Jeszcze jedna tajemnica - Rozdział III

- Augusta – głos mojej mamy rozniósł się po całej toalecie – w tej chwili wychodź musimy porozmawiać.

Z ociąganiem otworzyłam drzwi i stanęłam naprzeciwko rodzicielki.

Miałam tą samą twarz, co ona tylko o trzydzieści lat młodszą i byłam odrobinę szczuplejsza. Reszta ta sama, rude włosy, zielone oczy, nic specjalnego.

Zacisnęłam kurczowo dłonie na umywalce, zdjęłam okulary, gdy łzy zaczęły płynąć po moich policzkach. Łzy wściekłości, cała twarz paliła mnie ze złości.

- Nie możesz się tak zachowywać – pouczyła mnie, gdy opowiedziałam jej całą historię.

- Ale to on mnie prowokuje – próbowałam się usprawiedliwić.

Mama pogłaskała mnie po policzku.

- Jego zachowanie nie było dobre, ale zemsta niczego nie daje.

Jego zachowanie nie było dobre? I to tyle? A gdzie tutaj solidarność?

- Zachował się jak pacan – założyłam ręce na piersi. – Nie znoszę go.

- Następnym razem schodź mu z drogi – uśmiechnęła się lekko. – Za karę skosisz trawę w weekend. Nie powiem nic tacie.

Moja kochana mamusia.

- Kocham cię - rzuciłam się jej na szyję.

***

W sobotę rzeczywiście musiałam skosić trawnik. Ale pogoda była piękna, świeciło słońce, wiał lekki wiaterek . W między czasie próbowałam nakłonić Pyzę do aportowania, ale łagodnie rzecz ujmując nie była tym zainteresowana. Pokazała mi cztery litery i położyła się pod świerkiem.

Wieczorem rodzice wychodzili do teatru, a ja z Michałem mieliśmy chytry plan. Chcieliśmy pojechać nad Odrę na Wały Chrobrego. Wyglądały pięknie, gdy zachodziło słońce, przypominały wtedy pałac z bajki. Cała budowla wykonana była z jasnego kamienia w kolorze piasku, a dach budowli był zielonkawy. Kiedy stało się na balkonie można było patrzeć na Odrę, albo ludzi śpieszących się z pracy do domu. W ciepłe wieczory takie jak ten wielu ludzi spacerowało po nowych bulwarach. Wyremontowane, w dużej części pokryte drewnem miały za zadanie przypominać pokład statku i rzeczywiście tak było. Choć Szczecin nie leży nad morzem, czuć tu jego zapach.

Moją uwagę przykuła policja, która płynęła po rzece, zza Łasztowi wyłoniła się motorówka, na której była dwójka mężczyzn. Pościg wyglądał imponująco, ludzie zatrzymali się by popatrzeć na nietypowe wydarzenie.

Nie wiedziałam jak skończyła się cała akcja, ponieważ motorówki zniknęła mi z pola widzenia. Minutę później na Moście Długim stanęły wszystkie pojazdy. Ktoś biegł między samochodami, był przestraszony. Wsiadł do jakiegoś samochodu i chyba tłumaczył coś kierowcy.

Nie rozumiałam co się dzieje, wątpiłam by wszystkie te zdarzenia były zbiegiem okoliczności. Szczególnie, że w naszym kierunku biegła dwójka zakapturzonych postaci. Widać było, że bardzo im się spieszy.

- Gusia – brat ścisnął mnie za rękę – przeskoczymy przez murek.

Spojrzałam na wysokość, wątpiłam, czy to się może dobrze skończyć.

- Złapię cię - obiecał Michał.

Łudziłam się, że mężczyźni nas wyminą, albo wzięli nas za kogoś innego, ale oni szli jakby doskonale wiedzieli, czego od nas chcą.

- Gotowa? – upewnił się.

Lekko skinęłam głową, Michał skoczył i wylądował lekko na nogach.

Mężczyźni podchodzili coraz bliżej, teraz prawie biegli. Niewiele myśląc wdrapałam się na murek i skoczyłam. Bałam się upadku. Na szczęście nawet nie poczułam upadku, bo Michał złapał mnie w ramiona. Zawsze można było na niego liczyć.

Nie mogłam długo cieszyć się tą chwilą, ponieważ nie chciałam poznać tej uroczej dwójki.

Biegliśmy do samochodu, który zaparkowany był po drugiej stronie ulicy.

Michał pociągnął mnie na ulicę, auta hamowały z piskiem opon. Z ulgą wsiadłam do samochodu, brat wcisnął pedał gazu i auto wyrwało do przodu.

Oparłam się o fotel, jedyne czego chciałam to znaleźć się w domu. Michał nie odzywał się, ani słowem, widziałam, że jest przerażony.

- Co to było? – zapytałam po jakimś czasie.

Nigdy nie byłam świadkiem czegoś takiego, takie rzeczy się nie zdarzały. To było wprost nie do uwierzenia.

- Nie mam pojęcia, Gusia – Michał skupił wzrok na jezdni. – To było nienormalne.

- Dobrze, że byłeś przy mnie – uśmiechnęłam się smutno. – Sama bym sobie nie poradziła.

- Od czego ma się brata? – poklepał mnie po ręce. – W domu kąpiel i łóżko.

***

Kąpiel rzeczywiście dobrze robi. Kiedy tylko przyłożyłam głowę do poduszki natychmiast zasnęłam. W głowie miałam milion myśli. Jak coś takiego mogło się wydarzyć?

Tyle złych czynów w jednym miejscu, w jednym dniu?

Ciekawie, co powiedzą na to rodzice, z pewnością nie będą zachwyceni.

***

Obudziłam się o dziewiątej, noc zabrała ze sobą złe emocje. Przy śniadaniu tata czytał gazetę, od dwudziestu pięciu lat, co ranek, chodził do sklepy po pracę, piekarni po świeże pieczywo. Czasami zachodził do zaprzyjaźnionej gospodyni po jajka, warzywa i owoce.

Moją uwagę przyciągnął nagłówek: Co takiego wydarzyło się na Wałach Chrobrego?

Wczoraj w godzinach wieczornych miały tam miejsce trzy nieprawdopodobne zdarzenia.

Dwójka mężczyzn drogą wodną przemycała ogromne ilości szczepionek, specjaliści nie ustalili jeszcze ich zastosowania, ani składników.

Chłopak w wieku około osiemnastu lat na Moście Długim wstrzymał ruch, grożąc, że się wysadzi. Następnie wsiadł do przypadkowego samochodu i zaczął grozić kierowcy, osiemdziesięciu dwuletniej staruszce.

Nie zostało ustalone, dlaczego kolejna dwójka mężczyzn ścigała młodą parę. Nikt nie zna ich tożsamości. Wiadomo, że parze udało się uciec.

Każdego, kto wie cokolwiek w tej sprawie prosimy o kontakt z policją.

Zatkało mnie, dosłownie. Musieliśmy jechać na policję i to zaraz.

Na policji potraktowali nas zbyt poważnie.

- Nie mają państwo pojęcia, dlaczego tamci ludzie was gonili? – zapytał po raz setny.

- Nie mamy – potwierdziłam po raz kolejny. – Po prostu pojechaliśmy na Wały Chrobrego, by pospacerować.

- Tak po prostu? –spojrzał na mnie krytycznie. – Jesteście rodzeństwem? – upewnił się.

Czy ten facet myśli, że brat z siostrą nie może spędzać wspólnie czasu? Byłam zażenowana całą tą sytuacją. Miałam nadzieję, że mój kontakt z policją skończy się na tym etapie.

Po złożeniu zeznań pojechaliśmy do kościoła na Mszę. Spotkaliśmy się na niej z Krzyśkiem, moim starszym bratem i Moniką, jego żoną, która była w piątym miesiącu ciąży.

Usiedliśmy w tej samej ławce, co dawniej, czwartej z prawej strony. W niewielkim kościółku był tłok, Mszę odprawił starszy ksiądz. Znaliśmy go od zawsze, chrzcił każde z nas. Po Mszy porozmawialiśmy z nim chwilę, po czym pojechaliśmy na obiad do restauracji. Moja mama nigdy nie gotowała w weekendy, tata przez całe małżeństwo dbał o nią jak o największy skarb.

Na moje ulubione danie, czyli deser, były lody miętowe i chałwowe. Bracia oferowali mi pomoc w zjedzeniu ich, na co zmroziłam ich spojrzeniem. Niedoczekanie, moje lody.

Rodzice jak zawsze jedli jeden deser na pół, zachowywali się jak zakochani.

Krzysiek z Moniką postanowili zostać u nas na noc. Często urządzaliśmy sobie takie rodzinne niedziele, graliśmy w gry, rozmawialiśmy, żartowaliśmy. To były najszczęśliwsze chwilę w moim życiu.

Wieczorem rozłożyliśmy narożnik w salonie i położyliśmy się na nim wszyscy. Było dość ciasno, ale jak przytulnie. Leżałam między rodzicami, Michał trzymał moje nogi na swoim brzuchu.

- Guśka – połaskotał mnie po stopie – ile ty ważysz?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania