Jing Jang

Szła za nim od chwili poczęcia. Szła nie opuszczając go ani na chwilę. Gdy był dzieckiem podchodziła tak blisko, że ją czuł. Dwukrotnie się topił i dwukrotnie go uratowano. Dwukrotnie go truto i dwukrotnie wrócił do pełnego zdrowia. Igrał z nią mając niespożyte siły szalonej młodości, a ona pobłażliwie towarzyszyła mu w nocnych pojedynkach, po których wracał z ranami o centymetry od agonii, albo we wspinaczkach po skałach z których upadek musiałby zakończyć jego życie. Towarzyszyła mu z cierpliwością bezbrzeżnej miłości. Mijały lata. Czasem delikatnie przypominała mu o sobie. Zawrót głowy. Jakieś nocne bóle. Krótkotrwałe omdlenia. Przywykły jednak do swojej potencji nie zważał na to i ciągle był świetnie sprawny, a wyglądem przeczący własnej metryce.

Powoli stawała się bardziej natarczywa. Sypiał coraz gorzej. Już nie wbiegał na wzgórza lecz wchodził ciągle jeszcze równym mocnym krokiem. Zakończył morskie wyprawy mając świadomość postępującej słabości. Fizjologia zaczęła szwankować jako pierwsza. Niestrawności, brak apetytu, narastające zmęczenie...

Któregoś dnia, gdy jeszcze żyła, powiedział do swojej dziewczyny;

— Chyba już nigdy nie wstanę wyspany i pełen sił.

I były to słowa na wskroś prawdziwe, choć wtedy jego dziewczyna miała już sześćdziesiąt lat.

Nie miał powodu do użalania się nad minionym czasem. Było jak w Piśmie; czas radości, czas spełnienia, czas rozczarowania, czas więdnięcia. Zbudował dom, spłodził syna i zasadził drzewo. Wszystko jak należy. Został sam, bo taki jest los chorego, nieszczęśliwego ale i rodzica. I wtedy zbliżyła się do niego na stałe.

Tak więc teraz siedział z głową zwieszoną tak nisko, że podbródek opierał się o mostek. Wokół młody las, pełen słońca, światła przesiewanego przez wzruszająco zielone listki, tęczowe niteczki pajęczyn i jasnych nieśmiałych cieni umykających w ciepłych, delikatnych podmuchach wiatru. Życie wokół niego zapamiętało się w bachanaliach wiosny. A on, jak głaz na którym miał wsparte plecy, trwał nieruchomo. Można by pomyśleć, że nie żyje i taki domysł miałby potwierdzenie w otaczającym siedzącego zapachu, ale baczna obserwacja uchwyciłaby po długiej chwili rzężący i bardzo nieregularny oddech.

Maurycy Bijon odzyskał przytomność z jękiem wciągając powietrze. Czuł smród własnego kału w którym siedział, ale od wczorajszego wieczoru nie miał siły by wykonać jakikolwiek ruch. Przy wydechu kolejna porcja śliny zmieszanej z krwią wypłynęła na oślizgły od wcześniejszych wydaleń kaftan. Ból wewnątrz znowu narastał.

— Niech się wreszcie skończy ta męczarnia — myślał próbując zapanować nad bólem — niech się wreszcie skończy.

Potem, gdy ból tężał, gdy całe jego ciało zamieniło się w rozrywające od środka bezlitosne paluchy, zaczął jęczeć, coraz głośniej wzywając boga w którego nie wierzył, a gdy ból stał się tak silny, że rzygnął krwią, a moment później na dole bluznął posoką z resztkami kału, po raz kolejny zapadł w błogosławioną ciemność utraty przytomności.

A ona stała tuż obok i patrzyła jak ulatuje z jego płuc ostatni oddech, jak wyniszczone chorobą mięśnie i porażony mózg podejmują ostatni wysiłek miotając nieprzytomnym w drgawkach i wylewach krwawego, cuchnącego wnętrza.

Gdyby śmiertelni mogli ją posłyszeć – byliby zaskoczeni.

— Młodym wydaje się, że jestem piękna, bohaterska, wzniosła i całkiem prosta. A tak naprawdę, to zwykle katorga organizmu nad siły, długotrwała męczarnia, i ból nad siły, i wstręt i zmęczenie otoczenia, i naprawdę żadnego piękna!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Canulas 16.12.2017
    Kapitalne, proszę Pana. Czytając, se że sobą zestawiłem.
    Budujące refleksje na przyszłość. Chyba dobrze, że jej imię nie padło. Tak myślę.
  • Karawan 16.12.2017
    Dziękuję za wizytę i komentarz. :)
  • Szudracz 16.12.2017
    Z nią różnie bywa. Realistycznie oddana niemoc na końcu życia. 5
  • Karawan 16.12.2017
    Dziękuję. Znaczy efekt był. :))
  • Ritha 16.12.2017
    Wow, Karawanie, poruszył mnie ten tekst... Moja babska ciekawość ubolewa natomiast, że imię nie podało, ale... Ale dla tworu to może faktycznie lepiej. Widzi mi się tytuł, przekaz emocji, bezsilność, pogodzenie się z losem, tłamszone poczucie straty i nostalgia w jaką wpędza tekst. Bardzo duże 5 :)
  • Karawan 16.12.2017
    A to zasługa jednej Rithy! Za Nia chodziły kowbojki po białych kaflach, za mną widok siedzącej postaci. Dzięki za inspiracje ! ;)
  • Ritha 16.12.2017
    Karawan haha, spoko, a wiesz... ja tych płytek dalej nie wykorzystałam :D
  • Ritha 16.12.2017
    Ale były buty stukające o schody. No, to powiedzmy, że wykorzystałam :)
  • Ozar 16.12.2017
    Dla mnie to taka metafizyka z jednym pytaniem kto to? Obstawiał bym śmierć, choć może też jakaś inna wola ostateczna. Dobre, choć smutne zakończenie. 5 (choć walczę jak Lew o skalę 10 st. w niej 8 ).
  • Karawan 16.12.2017
    Widziałem ,a nawet pozwoliłem sobie wtrącić swoje trzy grosze. ;0
    Dziękuję.
  • Pasja 16.12.2017
    Bardzo smutny obraz nakresliłeś. Obstawiłabym, że to śmierć, ale ona nie jest piękna. Nadzieja i wiara, ale też nie grzeszy pięknem.
    Mówią, że dusza jest piękna? I ona nigdy nie umiera.

    Tytuł opowiadania Jing-Jang to symbol, oznaczający równowagę między siłami przeciwstawnymi: negatywnymi i pozytywnymi. Dobro i zło jest tym samym.
    Może jest w tym jakieś wytłumaczenie. Zadałeś mocną zagadkę Karawanie.
    Pozdrawiam serdecznie 5:)
  • Karawan 16.12.2017
    Dziękuję za komentarz. Śmierć nie jest piękna, ale konieczna. Bez niej życia by nie było. Pozdrawiam równie ciepło. ;)
  • Adam T 17.12.2017
    Nie da się inaczej - bardzo dobry tekst. Bezlitosny, drobiazgowo drastyczny, dramatyczny, mocny. Tytuł, który świetnie otwiera puszkę z napisem "Mózg" i jeszcze długo, długo potem puszka pozostaje otwarta, co tylko ratuje zawartość przed zatęchnięciem i spleśnieniem.
    Jestem pod ogromnym wrażeniem.
    Pozdrawiam.
  • Karawan 17.12.2017
    Dziękuję Adamie. Gdybym go pisał teraz, zapewne zmieniałbym i powiększał objętość. Cieszy mnie, że uważasz to pisanie za dobre, bo ja, po zamieszczeniu doszedłem do wniosku, że jak zwykle; za szybko, za mało detali, za mało uczuć. Ani dzień nie pełen obrazu, ani bohater nie pełen myśli (choć w prawdziwym bólu to się nie myśli!!). Dlatego pisuję coraz rzadziej i coraz mniej, bo coraz więcej we mnie uwag do piszącego. Dziękuję i pozdrawiam serdecznie.
  • Agnieszka Gu 17.12.2017
    Cóż, jestem pod wrażeniem. Bardzo dobrze napisany tekst. W krótkim opisie, zawarte jest to, co najważniejsze w życiu bohatera. I druga połowa - powolny zjazd w dół, ku końcowi życia. Bardzo dobry tekst.
    Pozdrawiam.
  • Karawan 17.12.2017
    Dziękuję za odwiedziny. :)
  • Luciferia 17.12.2017
    Świetny tekst :) ciekawie i wzruszająco przedstawiłeś kontrast piękna życia z czystą fizjologią śmierci. Piąteczka, a jakże!
  • Karawan 17.12.2017
    Dziękuję Świetlista. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania