Poprzednie częściJubiler Część 1

Jubiler Część 2

- A idź, do cholery! - Tadeusz ze złością wcisnął kartkę Wioletce.

- Czy ty nie widzisz, co to jest?! - zdenerwowała się kobieta.

- Nie jestem ślepy - ponuro mruknął Tadeusz - To jest zaproszenie na ślub naszej córki z tym flirciarzem i dupkiem, Karlem! Mówiłam, że tak będzie? Mówiłam?!

- Cicho!

Wszyscy znieruchomieli. Tadeusz był cierpliwym człowiekiem, bardzo ciężko było wyprowadzić go z równowagi. Ale nawet jego cierpliwość miała gdzieś swoje granice.

- Mam dość - oznajmił - Wioletto - kobieta osłupiała. Tadeusz nigdy się tak do niej nie zwracał - Przestań histeryzować i zostaw naszą córkę w spokoju. Klaudia sama musi zrozumieć, że popełniła błąd, jeśli go popełniła. Daj jej żyć. Jeśli nie będzie sama ponosić konsekwencji niektórych swoich decyzji, niczego się nie nauczy i jej życie w przyszłości zamieni się w koszmar. Zresztą sama zobaczysz, jeśli dalej będziesz jej mówić, co ma robić. Ja na pewno nie pójdę namawiać jej, żeby zrezygnowała ze ślubu. Sama to zrób, jeśli tak bardzo chcesz jej pomóc. Tylko potem nie płacz, że Klaudia się do nas nie odzywa, bo jest obrażona. Teraz proszę cię, żebyś przestała histeryzować i dała naszej córce spokój. Przepraszam, ale jestem już zmęczony waszymi ciągłymi pretensjami. Waszymi problemami są rzeczy kompletnie nieistotne. Nie martwicie się niczym naprawdę poważnym, wasze mózgi dopuszczają do siebie tylko nic nie znaczące informacje!

Tadeusz poczerwieniał na twarzy. Głęboko odetchnął, wstając z fotela.

- Idę na dwór. Proszę mi nie przeszkadzać! Mam prawo odpocząć we własnym domu!

- Ale... - Wioletka jeszcze próbowała zainteresować go sprawą.

- Nie! Dość! Ma być cisza i spokój! To jest mój dom i tak ma być, psiakrew!

Tadeusz wypadł z salonu, pozostawiając za sobą oniemiałych, zszokowanych synów i Wioletkę.

Wyszedł do ogrodu. Dość pośpiesznie przeszedł po mostku nad rzeczką, prowadzącą do stawu.

 

Ogród, oprócz synów, był oczkiem w głowie Tadeusza. Mężczyzna sam o niego dbał w miarę możliwości. W ostatnim czasie szczególnie we znaki dawał się mu reumatyzm, zwłaszcza po dłuższej pracy w ogródku. Na szczęście w jego prowadzeniu pomagali mu synowie i oddany, wierny lokaj, Carlo.

 

Tadeusz przeszedł kilka metrów dalej i wszedł do jednej z winnic. Schował się w niej jak w bunkrze.

Na końcu winnicy stał Carlo. Był odwrócony do swego pracodawcy plecami, więc Tadeusz nie widział, co robi.

- Dzień dobry, Carlo - mężczyzna uśmiechnął się słabo - Co u ciebie?

- O, pan Taddeo - lokaj zawsze tak na niego mówił - Witam pana. Nic takiego. Co się stało?

- Nic, nic. Sprawy rodzinne, rozumiesz.

Carlo pokiwał głową. Tadeusz uśmiechnął się. Czasami wydawało mu się, że włoski lokaj rozumie wszystko. Zawsze był gotowy udzielić mu pomocy. Carlo był, zaraz po synach, jego największym wsparciem. Mógł powiedzieć mu wszystko - Włoch zawsze znajdował czas, aby go wysłuchać i pomóc.

- Czemu jest pan taki smutny?

- Nie jestem smutny - uśmiechnął się Tadeusz - Jestem tylko zmęczony.

- Niech pan usiądzie. Może przyniosę panu herbaty?

- Nie, dziękuję...

- Tato!

Tomasz szybko biegł w ich stronę. Co chwilę się o coś potykał lub wpadał na gałęzie obrośnięte winogoronami.

- Co znowu?

- Tato, spójrz!

Tomek wcisnął tacie fotografię.

- Co to jest?

- To jest... Ukochany księżniczki z Brunei!

Tadeusz przyjrzał się zdjęciu. Na początku nie wiedział, kim jest facet na zdjęciu, teraz go zatkało.

Fotografia przedstawiała mężczyznę, raczej młodego, który wyglądał, jak ochroniarz z nocnego klubu. Był umięśniony, miał gęste, gładko zaczesane do tyłu włosy w kolorze bazaltu, ciemne, oczy i mocno opaloną cerę. Zupełnie nie pasował do czarnego, wieczorowego garnituru. Wyglądał bardzo elegancko, brakowało tylko paralizatora i okularów przeciwsłonecznych.

- Nie wierzę - mruknął zamyślony Tadeusz - Co taka ważna księżniczka może mieć wspólnego z takim bydlakiem?

- Tato, jeśli on cię dorwie, zostaną z ciebie co najwyżej strzępy - posępnie stwierdził Tomek.

Carlo gwizdnął.

- Wygląda jak Ojciec Chrzestny - powiedział.

- Ojciec Chrzestny? - Tadeusz spojrzał na niego z kompletną dezorientacją.

- Nieważne.

 

Zapadła cisza. Trzej mężczyźni usiedli na ławkach. Tomek podparł głowę rękoma, intensywnie myśląc. Wzmianka Carla o Ojcu Chrzestnym podsunęła mu pewien pomysł.

,,To nie takie głupie", pomyślał. ,,Ciekawe, czy ten byk jest taki odważny, żeby stawiać opór mafii. Może...

 

Nagle wszystkie myśli Tomka gdzieś się rozpłynęły, znikły, nie pozostawiając po sobie żadnego śladu. Cały jego widok stanowiły teraz nogi ojca.

Tadeusz siedział na ławce naprzeciwko syna, razem z Carlem. Siedział w ten charakterystyczny dla większości mężczyzn sposób. Jedną rękę położył na oparciu ławki, druga leżała na kolanie. Siedział tak, jakby otwierał raj dla jakiegoś chłopaka czy nawet dziewczyny, co było mniej prawdopodobne, biorąc pod uwagę mizoginizm ojca. W każdym razie - Tomek sam już nie wiedział, gdzie patrzeć. Na nogi, czy na to, co między nimi...

 

Często się na tym przyłapywał. Obawiał się, że ktoś mógłby to zobaczyć. Nie, żeby był tchórzem. Absolutnie! Jednak było to trochę niezręczne. Poza tym - jaki normalny chłopak marzy tylko o tym, żeby znaleźć okazję do spędzenia nocy w łóżku własnego ojca? Oczywiście bardzo romantycznej nocy. No właśnie. Raczej żaden.

Tomek ciągle miał jakieś fantazje erotyczne ze swoim tatą. Z tego powodu sądził, że coś jest z nim nie tak. W końcu - czy coś takiego może być normalne? Zresztą nie chodziło tu tylko o ojca. Tomek swoje zafascynowanie starszymi mężczyznami przelewał tak naprawdę na prawie wszystkich członków męskiej części rodziny. Każdy z nich miał coś, czemu młody chłopak nie potrafił się oprzeć.

Nie tylko on. To właśnie była pierwsza, największa tajemnica rodziny Al Carluccich.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania