Poprzednie częściJohn Payne-TW 4.0 #3

John Payne-Rozdział 15

Orkiestra pod batutą miernego dyrygenta grała w mojej głowie marsza żałobnego ku czci zatrutego alkoholem ciała. Co ja sobie myślałem? W teorii plan doskonały trunkiem zająć myśli, jednak nie przewidziałem późniejszych rezultatów. Cholera, przecież zawsze tak kończę, czyżby nadużywanie używek wypaliło mi wszelkie szare komórki?, Chyba nie potrafię uczyć się na własnych błędach. Albo po prostu pokusa jest zbyt silna.

Debatując nad spowodowanym przez siebie losem, zsunąłem nogi z łóżka i zwymiotowałem do metalowego wiadra tuż obok zajmowanego mebla. Zaraz, zaraz. Mieszkanie? Sypialnia? Skąd ja się tutaj wziąłem? Ostatnie, co pamiętam to przepełniony dymem papierosowym bar z mnóstwem ludzi w środku. Nagle salwa śmiechu rozsadziła bębenki, a przynajmniej tak to brzmiało w moich uszach. Dźwignąłem obolałe ciało i próbując utrzymać równowagę, skierowałem się w stronę źródła denerwującego dźwięku. Człapiąc, znalazłem Jess i Eli plotkujące w najlepsze.

— Popatrz, popatrz nasz żeglarz na oceanie wódki i whisky właśnie wstał. — Obie popatrzyły na mnie z uśmiechem na twarzach.

— Waszą wizytę mam traktować jako najście, czy włamanie? Nie przypominam sobie, bym was wpuszczał do środka. — Mój głos brzmiał, jakbym drapał o drewniane drzwi.

— Oj nie ładnie braciszku, to my, dwie słabe kobietki zadbałyśmy, byś dotarł cało do domu i tak nas traktujesz?

Gdyby ktoś mógł namalować mój aktualny wyraz twarzy... Byłoby to dziełem sztuki komediowej. Na reakcję dziewczyn, nie musiałem długo czekać. Obie zaniosły się głośnym śmiechem, powodując u mnie fale bólu w górnej części mojego ciała.

— Już się tak nie krzyw, usiądź przy stole, a Eli poda ci śniadanie. Podroczyłybyśmy się troszkę więcej, ale szkoda nam ciebie. Wyglądasz jak siedem nieszczęść.

I tak właśnie się czułem, twórcę alkoholu najpierw bym odznaczył medalem, a potem zastrzelił. Nie dziwię się Indianom, że nazwali to wodą ognistą, choć ja zmieniłbym to na wodę piekielną. Na sto procent diabeł mieszał w to swoje pazury, kto jak nie on, zna się na pięknie wyglądających pokusach o zgubnych efektach. Z wdzięcznością przyjąłem dar niebios w postaci jajecznicy i kawałka białego pieczywa, jeszcze nic mi tak nie smakowało, jak to śniadanie.

— Powoli bracie, powoli. — Eli odłożyła patelnię i dołączyła do naszego towarzystwa przy stole.

— Możecie mi powiedzieć, dlaczego obie spędziliście wigilię w towarzystwie zalanego w trupa gościa, zamiast przy rodzinnym stole? I gdzie spałyście? Oprócz jednej kanapy i łóżka w sypialni, brak innych mebli w wiadomym celu.

— Atmosfera w domu Payneów daleka była od tej świątecznej, Johnny. Dobrze o tym wiesz, a rodzice Jess nie przylecieli z powodu śnieżycy na lotnisku i braku miejsca w pociągach. Gdy ty spałeś, zrobiłyśmy sobie smaczną kolację w damskim towarzystwie, a czas zleciał nam na pogaduszkach do rana.

Spojrzałem na siostrę, promieniała z radości, miałem wrażenie, że mój wysokoprocentowy wyskok uratował ją przed ciężką atmosferą w naszym rodzinnym domu. Wytarłem usta papierową serwetką i nadal ledwo kontaktując, włączyłem się bardziej aktywnie do rozmowy.

— Było aż tak źle?

— Ojciec nawet nie podał ręki Royowi, gdy przybyli do willi, a Mary została zgromiona wzrokiem. Nawet matka nie mogła wpłynąć na jego zachowanie, co było dziwne, zważywszy na jego dotychczasowe siedzenie pod pantoflem.

Kochany tato, na niego zawsze mogłem liczyć, szkoda, że nie widziałem miny mojego durnego brata po takim powitaniu.

— Skoro już wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy, a moja godność i reputacja wróciły do minimalnego poziomu, przejdźmy do sprawy. Jeśli oczywiście Eli się zgodzi na taki tor rozmowy.

Ponownie przeniosłem wzrok na moją piękną siostrzyczkę, mając nadzieję, że nie usłyszę odpowiedzi negatywnej. Każdy inny temat sprowadziłby na moją biedną głowę lawiną kazanie o moim wyniszczającym zachowaniu.

— Nie mam nic przeciwko, akurat leci moją ukochana audycja, którą prowadzi spiker o anielskim głosie. Cała drżę, gdy go słyszę. — Nie czekając na reakcję towarzystwa, z głośnym piskiem odsunęła krzesło, po czym rozsiadła się na kanapie w salonie, zgłaszając odbiornik.

— Co wiemy o denatce? Prócz tego, że była kobietą i nie żyje.

— Zakładasz, że pracowałam w ten szczególny dzień?

— Jess znam cię długo i wiem, że tak. Nie zmylisz mojego detektywistycznego nosa.

— Gdybyś ty był taki domyślny w innych sprawach, wtedy byłoby łatwiej. — Ledwie słyszalnie powiedziała coś pod nosem. — Dobra zgadłeś. Nazywa się Sara Higgins, lat dwadzieścia pięć, urodzona na Manhattanie w rodzinie średniozamożnej. Pracowała jako agentka nieruchomości. Nie miała wrogów, dobra opinia wśród przyjaciół i znajomych.

Opis zmarłej brzmiał czysto, aż za. Takie „święte” mają co najmniej dwie tajemnicę na sumieniu.

— A gdzie rysa?

Spojrzała na mnie jak na idiotę.

— Rysa?

— Nie wmówisz mi, że wierzysz w tę bajeczkę o wzorowej pracownicy i znajomej. — Wstałem, by rozprostować kości.

— Nie wierzysz w dobrą opinię?

— Jestem świadomy natury ludzkiej, moja droga. Każdy z nas jest tylko człowiekiem, nie ma osoby o krystalicznej duszy i ciele. —Tak bardzo wpoiłem sobie tę zasadę, że słysząc o jakimś człowieku same superlatywy, włącza mi się ostrzegawcza lampka.

— To może założymy się, John?

Nie lubiłem zakładać się, ale perspektywa wygranej z panią „wspaniałą” była zbyt kusząca, by postąpić inaczej.

— Zgoda. Co proponujesz?

— Jeśli Sara okaże się taka, jak ja myślę, wtedy musisz zrobić jedną rzecz, o jaką cię poproszę, jeśli rację będziesz miał ty, to zrobimy na odwrót.

Stawka wzrosła, a we mnie przebudził się demon hazardu.

— Niech będzie, pani przegrana będzie wielka, komisarz Lambert.

— Jeszcze zobaczymy. To, co widzimy się po piętnastej na posterunku? — Po otrzymaniu aprobującego skinienia głowy, odeszła od stołu, po czym pożegnała się z moją siostrą i wyszła.

— Dlaczego nie ożenisz się z Jess?

Usłyszane pytanie lekko zbiło mnie z tropu.

— Skąd taka myśl siostro?

— Znacie się ponad pięć lat, cały czas ze sobą przebywacie, znacie się lepiej, niż niejedno małżeństwo. W czym problem?

— W moim sercu nadal jest...

Eli jęknęła, wiedząc jakie imię ma paść.

— Kiedy zapomnisz o tej lafiryndzie i skupisz się na porządnej dziewczynie, którą masz na wyciągnięcie ręki? Nie ważne, zapomnij o tym. Mam nadzieje, że jej cierpliwość jest tak wielka, jak jej serce. Muszę iść bracie, kto wie, czy nad rodową posiadłością Payneów nie zbierają się czarne chmury, dobrze, że to matka ma klucz do kolekcji broni ojca... — Pożegnała się buziakiem w policzek i już jej nie było. Dopiero teraz puste mieszkanie wydawało się takie obce, co ja bym bez tych szaleńców zrobił? Mogę narzekać na nich, ale cieszę się, że ich mam.

Po serii westchnięć i nostalgii ruszyłem do łazienki, by się przygotować do wyjścia, mam nadzieje, że zostały mi jakieś czyste ciuchy... Menel policjant nie powoduje szacunku, a bardziej wzbudza niechęć i pogardę. Co niezbyt dobrze rokuje dla śledztwa. Nucąc znaną piosenkę, zabrałem się do pracy nad samym sobą.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Basileus 04.01.2019
    Nie jest złe, ale odyseja pt. 15 części sprawia, że jestem wyrwany z kontekstu i jakoś wgłębianie się w tak długie teksty mnie jakoś zniechęca.
  • krajew34 04.01.2019
    Polecam zacząć od pierwszej części i iść powolutku do przodu. Niestety ta seria będzie długa... Miło, że wpadłeś, postaraj się przeczytać od początku, mimo zniechęcenia. Nie nazwę tego arcydziełem, ale powinno zaciekawić.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania