Kambion 1 Łzy anioła - Rozdział 2

Rozdział 2

Natiel nie spodziewał się, że jego misja schwytania dwóch demonów razem z Potęgami skończy się na tym, że ocali jednemu z nich życie... Właściwie jednej z nich. To przecież była kobieta.

Wstąpienie do chóru Potęg nie jest czymś, z czego Natiel mógłby być dumny. Walczył u boku Kamaela już od pięćdziesięciu lat, ponieważ nawalił na całej linii, kiedy jego podopieczny zginął. I nie chodzi tu o zwykłą ludzką śmierć, ale o prawdziwą śmierć. Demony niższego szczebla zabiły duszę jego podopiecznego, pochłonęły ją, nakarmiły się nią. Nigdy wcześniej jeszcze nic takiego się nie przytrafiło aniołowi. A najgorsze jest to, że spodziewał się tego ataku, bo został ostrzeżony i zupełnie nic nie zrobił. Za karę nie może opiekować się żadnym śmiertelnikiem przez jakiś czas, ale nie mógł też zrobić sobie wakacji, jakby to nazwali ludzie. Musiał na razie dołączyć do świty Kamaela. Jedyną nadzieją Natiela jest to, że nie wszyscy są wiecznie karani za swoje błędy.

Teraz leciał, trzymając w ramionach drobną dziewczynę o rudych włosach sięgających jej łopatek. Miała na sobie zwykły top i pasujące do niego luźne spodnie podwinięte do połowy łydek. Jej skąpe ubranie było całe przemoczone, a skóra cała zimna i blada. Normalny człowiek na pierwszy rzut oka mógłby uznać, że jest martwa, gdyby nie przebadał jej dokładnie. Musiała bardzo długo siedzieć na tym mrozie w tym stroju. Natiel jednak nie potrzebował żadnych ludzkich badań, żeby wiedzieć, że dziewczyna żyje. Jej dusza wciąż była w ciele, więc na chwilę obecną był spokojny. Miał jeszcze czas, by ocalić jej życie.

No i to był kolejny fenomen, który tego dnia miał okazję ujrzeć. Ona miała duszę. Nigdy jeszcze nie spotkał na swojej drodze Kambiona z duszą. Kambiony nawet nie są kobietami, nie było jeszcze takiego przypadku, aż do teraz. Anioł nie mógł zapomnieć błysku Bożej Światłości w jej oczach, którą dostrzegał w oczach każdego człowieka. Demony nie mają tego błysku, natomiast ona miała.

Natiel zastanawiał się nad tym, dlaczego postanowił ją ocalić. Oczywiście, że nie była człowiekiem, pachniała trochę jak sukub, ale była śmiertelniczką. To nie podlegało żadnej dyskusji. Pół demon, pół człowiek. Takie istoty nie powinny istnieć. Nie bez powodu Potęgi na nie polują. Te istoty sieją zgorszenie na Ziemi. Już kiedyś miał do czynienia z Kambionami i żaden się nigdy nie modlił, żaden nigdy nie miał duszy i każdy z nich się bronił przed nim (pominął tylko fakt, że dziewczyna drasnęła jego policzek paznokciami, zostawiając na nim krwawy ślad, jednak nie skorzystała ze swojej mocy, a to dla niego się ogromnie liczyło). Nigdy jeszcze nie widział strachu w oczach żadnego z nich. Właściwie nigdy nie widział, żeby ktokolwiek się go bał, bo dlaczego ktokolwiek miałby się bać podrzędnego anioła, zwykłego anielskiego Stróża Dusz... Żadna niebiańska istota nie ma powodu, by się go bać, ale demon owszem. One jednak nie odczuwają strachu. Nigdy. Może to jest powód, dla którego ocalił demonicę? A może dlatego, że miał słabość do ludzkich kobiet.

Miał już pod opieką kilka kobiet i nauczył się o nich bardzo wiele. Człowiek z reguły jest jedną z najbardziej wyjątkowych istot stworzonych przez Stwórcę. Ale kobieta? Kobieta pod wieloma względami jest lepsza i doskonalsza od mężczyzny. Posiada dar przekazywania życia, jest bardziej emocjonalna. Żaden ludzki mężczyzna nie jest w stanie kochać tak jak kobieta. Pod tym względem przypominają one anioła takiego jak Natiel. Żaden inny anioł nie kocha tak jak Stróż. To dar, który Natiel mógł dzielić z każdą ludzką kobietą, innymi Stróżami i samym Bogiem. One jednak zawsze będą tylko ludźmi. Nawet posiadając ten dar, nie będą w połowie takie jak anioły. Po prostu są czymś więcej.

Anioł jeszcze nie wiedział, co zrobić z demonicą, ale postanowił na razie ją ukryć w bezpiecznym miejscu. Przynajmniej do czasu, kiedy nie zorientuje się, kim ona właściwie jest. Jedyne bezpieczne miejsce, jakie znał, to opuszczony dom za miastem niedaleko lasu, który jakiś czas temu z rudery stał się przepiękną willą według ludzkich standardów, a wszystko za sprawą jego niebiańskiej mocy, jaką posiadał. Dom nie miał żadnych podłączeń elektrycznych, ani wodociągowych, ale dla anioła to nie był żaden problem. Wszystko przecież dało się załatwić. Od jakiegoś czasu ten dom był jego kryjówką, o której nie wiedział żaden z jego braci i żaden człowiek. Dom już dawno został zapomniany. Nikt się nie zapuszczał w jego pobliże. Był niemalże pewien, że jej się spodoba to miejsce.

Stworzył dla niej prosty pokój z jednym łóżkiem, szafą i biurkiem z komputerem bez podłączenia do sieci. Nie mógł pozwolić na to, żeby ktokolwiek się o niej dowiedział, a zwłaszcza o tym, że jej pomógł. I bez tego miał kłopoty.

Natiel swoją mocą sprawił, że w całym domu zrobiło się ciepło. Właśnie tego potrzebowała. Była przemarznięta. Anioł przez chwilę rozważył, czy jej nie rozebrać z tych mokrych ubrań, ale uznał, że to mogłoby się jej nie spodobać. Cała drżała, dlatego jeszcze raz użył swojej anielskiej mocy, by ją ogrzać i uzdrowić jej ciało. Przesuwał delikatnie dłonią po jej czole, szyi, ramionach i nogach, czując jak moc przenika do każdej kolejnej części jej ciała. Po całym procesie okrył ją szczelnie Puchową, miękką kołdrą, żeby na nowo nie zmarzła. Teraz pozostawało tylko czekać. Za parę godzin powinna się obudzić.

Anioł żałował, że nie może z nią zostać. Czuł się teraz poniekąd za nią odpowiedzialny, jakby była jego podopieczną. Ale nią nie była. Mimo to jego instynkt Stróża dawał o sobie znać po całych pięćdziesięciu latach, gdy był pozbawiony możliwości wykonywania swojego zadania. I nie mógł powiedzieć, że nie tęsknił za poczuciem troski, jakim obdarzał każdego człowieka, który był pod jego opieką. Dawno nie czuł się tak dobrze. Był w swoim żywiole.

Niestety Kamael za trochę zacznie go szukać, bo długo nie wracał do swoich braci. Rozdzielili się, żeby znaleźć drugiego zbiega i on go znalazł, ale go nie zabił, tak jak nakazał mu to jego dowódca. Co miał mu powiedzieć, kiedy już przed nim stanie? Może, że nie zabił demona, bo ten się go bał i z nim nie walczyć? Przecież Kamael go wyśmieje i powie, że jest mięczakiem, który już dawno nie powinien obejmować stanowiska anioła. Kamael z chęcią patrzyłby na to, jak Stwórca pozbawia Natiela skrzydeł i strąca do Piekła. Natiel wiedział, że Kamael za nim nie przepada. Ale mimo to musiał się z nim zobaczyć, bo to byłoby gorsze od skłamania aniołowi z chóru Potęg. Będzie musiał powiedzieć, że nie znalazł drugiego Kambiona. I zdawał sobie z tego sprawę, że kłamiąc, tylko się pogrąża przed samym Bogiem. Bo jeżeli nawet Kamael w niczym się nie zorientuje, nie ukryje swojego uczynku zakrawającego na grzech przed Ojcem Niebieskim, który wie wszystko i widzi wszystko.

Natiel spojrzał na dziewczynę z troską, klęcząc przy łóżku, na którym leżała. Złapał kosmyk jej marchewkowych wilgotnych włosów i go powąchał. Jej zapach naprawdę przypominał sukuba, ale także człowieka. Jej aura też była mieszanką obu tych rodzajów. Na szczęście nabrała już cieplejszych kolorów na twarzy, co oznaczało, że z tego wyjdzie. Wcześniej była prawie sina od zimna, a teraz na jej piegowatych policzkach wykwitły zdrowe rumieńce. Pamiętał też zielono-jadeitowy odcień jej oczu, kiedy na niego patrzyła ze strachem tam w lesie. Uznał wtedy, że nie widział jeszcze żadnego człowieka, który byłby tak piękny. A ona była piękną, chyba najpiękniejszą kobietą, jaką do tej pory widział i nie mógł wyjść z zachwytu.

Niestety musiał już iść. Napisał piórem na kartce wyrwanej z jednego ze swoich notat-ników, które miał w tym domu tak na wszelki wypadek, wiadomość. Zwykle takie rzeczy nie były mu potrzebne, ale jak się okazało, czasem się przydają.

Wyszedł z domu, zabezpieczając to miejsce przed okiem istot nadprzyrodzonych, a właściwie tych, które nie pochodzą z Ziemi. Chciał mieć pewność, że nic nie grozi tej dzie-wczynie, nieważne kim była. Był teraz za nią odpowiedzialny.

Miejsce, w którym był umówiony z aniołami, z którymi był na akcji, znajdowało się po drugiej stronie miasta, więc miał spory kawałek do przebycia. Ludziom zawsze zajmowało to bardzo długo, ale on nie miał takich problemów. Latając, zawsze jest się wszędzie szybciej, zwłaszcza że podróżował w innym wymiarze między światami. Stamtąd było widać miasto z lotu ptaka, ale w rzeczywistości wcale go tam nie było. Na dowód tego, gdyby jakiś ptak lub samolot leciał właśnie w tym miejscu, gdzie on był, przeniknąłby przez niego jak przez ducha, czy coś podobnego.

Anioły już były na miejscu przed nim. Wszyscy. A to oznaczało, że czekali na niego i mógł mieć przez to kłopoty, bo miał się nie oddalać zanadto. Złamał przyrzeczenie.

- No wreszcie! - zwrócił się Kamael do Natiela, gdy ten wylądował, dołączając do kręgu, który tworzyli. - Myśleliśmy już, że nas opuściłeś, bracie. Ale skoro jednak tego nie zrobiłeś, zakładam, że znalazłeś demona i się go pozbyłeś, mam rację?

Natiel nie odpowiedział od razu. Wiedział, że musi skłamać i nie czuł się z tym dobrze, ale nie miał w tej chwili wyboru, jeśli chciał nadal być aniołem. Oczywiście ryzyko było bardzo duże, więc musiał uważać. Zbyt dobrze znał Kamaela. Wiedział, że jeśli tylko trochę się zawaha, będzie miał wielkie kłopoty.

- Jak najbardziej.

Kamael podszedł do niego i spojrzał mu głęboko w oczy.

Wszystkie anioły są do siebie pod pewnymi względami podobne. Oczywiście, przybierając ludzkie postacie, zawsze miały skrzydła. Wyjątkiem są jedynie archanioły, które unoszą się nad ziemią i promieniują niebiańskim światłem pełnym złotych, białych i srebrnych refleksów. Wszystkie miały oczy, w których zawsze uchwyciło się złotą barwę i połysk, a w nie-których sytuacjach nawet błękit nieba. Mieli też postać dobrze zbudowanego mężczyzny, rzadko kiedy kobiety. Natomiast znaki szczególne to indywidualna sprawa każdego z aniołów. Na przykład Kamael miał brązowe proste, równo ostrzyżone włosy sięgające mu do ramion. Jego zielonozłote spojrzenie ciskało gromy w każdego, kto tylko znalazł się na jego drodze.

Natiel zawsze uważał swojego brata z chóru Potęg za fanatyka jeśli, chodzi o Prawo. Zawsze przestrzegał go surowo, nie dopuszczał nigdy nawet najmniejszego jego naginania, by osiągnąć cel - nieważne było, czy słuszny. Bóg nigdy nie wtrącał się w ich sprawy, z wyjątkiem tej jednej wieki temu. Właściwie po buncie wszczętym w Niebie przez Lucyfera, wyznaczył wszystkim szczególne zadanie i raczej nie ingerował. Dlatego Natiel bał się Kamaela. Wiedział, że jeśli ten uzna go za winnego czegokolwiek, będzie mógł się pożegnać z powrotem do Domu. Nigdy nie ujrzy Raju.

Kamael przekrzywił głowę w sposób, w jaki tylko on potrafił i się uśmiechnął do swojego brata.

- Zaczynam zastanawiać się, czy nie wystąpić o skrócenie twojej kary, Natielu, do archanioła Michała - powiedział. - Odkąd jesteś z nami, zawsze udaje nam się wykonywać za-dania bez problemu. Kto by pomyślał, że zwykły Stróż będzie lepszym wojownikiem od nas. Zawsze myślałem, że Stróże do niczego się nie nadają z tym swoim miękkim sercem, z którym przypominają te małpy. - Roześmiał się serdecznie, po czym zamilkł na chwilę. - Może zechciałbyś do nas dołączyć? Do chóru Potęg? Byłbyś mile widziany w naszych szeregach.

Natiel chyba zapomniał języka w gębie, bo nie wiedział, co odpowiedzieć. Uznanie Kamaela było czymś niesamowitym. Jakoś nie mógł sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek kogokolwiek pochwalił. Z całej wypowiedzi Kamaela nie spodobał się Natielowi brak szacunku dla ludzi, który okazał nazywając ich małpami. Natiel nie potrafił i nie nawet nie chciał tego zrozumieć ani tolerować, ale musiał zachować kamienną twarz.

- Zastanów się nad moją propozycją - ciągnął dalej Kamael - bo nie będzie trwała wiecznie. Aż takiej cierpliwości nie mam. Potem pójdę do Michała i wszystko dokładnie uz-godnimy. Nigdy dotąd nie spotkałem się z żadnym Stróżem, który potrafiłby tak sprawnie po-sługiwać się bronią.

Natiel rozejrzał się po twarzach pozostałych aniołów - Nuriela, Ithuriela i Sandalfona. Wszyscy troje byli niewzruszeniu, ale Natiel wiedział, że nie są zadowoleni z tej perspektywy, dokładnie jak on sam. Do tej pory żaden anioł nie zmienił swojego przeznaczenia. Potęgi miały za zadanie chronić świat przed złem, archaniołowie sprawowali anielski rząd, ale dla wszystkich było oczywiste, że są najlepszymi wojownikami z najlepszych. Z kolei Stróże tacy jak Natiel mieli opiekować się ludźmi, a raczej ich duszami, bo na Ziemię z samej Otchłani przychodzą demoniczne zwierzęta, żeby się nimi pożywiać. To się nie zdarza często, ale zdarza. Jednak częściej do zadań Stróżów należy ciche naprowadzanie ich na właściwą drogę prowadzącą do Królestwa Niebieskiego niczym Muzy, które wspomagają ich kreatywność.

- Obiecuję, że się zastanowię, Kamaelu, nad twoją propozycją - odpowiedział mu najpoważniej, jak tylko potrafił, Natiel.

 

**~**~**~**~**

 

Otworzyłam oczy. Jasne światło wpadające przez uchylone światło mnie oślepiło. Zamrugałam ociężałymi powiekami. Musiało być już południe - słońce wisiało wysoko na niebie, jeśli w ogóle zimą wschodzi wysoko. Przetarłam sennie oczy i ziewnęłam, otwierając przy tym usta tak szeroko, że mogłabym połknąć słonia. Poczułam powiew zimnego powietrza na ramieniu, więc obróciłam się na drugi bok i podciągnęłam na swoją głowę puchową, satynową kołdrę, która pachniała nowością...

- Zaraz, chwileczkę? - pomyślałam, nagle przytomniejąc. - Nowością??

Energicznie zerwałam się z łóżka do pozycji siedzącej i wyrżnęłam głową o jakąś półkę, której według mojego mniemania nie powinno być w tym miejscu. Coś z niej spadło i potrzaskało się w zetknięciu z podłogą, lecz nie byłam w stanie zebrać swoich myśli do kupy, żeby przejąć się tym zanadto.

Siedziałam na bardzo wygodnym łóżku. Pościel była miękka w dotyku, pieściła delikatnie skórę. Rozejrzałam się wokół. Nad moją głową z półki zwisało białe, długie pióro emanujące dziwnie uspokajającą energią. Zwróciłam na nie uwagę, bo połaskotało mnie w policzek i skroń. Na podłodze leżały odłamki potłuczonego porcelanowego naczynia, a pod drzwiami niewielki dywanik. W kącie stała szafa z jasnego drewna, obok biurko. Na suficie wisiał prosty żyrandol w kształcie kuli z okrągłą dziurą od spodu. Surowe, białe ściany sprawiały, że nie czułam się w tym miejscu najlepiej. Pokój przypominał ten, w którym spędziłam większość swojego życia z siostrą. Przypominał dzieciństwo. Brakowało tylko drugiego łóżka należącego do Sabiny, plakatów z naszymi ulubionymi rockowymi zespołami na ścianach i gitary, na której kiedyś grałam.

Serce podeszło mi do gardła. Przełknęłam je z trudem, walcząc z zawrotami głowy i cisnącymi się do oczu łzami. To nie był najlepszy pomysł, by zaraz po przebudzeniu płakać. Westchnęłam z ulgą, kiedy udało mi się nieco uspokoić.

Zsunęłam nogi z łóżka i stałam, omijając szczątki stłuczonego naczynia. Nie mogłam rozpoznać, czym było ono wcześniej, ale nie miało to właściwie znaczenia. Zbliżyłam się do biurka, bo moją uwagę przykuła niewielka kartka wyrwana z jakiegoś zeszytu lub notesu formatu A5. Wzięłam ją do ręki.

- Czuj się jak u siebie. N... - głosił starannie wykaligrafowany napis na kartce. Oczami wyobraźni ujrzałam sunące po papierze pióro z czarnym atramentem, które ściskały palce mojego wybawcy. Litera S miała dumnie wysunięty do przodu brzuch; stała tuż obok swych braci i sióstr, pokazując, że to ona jest tu najważniejsza.

Na moich ustach mimowolnie pojawił się nieśmiały uśmiech, który szybko zniknął, gdy przypomniałam sobie powód, dla którego się tutaj znalazłam. Poczułam narastające mdłości na wspomnienie, jak jedna z zakapturzonych postaci ścięła głowę mojego przyjaciela. I jeszcze ten zapach palonego ciała, który rozszedł się po mieszkaniu...

Przyłożyłam dłoń do ust, hamując odruch wymiotny. Wypuściłam z ręki kartkę i rozejrzałam się dookoła. W kącie stała szafa. Bez cienia zastanowienia podeszłam do niej i otworzyłam ją. Nie mogłam zostać tu ani chwili dłużej. Niemal wypowiedziałam nieświadomie tę myśl na głos. Stanęłam jak wryta, kiedy ujrzałam w środku damską garderobę. Sprawdziłam kilka bluzek i spodni. Wszystkie miały mój rozmiar. To wszystko wyglądało tak, jakby było przygotowane specjalnie dla mnie. Nie miałam jednak czasu, by się nad tym dłużej zastanawiać i sięgnęłam po pierwsze lepsze ubrania i założyłam je na siebie. Skarpetki znalazłam na samym dnie szafy w pudełku. Włosy zebrałam na bok, przeczesując je tylko palcami. Złapałam za klamkę, ale przypomniało mi się, że nie mam na nogach żadnych butów, a wcale nie uśmiechało mi się znowu paradować po śniegu bez nich. Na szczęście zauważyłam jakieś trampki tuż koło szafy. Nie było to najlepsze obuwie na taką porę roku, lecz lepsze to niż nic. Włożyłam je na nogi i wybiegłam z pokoju, nie przejmując się tym, że nie mam kurtki ani szalika czy rękawiczek. Miałam to w nosie. Wcześniej uciekałam w piżamie, więc chyba teraz nie było aż tak źle. Przynajmniej miałam teraz buty na nogach i cieplejsze odzienie.

"Muszę stąd wyjść, muszę stąd wyjść jak najszybciej" - myślałam gorączkowo. Mój oddech stał się nierówny i płytki od strachu i adrenaliny, które wciąż narastały we mnie niczym poziom wody wlewanej do szklanki.

Prawie dopadłam drzwi wejściowych (a przynajmniej miałam nadzieję, że to właśnie drzwi wejściowe), gdy niespodziewanie on zmaterializował się przede mną. Wpadłam na niego z impetem, odbiłam się od jego klatki piersiowej. Spojrzałam w jego przeszywające mnie na wskroś złoto-błękitne oczy przerażona. Szybki odwrót i już gnałam w drugą stronę po schodach na górę z powrotem do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i najszybciej, jak tylko się dało, podstawiłam pod klamkę krzesło (jak na złość nie zamontowano zamka z kluczem). Rzuciłam się w stronę okna, otworzyłam je i przerzuciłam przez nie nogi, siadając na parapecie. Spojrzałam w dół i zakręciło mi się w głowie. Prawie spadłam.

"Boże, jak tu wysoko" - pomyślałam z przestrachem, zastanawiając się, czy jednak nie zrezygnować z tej drogi ucieczki. Moje ciało przeszywał raz za razem dreszcz spowodowany lękiem i chłodem, który owiewał mnie, rozwiewając zmierzwione i posklejane w strąki włosy, jakby chciał mnie złapać w swoje lodowate ramiona.

Do drzwi zaczął dobijać się anioł, jeśli w ogóle był aniołem - po tym, co widziałam, nie byłam już tego taka pewna.

- Nie uciekaj, proszę! - dobiegł mnie głos tłumiony przez drewnianą przeszkodę. - Chcę ci tylko pomóc, obiecuję! Nie mam wobec ciebie złych zamiarów!

- Ta, jasne - mruknęłam sarkastycznie pod nosem w odpowiedzi. - A ja jestem Królewną Śnieżką. Z miłą chęcią przyjmę twoją bezinteresowną pomoc, potworze.

Nabrałam do płuc zimnego powietrza i zsunęłam się ostrożnie z gzymsu. Zanim poleciałam w dół, poczułam narastającą moc anioła, która rozwaliła drzwi na drzazgi w chwili, gdy skoczyłam. Spadałam ku ziemi, usiłując za wszelką cenę czegoś się złapać, lecz moje wysiłki spełzły na niczym. Potargałam tylko bluzkę i obdarłam sobie ręce o chropowaty mur. Gruba warstwa śniegu zamortyzowała upadek, jednak nie na tyle, by nie zabolała mnie pupa. Z jękiem się podniosłam, odgarniając włosy z twarzy i biegiem puściłam się przed siebie na oślep, nie wiedząc dokąd w ogóle biegnę. Nie ważne dokąd, ważne, aby najdalej od tego miejsca. Musiałam tylko dostać się do cywilizacji, do ludzi, których jak na złość nie było w pobliżu.

To była istna pustynia, co jakiś czas mijałam pojedyncze krzaki i drzewa, które zaczynały powoli zmieniać się w las. Niestety w większości była to otwarta przestrzeń, gdzie z łatwością anioł mógł mnie dopaść.

No i nie pomyliłam się!

Coś uderzyło mocno w moje plecy, aż poleciałam do przodu, padając na twarz w śniegu. Na szczęście nie najadłam się go znowu. Obróciłam się na plecy, a anioł stał nade mną, jego skrzydła rzucały na mnie złowrogi cień. Złapał mnie za poranioną rękę i podniósł do góry, stawiając mnie na równe nogi, jakbym była szmacianą lalką, a nie człowiekiem. Usiłowałam się wyrwać z uścisku, ale był zbyt silny.

- Puść mnie, ty... ty szatański pomiocie! - wrzasnęłam prosto w jego twarz. To było jedyne, co przyszło mi wtedy do głowy. Jakby tego było mało, nagrabiłam sobie jeszcze bardziej.

Zostałam spoliczkowana z taką siłą, że o mały włos znów nie leżałam w śniegu. Udało mi się utrzymać równowagę, a moja ręka była wolna. Nie trzymał mnie już. Usłyszałam, jak coś mi w szczęce chrupnęło, lecz nie poczułam aż tak wielkiego bólu, by mieć pewność, czy żadna kość w niej nie została złamana.

Spojrzałam na niego z nienawiścią, masując swój obolały policzek. Wilgotne od śniegu włosy przyklejały się do mojej twarzy. Miodowe oczy anioła ciskały we mnie błyskawice, niemal piana toczyła się z jego pyska niczym u psa ze wścieklizną.

- Jak śmiesz porównywać mnie do tego zdrajcy, Lucyfera?! - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Znów złapał mnie za łokieć i pociągnął za sobą w stronę domu, z którego uciekłam. Tym razem w geście anioła nie było za grosz delikatności jak wcześniej. Powlókł mnie w stronę budynku wyglądającego na dom bogaczy, chociaż nie należał do tych ogromnych, które widuje się w filmach. Podjazd był przed nim nieodśnieżony. - Na twoim miejscu zastanowiłbym się dokładnie, kto z nas dwojga jest tu tak naprawdę pomiotem szatańskim.

Przełknęłam głośno ślinę, jakby właśnie w tej chwili prawda dotarła do mojego umysłu, choć podejrzewałam to od dawna. Nie byłam człowiekiem, a on miał rację. Z nas dwojga, to ja jestem zła, a przynajmniej jestem tą gorszą.

Wściekłość anioła mnie przerażała. Trzęsłam się jak osika, zlękniona tym, co może mi zrobić. Widziałam przecież, jak walczył. Mógł w każdej chwili pozbawić mnie życia tak, jak uczynił to z tymi, którzy byli w moim domu podczas nalotu aniołów.

Weszliśmy do środka, nie dbając o to, że kapie ze mnie woda, że mam ubłocone i ośnieżone buty. Nie protestowałam, kiedy ciągnął mnie do kuchni i usadził na krześle (swoją drogą bardzo wygodnym).

- Co ty sobie wyobrażasz, głupia dziewczyno?! - Jego krzyk był na tyle głośny, że dom prawie zatrząsł się w posadach. Byłam zaskoczona jego wybuchem podobnie, jak on sam był tym zaskoczony. Przez chwilę milczał. Może czekał na moją odpowiedź, jednak nie miałam pojęcia, co miałabym powiedzieć, zwłaszcza że nie do końca wiedziałam, o co pytał. Anioł wziął głęboki oddech, po czym mówił już spokojniej. - Usiłuję cię chronić przed Potęgami, a ty dobrowolnie pchasz się w ich ręce, usiłując stąd uciec. Tu jesteś bezpieczna, bo mam na ciebie oko i nikt nie wie o istnieniu tego miejsca, córo Lilith.

Spuściłam potulnie głowę. Jego słowa miały sens. W końcu, gdyby chciał mnie zabić, zrobiłby to w chwili, kiedy mnie znalazł tam w lesie ze złamaną nogą i całkowicie bezbronną.

- Przepraszam - powiedziałam ze skruchą. Nie wiedziałam, co innego mogłabym w tej chwili powiedzieć.

Nastała chwila krępującej ciszy. Czekałam na ciąg dalszy karcenia mnie przez anioła, lecz się tego nie doczekałam. Podniosłam więc wzrok i spojrzałam na niego. Anioł uśmiechnął się do mnie.

- Pewnie jesteś głodna - powiedział, usiłując być gościnny, czym znowu mnie zaskoczył. - Od wczoraj nie miałaś nic w ustach. Na co masz ochotę? - spytał.

Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego szeroko otwartymi oczyma, nie dowierzając w to, co się dzieje. Istota doskonalsza ode mnie... niebiańska istota... chce mnie nakarmić...

Gdy tylko pomyślałam o jedzeniu, mój żołądek odpowiedział za mnie, wydając przeraźliwy dźwięk, a ja usilnie starałam się nie śmiać. To pewnie była moja reakcja na stres. Anioł zajrzał do lodówki i wyjął z niej jakiś placek. Ukroił kawałek, podał go na talerzyku, a resztę schował z powrotem.

- Zjedz to, proszę. Spałaś bardzo długo, potrzebujesz cukru i energii. Czy potrzebujesz czegoś jeszcze? - zapytał. Jego troska o moje potrzeby naprawdę mnie zadziwiała.

Spojrzałam na swój talerzyk. Przede mną na stole stał spory kawałek sernika z rodzynkami i kawałkami brzoskwini. Nie specjalnie przepadałam za rodzynkami, natomiast uwielbiałam brzoskwinie. Cóż, może to nie najlepsza pora na deser, zwłaszcza że nie jadło się nawet śniadania, ale wiedziałam, że właśnie tego potrzebuję. Miałam wrażenie, że przez nerwy i adrenalinę spaliłam mnóstwo kalorii i potrzebowałam się doładować. Byłabym głupia, gdybym nagle odmówiła czegoś tak smakowitego i, co najważniejsze, słodkiego.

- Dziękuję - mruknęłam pod nosem - na razie niczego więcej nie potrzebuję - i zabrałam się za jedzenie ciasta palcami.

- Jak ci na imię? - spytał anioł, gdy przełknęłam ostatni kęs i odsunęłam talerzyk od siebie, oblizując swoje palce.

Przyjrzałam się aniołowi chyba po raz setny w ciągu bardzo krótkiego czasu. Moje spojrzenie było podejrzliwe, to nie podlegało najmniejszej dyskusji. Miał mnie zabić, a zamiast tego, uratował mnie i na dodatek był dla mnie uprzejmy i miły... zbyt miły. Aż rzygać się od tego chce. Nadal nie wiedziałam, czy mogę mu ufać, jednak w jego oczach było coś, co zapewniało mnie o jego lojalności.

- Nikola - odpowiedziałam w końcu cicho lekko zachrypniętym głosem.

- Nikola - powtórzył za mną jak echo anioł w zamyśleniu. - To piękne imię. Oznacza "tą, która zwycięża dla ludu" albo "zwyciężczyni". Być może Stwórca powołał cię do czegoś wielkiego, Nikolo. Ja noszę imię Natiel - przedstawił się, skłaniając mi się w staroświeckim stylu.

Dziwnie było oglądać Natiela w takim wydaniu. Miał na sobie zwykłe znoszone dżinsy i ciemną koszulkę z krótkim rękawem, na którą zarzucił ciemnobrązową skórzaną kurtkę, w której na plecach miał wycięte dwie pionowe równoległe do siebie dziury. Zapewne miały przez nie wydostawać się jego skrzydła. Włosy miał w lekkim nieładzie, grzywka opadała mi na oczy. Wyglądał jak normalny człowiek. Tylko jego oczy nie były ludzkie...

Natiel zrobił mi gorącej herbaty, którą przyjęłam z wdzięcznością po tak słodkim serniku.

- Kim jest Lilith? - spytałam, gdy przypomniało mi się, że nazywa mnie ciągle "córą Lilith". Chciałam wiedzieć, dlaczego. - Dlaczego nazwałeś mnie jej córką?

Anioł spojrzał na mnie i usiadł naprzeciw mnie na drugim krześle. Zapowiadała się dłuższa opowieść. Między nami pozostał tylko ten pięknie zdobiony stół, przy którym mogły usiąść spokojnie co najmniej cztery osoby.

- Właściwie w prostej linii jesteś jej wnuczką - zaczął opowiadać historię. - Lilith była pierwszą kobietą żyjącą na Ziemi, która posiadała duszę, pierwszą żoną Adama, jeszcze zanim Bóg stworzył Ewę. Lilith to kobieta równa mężczyźnie, ponieważ została ulepiona z gliny jak Adam. Miała dokładnie takie same prawa co mężczyzna. Tymczasem Ewa powstała z żebra Adama, więc miała być mu posłuszna w przeciwieństwie do Lilith. Wszystko zaczęło się od tego, gdy Adam chciał posiąść Lilith, a ona nie pożądała go tak samo. Uważała, że nie będzie posłuszna swojemu mężowi i nie pozwoli się poniżyć i wykorzystać w ten sposób. Dlatego opuściła Eden, co przypłaciła gniewem bożym i straciła tym samym swoje człowieczeństwo. Po ucieczce dołączyła do Lucyfera, który wszczął bunt w Niebie i skusił Ewę, by skosztowała owocu z Drzewa Poznania Dobra i Zła. Lucyfer uczynił Lilith swą królową, stała się jego kobietą i kochanką. Teraz jest demonem, dostała nieśmiertelność, a wszystko po to, by kusić przez całą wieczność swoim wdziękiem i cudowną urodą, której nie otrzymała żadna inna ko-bieta na świecie. Jej dzieci, a raczej istoty przez nią stworzone, to sukuby i inkuby, a ty jesteś córką inkuba i śmiertelniczki.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ta opowieść była rodem z filmu biblijnego. Początki świata, Eden, pierworodny grzech, pierwsi ludzie... Jakoś nie chciało się to wszystko ułożyć w mojej głowie w logiczną całość.

- Więc kim? Czym ja właściwie jestem? - spytałam, bo uznałam, że powinnam to właśnie zrobić. - Dlaczego te całe Potęgi mnie tak bardzo nienawidzą, że chcą mojej śmierci? - Cała drżałam, bo uświadomiłam sobie, w jak dziwnej i nierealnej sytuacji się znalazłam.

- Hm? - Zastanawiał się nad odpowiedzią. - W zasadzie nie wiem, jak cię nazwać - odparł po chwili anioł. - Męskiego potomka inkuba nazywa się Kambionem, ale ty jesteś kobietą. To wielka niespodzianka dla nas wszystkich. Do tej pory nie słyszałem o tym, by owocem takiego związku była dziewczynka. Sukuby z kolei są bezpłodne, chociaż wiele legend mówi inaczej. Wydaje mi się, że to sprawka samej Lilith, która z zazdrości odebrała płodność sukubom, ponieważ sama nie może mieć potomstwa. A jeżeli chodzi o "te całe Potęgi" - powtórzył moje słowa, jakby chciał mnie przedrzeźniać - jest to chór anielski odpowiedzialny za utrzymanie ładu na świecie. Nie obraź się, ale jesteś wybrykiem natury, do którego Stwórca nie powinien był dopuścić. My - anioły - was nie nienawidzimy. Dostaliśmy wyraźny rozkaz z góry, by zgładzić istoty niosące zgorszenie i będące obrazą dla naszego Pana.

- Więc dlaczego mnie oszczędziłeś, skoro niosę zgorszenie i jestem obrazą dla Boga? - zapytałam cicho, niepewna tego, czy w ogóle chcę znać odpowiedź na to pytanie. Obawiałam się jej. Z tego, co właśnie usłyszałam, wynikało, że przeznaczona mi jest śmierć. Nie chciałam chyba znać powodu, dla którego wciąż żyję.

- No cóż... - Natiel po raz kolejny szukał odpowiednich słów, by wszystko wyjaśnić mi tak, abym zrozumiała. Być może też nie chciał mi mówić wszystkiego. Wyglądało na to, że nie tylko ja odczuwam tutaj brak zaufania. - Sam nie wiem, dlaczego tak postąpiłem. Już trzymałem ostrze przy twojej szyi i miałem pozbawić cię życia. Potem jednak spojrzałem w twoje oczy i ujrzałem... - urwał raptownie.

- Co takiego ujrzałeś? - Instynktownie wyciągnęłam rękę przez całą szerokość blatu i położyłam swoją dłoń na jego dłoni, która drgnęła nerwowo pod dotykiem moich palców. Przez chwilę miałam wrażenie, że zabierze swoją rękę, jednak tego nie zrobił. Patrzył tylko na moją smukłą dłoń. - Co jest we mnie takiego wyjątkowego, że postanowiłeś mnie oszczędzić? - zadałam pytanie.

Nie zauważyłam, kiedy po moim policzku popłynęła łza. Anioł spojrzał na mnie z troską.

- Ujrzałem twoją duszę - odpowiedział poważnie Natiel. - Niezależnie od tego, jakie jest twoje ciało, jakie zdolności posiadasz, masz ludzką duszę, co czyni z ciebie człowieka. Naprawdę przykro mi z tego powodu, że przez nas straciłaś tak wiele.

Zrozumiałam aluzję zawartą w jego ostatnim zdaniu. Chodziło o Sabinę?

- C-c-co z moją siostrą? - zająknęłam się. Gardło mi się zacisnęło z żalu. Nie wiem, nawet po co zadałam to pytanie. Przecież znałam na nie odpowiedź, a brzmiała ona tak:

- Ona nie żyje.

Słowa anioła jeszcze długo brzmiały w mojej głowie. Resztę dnia spędziłam w łóżku, płacząc i zastanawiając się, co by było, gdybym nie zostawiła siostry samej...

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Weronika 26.07.2014
    Przepiękne
  • Maja Cieślak 27.07.2014
    Dziękuję bardzo ;)
  • Weronika 18.08.2014
    Kiedy następne?
  • Maja Cieślak 09.09.2014
    Ciężko mi powiedzieć, kiedy dodam rozdział trzeci, bo w chwili obecnej pracuję nad dopracowaniem innej mojej historii. Poza tym mam naprawdę bardzo mało czasu, ponieważ pracuję i chodzę do szkoły. Na portalu społecznościowym facebook możesz znaleźć moją stronę, na której zamieszczam systematycznie informacje na temat powieści, nad którą obecnie pracuję. Mam zamiar spróbować ją wydać.
  • NataliaO 20.02.2015
    Też czekam na dalszą część. Przeczytałam wszystko na spokojnie wcześniej, od początku do końca świetna historia. 5:) Powodzenia w pisaniu.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania