Jeszcze jedna tajemnica - Rozdział XI

Gdy Jurij wychodził czułam na sobie jego palące spojrzenie, ale nawet na niego nie zerknęłam. Byłam z siebie dumna, masz człowieku żonę to nią się interesuj. Oszust nie nosił nawet obrączki, pewnie po to by łatwiej mamić biedne niewiasty. Świr! Dziś widzimy się po raz ostatni, nie mam zamiaru mieć z nim więcej do czynienia.

Kobieta uśmiechnęła się lekko i pogłaskała mnie po dłoni, natychmiast ją cofnęłam.

- Musisz być przerażona – przyglądała mi się uważnie – nie dziwię ci się. Powinnaś wiedzieć, że mnie i Jurija nie musisz się obawiać. Od dawna jesteśmy blisko i nigdy mnie nie zdradził –zarumieniła się lekko. – Możesz mu wierzyć, on cię zawsze ochroni, nigdy mnie nie zawiódł.

Nie mogłam jej słuchać, gatki szmatki o bohaterze wszechczasów. Miałam go po dziurki w nosie, byłam pewna, że dym bucha mi nozdrzami. Eliza jak gdyby nigdy nic dalej paplała bez opamiętania.

- …sama musisz się o tym przekonać – wręczyła mi jakiś cienki zeszyt – tylko nic nie mów Jurijowi, bo by się wściekł.

Opowiem mu wszystko, pomyślałam z satysfakcją, niech wie, kogo poślubił.

Eliza poruszała się z gracją tancerki, a blond włosy do pasa nadawały anielski wygląd. Nie dziwię się, że Jurij się w niej zakochał.

Moje dalsze myśli przerwały odgłosy zbiegania ze schodów. Kobieta wybiegła na korytarz, ruszyłam za nią.

- Eliza – Jurij miał na rękach dwójkę dzieci.

Dwuletniego cherubinka i czteroletnią, czarnowłosą dziewczynkę.

- Idą tutaj – oznajmił – jest ich około siedmiu.

Jurij rozejrzał się po pokoju i niespodziewanie wtłoczył mi dzieci na ręce.

- Zejdź do piwnicy – polecił mi – tamtędy przejdziesz wąskim korytarzem i wydostaniecie się przy strumieniu, stamtąd uciekajcie ile sił w nogach.

Nie było czasu na dyskusję, teraz musiałam wyprowadzić stąd dzieci. Nie wiedziałam, co może im grozić, ale skoro Jurij tak reagował to na pewno coś złego. Mężczyzna otworzył klapę w podłodze, na dół prowadziła stara drabina.

-Zejdę sama – dziewczynka ześlizgnęła mi się z rąk.

Odczekałam chwilę, aż będzie na dole i ruszyłam jej śladem razem z Arturem. Panował tam półmrok, a gdy Jurij zamknął wejście zrobiło się całkiem ciemno. Dziewczynka chwyciła mnie za rękę, było tu strasznie ciasno, ledwo się tutaj mieściłam.

- Nie możemy zapalić światła – powiedziała dziewczynka – mama nam zabroniła.

Nie zamierzałam niczego zapalać, głównie dlatego, że nie wiedziałam, gdzie jest włącznik. Poza tym światło mogłoby tu kogoś zwabić, a tego bardzo nie chciałam. Chwyciłam mocniej chłopca i zaczęłam się wolno posuwać. Starałam się nie obijać o kartony i szafy, ale to nie było takie proste. Narobiliśmy sporo hałasu i miałam wrażenie, że lada moment ktoś tu wpadnie, a tego bardzo bym nie chciała, nawet nie umiałabym obronić dzieci. Wolałam nie myśleć o tym co może się stać. Cały czas oglądałam się za siebie, czy aby na pewno nikt za mną nie idzie. Artur wtulił się w moje ramię, czułam jak drży ze strachu. Ktoś otwierał klapę prowadzącą do wejścia do piwnicy. Wzięłam dziewczynkę na ręce i zaczęłam biec, ból w moich stopach stawał się nie do zniesienia.

- Musisz otworzyć klapę – poinformowała mnie, gdy dobiegłam do ściany.

Na nic nie zważając wspięłam się po drabinie i z całych sił pchnęłam klapę. Ustąpiła dopiero po chwili.

Słyszałam, że obcy jest coraz bliżej, nie było ani chwili do stracenia. Gdy wynosiłam Artura ktoś chwycił mnie za kostkę i pociągnął. Dziewczynka w ostatniej chwili chwyciła brata, ja nie dałam rady się utrzymać. Upadek zabolał i to bardzo, a czekał tam na mnie prawdopodobnie człowiek. Mówię prawdopodobnie, bo z pleców wyrastały mu ogromne skrzydła, musiał być tym czym ja. W ciemności nie widziałam jego twarzy, ale wiedziałam, że stoi bokiem. Był za szeroki by przejść korytarzem, zbyt dobrze zbudowany. Nie miałam z nim szans, miałam nadzieję, że przynajmniej dzieciom uda się uciec. Kręciło mi się w głowie i potwornie mnie mdliło. Z trudem wstałam na nogi, gdyby chciał, napastnik, z łatwością by mnie przewrócił i pokonał.

- Świeża krew - w ciemności zalśniły jego białe zęby - szkoda, że stoimy po przeciwnej stronie barykady.

Z trudem przełknęłam ślinę, nie wyjdę z tego cało, nie ma szansy. Mężczyzna zaciągnął się głęboko powietrzem

- Czekaj, czekaj – zastanowił się – ja z nam skądś ten zapach.

Teraz to już całkiem nie rozumiałam o co mu chodzi. Głównie myślałam o tym jakby mu tu uciec.

- Jesteś prawnuczką tej zdrajczyni – roześmiał się cicho – no to teraz naprawdę musze cię zabić.

Jaką prawnuczką? Jakiej zdrajczyni? Rzeczywiście miałam kłopoty i kto mnie w to wpakował? Moja najlepsza przyjaciółka. Fantastycznie. I co ja mam teraz robić? Nie ma szans bym go przechytrzyła. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko grać na zwłokę.

- Dlaczego chcesz mnie zabić? – zapytałam słabo. – Nie lepiej porozmawiać?

Od zawsze interesowało mnie życie ptaków, a ty tak jakby jesteś jak ptak, więc mógłbyś mi opo…- nie dane mi było dokończyć, ponieważ chwycił mnie za szyję.

Bez wysiłku uniósł mnie nad ziemię, chwyciłam go za dłonie i próbowałam je odepchnąć z mojej szyi. Szło mi dość kiepsko.

- Może cię nie zabiję – udał, że się zastanawia – jeśli zaprowadzisz mnie do Elizy.

Z trudem łapałam oddech, ale wiedziałam, że nie mogę zrobić tego czego chce. Ale nie chciałam jeszcze umierać, więc musiałam kłamać.

- Mówiła, że… że musi… - robiło mi się coraz słabiej – ukryć się….w lesie… w schronie…

Mężczyzna puścił mnie i wreszcie mogłam zaczerpnąć powietrza.

- Zaprowadzisz mnie tam – rozkazał.

Spojrzałam na niego przerażona, nie miałam pojęcia, co robić dalej.

- Jak to? – wykrztusiłam z trudem. – Przecież…

- Jeżeli mnie okłamujesz – pogroził mi palcem- nie chciałbym być w twojej skórze.

Fantastycznie. I tak nie żyję. Po co siliłam się na te kłamstwa, ciekawe kiedy mnie znajdą, jeśli mnie znajdą. Mężczyzna pchnął mnie do drabiny, ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. A na górze, wszystko wyglądało tak jakby nic się nie wydarzyło. Nie było śladu walki, ani ucieczki, nawet żadnej napaści. Na plecach poczułam coś zimnego i ostrego.

- Jeśli spróbujesz coś zrobić, wbiję ci go bardzo głęboko.

Przełknęłam gulę w gardle, to były najgorsze chwile w moim życiu. Modliłam się do Boga o jakiś cud, nie duży, byle udało mi się przeżyć. Dla Niego to przecież nic wielkiego .

Co chwila potykałam się o jakieś korzenie, na niebie dziś nie świeciły żadne gwiazdy. Czując na plecach jego oddech, serce we mnie zamierało. Na dodatek od tego wszystkiego rozbolała mnie głowa.

Krążyłam po lesie i starałam się jak najszybciej znaleźć wyjście z tej sytuacji. Ironio losu wszędzie wokół mnie były stare schrony

- Który? – warknął mężczyzna.

Dobre pytanie, która. Jeśli wejdę z nim do schronu, tym łatwiej będzie mu mnie zabić. Co robić?

- Nie wiem, który – odpowiedziałam słabo – nie powiedzieli mi.

- Masz minutę by zorientować się– przyłożył mi nóż do gardła – bo inaczej z tobą skończę.

Zacisnęłam powieki, no to koniec, pomyślałam. Zaraz przekonam się co jest po drugiej stronie.

Jednak koniec nie nadszedł tak szybko, ostrze z mojej szyi zniknęło. Mój przeciwnik leżał na ziemi i zwijał się z bólu. Nad nim stał Jurij z obnażonym mieczem, był zły i to bardzo. Wiatr rozwiał jego ciemne włosy, a oczy ciskały gromy, ogromne skrzydła uniesione do góry. Wyglądał jak anioł. Wpatrywałam się w niego oczarowana, był piękny. Jego przeciwnik nie był w stanie podnieść się z ziemi. Wił się na niej i nie mógł spojrzeć mu w oczy. Przyglądałam się tej scenie niczego nie rozumiejąc, lecz nie mogłam oderwać od niej wzroku. Mój niedoszły morderca zaczął się wycofywać, Jurij odwrócił się w moją stronę.

- Wszystko w porządku? – w oczach miał odmalowaną troskę. – Augusta, Augusta!

Kolana się pode mną ugięły i upadłam na ziemię. Było mi słabo, z trudem łapałam oddech. Jurij ukucnął obok mnie i pogładził mnie po policzku.

- Dobrze się czujesz?

Spojrzałam na niego wściekła.

- Minutę temu, ktoś chciał mnie zabić a ty się pytasz, czy dobrze się czuję?! Zwariowałeś?!

- Pragnę zaznaczyć, że uratowałem ci życie – uśmiechnął się lekko.

- Pragnę zaznaczyć, że je naraziłeś – zauważyłam. – O co w tym wszystkim chodzi?

I co nie tak było z moją prababcią?!

Jurij drgnął zaskoczony.

- Z twoją prababcią? – chwycił mnie za ramiona. – Co o niej mówił?

Chciałam się od niego odsunąć, ale trzymał mnie za mocno.

- O co ci chodzi? – zirytowałam się.

- Powtórz mi wszystko słowo w słowo – nie zamierzał odpuścić.

***

Jurij odprowadził mnie pod dom, przez całą drogę powrotną wypytywał mnie o mojego niedoszłego mordercę. Udawał, że nic się nie stało, ale czułam, że coś jest nie tak.

- Dobranoc –uśmiechnęłam się stojąc na balkonie.

- Dobranoc – popatrzył na mnie ze smutkiem.

Może on też nie chciał się ze mną rozstawać? A może byłam dla niego tylko kłopotem, który mu zawadzał? Wolałam wierzyć w tą pierwszą wersję.

- Gusia – zawołał mnie cicho, gdy wchodziłam do pokoju.

Spojrzałam na niego z nadzieją. Nie zepsuj tego, nie zepsuj tego, powtarzałam sobie w duchu.

- Spotkajmy się jutro – poprosił.

Poczułam motylki w brzuchu, ale natychmiast posmutniałam.

- Rodzice mnie nigdzie nie puszczą – pokręciłam głową.

Jurij zastanowił się przez chwilę.

- A gdybym wieczorem przyszedł do twojego pokoju?

Przez moją głowę przebiegło milion myśli, ale szybko odpędziłam je od siebie.

- Przez okno? – zawahałam się. – To może się udać, przyjdź koło dwudziestej pierwszej.

Kładąc się spać, czułam się podekscytowana. Podobałam mu się, podobałam się Jurijowi.

To nie mogło dziać się naprawdę, nigdy nie byłam tak szczęśliwa.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania