Poprzednie częściJezioro tajemnic 10

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Jezioro tajemnic 11

Ale on nie wracał. Siedziałam na wiklinowym fotelu otulona kocem.

— Nie będę spać w ciepłym łożu, kiedy Ty zmagasz się z wichrem.

Zasnęłam.

Dniało kiedy obudziłam się zmarznięta do kości. Trwoga i cierń przeszyły moje serce. Około dwudziestu metrów od brzegu dostrzegłam łódź. Była pusta. Nie mogłam płakać. Kent był dla mnie wszystkim. Słońcem, wodą i powietrzem.

— Będę cię kochać do końca świata i dalej i moja dusza nie zazna spokoju ani na tym, ani na tamtym świecie, aż znowu utulisz mnie, pokochasz i powiesz znowu, że mnie miłujesz.

Nie czułam chłodu, kiedy wchodziłam w wodę. Wchodziłam coraz głębiej i głębiej...

*

Kent

Obudziłem się kiedy już świtało. Leżałem na łóżku koło Jagódki. Musiała się przebrać, bo miała na sobie koszulę nocną. Wyglądała na bawełnianą. Nigdy jej nie widziałem, ale prawdę mówiąc nie interesowałem się jej ubraniami. Kiedyś tylko powiedziałem, że ładnie jej w żółtym. Wstałem. Zanim to zrobiłem, sprawdziłem jak się czuje. Spała, a jej serce biło bardzo wolno, ale miarowo. Pierwszy raz zasnąłem w ubraniu. Na stoliku dostrzegłem kartkę.

,,Będę w tym stanie jeszcze trochę. Dziękuję, za wszystko”.

Wszedłem do kuchni. Na stole stała niedopita herbata z malin i pozostawiony kawałek chlebka z rodzynkami. Wyglądał jakoś inaczej. Dostrzegłem jeszcze jedną kartkę. Leżała na stole pod kubkiem z niedopitą herbatą.

,,Zostaw to jak jest. Kiedy już znajdziesz dowód i wrócisz, obudzę się”.

Wróciłam do pokoju i usiadłem przy łóżku. Tym razem nie słyszałem żadnego głosu. Wiedziałem jednak co muszę uczynić. Zacząłem pakować rzeczy. Zabrałem jej ubranie, telefon z tą dziwną muzyką i resztę jedzenia. Zgasiłem generator i schowałem wszystko do szopy. Przeniosłem otuloną kocem Jagódkę, do łodzi. Zacząłem płynąć w kierunku lądu. Kiedy byłem około stu metrów od brzegu, zobaczyłem Cassie i Marka. Dopłynąłem.

— Nie było cię tydzień, bardzo się niepokoiłam.

— Tata, co z nią? — zapytał Mark.

— Śpi, ale bardzo specjalnym snem.

— Powiedziałeś, że powiesz jak wrócisz. Ona zostawiła mi kartkę, że to nie będzie dwa tygodnie tylko tydzień. Brakowało mi ciebie i brakowało mi jej. Gdyby nie Mark, nie wiem czy bym przeżyła. Zastępował mi ciebie i ją.

— Kochanie, wiem co czujesz w swoim sercu.

— Proszę, powiedz mi co się stało.

Wiedziałem, że mogę mówić przy synu. Ponieważ wiedziałem, że to wszystko zapomnimy. Poza tym kiedy wiedziałem wszystko, ujawniono mi co widziała Sandra w oceanie dusz i później.

— Sandra zakochała się we mnie kilka lat temu, kiedy miała jedenaście lat. Ale od zeszłego roku zacząła mnie pragnąć. Powiedziała, że muszę zrozumieć i pokochać ją jak mąż kocha żonę. Już wcześniej zaczęła mnie nazywać Kent, ale tylko ona i ja o tym wiedziała.

— Kent, przecież to jej pluszowy miś. Pamiętam jak była malutka, miała chyba trzy lata. Bardzo chciała go mieć więc kupiłam go jej.

— Powiedziała, że nie mogę jej zawieść do szpitala ani nikt tu nie może do niej przyjechać, bo umrze. Powiedziała, że muszę to zrozumieć i pokochać ją, bo inaczej umrze. Wiesz kochanie, że umarłabym dla niej i w jej miejsce. Powiedziałem jej to. Poprosiła, bym pocałował jej usta tak jak całuję ciebie i zrobiłem to.

— Mój umiłowany, kocham cię bardzo i pragnę. Ale jestem też matką. Kocham Marka i Sandrę mocno. Tak mocno, że musiałbyś być matka, by wiedzieć co to jest. Jesteś w moim sercu. Jesteś moim kochankiem i nie miałam innego. I tak będzie do końca moich dni na Ziemi. Jesteś w moim sercu i wiem, że ja jestem w twoim.

— I ja to wiem. Powiedziałem jej o tym.

— Wyrzuć mnie z serca i pokochaj ją jak mnie. Zrób to jeśli to ma ją uratować. Wiem, że jesteś czysty i wiem, że ona jest czysta. Ale uczyń to, jeśli ma to ją uratować.

Gorzki szloch wyrwał się z piersi Cassi. Mark również płakał.

— Cassio, wiedziałem, że to powiesz. I ona powiedziała mi również, że zobaczę do czego zdolne jest serce matki. Nie płacz już umiłowana. Tego nie mógłbym uczynić, umarłbym z nią.

— Wówczas i ja bym umarła, ale twoje słowa dały mi otuchy. Jak możesz tego dokonać, bo to wydaje się niemożliwe?

— Ja już to zrobiłem, albo raczej uświadomiłem to sobie. Wiem już gdzie byłem zanim się urodziłem. Wiesz co mówię, bo ja cię o to pytałem. Sandra pytała o to mnie i pytała o to Marka. Jagódka wiedziała, że gdy znajdę lub otrzymam na to odpowiedź, pokocham ją, zrozumiem i będzie żyła. I tak się stało.

— Jak to mogło sie stać, kochanie?

— Ja jestem Kent, a ona jest Kasandrą. Pojadę do miasta, bo tam znajdę dowód, chociaż w sercu wiem to już teraz. Ale ponieważ widzę wasze zdziwienie musze wam powiedzieć. Powiem wam wszystko, bo jutro i tak wszystko zapomnimy. Znowu będziesz moim Kłoskiem, a ja twoim Rogalikiem, a Sandra stanie się już do końca ziemskich dni tylko Jagódką. Naszą umiłowana córką.

Kiedy znowu zemdlała patrzyłem na jej śliczną buzie i dostrzegłem jak bardzo jest piękna. Upewniłem się, że jest piękną kobietą. Do tej pory, mimo że uważała mnie za dobrego ojca, nie dostrzegałem wielu rzeczy i nie słuchałem dokładnie wszystkiego co mówiła. Ale kiedy patrzyłem na nią, zobaczyłem z przerażeniem, że nie oddycha i serce jej przestało bić. Wpadłam w panikę, robiłem jej masaż serca i próbowałem jej wdmuchnąć powietrze do płuc. Ale i to nie dało rezultatów. Miałem chwilę, żeby zrobić cokolwiek, ale nie mogłem zrobić nic. Kiedy pozostałem bezsilny i widziałem ją bezbronną, usłyszałem głos ,,Pocałuj jej usta z miłością”

I wówczas stałem się jeszcze bardziej słaby, bowiem zrozumiałem, że nie wiem co to jest miłość. Mówię o tej prawdziwej miłości. Kochamy i sądzimy, że wiemy co to jest. Ale kiedy usłyszałem ten głos, wiedziałem że nic nie wiem o tej miłości. Nie miałem czasu, by zastanawiać się jak zdobyć to, by mieć tą miłość. I wówczas poczułem, że muszę wiedzieć kto mi to szepnął. Wiedziałem, że to Bóg, ale wiedziałem to w umyśle. A to jest bez znaczenia. Ale dzięki tobie Kłosku, dzięki tobie synu i dzięki mojej Jagódce, otworzyłem swoje serce. I już wiedziałem co to jest, ale ważniejsze wiedziałem, że to mam. I mogłem to dać. Pocałowałem ją z miłością i wówczas zobaczyłem więcej niż widziała i wiedziała nasza unikalna córka. Być może wiedzieliście więcej niż ja i czuliście ją lepiej, ale nie wiedzieliście wszystkiego. Otóż kiedy dusza, która nią jest, wyszła z oceanu dusz, weszła do ogrodu Boga. Bogini zapomnienia nie pocałowała jej ust i ona przyszła na ten świat z pamięcią rzeczy, których nikt nie pamięta. Nie powiem wam niepotrzebnych tajemnic. Powiem wam tylko te, które potrzebujecie. Otóż ty Cassio wyglądasz lub jesteś boginią zapomnienia, chociaż ona ma brązowe oczy i czarne włosy. Jagódka powiedziała mi, że Bóg tak chciał. Ale to zrobiła Bogini zapomnienia na Jego prośbę, czy polecenie. Otóż kiedy dusza Jagódki była w oceanie dusz, była tam też dusza Marka. Powiedziałem niewłaściwie. To dusza ma Jagódkę, a nie odwrotnie. Dusza ubiera ciało, a nie ciało duszę. Dusza, którą jest Mark zauważyła, że Bogini zapomnienia nie pocałowała Jagódki. I nie wiem czy dlatego, ale Bogini pocałowała jego usta, dwa razy. Kiedy nasze dzieci przyszły kiedyś do sypialni, bo zapomnieliśmy ich pocałować, Mark pocałował cię w usta, ponieważ jakaś jego część czuła, że jesteś lub masz coś wspólnego z Boginią Zapomnienia. On zwrócił tobie ten pocałunek. I od tego czasu, czego nie wiedziała nawet Jagódka, Mark pokochał ciebie, a ty jego. Macie to nadal i będziecie mieli zawsze, ale jutro o tym zapomnicie również. W tej miłości jest tylko czysta, duchowa miłość. Teraz to wiecie i wasza radość jest pełna. Świadomość tego uleczy całkowicie twoje serce Cassio i uleczy złamany duch Marka. I to stanie się również zanim wstaniemy jutro. Wiem, że kiedy mnie nie było z wami w fizycznej formie, Mark dawał ci miłość syna i córki, a ty dawałaś mu miłość jaka masz do niego i do Sandry. Bez tego twoje serce rozerwałaby rozpacz, a jego duch nigdy by się nie odbudował. Teraz kiedy to wiecie, radujcie się tym i radujcie się, że kiedy wrócę dziś wieczorem, Jagódka otworzy oczy i będzie już tylko naszą Jagódką do końca naszych ziemskich dni.

— Czy mogę pocałować twoje usta, Rogaliku, tak bardzo za tobą tęskniłam.

— Miej cierpliwość. Zrobisz to, kiedy Jagódka otworzy oczy. Mam nadzieję, że to rozumiesz, że jestem nadal Kentem, mężem Kasandry. Ale kiedy to się wypełni, poznasz mnie na nowo, a ja ciebie i...

— Wiem, bo czytałam księgę Hioba. Wiem co się stanie.

— Radujcie się tym co wam powiedziałem, a ja muszę już jechać.

Bezzwłocznie wsiadłem do wozu i ruszyłem. Do tej pory nie wiem, czemu wiedziałam, że muszę tam jechać, aby dowiedzieć się czegoś, co było bardzo blisko.

Wiedziałem, że muszę jechać do urzędu miasta. Ruszyłem spokojnie. Przez kilka chwil miałem lekki kłopot, ale po chwili prowadziłem bez kłopotów. Energia Rogera, którą napełniało Infinity, musiała mi w tym pomóc. Jednak po chwili zatraciłem poczucie, że jestem Kentem. Byłem znowu Rogerem. Dojechałem do miasta i po kilku minutach zaparkowałem samochód przed budynkiem urzędu miasta. Ponieważ rozmawiałem tu poprzednio w sprawie jeziora, przyjęto mnie bez oczekiwania.

— Witamy serdecznie panie Roger, w czym możemy pomóc tym razem.

— Mam w zasadzie jedno pytanie odnośnie tego domku na wodzie. Czy tam kiedyś ktoś mieszkał?

Urzędnik miał lekko ponad sześćdziesiąt lat. Zanim otworzył usta patrzył na mnie dłuższą chwilę wnikliwie.

— Tak. Te jezioro skrywa tajemnicę i łączy się z małą tragedią. Ale więcej powie panu, pani Grace Wonder. Zna ją pan. To ona wykupiła dla pana jezioro na własność. Jest w swoim domu.

— Dziękuję panu serdecznie. Jej dom jest po drodzę, odwiedzę ją.

— Panie Roger jak ma pan na nazwisko, bo nie pamiętam?

— Mam na nazwisko Roger Seymoor, a czemu?

— O mój Boże — szepnał urzęnik.

Akta wyleciały mu z rąk.

Podniosłem je z podłogi i podałem mu je do rąk, bo stał nadal jak zamurowany.

— Niech pan jedzie do pani Wonder — powiedział cicho.

Nie wiedziałem co o tym myśleć. Wsiadłem do samochodu i włączyłem silnik.

Zanim wyjechałem z miasta zatrzymałem się przed kwiaciarnią.

— Co dla pana? — zapytała młoda dziewczyna.

— Poproszę trzy róże.

Dziewczyna wyjęła trzy róże i zaczęła pakować. I wówczas dostrzegłem te kwiaty. I wiedziałem, że powinienem je kupić.

— Przepraszam, wezmę trzy kalie.

— Dobrze, proszę pana.

Zabrałem kwiaty i ruszyłem. Po cztrdziestu minutach zjechałem około kilometra w lewo od jeziora. Dom był okazały z bramą i płotem ze stali. Zatrzymałem się przed bramą, dostrzegłem kamerę. Po chwili usłyszałem głos pani Grace.

— Proszę jechać, panie Roger.

Kiedy dojechałem pod wejściwe drzwi, pani Grace otworzyła mi je szeroko.

— To dla pani — podałem jej kwiaty.

Wzięła je z moich dłoni, i delikatnie obtarła łzę.

— Jak wiedziałeś, że lubię kalie? W sklepie ci powiedzieli?

— Nie. Nie wiem czemu je kupiłem.

— Proszę siadać, herbata naciąga.

Na stole stała ładna porcelanowa zastawa. Na talerzyku leżały plasterki chleba z rodzynkami.

— Och, też pani lubi ten chlebek z miasta, jest wyśmienity.

— Nie, to domowy. Bardzo stara receptura.

Usiadłem do stołu i ciarki przeszły mi po plecach. Pokrojone kawałki wygladały identycznie jak te, które zobaczyłem rano na stole, obok listu.

— Na pewno lubisz herbatę z suszonych malin, Roger. A może powinnam nazywać cię Kent.

Popatrzyła na mnie swoimi zmęczonymi oczami.

— Już wszystko wiesz, tylko potrzebujesz pokonać zmysły.

— Tak, ale jak pani to wie, pani Grace.

— Mów mi Grace. Czy nigdy cię nie dziwiło, że ktoś obcy dał za ciebie tyle pieniedzy?

— Tak, jestem nadal wdzięczny pani...przepraszam, Grace.

— Widzisz Roger, jestem kobietą bussinesu. Chociaż staram się być bardzo uczciwa. A kiedy masz dużo pieniędzy, jest naprawdę trudno. Kiedy cię tylko poznałam, postanowiłam to w swoim sercu. Nie chciałam byśmy się zobaczyli, bo to nie był jeszcze właściwy czas. Na pewno się zdziwisz, ale jesteśmy krewnymi. Kiedy umrę to wszystko co mam, będzie twoje. Nie mam nikogo bliższego. Część zabiorą adwokaci i moi menagerowie, bo nie będziesz chciał prowadzić tych fabryk.

— Jestem trochę zaskoczony, tym co słyszę.

— Wiem po co przyjechałeś, ale pozwól mi powiedzieć najpierw coś, odnośnie mnie. To nie potrwa długo. Tylko proszę zjedz ciasto i wypij herbatę.

— Dobrze, Grace.

— Jestem już starsza osobą. Mam 82 lata, sądziłeś ze troche mniej.

— Tak, dużo mniej.

— Widzisz, pochodzę z bardzo ubogiej rodziny. Moja mama była siostrą Kasandry. Kiedy jej mąż utopił się w czasie sztormu, a nastepnego ranka zginęła Kasandra, bardzo płakałam. Oczywiście nie wówczas kiedy się to stało. Miałam wtedy dwa latka.

Ani jego, ani jej ciała nigdy nie znaleziono. Nikt nie próbował się nawet zbliżyć do domku. Podobno w nocy słyszano płacz kobiety. W czasie mgły, a nawet w dzień, słyszano jak woła imię swojego męża. Ona uwielbiała Kalie. Otóż wiele lat po tej tragedi, miałam sen. Śniło mi się jezioro. To jezioro. Żeby nie rozwlekać, z powodu tej tragedi nikt nie chciał łowić ryb z tego miejsca. Jest tam mnóstwo łososi. W moim śnie dowiedziałam się, że jest tam skarb. Pamiętałam ten sen, ale dopiero w latach sześćdziesiątych udało mi się go wyłowić skarb, bo wiedziałam gdzie jest ukryty. Były tam złote monety o wartości ponad trzystu tysięcy dolarów. Wówczas to było dużo pieniędzy. Miałam głowę i serce do interesu. Teraz mam ponad dwieście milionów. Dam ci to wszystko, chociaż pewnie wszystko oddasz. A teraz dam ci coś, czego potrzebujesz. Ale jeśli mogę cie prosić, tylko obejrzyj. To jedyna pamiątka po Kasandrze. Kiedy zobaczysz to zdjęcie, będziesz wiedział dlaczego wykupiłam to jezioro dla ciebie.

Grace poszła do drugiego pokoju. Po chwili przyniosła album. Ale album była pusty. Było tam tylko jedna fotografia.

— To zdjęcie zrobiono zaraz po ich ślubie. Ma ponad osiemdziesiąt lat, więc nie jest super ostre, ale wystarczająco dobre.

Podała mi zdjęcie. Poczułem uderzenie gorąca. Zdjęcie przedstawiało kobietę i mężczyznę. Para stała na przeciwko sklepu z rybami.

— To zdjęcie zrobiono rok przed ta tragedią. Ten mężczyzna to Kent, a kobieta to jego żona. Już gołym okiem widać było, że Kent jest bardzo podobny do mnie. Podała mi lupę. Wyglądał dokładnie jak ja.

— Ale twoja żona ma blond włosy, a Kasandra miała czarne, prawie granatowe.

— Mam córkę. Ma teraz piętnaście lat. Podałem jej zdjęcie mojej córki.

— O mój Boże, ona jest identyczna.

— Tak Grace, to prawda. Muszę już jechać. Odwiedzę cię w przyszłym roku. Do zobaczenia.

Odwróciłem zdjęcie. Zobaczyłem napis. Kasandra i Kent Moorsey, rok 1935. Już wiedziałem czemu urzędnik tak zareagował.

Wsiadłem do samochodu. Spokojnie jechałem do domu.

 

— Znalazłeś ten dowód? — zapytała Cassia, kiedy dotarłem na miejsce.

— Tak. Dom na wyspie należał do małżeństwa. Kenta i Kasandry Morrsey.

— To jak nasze nazwisko, tylko na odwród. Co znalazłeś?

— Zdjęcie Kenta i Kasandry.

— Czy wyglądali podobnie, jak ty i Sandra?

— Nie. Wyglądali identycznie. Żyli tam do 1936 roku.

— Co się z nimi stało?

— On utonął w czasie sztormu, a ona utopiła się z rozpaczy następnego ranka.

— Ale teraz są wolni?

— Tak, Jagódka ich uwolniła. Pójdę do niej, zaraz się obudzi.

— Jesteś pewny?

— Wiem.

Poszedłem do Sandry. Ale przecież już wiedziałem, że to nie jest moja córka. To była Kasandra, moja ukochana żona. Patrzyłem na jej buzię. Uśmiechała się. Po trzech minutach otworzyła oczy.

— Powiesz mi coś, kochanie? — szepnęła.

— Tak, kocham cię i pragnę. Ale jak sama powiedziałaś, to nie potrzebne.

— Och ty głuptasie, to już było. Zapomniałeś? Potem jedliśmy chleb z rodzynkami.

— Teraz już sobie przypomniałem.

— Kocham cię, Kent.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Margerita 08.04.2017
    pięć
  • Anonim 08.04.2017
    babunia ma prawie 100 lat, nie wiadomo, czy dożyje jutra, ale co tam, do zobaczenia za rok, słodki optymizm.
  • Anonim 11.04.2017
    dlaczego ocalał tylko ten rozdział? jest jakiś szczególny powód?
    wiem, że i tak nie odpowiesz, ale to ciekawe, że akurat ten rozdział.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania