Jeszcze jedna tajemnica - Rozdział XXVI

Ojciec Zuzi szedł w moją stronę, wyglądał jakby przybyło mu dwadzieścia lat. Widziałem złość malującą się na jego twarzy, gdy chwycił mnie za koszulę.

- Nie wiem jak to zrobisz – wysyczał przez zęby – nie obchodzi mnie to, ale masz zdobyć dla niej tą krew.

Nie dziwiłem się temu jak się zachowywał, jego jedyna córka może umrzeć, przeze mnie.

- Właśnie po nią idę -odpowiedziałem spokojnie – ale jeśli nas tutaj zobaczy z mojego planu będą nici.

- Jakiego planu? – mężczyzna wyraźnie się zdziwił.

- Mówił pan, że go to nie interesuje – uśmiechnąłem się niewesoło.

- Racja – puścił mnie.– Masz się nie spóźnić.

Skinąłem głową i zacząłem wspinać się pod górę. Serce łomotało mi jak szalone, a w uszach pobrzmiewały mi jej słowa „ja kocham Michała”. Miałem ochotę zmusić ją by znów była ze mną, by zapomniała o całym tym Michale. Co on był wart? Nigdy nie zwracał na nią uwagi, a teraz ona twierdziła, że go kocha. Co ona może wiedzieć o miłości? Ja zawsze byłem jej oddany, spełniałem każdą zachciankę, rozpieszczałem ją.

***

Byłam coraz słabsza, męczyło mnie nawet przewracanie się z boku na bok. Gdy zapytałam mamę o Michała, powiedziała, że czuje się coraz lepiej i lada dzień wypiszą go ze szpitala. Cieszyłam się na tę myśl, chciałam go zobaczyć. W telewizji leciała jakaś stara komedia, na którą nikt zbytnio nie zwracał uwagi. Mama trzymała moją głowę na kolanach a tata odwrócony tyłem wyglądał przez okno. Wydawało mi się, że na kogoś czeka, był podenerwowany. Westchnęłam głośno i cztery pary oczu zwróciły się w moją stronę, cudownie.

***

W jaskini nie było nikogo oprócz mojego wuja, chwyciłem mocniej za sztylet. Nim zdążył cokolwiek zrobić przyłożyłem mu ostrze do szyi, wciągnął głośniej powietrze.

- Wróciłeś - powiedział szyderczym tonem – myślałem, że już całkiem straciłeś rozum dla tej dziewuchy.

Przycisnąłem mocniej ostrze, pojedyncza kropla krwi spłynęła po jego szyi. O, tak potrzebowałem jego krwi. Musiałem uratować Zuzę, nie mogłem pozwolić jej umrzeć, może gdy wyzdrowieje to do mnie wróci. Musiałem w to wierzyć, życie bez niej nie miało dla mnie żadnego sensu.

- Myślisz, że ona do ciebie wróci? – wujek odgadł moje myśli – Z wdzięczności? Oj, chłopcze.

- Zamilcz – warknąłem – dokończę to, co ty zacząłeś.

- Jak? – z całej siły kopnął mnie w kolano. – Myślisz, że mnie pokonasz? Mam teraz wojsko, którego nic nie pokona.

- Ale ciebie można pokonać – odparłem z trudem prostując się.

Nie było we mnie strachu, wiedziałem, że po raz pierwszy od dłuższego czasu robię coś dobrego. Wujek wyciągnął z kieszeni nóż i rozłożył skrzydła, które prawie całkowicie zostały pozbawione piór. A i te, które pozostały wyglądały jakby lada chwila miały odpaść, wyglądało to przerażająco. Grymas wykrzywił moją twarz, gdy otrzymałem cios w ramię. Musiałem się skupić, chwila nie uwagi mogła kosztować mnie życie. Pchnąłem wujka na kamienną kolumnę, tym razem to ja miałem przewagę. Mężczyzna był zaskoczony z jaką zaciętością walczę, strach przemknął po jego twarzy. Wykorzystałem tę chwilę i zadałem cios prosto w serce. Wujek otworzył szeroko oczy i osunął się na ziemię.

Zerwał się silny wiatr, jego wycie niosło się echem po całej jaskini. Znikąd zaczęły pojawiać się upiory, które otoczyły mnie kręgiem. Wstrzymałem oddech, bałem się tego, co za chwilę ma się wydarzyć. Jeden z duchów zbliżył się do mnie tak, że stykaliśmy się brzuchami.

- Kim jesteś?! – zagrzmiał potężnym głosem.

- Dla ciebie nikim – uniosłem hardo podbródek – wracaj tak skąd przyszedłeś.

Upiór roześmiał się głośno, za jego przykładem poszli pozostali. Pokazałem mu ciało mojego wuja.

- On już wami nie rządzi, to ja go zabiłem, rozkazuję wam wrócić skąd przyszliście.

Mój głos nigdy wcześniej nie brzmiał tak władczo, spodobało mi się to. Upiór jakby niedowierzając moim słowom zbliżył się do ciała wuja. Na jego umarłej twarzy odmalowała się trwoga, cofnął się o klika kroków. W przerażającym języku wykrzyknął coś do pozostałych, na co oni jeden po drugim zaczęli znikać, aż w końcu pozostał tylko ich przywódca. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów i zrobił coś, co mnie zaskoczyło, pokłonił mi się, i sam zniknął.

***

- Michał? – z trudem podniosłam się na łokciu.

Mężczyzna usiadł na krześle obok mojego łóżka. Na jego twarzy odmalowywał się ogromny ból. Pogłaskałam go po policzku, wtulił go w moją dłoń.

- Nie daruję sobie tego, do czego doprowadziłem- powiedział ze złością.

- Ty mnie? – uśmiechnęłam się lekko. – Chyba ja ciebie.

- Nie żartuj sobie – warknął, nie znałam go od tej strony – to przeze mnie tak cierpisz, powinienem od razu odesłać cię do domu.

-Myślisz, że bym wróciła? – ta cała kłótnia zaczynała mnie denerwować. – Nie jestem pięcioletnim dzieckiem.

- Nie kłóćmy się o to – poprosił. – Cieszę się, że znów mam cię blisko siebie.

Przesunęłam się na łóżku i poklepałam miejsce obok siebie. Spojrzał na korytarz upewniając się, że nikogo tam nie ma i wskoczył pod kołdrę. Przytuliłam się do niego, chciałam czuć jego bliskość. W ciemności odnalazłam jego usta i złożyłam na nich pocałunek, był niepewny, delikatny. Michał odpowiedział na niego wręcz brutalnie, jego wargi miażdżyły moje. Kochałam go nad życie, nie zmieniłabym niczego z tego co się wydarzyło.

Przerwał nam dzwonek do drzwi, Michał z westchnieniem wyplątał się z moich objęć.

***

Patrzyłem jak Michał schodzi po schodach, byłem pewien, że był u Zuzki. Przytulał ją, pewnie pocieszał, całowali się, przestań, skarciłem się w myślach, niedługo skończy się ich związek. Ojciec Zuzki patrzył na mnie ponaglająco, ale ja chciałem rozmawiać z Michałem. Przedstawię mu swoje warunki, będzie musiał na nie przystać, bo inaczej jego ukochana umrze.

- Chcę z tobą porozmawiać – powiedziałem bez przywitania – w cztery oczy.

- Możemy rozmawiać tutaj - wzruszył ramionami – nie mam tajemnic przed rodziną.

- Jak tam sobie chcesz – wzruszyłem ramionami – zdobyłem krew mojego wuja, dam ją wam, ale mam jeden warunek.

Obydwaj popatrzyli po sobie, Michał założył ręce na piersi. Był pewny siebie i dobrze, zaraz zrzednie mu mina.

- Jaki warunek? – zapytał cicho.

Milczałem przez chwilę, po to by wyprowadzić go z równowagi.

- Zostawisz Zuzkę.

Jej ojciec popatrzył zdziwiony na Michała, ten opuścił ręce, nie był już taki hej do przodu.

- A jeśli ona nie będzie chciała bym odszedł? – zapytał bezbarwnym głosem.

- Nie ważne – znów wzruszyłem ramionami – nie może zatrzymać cię na siłę.

Michał przymknął na chwilę oczy, gdy je otworzył malowała się w nich czysta nienawiść.

- Zgoda.

- Proszę uprzejmie – z uśmiechem podałem mu małą buteleczkę – polecam się na przyszłość.

Pogwizdując wesoło wyszedłem cicho zamykając drzwi, nie chciałem budzić mojej dziewczyny.

***

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam, jak on mógł czegoś takiego żądać? Nie miałam zamiaru zgadzać się na coś takiego, wiedziałam, że Adam w końcu by mi uległ. Tylko, czy wystarczy mi tyle czasu? Na palcach wycofałam się do swojego pokoju, gdy Michał z ojcem weszli, siedziałam na łóżku. Ukochany chwycił mnie za ręce, zabrałam je, zabolało go i to bardzo. Wiem, że zachowywałam się jak zołza, ale nie mogłam inaczej.

- Adam zdobył krew Jurija…

- Nie zgadzam się – przerwałam mu – wszystko słyszałam i nie zgadzam się na to.

Widziałam, że ojciec chciał coś powiedzieć, ale mama w porę zareagowała i wyciągnęła go z pokoju. Nie wiem skąd się tutaj wzięła, ani dlaczego stawała po mojej stronie.

- Nie zostawisz mnie – warknęłam – nie pozwolę ci na to.

Mężczyzna przytulił mnie do siebie i pocałował we włosy.

- Niech Adam przyjdzie tu jutro – mój głos brzmiał płaczliwie – przekonam go.

Łzy cisnęły mi się do oczu, musiałam je powstrzymać, musiałam być silna.

- Nie zostawię cię – Michał kołysał mnie w ramionach – nie bój się – położył mnie delikatnie i przykrył kołdrą. – Jutro przyprowadzę tu Adama i porozmawiacie.

Chciałam mu wierzyć, potrzebowałam go jak powietrza.

- Kocham cię – mruknęłam sennie.

- Ja ciebie też – pocałował mnie w dłoń – na zawsze.

***

Nie odszedłem, przez garaż zakradłem się do wnętrza ich domu. Musiałem wiedzieć, co planuje ten cały Michał, czy potrafi zachować się honorowo. Usłyszałem kroki na schodach schowany w kuchni doskonale słyszałem ich rozmowę.

- Zuzanna może nie wytrzymać do jutra – powiedział jej ojciec – teraz z trudem utrzymuje przytomność.

Michał westchnął ciężko.

- Wiem – miał zmęczony głos. – Nie zgodzę się na czekanie do jutra.

- Zuzanka nie zgodzi się na podanie krwi dzisiejszej nocy – odezwała się jej matka.

- Nie musimy pytać jej o zgodę – powiedział Michał.

- Jak to? – kobieta niczego się nie domyślała.

Michał roześmiał się niewesoło i przetarł twarz.

- Jest tak słaba, że zaraz zaśnie, a kroplówka jest wciąż podłączona.

Matka Zuzki pokręciła głową z dezaprobatą.

- Jutro będzie wściekła.

- Ale będzie żyła – zauważył jej ojciec – nie mamy czasu.

***

Gdy się obudziłam czułam się znacznie lepiej niż wczorajszego wieczoru i od razu wiedziałam, że coś jest nie tak. Spojrzałam na kroplówkę, do połowy pełna była czerwonej cieczy. W pierwszym odruchu chciałam wyrwać wenflon, ale ulga związana z brakiem bólu zwyciężyła. Leżałam rozkoszując się ciszą poranka, słuchając śpiewu ptaków i szumu siklawy. Rozejrzałam się po pokoju, w pobliżu nikogo nie było, pewnie nie spodziewają się, że tak szybko się obudzę. Uważając na kroplówkę przeciągnęłam się ostrożnie, och, czułam się jak nowo narodzona. Lekkie zawroty głowy były niczym w porównaniu z tym, co przeżywałam przez ostatnie dwie doby. Jednocześnie czułam potworny głód, mogłabym zjeść konia z kopytami, ale największą chęć miałam na racuchy. Nie jadłam ich z pięć lat, zawsze uważałam, że są zdecydowanie za tłuste i zaszkodzą mojej „karierze”. Teraz nic a nic mnie to nie obchodziło. Byłam odrobinę zła o to, że Michał nie dotrzymał danego i słowa, ale robił to z miłości do mnie. Jednocześnie obawiałam się tego, że może mnie opuścić, a ja nie mogłam żyć bez niego. Dla Michała mogłabym wyrzec się wszystkiego.

Następne częściJeszcze jedna tajemnica - Epilog

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania