Kamaa
Biegła boso przez leśne ostępy
Z oczami jak dwa słońca
Czoło miała rozżarzone
Suknię na piersi rozchełstaną
Nogi niosły ją tam, gdzie
spoczęło serce
Niebo zaciągnęło się czernią
Gaje oliwne szumiały
Grały cykady
Pod osłoną nocy spotkało się
w altanie
dwoje kochanków
Kamaa i Niro
Ona oddała mu wraz z pocałunkiem
Godność
Pijana szczęściem,
Pragnęła, by uczynił ją kobietą
Obnażyła swoją słabość i bezbronność
Za świadka miała tylko drzewa
On pragnął ciała, potu i krwi
Zbudziła się ze świtem
Deski altany były twarde i chłodne
Niro odszedł
Pozostał po nim zapach zwycięstwa
Usiadła z kolanami pod brodą
Wstyd wypalił na niej piętno
Płakała gruzem,
Który zamknął się w zimną fortecę
Siódmego dnia forteca runęła
Znalazła miejsce
zaznaczone krzyżykiem
Gołymi dłońmi zerwała deski
I wyjęła z ziemi
serce, które spisała już
na straty
Zeszła po schodkach altany
Wyczuła stopami ziemię
Zagarnęła ją chciwie palcami
Ona sama była teraz jak forteca z gruzu
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania