Poprzednie częściKambion#1 - Prolog

Kambion#1 - Rozdział 3

Nikola nie wiedziała, jak długo tak krzyczała, mając w swoim ciele ten niewyobrażalny ogień ze swojego snu. Szybko jednak przestała w chwili, gdy tylko wyrżnęła o coś głową boleśnie, przeturlała się po łóżku i, zwijając się w kołdrę jak naleśnik, spadła z niego pod stół.

– Cholera! – zaklęła pod nosem, jęcząc.

Będę miała guza – pomyślała, wyswobadzając rękę spod kołdry i masując miejsce nad czołem, gdzie uderzyła o jakąś półkę. Niezgrabnie wyplątała się z uścisku pierzyny. – Gdzie ja, u licha, jestem?

Rozejrzała się dookoła, wciąż ze skrzywionymi ustami i zmarszczonym czołem. To, że siedziała obecnie na podłodze i nabiła sobie ogromnego guza na głowie, już wiadomo, jednak nie w tym była cała rzecz. Zastanawiało ją, gdzie się znajdowała. Zdaje się, miała problem z pozbieraniem myśli i przypomnieniem sobie tego, co się działo i jak się tu znalazła. W pierwszym odruchu pomyślała, że musiała być naprawdę gruba impreza, skoro wylądowała w takiej melinie, nie wiadomo, gdzie. Potem obrazy minionych wydarzeń napłynęły do jej ociężałego umysłu niczym plaga zatruwająca jej głowę.

– Sabina. – Z ust dziewczyny dobył się szept, a jej spojrzenie nagle stało się puste. Rozglądała naokoło, oceniając otoczenie i przypominając sobie wszystko po kolei z najmniejszym szczegółem.

Do jej mieszkania wtargnęły skrzydlate istoty przypominające anioły, jednak nie była pewna, czy aby faktycznie nimi były. Te stwory wyglądały niemal tak jak na tych wszystkich głupich obrazkach religijnych, dlatego ciężko było jej w nie uwierzyć. Prędzej była skłonna dać wiarę temu, że znajomi dosypali jej jakiegoś świństwa do drinka, przez które miała omamy, a potem wywieźli gdzieś na odludzie, by zrobić jej wyjątkowo nieprzyjemny kawał.

Niestety wspomnienia zdawały się być nadto żywe w jej głowie, by uznać je za majaki.

Coś ją zaatakowało. Coś ją goniło i chciało zgładzić. Równie dobrze mogły być to anioły. Z drugiej jednak strony, dlaczego miałyby chcieć jej zrobić krzywdę?

Wstała z zimnego betonu, zwinęła kołdrę w kłębek i rzuciła ostentacyjnie na trzeszczące ze starości łóżko.

Domek, w którym się znajdowała Nikola, zdawał się być drewniany. Nie do końca była tego pewna, wnioskowała to jedynie po spękanych i odpadających w niektórych miejscach płytach gipsowych, gdzie przezierały dziury między dechami i belami. Dobywało się przez nie arktyczne powietrze, aż dziewczynę przeszył dreszcz, gdyż była wciąż w swojej cieniutkiej piżamie.

Jak długo spałam? – zastanawiała się poważnie.

Rozejrzała się dookoła. Koło łóżka znajdował się drewniany, obdarty fotel, a na nim damskie ubrania, jakby przygotowane specjalnie dla niej. Dalej obok fotela znajdował się stary piec kaflowy, w którym palił się ogień.

Nikola podeszła do niego, by ogrzać swoje dłonie. Niestety ciepło nie utrzymywało się w pomieszczeniu, więc wzięła do ręki pierwszy lepszy łaszek z fotela.

Była to czarna bluzka z cienkiego, przewiewnego materiału. Niezbyt się nadawała na ten chłód panujący wokół, jednak lepsze to, niż nic. Na szczęście była tu jeszcze sportowa bluza, dżinsy i zimowe botki z kożuchem w środku.

Dziewczyna przyłożyła ubrania do siebie, by je zmierzyć i odkryła, że wszystkie są dokładnie w jej rozmiarze. Uniosła w górę brwi ze zdziwienia. Ktokolwiek je tu zostawił, z pewnością myślał właśnie o niej.

Czystej bielizny niestety nie było, lecz w sumie może to i lepiej. Dziwnie by się czuła z myślą, że ktoś trzymał w ręce bieliznę, którą miałaby potem nosić. Jeszcze gorzej, gdyby ktoś jej kupował tą bieliznę. Z drugiej jednak strony wiele by dała za świeże, czyste majtki, bo czuła, że te, które ma na sobie są już mocno zużyte.

No nic – pomyślała. – Warto jest wykorzystać okazję i po prostu stąd wiać.

Tak też właśnie uczyniła. Niestety zdążyła się tylko ubrać i przeczesać palcami długie, splątane i tłuste już włosy. Usłyszała skrzypnięcie drzwi.

Wzdrygnęła się. W jej żyłach zawrzała adrenalina, a swoimi nadnaturalnymi zmysłami odczytała obecność tej istoty, która dała jej schronienie w tej chacie i uratowała ją przed zamarznięciem na śmierć. Nie miała jednak żadnej ochoty na jakąkolwiek konfrontację z istotami z piekła rodem.

Biegiem zerwała się do białych obdrapanych drzwi, przesuwając pod nie wspomniany wcześniej fotel, aby nikt nie dostał się do środka. Musiało być w tym budynku przynajmniej jeszcze jedno pomieszczenie, gdyż wcześniejszy dźwięk dochodził zza tych drzwi, które zabarykadowała Nikola. Dziewczyna cofnęła się o kilka kroków, natrafiając na przeszkodę, którą okazał się równie stary, co reszta mebli w pomieszczeniu, stół i obserwowała uważnie wejście. Klamka się poruszyła. W nagłym odruchu Nikola rozejrzała się wokół w poszukiwaniu jakiejś drogi ucieczki.

Okno.

Pochylając się nad łóżkiem, złapała za klamkę drewnianej okiennicy. Na nieszczęście Nikoli nie śmiała nawet drgnąć, by umożliwić wydostanie się z pułapki. Szarpnęła ją mocniej, ale to nic nie dało. Anioł wciąż usiłował się dostać do środka, jednak przeszkoda dobrze torowała mu przejście. Nikola obejrzała się za siebie i dostrzegła, że nie zostało jej wiele czasu na ucieczkę, gdyż drzwi raz za razem przepychane przez anioła, odsuwały po trochu ciężki fotel. Wskoczyła więc w buciorach w pościel na pryczy i najmocniej, jak tylko potrafiła, kopnęła w okno, wyrywając je z framugi. Kilka razy powtórzyła tę czynność, by utorować sobie drogę ucieczki. Połamane deski okiennicy wypadły na zewnątrz z rumorem. Nikola przełożyła jedną nogę przez wyłamaną z zawiasów futrynę i wyskoczyła na zewnątrz dokładnie w tej samej chwili, w której anioł dostał się do pomieszczenia. Zdawało się, że usłyszała siarczyste przekleństwo padające z jego ust. Nie oglądając się za siebie, dziewczyna pognała do przodu, omijając po drodze drzewa i krzaki zasypane śniegiem.

Nikola nie wiedziała, dokąd w ogóle biegnie. Pragnęła jedynie dotrzeć do cywilizacji, jak najdalej od tej istoty. Miała świadomość, że uratował jej życie przed niechybną śmiercią, aczkolwiek najpierw przybył po nią, by ja zlikwidować. Nie znała motywów, dla których darował jej życie, jak i nie znała także motywów, dla których chciano ją w ogóle zabić.

Serce waliło jej w piersi jak oszalałe. Ledwo mogła złapać oddech przez to lodowate powietrze wdzierające się do jej wnętrza, zadając ból w jej drogach oddechowych. Krew i adrenalina gotowały się w niej żywym ogniem.

Dziewczyna nie miała na sobie kurtki, ale podczas szaleńczego biegu nie było jej wcale zimno, poza tym kurtka ograniczałaby znacznie swobodę jej ruchów, utrudniając przy tym ucieczkę. Czuła całą sobą, że anioł wciąż za nią podąża i jej szuka.

Ha! Zdecydowanie dobrym pomysłem była ucieczka przez las! – Cieszyła się w duchu, a na jej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech.

Nikola biegła tak długo, jak tylko mogła, niestety musiała co jakiś czas skrywać się za jakimiś krzakami, oprzeć dłonie o kolana i schylić się, by nabrać powietrza i odetchnąć nieco. Gardło ją bolało coraz mocniej i miała świadomość tego, że długo nie wytrzyma tak wielkiego wysiłku, chociaż nie narzekała na brak kondycji.

Usłyszała jakiś szelest gałęzi krzewów w pobliżu i dostrzegła ruch, po czym znowu była w biegu. Anioł podążał jej śladem, będąc dosłownie kilka kroków za nią. Raz nawet poczuła, że jest na tyle blisko, że prawie ją złapał, gdy ponownie odpoczywała. Sytuacja ta powtórzyła się kilkakrotnie, albo i jeszcze więcej, a zmachana dziewczyna miała coraz to mniej sił do ucieczki.

Boże, czy ten las kiedyś się skończy? – zastanawiała się, gorączkowo łapiąc w usta kolejne hausty mroźnego powietrza.

Rudowłosa nie miała już sił. Zwolniła swój szaleńczy bieg do zwykłego truchtu, po czym już tylko szła, słaniając się na nogach. W śniegu ciężko jej było się poruszać, a przed oczami tańczyły jej ciemne plamy. Pot lał jej się po karku i czole strumieniami, ochładzając ciało. W momencie zrobiło jej się całkiem zimno, w oczach wszystko zaczynało wirować. Drżała na całym ciele.

Nikola nie dziwiła się wcale, że tak nagle opadła zupełnie z sił, gdyż sama nawet nie wiedziała, jak wiele czasu spędziła w chacie zupełnie nieprzytomna. Od bardzo wielu godzin nie miała w ustach nic pożywnego, więc w jej przypadku zdawało się być oczywiste, że zasłabnie, zwłaszcza po tak wielkim wysiłku fizycznym. Na dodatek całkowicie zaschło jej w ustach, a gardło piekło od środka niemiłosiernie od lodowatego powietrza, którego się na wdychała.

Dziewczyna już niemal padała na twarz, ryjąc stopami w śniegu. Oddychała ciężko i zbierało jej się na wymioty. Mimo swojego osłabienia, wciąż odczuwała bardzo wyraźnie aurę anioła, będącego w pobliżu. Zdawała sobie sprawę z tego, że skoro ona go ciągle wyczuwała, on także dostrzegał jej obecność w okolicy.

– Aaach!

Nikola nagle runęła w przepaść w głośnym krzykiem dobywającym się z jej obolałego gardła. Przeturlała się w dół po stromym gruncie ocierając się boleśnie o wystające korzenie, kamienie i ostry zlodowaciały śnieg. Potargała przy tym swoje nowe ubranie i nabiła sobie wiele siniaków, które z pewnością nie dadzą jej przez bardzo długi czas spokoju. Jakby tego było mało, na sam koniec wpadła prosto w wielki krzew, a jedna z jego odnóg przebiła jej bok na wylot. Gałąź trzasnęła niemiło, łamiąc się w chwili, gdy przebiła ciało biednej dziewczyny.

– Niech to szlag! – zaklęła, obracając się na bok, by podnieść się na klęczki. Adrenalina i szok spowodowany niespodziewanym wydarzeniem sprawiły, że ból jeszcze nie zawładnął nią doszczętnie i mogła wykonać ten ruch. – Ten dzień nie mógł się lepiej skończyć. Eh…

Cudownie po prostu! – pomyślała. – Jak widać powtórka z rozrywki!

Jęknęła z bólu. Spojrzała na swój obolały bok i dopiero teraz dotarło do niej, co się stało. Sama nie wiedziała, co było gorsze – gruba gałąź przebijająca jej brzuch, czy złamana noga, gdy uciekała przed aniołami z siostrą. Całe ubranie było podziurawione i umazane w błocie i krwi. Jeżeli w chatce nabiła sobie guza, teraz wyglądała, jakby wpadła w bagno, co nie mijało się tak bardzo z prawdą.

Nie wiedziała, jak się wyplątać z tych krzaków, a zdawało się, że całe jej ciało było podrapane gałęziami, które miejscami powbijały się w jej odzież. Cieszyła się, że nie miała dalej na sobie swojej piżamy, którą tak uwielbiała, bo chyba umarłaby, gdyby to ją tak potraktowała. Wiedziała jednak, że zapewne już nigdy jej na siebie nie włoży, no ale cóż.

Nagle na górze, z której spadła, usłyszała trzepot skrzydeł, a aura anioła podążającego jej śladem uderzyła w świadomość Nikoli mocniej niż kiedykolwiek dotąd. Dziewczyna zdawała sobie sprawę z tego, że anioł musi być bardzo na nią wkurzony za to, że mu zwiała.

Nikola poczuła, że jest osaczona. Nie mogła się uwolnić, ani nawet poruczyć zbytnio cała obolała. Serce podeszło jej do gardła. Była w pułapce.

Skuliła się w sobie i skryła w krzakach, pojękując cicho z bólu. Nie wykonywała już potem żadnego ruchu, żeby nie zdradzić swojego położenia, ale nie miała zielonego pojęcia, czy to cokolwiek jej da. Tak bardzo chciała się schować, albo nawet stać się całkiem niewidzialna po to tylko, by nikt jej nie znalazł, a w szczególności anioł, który w jej mniemaniu chciał ją skrzywdzić. Starała się ze wszystkich sił skurczyć do swojego wnętrza całe swoje jestestwo, nie zdając sobie sprawy z tego, że korzysta właśnie ze swoich magicznych zdolności, których nie poznała dokładnie.

Nikola nie wiedziała, jak długo tak siedziała z zaciśniętymi powiekami, stękając z coraz to gorszego bólu w jej boku. Małe gałązki krzewu powbijały jej się w tyłek i plecy, lecz to akurat po dłuższej chwili przestało jej zupełnie dokuczać. Rudowłosa czuła, że jest jeszcze słabsza niż wcześniej.

Zaczynało się ściemniać, a aura jej prześladowcy wyparowała bez śladu.

Nikola spróbowała się poruszyć, jednak uniemożliwił jej to przeszywający ją na wskroś w jej boku ból. Jęknęła cicho. Odnogi krzewu poprzebijały jej ubranie i podrapały skórę, powodując, że dziewczynie ciężko było się uwolnić, tak się zaplątała. Przy każdym ruchu odczuwała maleńkie ukłucia gałązek na swoich plecach. Zacisnęła więc zęby i wyszarpnęła się z nich. Krzyknęła z bólu, a po policzkach popłynęły jej gorące łzy. Prawie upadła na ziemię.

Wyglądała strasznie – potargane, przemoczone w śniegu i krwi ubranie, rozczochrane i ubłocone włosy, twarz, na której wykwitły wypieki od wysiłku i mrozu. Do tego przekrwione i spuchnięte od łez i zmęczenia oczy.

Wykrwawiała się powoli. Była tak obolała, iż zdawałoby się, że po Nikoli przejechał walec, nie szczędząc jej cierpienia.

Zastanawiała się, co zrobić z gałęzią w swoim boku.

Złapała ją delikatnie, ale nie była w stanie powoli jej z siebie wyciągnąć. Znowu w jej oczach zabłysły łzy bezsilności. Kilka wdechów pomogło jej się nieco uspokoić, po czym, nie myśląc o tym, co właściwie robi, złapała w mocny uchwyt dłoni grubą gałąź i jednym sprawnym ruchem pociągnęła, wyrywając ją z siebie. Krzyk dziewczyny poniósł się echem po lesie. Bezwładnie opadła na ziemię, ryjąc dłońmi w śniegu.

– Chryste, jak to boli! – zawyła w rozpaczy.

Krew z jej boku lała się teraz niemal strumieniem. Ściągnęła drżącymi rękami z siebie poszarpaną bluzę, zawijając ją w rulon i zawiązując ją w pasie, by zatamować krwotok. Nie miała zamiaru tu zginąć, nawet jeśli brakowało jej siły, by się podnieść z klęczek i ruszyć dalej.

Nikola spojrzała w górę. Pomyślała, że nie będzie łatwo się wspiąć na szczyt, lecz musiała chociaż spróbować. Gdyby tylko nie była tak poturbowana, z pewnością górka nie stanowiłaby dla niej najmniejszego problemu, niestety rzeczywistość malowała się w ponurych barwach. Miała dopiero dwadzieścia lat. Pieprzone dwadzieścia lat! I zawsze głęboko wierzyła w to, że dożyje przynajmniej pięćdziesiątki. Niestety ta wiara gasła w jej oczach z każdą kolejną sekundą.

Spróbowała się podnieść, łapiąc się za obolały bok, ale upadła z powrotem na ziemię. Miała nogi z waty, ledwo mogła się ruszać. Skrzywiła się z bólu, jednak postanowiła się nie poddawać, póki starczy jej na to sił. Wstać nie mogła, więc przeczołgała się do wzniesienia trochę na klęczkach, trochę odpychając się nogami od ziemi, gdy brakowało jej werwy. Złapała się gałęzi i spróbowała podciągnąć, a ta złamała się z trzaskiem. Złapała więc drugą i wtedy udało się jej podciągnąć, jak należy. Pomagała sobie przy tym nogami.

– Boże, dlaczego mnie to spotyka? – jęknęła, bo ból nie dawał nawet na chwilę o sobie zapomnieć.

Oddychała ciężko. Brakowało jej sił, energia w zastraszającym tempie znikała z jej wnętrza, jakby wysysana przez mroczne myśli kłębiące się coraz natarczywiej w jej umyśle. Zawroty głowy powróciły ze zdwojoną siłą. Wiedziała, że straciła mnóstwo krwi, w końcu cały śnieg w niej był umazany, a Nikolę coraz bardziej przytłaczała myśl, że jeszcze chwila, a wyzionie tu ducha.

– Oddychaj. Oddychaj spokojnie, Nikola, i nie poddawaj się, bo musisz przeżyć – powtarzała z coraz to większą wściekłością w głosie, by dodać sobie pewności siebie i odnaleźć w sobie motywację do działania. – Dasz radę. Przeżyj, musisz przeżyć. Dla swojej siostry. Dla Sabiny!

Obraz jej siostry przed oczami dodał jej siły, spełniając tym samym swoje zadanie. Może i nie wydawało się być aż tak dobrym pomysłem wspominanie zmarłej siostry, jednak jeśli to miało pomóc w osiągnięciu celu, to czemu nie? Złość i wściekłość na cały świat z pewnością pomagał.

Sabina…

Nikola nie wyczuwała jej swoimi zmysłami, tak jakby nigdy Sabiny nie było w jej umyśle. Fakt, że miała ten dziwny sen, w którym Sabina miała się okazać najgorszym z możliwych potworów, nie zmieniał zupełnie nic. To był tylko i wyłącznie zwykły koszmar, który nic nie znaczył, nawet jeśli zdawał się być tak rzeczywisty i realny, jak gdyby to miało być prawdą. Nie wierzyła w to, że jej własna siostra mogłaby chcieć jej śmierci, to było niemożliwe.

Nikola załkała cicho i złapała się wyżej, podciągając się jeszcze bardziej w górę. Musiała walczyć z całych sił, po prostu musiała i już! Nie było innej możliwości.

– Przeżyj! Musisz przeżyć! – powtarzała jak mantrę bez ustanku.

Raz za razem rudowłosa podciągała się wyżej i wyżej, łapiąc to za gałęzie, to znów za kamienie wystające spod śniegu. Krzywiła się i jęczała przy każdym ruchu, ale pięła w górę dalej bez przerwy.

Nikola przysięgła sobie w duchu, że gdy tylko uda jej się wydostać z tej nieszczęsnej pułapki, dowie się, co dokładnie się wydarzyło i dlaczego te istoty pragnęły jej końca. Zaprzysięgła im zemstę. Przyrzekała sobie, że dopadnie każdego. Każdego po kolei! I zabije ich wszystkich tak, jak oni zabili jej bliźniaczkę. Zrobi to, choćby miało jej to zająć całe życie. No i z pewnością nie będzie miała dla niech serca, skoro oni nie okazali go dla niej i jej siostry.

Z tą myślą dotarła na sam szczyt. Udało się! Padła w śnieg jak długa, obracając się na plecy. Musiała przez chwilę odpocząć, bo zmachała się nie na żarty. Bok ją bolał jeszcze bardziej i poczuła mdłości targające ją od środka. Wzięła kilka w wdechów.

Niestety nie udało jej się powstrzymać zawirować w żołądku, który wywinął salto w jej brzuchu boleśnie.

– Choler… – wyrwało się z jej ust, gdy w te pędy podniosła się do pozycji siedzącej, nie zważając na żaden ból, i zaczęła wymiotować pod siebie.

Nikola zaniosła się kaszlem, wypluwając pokłady żółci przemieszanej z krwią. Krew nie była dobrym znakiem, gdyż to oznaczało, że jest w gorszym stanie, niż przypuszczała. Tych płynów było w niej niepokojąco dużo, jak gdyby wypiła litry wody przed całym tym zajściem. Słono-kwaśny posmak w jej ustach sprawił, że na chwilę suchość w jej ustach przestała być tak dokuczliwa.

Dziewczyna dostała silnych dreszczy, gdy wypluła z siebie wszystko, co mogła. Oddychała ciężko i przełykała ślinę z resztami rzygowin co chwila. Starała nie dać się pokonać narastającej panice w jej sercu, które waliło w piersi jak młot. Zarzygała chyba całe ubranie i kosmyki włosów, w jej nozdrza dostawał się nieprzyjemny ostry zapach wymiocin, przez co znowu dostawała mdłości. Chyba nigdy tak mocno nie drżała na całym ciele, co w tamtej chwili i zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że nie było to jedynie wynikiem przemarznięcia do szpiku kości. Nie mogła się opanować.

Wstała ostatkiem sił, opierając się o drzewo. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i omal nie straciła przy tym przytomności, osuwając się bezwładnie po korze. W porę jednak pokonała to uczucie na chwilę, by nie zemdleć. Stojąc na miękkich i drżących nogach odepchnęła się od podpieranego drzewa, by z impetem wpaść na drugie. Ból całego ciała tylko narastał, pozbawiając jej resztek siły do walki. Kręciło jej się w głowie, a przed oczami tańczyły mroczne cienie.

Nienawidziła lasu. Nienawidziła przyrody, nigdy nie chciała z nią obcować. Dzika zwierzyna łażąca gdzieś w ciemnościach napawała ja niepokojem, co chwila słyszała gdzieś w pobliżu jakiś szelest i modliła się przy tym, by nic na nią nie napadło w mroku. Nie miała siły na to, by uciekać przed sarnami, wilkami, dzikami, czy co tam jeszcze się pałętało o tej porze w środku lasu. Mroźny wiatr poruszał złowrogo koronami drzew, przyprawiając ją dodatkowo o dreszcz grozy. Wśród drzew zawsze gubiła orientację w terenie, nie wiedziała, czy w ogóle pnie do przodu, czy wraca w stronę chatki.

Nikola bez ustanku szła przed siebie, powłócząc w śniegu nogami. Chwilami nie wiedziała, co się wokół niej dzieje, tracąc co rusz poczucie rzeczywistości. Szła, bo tak należało. Szła, by dostać się do świata ludzi. Załzawione oczy nie poprawiały widoczności ani trochę.

Sama nawet nie wiedziała, w którym momencie drzewa na jej drodze się skończyły. Nagle światła reflektorów ją oślepiły, a zaraz potem usłyszała ogłuszający klakson samochodu, który z piskiem opon zatrzymał się dosłownie o kilka centymetrów od niej. Szok sprawił, że na chwilę odzyskała jasność umysłu. Oparła się dłońmi o maskę jasnego samochodu, wstrzymując powietrze w płucach. Przełknęła ślinę przerażona.

– Boże drogi, nic ci nie je… – Chłopak wysiadł pośpiesznie z samochodu, zatrzaskując za sobą drzwi. Zatrzymał się obok oniemiałej dziewczyny i przerwał wypowiedź, gdy tylko ją ujrzał.

Nikola stała osłupiała, opierając się maskę samochodu, ale głos który usłyszała wyrwał ją z odrętwienia. Znała ten głos. Znała go aż nadto dobrze, by nie zorientować się, kim był jej niedoszły zabójca. Uniosła głowę i spojrzała w jego oczy, choć przez oślepiające światła nie mogła ich przecież dojrzeć. Ona jednak wiedziała, że mają one zielonkawobrązową barwę, w której od lat była bez pamięci zakochana.

Wtem zrobiła się Nikoli słabo, a zawroty głowy powróciły, jakby na znak, że tym razem może się już im poddać, bo znalazła cywilizację i była już bezpieczna. Wiedziała też, że są one efektem utraty dużej ilości krwi.

– Nikola? – powiedział chłopak, a jego głos wyrażał chyba jeszcze większe osłupienie niż to, które ogarnęło wcześniej Nikolę. – Boże, Nikola, to ty! To naprawdę ty!

Młody chłopak objął ją w pasie, nie zdając sobie chyba sprawy z tego, w jakim była opłakanym stanie, a ona stęknęła z bólu. Naprawdę próbowała patrzeć mu w oczy, ale ona już tak naprawdę nic nie widziała, nie mogła.

Serce w piersi dziewczyny urosło do takich rozmiarów, że chyba nie mieściło się w jej piersi. Nie pomylił jej. Nigdy nie pomylił Nikoli z Sabiną, chociaż były jak dwie krople wody. Wystarczyło, że spojrzał w jej oczy i już wiedział, że to ona. Zawsze to wiedział.

– Krystian. – Dobyło się jeszcze w jej ust chrapliwie, po czym przed jej oczami nastała zupełna ciemność.

Odpłynęła.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Paradise 17.12.2017
    Zajrzałam z ciekawości i prawie jednym tchem przeczytałam wszystkie części :D bardzo ładnie piszesz, opisy emocji są mega no i długość rozdziałów jak najbardziej mi odpowiada, bo im dłuższe tym lepsze :D fajny pomysł, na pewno będę śledzić :) zostawiam 5 i czekam na więcej :) życzę weny :)
  • Maja Cieślak 12.01.2018
    Dziękuję ;) Sama mam nadzieję, że weny mi nie braknie, gorzej z czasem, niestety... Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania