przez niego zawsze czułam się gorsza; rodzice go faworyzowali, chociaż nigdy nie chcieli się do tego przyznać i stanowczo zaprzeczali, gdy zostało im to zarzucane najczęściej w trakcie ostrej kłótni. Jeżeli kiedykolwiek będę miała własne dzieci, nigdy żadne z nich nie będzie traktowane inaczej od pierwszego.

 

Ogarnięcie i wywietrzenie tego smrodu, zajęło mi prawie dwie godziny. Byłam wściekła na Marcela za jego kolejny wybryk i rodziców oraz nieudany eksperyment wychowawczy. Moja mama zaszła w ciążę, ponieważ z tatą zastanawiali się, jak to jest być rodzicem. Coś tak poważnego, jak odpowiedzialność za drugą osobę, potraktowali niczym najlepszą na świecie zabawę, a niewinną osobę wzięli za królika doświadczalnego. Po kilku latach do mamy dotarło, że po drodze wspólnie z ojcem popełnili masę błędów i postanowiła zmienić to przy kolejnym dziecku, niestety tata był odmiennego zdania w tej kwestii i Marcel dalej mógł robić, co tylko chciał, a mi wpajali twarde zasady. Wiele osób uważało mnie za córeczkę, bogatego tatusia, która dostawała wszystko na złotej tacy, tylko tak wcale nie było. Zawsze musiałam się starać, dając sto procent z siebie. Z perspektywy dorosłej osoby, byłam im za to wdzięczna, ale będąc nastolatką, często pytałam się, dlaczego kolejny raz jestem karana za nic. Mój brat mógł wychodzić, gdzie chciał, a ja nawet będąc już w liceum, musiałam wracać do domu na noc. To ani trochę nie było sprawiedliwe i w mojej psychice zostawiło ślad nierównego traktowania.

Nieoczekiwanie rozmyślania, zostały zakłócone przez dzwonek telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz; numer nieznany. Od razu ścierpła mi skóra i odrzuciłam połączenie. Od momentu rozstania z Mateuszem, nie odbierałam, jeżeli dzwonił ktoś obcy. Mój były facet, po tym, gdy wyrzuciłam jego rzeczy za balkon, dając mu jasno i wyraźnie do zrozumienia, że między nami koniec, zaczął nękać mnie telefonami. Wydzwaniał o różnych porach dnia i nocy, w końcu zmęczona zablokowałam go. Przez jakiś czas zapanował względny spokój, ale nic, co dobre nie trwa wiecznie i znalazł inny sposób, by chociaż przez kilka sekund móc usłyszeć mój głos i uprzykrzyć mi życie. Pewnego dnia, będąc na skraju wytrzymania, zmieniłam numer wraz z telefonem. Teraz prosiłam każdego, kto miał mój numeru, by wcześniej, napisał mi wiadomość z prośbą o odebranie, jeśli chciał się ze mną połączyć z innego numeru. Ten ktoś tego nie zrobił.

Dwadzieścia minut później, mój telefon znów dał o sobie znać. Niewiele myśląc, wyłączyłam go, jednocześnie notując sobie w głowie, by napisać do dziewczyn na Facebooku i uprzedzić je o tym fakcie, zanim zaczną, zasypywać skrzynkę głosową głupimi wiadomościami, typu „umarłaś?”.

Następne częściJedno słowo... Rozdział czwarty

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Elorence 09.10.2018
    Faworyzowanie dzieciaków to krzywda dla tego rozpieszczanego, jak i nierozpieszczanego. Niektórzy rodzice to gamonie. Krzywdzą własne dzieciaki...
    Dzisiaj było tu spokojnie, chociaż wiem, że coś się kroi...
    Pozdrawiam :)
  • Minia215 10.10.2018
    Masz racje:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania