John Payne-TW 4.0 #3

Zestaw

Postać: Alfons z wąsem

Miejsce: Kraina czarów

Zdarzenie: Narodziny

Gatunek: Kryminał

 

Obudziłem się z głową ciężką niczym skała. Chyba przesadziłem z wczorajszym piciem, Zatruty organizm ledwo pracował, dając liczne ostrzeżenia o złym stanie. Czułem się jak żywy trup. Eh. Który to już ranek w takim stanie?

Wstałem z niewygodnej, starej kanapy, przy okazji rozlewając resztę wczorajszej whisky. Dzień nie zaczął się najlepiej. Rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu, niemiłosiernie wwiercał się w biedny mózg. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się po swoim gabinecie mocne dębowe biurko, ściany niewiadomego koloru ze schodzącą farbą. Nic nadzwyczajnego. W zakurzonym kącie stał wieszak z wiszącą kaburą oraz przykrywającą ją długi skórzany płaszcz, który pamiętał czasy mojego ojca. I ulubiony czarny kapelusz, towarzysz wszystkich porażek i nielicznych zwycięstw, umieszczony na samej górze. Obserwowałem tępo pomieszczenie mojej pracy, chwilowo zamienionego na sypialnie, a myśli same łączyły się w obolałej głowie.

– Dlaczego u diabła nie wprowadziłem swojego stylu w to miejsce? Mogłem, chociaż dać jakieś obrazy, czy coś... Z drugiej strony znam się na tym gównie jak krowa na ekologii. – Przeniosłem swój wzrok dalej, ignorując hałaśliwego intruza na blacie. – Lustro też odpada, nie chcę ciągle widzieć swojej zarośniętej brzydkiej gęby, oczu, które miały przypominać niebo, a ukazują tylko rozmiar mego smutku. Jedyne odbicie, które toleruję, to takie w szklance, wypełnionej po brzegi alkoholem. – Podrapałem się po policzku, wyczuwając podłużną rysę, biegnącą pod okiem, ale niedosięgającą ust. – Przeklęta blizna, gdyby to nie był ćpun, już nie miałbym oka. –Telefon nadal dzwonił, czy ten ktoś musiał, akurat do mnie mieć jakiś interes? W końcu dałem za wygraną, wiedząc, że ten irytujący dźwięk nie przestanie borować mojej głowy, póki nie odbiorę. Zebrałem się w sobie i... ległem jak długi na brudnej podłodze, nawet grawitacja była przeciwko mnie, po odegraniu roli nietrzeźwego marynarza, złapałem się rękoma za biurko i podniosłem na tyle, by zabrać czarny przedmiot z niego. Ktoś pewnie zastanawia się co to takiego ta rola? Otóż to nic innego, jak próba wstania z użyciem wszelkich możliwych przekleństw, jakie znasz. Odkaszlnąłem, by nie brzmieć, niczym wieloletni alkoholik i rzuciłem do słuchawki:

— Detektyw John Payne.

Po drugiej stronie zabrzmiał głos, którego wolałbym nie słyszeć, będąc skacowany.

— Payne, czyżbyś znajdował się w innym świecie, że nie odbierasz? Mamy sprawę zabitego alfonsa.

—Tak pani komendant. Zaraz się zabiorę za akta tej sprawy. — Zapewniłem ją, lecz jej słowa o innym świecie brzmiały idealnie do tego, co teraz czułem. Miałem wrażenie, że jestem w krainie czarów, gdzie wcielając się w postać Alicji, przemierzam różne lokacje, z trudem pojmując to, co się dzieje i co mnie otacza. Nic mnie już nie obchodziło, gdy moja piękna Mary odeszła z moim rodzonym bratem. Jako dobry człowiek powinienem życzyć im szczęście, jednak ja marzyłem, by sczeźli w piekle. Tyle lat z nią byłem, a ona cały czas wolała Roya, z kłamliwą twarzą zapewniając mnie o swojej miłości. Co za suka... A jednak w dzień, w dzień tęskniłem za jej seksownym ciałem i wspaniałym, powabnym głosem. Najchętniej rzuciłbym tę pracę i zapiłbym się w cholerę na jakimś zadupiu. Niestety pani naczelnik Jessica Lambert oraz mój wieloletni przyjaciel Florian Espada nie pozwolą na taki relaks, starannie dbając, by poziom mojego zalania nie przekroczył odpowiedniej normy.

— John... Jakie akta? Dopiero mamy trupa. Weź się w garść, wiem, że dziewczyna puściła cię kantem i to z twoim krewnym, ale życie toczy się dalej. — Łatwo było jej to powiedzieć, jej wystarczała praca oraz wieczory z psem przy jakimś durnym romansidle. Plotki mówiły, że nie miała serca i sypiała z diabłem. Ludzie to takie rzeczy gadają, że czasem zastanawiam się, czy naprawdę pochodzę z tego samego gatunku, co oni.

— Niech pani poda adres, to przyjadę... — Z trudnością panowałem, by nie puścić pawia, widocznie dobra Whisky też może zaszkodzić.

— Nic z tego, wiem, że wczoraj zrobiłeś sobie małą jednoosobową popijawę, a teraz odczuwasz jej skutki. Pojedziesz ze mną, masz dziesięć minut. Widzimy się w policyjnym garażu.

Po drugiej stronie usłyszałem głuchy odgłos, świadczący o zakończeniu połączenia, Jessica była kobietą, do której zawsze należało ostatnie słowo. Może dlatego została szefową działu zabójstw, było to niezwykle trudne, zważywszy na szowinistyczne nastroje na komendzie. W końcu płeć piękna według większości facetów w naszych czasach mogła, co najwyżej ugotować posiłek i czekać na męża. Ja miałem trochę inne poglądy, jeśli ktoś się nadawał na dane stanowisko, to obojętna jest płeć, tak samo jest w innych dziedzinach życia. Największą irytację wzbudzały u mnie kobiety i mężczyźni, którzy wymuszali pewne rzeczy, opierając się na swoich durnych poglądach. Musiałem jednak zakończyć moje przemyślenia nad stanem świata, wolałem nie zaleźć za skórę mojej szefowej.

Uznając, że skutki dnia poprzedniego przeszły wystarczająco, aby można było wstać na nogi, dźwignąłem się na swoje dwie kończyny, chwilę pokręciło mi się w głowie i na tym skończyło się. Przypomniałem sobie, że jadę z kobietą, więc trzeba jakoś wyglądać. Zmieniłem strój na białą koszulę i materiałowe ciemne spodnie, założyłem kaburę z Coltem 1911, inni woleli rewolwery, ja za to ceniłem ten pistolet za ogromną siłę ognia. Zdjąłem z wieszaka i przywdziałem płaszcz, nałożyłem na potargane włosy kapelusz. Upewniłem się, że mam odznakę w kieszeni i opuściłem pomieszczenie.

Mój gabinet mieścił się tuż przy schodach, tak więc nie musiałem oglądać tych fałszywych mord kolegów z komisariatu, większość poklepałaby cię po plecach, a potem napisało odpowiedni raport do wewnętrznych. Wszyscy tu brali łapówki i łajdaczyli się, wprawdzie komisarz Lambert oczyszcza to wysypisko śmieci, jednak większość ma chronione plecy przez ważnych polityków. Ignorując tę „elitę”, pokonałem w kilka minut jedne schody, a następnie drugie do garażu. Przy masowo produkowanym czarnym fordzie z lekko opływowym kształtem stała, paląc papierosa Jessica Lambert. Była wysoką, białą kobietą o wspaniałej urodzie, którą ambicja i poświecenie zabrały wysoko na górę. Jej czarne przyciętej włosy delikatnie falowały przy dźwięku silnika, gdyby nie pamięć o Mary, mógłbym się w niej zakochać.

— Spóźniłeś się Payne, ale widzę, że alkohol nie wyżarł ci do końca mózgu, skoro się odświeżyłeś, więc na tym komentarzu poprzestanę. Wsiadaj. — Upuściła niedopałek, przygniatając go butem, nie czekając na nią, zająłem miejsce pasażera obok kierowcy.

— Nadal nie możesz zapomnieć o Mary? — Wydawało mi się, że w jej głosie słyszę oprócz troski smutek, ale będąc tak skacowanym, miałem to gdzieś.

— Ta suk...

— John! Wiem, że jej nienawidzisz, ale nie zapominaj, że to moja siostra. — powiedziała, zasiadając za kierownicą.

Ten fakt zawsze mnie dziwił, jak rodzeństwo mogło być takie różne? Jessica poukładana, porządna i odpowiedzialna, a Mary szalona, wiecznie w biegu, totalnie nieodpowiedzialna.

— Skoro nie mogę jej obrazić, to powiem, że nic nowego się u mnie nie zmieniło. — Chyba musiało jej to wystarczyć, ponieważ depnęła pedał gazu, a siłą pędu wcisnęła mnie głęboko w fotel.

Mknęliśmy ulicami zatłoczonego miasta, w koło te same samochody, ci sami przechodnie, mówiąc krótko rutyna, przeplatana nudą. Jestem w Nowym Yorku od urodzenia i nic w tym mieście mnie nie interesowało, brudne, pełne przestępczości... Były to tylko moje przemyślenia, zasięgnięte z pamięci, szybkość, z jaką jechaliśmy, uniemożliwiała dokładną obserwację, a ja nie chciałem ryzykować moim żołądkiem. Moja męka skończyła się po piętnastu minutach, gdy dojechaliśmy do dzielnicy prostytutek i ludzi ubogich, czyli mówiąc krótko coś w rodzaju slumsów. Opuściłem pojazd, po czym niemal natychmiast opróżniłem całą zawartość swojego żołądka, paskudząc ścianę jakiegoś budynku. Miałem farta, że nie zrobiłem tego w samochodzie, Jess zabiłaby na miejscu za zabrudzenie tapicerki. Komisarz nie zwróciła na mnie uwagi, tylko udała się za żółtą taśmę. Wiedziała, że dołączę do niej za chwile. Jedyny plus tego nagłego opróżnienia zawartości biednego żołądka było polepszenie się stanu organizmu, powiem nawet więcej, czułem się jak nowo narodzony. Wytarłem usta grzbietem dłoni i wkroczyłem na teren zbrodni.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • Witamy nowy tekst! :)
  • Elorence 29.11.2018
    No wow!
    Już drugi raz mnie zaskoczyłeś i to pozytywnie.
    Nie było tutaj typowych dla Ciebie nagłych zwrotów akcji i wszystko było spójne. Mnie i tak zaciekawił najbardziej wątek Mary i jej "niewierności" - ale to ja, uwielbiam romanse!
    Nie mogę się przyczepić, bo zestaw ładnie wplotłeś, chociaż nie należał do łatwych :)
    Ode mnie piąteczka i pozdrawiam! :)

    PS: Byle tak dalej!
  • krajew34 29.11.2018
    Dzięki za wpadniecie, narracja pierwszo osobowa jest dla mnie nowością, stąd chciałem ją wypróbować, pomyślałem, że idealnie wpasuje się w klimat. Tak spodobało mi się, że zrobię z tego serię, dzięki za pozytywny komentarz, miło przeczytać taki.
  • Elorence 29.11.2018
    krajew34, no i z gatunkiem sobie poradziłeś :)
  • TW 4.0 #4
    ______________________________

    Gatunek: Opowiadanie obyczajowe/Romans
    ______________________________

    Wyjątkowo, niech każdy wplecie w swój tekst słowo "SERCE".

    Przypominam również, o możliwości łączenia się w pary.
    ______________________________

    Zestaw dla Ciebie:
    Postać: Sobowtór
    Miejsce: Drewniane zasieki
    Zdarzenie: Przeprawa

    Pozdrawiamy! :)
  • Kapelusznik 27.12.2018
    Ok. Całkiem fajne.
    Lekki powiew świerzości z tą 1 osobową narracją
    Ale nadal mam pewne wątpliwości.
    Tragedia bohatera jest dla mnie aż idiotyczna. Idiotycznie tragiczna - ma się rozumieć. Powiązania między bohaterami też.
    Na razie wstęp na 4.
    Będę czytał dalej.
    Pozdrawiam
  • krajew34 27.12.2018
    Teoretycznie miał to być lekki kryminał w latach trzydziestych xx wieku. Dzięki za wpadniecie i przeczytanie.
  • Canulas 22.01.2019
    Dobra, polecimy z Twoim Paynem. Rozłożymy to na dwie, trzy sesje. Zależy jak będzie szło. Poza tym z mrozu nie mogę szybko pisać.
    Przede wszystkim i na początku: Normalne kreski.
    — do dialogów taka
    – do wyrażania myśli taka
    - do zapisywania słó łączonych taka

    Pierwszą — usyskujesz po przytrzymaniu lewego altu i dostukaniu na numerycznej klawiaturze numeru — 0151
    Drugą – analogicznie. Z tymże numer to 0150
    Ogarnij to. Lecim z tekstem.

    Aaa, nie wpierdalam się za mocno w interpunkcję. Jeśli to bedzie szło do antologii, się oczyści.

    Zestaw
    Postać: Alfons z wąsem
    Miejsce: Kraina czarów
    Zdarzenie: Narodziny
    Gatunek:Kryminał — brakuje odstępu przed "Kryminał"

    "Obudziłem się z głową ciężką niczym skała, to znowu ten męczący kac" — juiż pierwsze zdanie mnie uwiera. Druga informacja podana jest zbyt szybko i nachalnie. Do tego jeszcze się tekst nie rozhulał, a już fikuśne porównania.
    "Obudziłem się z głową ciężką niczym skała./Obudziłem się z ciężką głową.
    Cholerny kac drenował mnie na wylot/ Drenował mi czachę.
    Combo: Obudziłem się z czachą pełną cholernego kaca. — pokombinuj.

    "Który to już ranek witam w takim stanie? "
    Alternatywa: "Który to już ranek w takim stanie?" — pod rozwagę.

    "Wstałem z niewygodnej małej kanapy, przy okazji rozlewając resztkę wczorajszej whisky, dzień nie zaczął się najlepiej. " – tu masz już w miarę spoko. Wydarzenia uzupełniasz myślami. Trzymasz bliski kontakt z przedstawioną postacią. Zobacz jakby:
    Wstałem z niewygodnej kanapy, przy okazji rozlewając resztkę wczorajszej whisky. Dzień nie zaczął się najlepiej. — w sumie to głównie bym się wyzbył doinformowania o wielkosci kanapy, bo na chuj to istotne. Słowo-śmieć. Reszta git.

    "Rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu, nie miłosiernie wwiercał się w mój biedny mózg. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się po swoim gabinecie, stare, choć bardzo mocne dębowe biurko, niepomalowane, ze schodzącą farbą niewiadomego koloru ściany, wieszak z moją wiszącą kaburą i pozostałą odzieżą wyjściową, jeśli można tak nazwać mający wieki długi czarny, skórzany płaszcz po moim ojcu oraz takiej samej barwy kapelusz do kompletu." — Ok. I tu już jest kryminał. W sensie, średnio, ale pod wydawkę nie ma szans w takiej formie.
    Nie miłosiernie — niemiłosiernie.
    Dookreślenia, które są na chuj, bo jest tu jedna osoba:
    — MÓJ biedny mózg.
    — się po SWOIM gabinecie.
    — MOJĄ wiszącą kaburą.
    — po MOIM ojcu.
    Do tego x3 się + łapiąc poprzednie zdanie 4x się. Się ciężko wyplania się. I nie zawsze należy to robić, ale nie zaszkodzi zdawać sobie sprawę z nadobfitości. Tutaj jest nadobficie.

    Rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu, nie miłosiernie wwiercał się w mój biedny mózg. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się po swoim gabinecie, stare, choć bardzo mocne dębowe biurko, niepomalowane, ze schodzącą farbą niewiadomego koloru ściany, wieszak z moją wiszącą kaburą i pozostałą odzieżą wyjściową, jeśli można tak nazwać mający wieki długi czarny, skórzany płaszcz po moim ojcu oraz takiej samej barwy kapelusz do kompletu.
    Zdynamizuj słowa. Nie lej wody.
    Rozległ się dźwięk = zabrzęczał telefon.
    Rozumiem, że podwaliny pod klimat, ale w myśl dzisiejszego zabiegania, całej tej piktomanii, memów, chuj wie co jeszcze, masz tylko pięć zdań # 10 sekund, by zaciekawić. Opisami jebanego biurka nie utrzymasz czytelnika w siodle. Zerknie i pójdzie w pizdu, że aż poprzedni pociąg złapie.

    Jazgot telefonu niemal przewiercił mój skacowany łeb. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzałem się po gabinecie: dębowe biurko straszyło topornym wykonaniem, ale wisząca obok (naprawdę nie ważne na czym) kabura działała pokrzepiająco. Skórzany prochowiec – jedyna pamiętka po ojcu – powieszony na oparciu krzesła. Stary kapelusz na ziemi.

    Ok. Moje przypiski nie są wiele lepsze. Powalcz sam. W każdym razie ludzik się zapowiada nieco kalkowo. Płaszcz, nieład w domu, alkoho, kapelusz. Jeszcze pewnie ogorzała twarz i problemy różnej maści. No private dedective jak się patrzy.
    Nie zrozum mnie źle. Świat się porusza stereotypami i nei mam nic do dobrze skrojonych kalek (nie ułomnych, tylko od "kalkować/powielać") . Czy tu jest strawnie? Na tym etapie nie wiem.

    "Patrzyłem tępo na pomieszczenie mojego tymczasowego mieszkania, myśląc:" — i jeszcze to. Staraj się nie anonsować wypowiedzi czy myśli. Niech myśli będą bezwiedne, a dialog naturalny. Tutaj bezczelnie stwarzasz sobie pretekst do tego, co poniżej. A poniżej masz ciąg myśli wygłoszonych dialogowo.
    "Tępym wzrokiem omiotłem brudny lokal" — zobacz sam. Kolejne zdanie daje ci mozliwość przemycenia drobnej informacji. Nienachalnej. Podanej cicho, w niezauważony sposób. Nie wyliczaj, nie piętruj. Podawaj luźno.
    Ty napisałeś pomieszczenie. I co to wnosi? Zabrałeś sobie sam możliwość przemycenia czegoś ciekawego. Możesz (jak ja) podsycić, doargumentować nieład. Możesz pójść w inną stronę i wskazać na lichą kondycję materialną mężczyzny, pisząc: Patrzyłem tępo na wynajmowany pokój. Oczywiście stoi to w sprzeczności z "moje mieszkanie", ale podaję to jako wyimek. Chodzi o regułę, nie ten konkretny przykład. Poza tym, jeśli szukasz ujścia do wylewu myśli, nie rób w tak trywialny sposób jak "myśląc".
    Napisz np: sumując fakty/ wracając do chwil sprzed dwóch dni (jeśli masz zamiar iść w retrospekcje). No nie wiem. Bądź kreatywny.

    Jeszcze to:

    "– Dlaczego u diabła nie wprowadziłem swojego stylu w to miejsce? Mogłem, chociaż dać jakieś obrazy, czy coś... Z drugiej strony znam się na tym gównie jak krowa na ekologii. Lustro też odpada, nie chcę ciągle widzieć swojej zarośniętej brzydkiej gęby, oczu, które miały przypominać niebo, a ukazują tylko rozmiar mego smutku oraz przeklętej małej blizny pod okiem, zrobionej przez jakiegoś durnego ćpuna, miałem szczęście, że ręka mu zadrgała." - ok. Od razu Cię odsyłam do artykułu Zaciekawionego, to taki juzer. Ty wytworzyłeś pretekst, żeby się opisać. I ciągiem się opisałeś. Ni chuja. Za dużo naraz. Przemyć jedno, nie, kurwa, wszystko.

    "Dlaczego nic tu nie zmieniłem? Jakiś obraz chociaż. Gwoździe są przecież tańsze od zapałek. Chociaż... znam się na tym gównie jak krowa na ekologii. Lustro też nie za bardzo. Wystarczy że tą szpetną gębę muszę oglądać w odbiciach witryn, by jeszcze łapać kontakt z tym pięknisiem na codzień. — jest cynizm, który (moim zdnaiem) do Terj postaci pasuje. Z tą krową i ekologią bardzo spoko — zostawiłem. Ale zobacz: Znów sam się ograniczasz. Masz miliard możliwości. Mozesz napisać, że typ ma dość, bo widzi swoją szpetną mordę w odbiciach lastrykowanych kafelków, kiedy zapieprza na poranne metro.
    Już wiemy, że nie jest zbyt bogaty. Fury niet. A jak ma samochód, mozesz napisać: w wystawach sklepowych, w których i tak jest dla mnie wszystko zbyt drogie.
    Znów chodzi o ideę, nie o konkretny przykład. Angażujesz się w TW, więc już nie jesteś dla mnie anonimem i naprawdę chcę Ci pomóc. Równie dobrze mozesz na te moje pierdolenie wywalić kiełbasę ;)
    No nic. Tyle na tyle.
    Być może: to be con, czy cuś.
  • krajew34 22.01.2019
    Obadam jutro przy lapku, jakby co to lata 30. Na pewno wezmę pod uwagę twoją pomoc.ale to tylko przy komputerze. Na komórkę to za dużo
  • Canulas 22.01.2019
    krajew34 - git
  • Canulas 30.01.2019
    Ech, części chyba będzie z 8
  • Canulas 30.01.2019
    Ok. Jestem znów

    "Jedyne odbicie, które toleruje, to takie w mojej szklance, wypełnionej po brzegi wspaniałym i drogim alkoholem. – Podrapałem się po policzku, wyczuwając podłużną rysę, biegnącą pod okiem, ale niedosięgającej ust. – Przeklęta blizna, gdyby to nie był ćpun, już nie miałbym oka. – Moje dalsze „szczęśliwe” rozważania uniemożliwiał nadal dzwoniący telefon, czy ten ktoś z drugiego końca słuchawki nie miał czegoś innego do roboty? " — najpierw tu. W sumie dość sprawnie. Dużo roboty nie ma, ale jednak.

    "Jedyne odbicie, które toleruje, to takie w mojej szklance, wypełnionej po brzegi wspaniałym i drogim alkoholem. "
    Po chuj:
    "w mojej"
    "wspaniałym"
    drgiego jeszcze rozumiem, podkreśla status To, że "się wiedzie". Ale oblubiednie poprzez nadmienienie o wspaniałości...? - nie.

    "Jedyne odbicie, które toleruje, to te w szklance, wypełnionej po brzegi alkoholem." — dałbym tak, ale jak się upierasz, dostaw se "drogim".
    Albo nawet "po brzegi" – też bym wywalił.
    I toleruję – ę (często gubisz ogonki)

    " – Podrapałem się po policzku, wyczuwając podłużną rysę, biegnącą pod okiem, ale niedosięgającej ust." — wykorzystujesz czynność do opisu. Noo, ok.

    Masz: http://www.opowi.pl/bohater-od-godziny-stal-w-ciemnosciach-a37022/ - najlepiej się naucz napamięć.
    Ps. Inne artykuły dobre też ma.

    Ale: niedosięgającą ust.

    "Przeklęta blizna, gdyby to nie był ćpun, już nie miałbym oka." — całkiem spoko.
    W sumie ja bym zapisał: "Przeklęta blizna, gdyby gość nie był ćpunem, już nie miałbym oka." - ale tylko tak pokazuję. Twój zapis jest bardzo ok.

    "Moje dalsze „szczęśliwe” rozważania uniemożliwiał nadal dzwoniący telefon" — lanie wody, aż z wanny wycieka.
    "Dalsze rozważania uniemożliwiał nadal dzwoniący telefon." ewentualnie: nadal/ciągle.

    "czy ten ktoś z drugiego końca słuchawki nie miał czegoś innego do roboty?" — na chuj ten drugi koniec słuchawki?
    "czy ludzie nie mają niczego innego do roboty, niż zawracanie mi dupy? " — dodałem cztery wyrazy, ale to tylko propozycja. Chciałem by jego narzekactwo było czymś spuentowane.

    Całość:

    "Jedyne odbicie, które toleruję, to te w szklance wypełnionej alkoholem. – Podrapałem się po policzku, wyczuwając podłużną rysę, biegnącą pod okiem, ale niedosięgającą ust. – Przeklęta blizna, gdyby gość nie był ćpunem, już nie miałbym oka. – Dalsze rozważania uniemożliwiał ciągle dzwoniący telefon. Czy ludzie nie mają czegoś innego do roboty niż zawracanie mi dupy?

    Ok. Kawałeczek zaledwie, ale krok po kroku. Na spokojnie se przetraw. A jak mam sięodjebać, to tarabań.
    Ciao.
  • krajew34 30.01.2019
    Obyczaje nazajutrz, ale na pewno coś się przyda.
  • krajew34 30.01.2019
    *obczaje

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania