Jeszcze jedna tajemnica - Rozdział XV

Nie byłam w stanie wykrztusić z siebie słowa, w milczeniu patrzyłam jak nieznajomy pije mleko prosto z butelki. Miał krótkie, brązowe włosy i lekki zarost, jego żółte oczy lustrowały cały pokój.

- Augusta, jesteś tam?!

Dopiero teraz zauważyłam, że komórkę mam kurczowo zaciśniętą w dłoni.

- Och – mężczyzna z zawrotną szybkością znalazł się przy mnie i wyrwał mi telefon z reki – Jurij obawiam się, że jednak musisz odwiedzić swoją ukochaną.

Korzystając z chwili jego nieuwagi pobiegłam do kuchni i chwyciłam nóż. Sekundę później zamienił się w wijącą się żmiję. Krzyknęłam przerażona i rzuciłam ją na podłogę. Mężczyzna pojawił się w drzwiach i cmoknął z dezaprobatą.

- Niegrzeczna z ciebie dziewczynka – podniósł nóż z podłogi. – Nie wiesz, że nie ładnie czaić się na gościa z nożem?

- Nie jesteś moim gościem – prawie wyplułam te słowa.

Nagle cały dom zaczął się trząść, Pyza jak z procy wystrzeliła na dwór. Szyby w oknach drgały coraz bardziej, rodowa zastawa mamy runęła na podłogę. Szafki zaczęły się trząść, klosze w żyrandole uderzały o siebie.

- Co robisz?! – naskoczyłam na mężczyznę.

- To nie ja – był nie mniej przerażony ode mnie.

Wstrząsy nasiliły się, wpadłam wprost w ramiona nieznajomego, który zachwiał się na blat. Zdziwiło mnie to jaki jest gorący, jego tors prawie mnie parzył. W domu zapanował hałas, wszystko spadało z szafek, regał pełen książek z hukiem upadł w salonie. W piwnicy rozbiły się wszystkie przetwory. Na koniec wypadły wszystkie szyby z okien, upadłam na podłogę. Odłamki raniły moje ręce, miałam ich pełno we włosach. Straciłam z oczu nieznajomego, nigdzie go nie było. Ktoś wszedł do domu, czerwono włosa kobieta o zimnym wyniosłym spojrzeniu. Ubrana była w długi, czarny płaszcz, kozaki na wysokich obcasach miażdżyły odłamki szkła. W ciszy jaka nagle zapanowała w domu brzmiało to jak huk. Chciałam wstać, ale coś ciężkiego blokowało mi nogę, czułam w udzie piekielny ból. Kobieta ukucła obok mnie i chwyciła mnie pod brodę.

- Proszę, proszę – uśmiechnęła się lodowato – wreszcie sama, wreszcie bez Jurija, wreszcie bez Magdy. No, myślałam, że się nigdy nie doczekam.

Serce łomotało mi jak szalone, kim była ta kobieta? Czego ode mnie chciała?

- Nie błagaj o litość – wyprostowała się – nie dostaniesz jej. Dasz mi to, czego potrzebuję, a potem cię zabiję.

Super, że wyłożyła kawę na ławę.

- Co mam ci dać? – zapytałam słabo. – Niczego nie mam.

Kobieta roześmiała się perliście i pokręciła głową z niedowierzaniem.

- Nie chcę od ciebie gwiazdki z nieba, chcę dostać klucz.

Znowu ten klucz, ja nawet nie mam pojęcie, gdzie go szukać.

- Nie wiem, gdzie on jest – postanowiłam od razu powiedzieć prawdę.

- Ale ja wiem – stanęła za mną. – To musi boleć.

Jednym szarpnięciem wyrwała mi z nogi coś co kiedyś było kawałkiem szafki. Wrzasnęłam w niebo głosy.

- Nie rozpaczaj – rozkazała – stawaj na nogi, idziemy.

Prawa noga ugięła się pod ciężarem mojego ciała, upadłam. Kobieta westchnęła zniecierpliwiona i odgarnęła włosy z twarzy. Kątem oka zobaczyłam schowanego za drzwiami nieznajomego, szybko odwróciłam wzrok.

- Nie grzeb się – warknęła kobieta.

***

 

Obudziłam się przykuta łańcuchem do starego łóżka. Nogę owiniętą miałam jakąś szmatą, kostki u nóg i rąk miałam opuchnięte. Wokół mnie panował półmrok, przez zakratkowane okno do pomieszczenia wpadało zimne powietrze. Stare drewniane drzwi były zamknięte, ale w maleńkim wizjerze majaczyło się blade światło. W cieniu zobaczyłam skuloną sylwetkę, wytężając wzrok dostrzegłam przygrabionego mężczyznę, unikającego mojego wzroku.

- Kim jesteś? – zapytałam cicho.

- Sługą – padła zdawkowa odpowiedź.

Głos miał zachrypnięty jakby przez długi czas się nie odzywał.

- Czyim? – mój głos odbił się echem od kamiennych ścian.

- Swojej pani.

Nie czekając na kolejne pytanie sługa jak najszybciej opuścił moje więzienie dokładnie zamykając za sobą drzwi . Zostałam sama w ciszy i ciemności. Czułam beznadzieję całej tej sytuacji, nie przeżyję tego, nigdy więcej nie zobaczę słońca, ani nie poczuję wiosennego wiatru na twarzy. Nie porozmawiam z rodzicami, nie przytulę się do nich, nie pokłócę się z braćmi, nie zobaczę córeczki Krzyśka i Moniki.

***

Śniła mi się starsza kobieta, która siedziała obok mnie na łóżku. Pomarszczoną dłonią głaskała mnie po włosach. Oczy miała ciepło niebieskie, życzliwe, siwe włosy układały się w łagodne fale, uśmiechała się do mnie lekko. Poczułam się bezpieczna i szczęśliwa, wiedziałam, że owa kobieta to moja prababcia. Kiedy tylko to pomyślałam lekko skinęła głową jakby wszystko wiedziała. Łza spłynęła mi po policzku, nie chciałam umierać a tutaj czekała mnie tylko śmierć.

- Bóg jest Miłością – szepnęła – nigdy nie zostawia nas samych.

Po tych słowach poczułam dziwną lekkość, już się nie bałam. Byłam gotowa na wszystko, już więcej się nie cofnę. Wiedziałam, co powinnam zrobić i nie zamierzałam zawieść babci. Staruszka po raz ostatni się do mnie uśmiechnęła i zniknęła.

***

Ktoś rozkuł mi ręce, znów mogłam nimi swobodnie poruszać, tak samo było z nogami. Ktoś brutalnie ściągnął mnie z łóżka, byłam boso a podłoga była bardzo zimna. Mój nowy przewodnik na głowę naciągnięty miał kaptur, nie widziałam jego twarzy. Wyszliśmy na wąski, jasno oświetlony korytarz, było na nim pełno ludzi, którzy przyglądali mi się ciekawie. Dumnie uniosłam głowę do góry i patrzyłam na nich z wyższością, to zawsze działało. Najlepszą obroną była sztywność, była jak mur, którego nic nie jest w stanie przebić. Skręciliśmy w jeszcze węższy korytarz, teraz musieliśmy iść prawie bokiem. Tutaj nie było już żadnych ludzi ani okien. Panował tu okropny zaduch, powietrze było gęste i śmierdziało zgnilizną. Strażnik, bo zakładam, że to nim była postać z zakrytą twarzą, otworzył jakieś wąskie drzwi i wepchnął mnie do środka. Znaleźliśmy się w przestronnej komnacie, która pełna była witraży, przedstawiających rycerzy. Na czarnych koniach, jasnych i tak na przemian. W centrum komnaty stała kobieta, która zrównała z ziemią mój dom, przy jednym z okien stał wysoki mężczyzna z rękami założonymi za plecami. Miał włosy koloru ciepłego brązu, miał długi nos i pełne usta. Dumnie patrzył przed siebie, nawet nie odwrócił głowy, gdy weszliśmy. Kobieta uśmiechnęła się lodowato do mnie i też spojrzała na nieznajomego.

- Oto i nasza zdobycz – pociągnęła mnie za rękę.

Nieznajomy dopiero teraz odwrócił twarz w moją stronę. Zlustrował mnie wzrokiem od stóp do głów i uśmiechnął lekko.

- Inaczej ją sobie wyobrażałem – postąpił kilka kroków bliżej – mniej rudą i mniej piegowatą.

Co miał do mojego wyglądu? Przecież nie zamierzał brać ze mną ślubu.

- Przekonasz się, że oprócz wad ma też swoje zalety – kobieta pochyliła się do jego ucha.

Nieznajomy odepchnął ją jak natrętną muchę, wyglądało na to, że jej nie lubi.

- Zależy ci tylko na kluczu – warknął patrząc na mnie zimno. – Ona mnie nie interesuje, rób z nią co chcesz.

Wyszedł a kobieta pobiegła za nim, zostałam sama ze strażnikiem. Nie rozumiałam niczego z tego, co się przed chwilą wydarzyło. Na karku cały czas czułam oddech mężczyzny, noga pulsowała mi piekielnym bólem. Nie wiem, ile stałam na środku ogromnej sali, patrzyłam jak witraże giną w mroku. Zaczęłam rozmyślać o Jurirze, czy kiedykolwiek go zobaczę, czy on będzie o mnie pamiętał? Trzasnęły drzwi, kobieta wróciła, patrzyła na mnie chwilę w milczeniu.

- Idziesz ze mną – chwyciła mnie za ramię.

Wyszłyśmy na korytarz i kobieta pchnęła szerokie drzwi, za którymi były schody. Schodzenie szło mi bardzo mozolnie, ból w nodze nasilił się, oczy zaszły mi łzami. Na dole znajdowała się przytulna sypialnia. Pod niewielkim oknem znajdowało się dwuosobowe łóżko, naprzeciwko była ogromna szafa, która zajmowała większą część pokoju.

- Siadaj – kobieta wskazała na łóżko. – Nie jestem taka zła jak ci się wydaje, mam jeszcze ludzkie odruchy – podeszła do niewielkiego stolika i sięgnęła po zdjęcie mężczyzny. – Kiedyś nawet kochałam, ale nawet miłość została mi wydarta.

Patrzyłam na nią z zaciekawieniem, nie wiedziałam do czego zmierza.

- Nie życzę ci śmierci, nie mam prawa decydować, kto ma żyć, a kto umierać – podeszła do szafy i wyciągnęła z niej szkarłatną suknię. – Piotr jest twoją jedyną szansą, na przeżycie, trzymaj się go jak tonący brzytwy, poranisz się, ale możesz przetrwać.

Serce załomotało mi jak szalone, bałam się usłyszeć tego co zaraz powie.

- Musisz go w sobie rozkochać – kobieta rzuciła suknie na łóżko. – Dzisiaj masz być czarująca i urocza.

- Po co? – zapytałam naiwnie.

Kobieta wywróciła oczami.

- Wolisz być martwą czy mężatką?

Serce w mojej piersi zamarło, nie chciałam brać ślubu z tym bufonem.

- Ja… - w ustach mi zaschło - ja… kocham Jurija…

- Trudno – wzruszyła ramionami – musisz poświęcić tą miłość.

- Nie! – krzyknęłam a oczy zaszły mi łzami.

Nigdy nie przestanę kochać Jurija, on zawsze będzie dla mnie najważniejszy.

- Nie masz wyboru – kobieta usiadła obok mnie – jeśli Piotr dowie się o Jurirze i tak go zabiję, czy będziesz jego żoną, czy nie.

- Dlaczego? – głos mi drżał. – Przecież on mnie nie kocha, nawet mu się nie podobam.

- Dla zasady – spojrzała na mnie jak na wariatkę –Piotr jest okrutny a śmierć zadaje bardzo bolesną.

Łzy popłynęły mi po policzkach, moim ciałem wstrząsnął szloch. Musiałam uratować Jurija, nie mogłam pozwolić by umarł przeze mnie.

- Nie płacz- kobieta podała mi chusteczkę. – Tę miłość ukryj w swoim sercu i pielęgnuj jak najpiękniejszy kwiat.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • malibu 17.02.2018
    Świetne opowiadanie, oby tak dalej. :))
  • Katrina 17.02.2018
    Dzięki

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania