Jeszcze jedna tajemnica - Epilog

Dwa lata później…

-Ciii… - nachyliłam się do mojej córeczki -…mama jest obok ciebie.

Tosia stopniowo uspokajała się i ciekawie rozglądała dookoła.

- Jedziemy do dziadków musisz się grzecznie zachowywać – zaświergotałam do niej – bo powiedzą, że jestem złą matką.

Wiem, że nie powinnam mówić takich rzeczy do sześciomiesięcznego dziecka, ale nie mogłam się opanować. Miałam dreszcze na myśl o wizycie u rodziców, na dodatek mieliśmy zamieszkać w pobliżu. Moi rodzice wyprowadzili się z Osłowki, bo zaczęli zwracać na siebie uwagę i osiedlili się w Górce, jak się domyślacie w górach. Wybudowali dla nas dom, widziałam go na zdjęciach, był uroczy, z ciemnego kamienia, z niebieskim dachem. Nie był duży, swoim wyglądem przypominał domek z bajki. Nie byłam zachwycona przeprowadzką, ale Michał miał dar perswazji. Nasza córeczka zaraz podrośnie, musi mieć miejsce do zabawy, jak powiększymy rodzinę to zrobi nam się wąsko w moim dwupokojowym mieszkaniu. Uległam mu między innymi po to, by przestał gadać, choć kochałam go jak nikogo innego, czasami miałam jego dość.

Oderwałam się od tych optymistycznych rozmyślań i zapięłam córeczkę w foteliku, pasy bezpieczeństwa zdecydowanie jej się nie podobały, jednak jakoś musieliśmy przejechać przez pół Polski. To była minimalna odległość, którą planowałam zachować od rodziny, ale Michał był zżyty z moimi rodzicami i chciał być blisko nich. Twierdził, że nie jest to dobre dla naszej córeczki, powinna mieć kontakt z dziadkami. I znowu zaczynała się gadka szmatka. Oparłam głowę o oparcie, szykowała się długa podróż. Pojutrze była Wielkanoc, wszyscy jechali do domów przez co na drogach były korki. Na dodatek lało jak z cebra, Michał jechał ostrożnie, przecież dbał teraz o swoją córeczkę. Uwielbiałam patrzeć jak zajmuje się Tosią, był najtroskliwszym ojcem na świecie.

- O czym myślisz? – ujął mnie za rękę.

Uśmiechnęłam się do niego lekko.

- O was.

- Myślałem, że jesteś zła o tę przeprowadzkę – wyminął jakiś samochód.

- Z tobą nawet na koniec świata - pocałowałam go w policzek.

Do Górki dojechaliśmy przed siedemnastą, domek był w stylu mamy. Skręciliśmy do małego kościółka na Liturgię Słowa. Wszystkie ławki były już pozajmowane, rodzice siedzieli w pierwszej ławce. Tosia grzecznie spała w wózku, pulchne rączki ułożone były nad jasnowłosą główką. Mama zauważyła nas dopiero, gdy wracaliśmy na swoje miejsce po adoracji krzyża. Na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech, trąciła siedzącą obok kobietę i zaczęła jej coś gorączkowo opowiadać. Do domu rodziców zajechaliśmy późnym wieczorem, Tosia na rękach Michała była już bardzo marudna. Mama rozpływała się nad urodą swojej wnuczki. Od pół roku była szczęśliwą babcią, ale dziecka nie widywała zbyt często, głównym powodem była odległość. Teraz będzie chciała nadrobić stracony czas. Michał przekazał mi rozwydrzone maleństwo a sam poszedł po nasze bagaże. Kiedy tylko zauważyła brak taty jej bródka zaczęła drzeć jak małego koźlątka. Uwielbiałam na nią patrzeć nawet, wtedy gdy zanosiła się płaczem. Weszłam do salonu, w którym rozłożony był beżowy narożnik, położyłam na nim małą i zaczęłam ją rozbierać. Tosia po chwili została się uspokajać, jej uwagę przyciągnęło nowe otoczenie i nieznane osoby. Mama przez cały wieczór świergotała do mojej córeczki, której podobało się bycie w centrum uwagi. Weronika wciąż była z Adamem i byli w sobie zakochani po uszy, aż miło było na nich patrzeć.

***

Nasz domek mieścił się na małym wzniesieniu, otoczony był drzewami. Cały był z kamienia, miał okrągłe, zielone drzwi i takie same okiennice. Na ganku stały dwie huśtawki, między nimi był stół. Wszystko to wyglądało bajecznie, może nie będzie tak zle jak mi się wydawało? Michał starym kluczem otworzył drzwi i przepuścił mnie w progu, mała, która była w wybornym nastroju zaczęła gaworzyć jak najęta. Tuż obok drzwi frontowych był salon, pomalowany na pudrowy róż z ciemnoniebieską kanapą, fotelami i zasłonami. Podobał mi się, zerknęłam niepewnie na Michała, który był wyraźnie rozbawiony.

- Co? – nie wiedziałam jak mam to odebrać. – Nie podoba ci się?

W odpowiedzi pocałował mnie w ramię.

-Podoba mi się wszystko, co tobie.

Czy on nie był słodki?

- A tobie się podoba, Tosiuniu? – potarłam nosem o nosek córeczki.

Przeszłam do pomieszczenia obok, który okazał się pokojem gościnnym. Pomalowany na szaro, z prostym łóżkiem i żółtymi zasłonami miał swój urok. Ukryta tuż obok schodów znajdowała się niewielka kuchnia, w sam raz dla Michała, pomyślałam ze śmiechem. To on w naszej rodzinie odpowiadał za posiłki. Kuchnia pomalowana była na beżowo, na jednej ścianie była tapeta z różnymi przyprawami. Drewniane szafki i jasne blaty. Dalej była klasyczna łazienka w połączeniu z toaletą, wyłożona jasnozielonymi kafelkami, znajdowała się w niej kabina. Mała zaczęła wyginać się na moich rękach, była zniecierpliwiona.

- Gdzie my teraz pójdziemy? – zagruchałam do niej. – Zobaczymy pokoik Tosi?

Michał przejął małą i weszliśmy po starych, kamiennych schodach. Musiałam przyznać, że moja mama jest genialna, zrobiła kawał dobrej roboty. Pokój był krainą misi, pomalowany na lawendowo z białym łóżeczkiem na środku. Obok niego był drewniany fotel bujany, podłoga pokryta była grubą, szarą wykładziną. Nasz sypialnia znajdowała się tuż obok, ogromne łóżko z baldachimem zajmowało sporą część pokoju. Ściany były pomalowane na szaro, z wyjątkiem jednej, która wytapetowana była w szare – żółte pasy.

Przytuliłam się do Michała, kto wie, może tu jest nasze miejsce?

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Katrina 07.06.2018
    Czas skończyć i tę opowieść, nie zawsze było ciekawie, czasami nawet i nudno. Jednak nie każdy rodzi się Szekspirem a praktyka czyni mistrza.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania