Poprzednie częściKapitan Mad - Rozdział 1

Kapitan Mad - Rozdział 2

Mad po wyjściu z budynku, od razu wyczuła w powietrzu zapach Tortugi.

Alkohol wymieszany z uczuciem radości i wygranej, bowiem to właśnie tutaj, na Tortudze, piraci zaprzepaszczają pieniądze, które otrzymali z napadów. Tak, to tutaj mogą najeść i napić się do syta, a także wszczynać bójki z kim zapragną bez obawy przed ucięciem głowy przez strażników.

 

Jej celem było, aby zobaczyć, czy nikt nie ukradł jej statku, bowiem to było możliwe.

Słońce stało w miejscu na niebie, a chmury sprawiły, że niebo było jeszcze ładniejsze, co skutkowało, że piraci zaczęli spędzać czas na dworze.

Ruszyła więc przed siebie zastanawiając się nad możliwością znalezienia ogromnej, śmiercionośnej ośmiornicy.

Spojrzała w lewo, patrząc na piratów w karczmie, którzy zdążyli już się do siebie rzucić z furią.

Gdyby Mad nie miała niczego do roboty, z chęcią by do nich dołączyła i natłukła komuś, pijąc piwo.

Mad zdecydowanie miała duże serce, lecz nie oznaczało to, że w dziewczynie nie płynęła piracka krew. Przynajmniej miała taką nadzieję. Zawsze wyobrażała sobie swoich rodziców jako piratów i jej babcię, która miała dobre serce.

 

Gdy przechodziła koło budynku służącego do czegoś w rodzaju sklepo-baru z jedzeniem, ktoś chwycił ją za ramię i wciągnął do środka.

Mad nie miała wątpliwości kto to był i tylko uśmiechnęła się pod nosem.

- Jake, kopę miesięcy - powiedziała podniesionym głosem i jej wzrok powędrował tuż na twarz młodego chłopaka.

Miał rozczochrane, średniej długości kręcone włosy, zielone oczy i świeżo zapuszczony zarost. Nosił na sobie białą koszulę z kołnierzem, a także spodnie ze skóry. Był wyższy o Mad jakieś cztery centymetry i miał bliznę na prawym, dolnym policzku. Trzeba było przyznać, że był przystojny jak na pirata. Na jego twarzy malował się chytry uśmiech.

- Od kiedy to JEJ KAPITANKA zaszczyca Tortugę swą obecnością? - spytał z wyraźnym sarkazmem.

Mad z kocią miną pacnęła go po głowie i rozejrzała się po wnętrzu, do którego została zaprowadzona.

Ona i jej kumpel stali w miejscu, gdzie wieszało się kurtki. Sam bar był drewniany z byle jak poprzestawianymi stolikami i śmieciami po kątach.  

Mad była już tutaj nie raz, więc przypomniała sobie klejące kufle i butelki, które serwowano gościom. Nawet talerze były klejące!

„Bar Syrenie Flaki” jak miło jest powrócić!

Niektórzy z gości pijących piwo łypali wzrokiem na nowo przybyłych gości stojących w drzwiach, a reszta zachowywała się, jakby w ogóle ich nie zauważyła.

Mad znów spojrzała na Jake’a, który zdecydowanie zmienił się od czasu, kiedy ostatni raz się spotkali.

Gwałtownie chwyciła go za twarz i spojrzała na zaschniętą, czerwoną szramę.

- No nieźle, coś nawywijał tym razem? - spytała unosząc brew i oglądając okaz z różnych stron.

- Długa historia - odparł z wyraźną niechęcią.

- Mieszasz na farmie, więc zapewne znowu z bykami walczyłeś. Prawda?

- Nie, walczyłem z Krakenem - odpowiedział sarkastycznie, lecz tym razem nie rozbawiony. Zawsze gnębiło go to, że nie jest prawdziwym piratem i nie wypływa na morze.

Mad także spochmurniała, gdy tylko usłyszała słowo „Kraken”.

- Raczej nie. Kraken należy do mnie - powiedziała chłodno.

- O czym ty mówisz? - zaśmiał się Jake, a wtedy podszedł do nich wielki i muskularny szef baru.

 

- Nie stójto tok w drzwioch fojtłopty - mruknął obcym akcentem spod fasady grubych i gęstych brązowych włosów na jego twarzy, znanej jako broda.

 

- Już idziemy Coleman, nie martw się - wyszczerzył się Jake i chwycił Mad za ramię, aby wejść głębiej do baru, jednak ta stanowczo stanęła.

 

- Nie mogę zostać, muszę iść na statek i zakomunikować coś mojej załodze - stwierdziła z żalem w głosie.

- To świetnie, mów co to za informacja, którą chcesz zakomunikować - powiedział krótko Jake.

- Nie jesteś w mojej załodze - Mad spojrzała na niego spode łba.

- Ale mógłbym być.

Mad westchnęła i skrzyżowała ramiona, a gdy opadły, Jake z lekkim zakłopotaniem podrapał się po karku.

 

 

Ten chłopak był w tym samym wieku co ona, a zachowywał się jak jej młodszy brat (którego nie miała).

- Zgadnij czemu jestem na Tortudze - westchnęła.

- Żeby odpocząć?

- Nie. Przysłała mnie tutaj Rada Piracka, żeby usunąć mi rangę kapitana.

 

Jake po usłyszeniu tego, wydał z siebie głośny wdech, wyraźnie był zszokowany.

- Nie jesteś już kapitanką? - spytał załamany, łapiąc się za głowę.

Głowy w barze odwróciły się w ich kierunku, ale Mad się tym nie przejęła.

- Rada zlitowała się nade mną - odparła ponuro - Mam tylko jeden warunek: Muszę zrobić coś, czego żaden pirat do tej pory nie zrobił. Ja zadecydowałam, że zabiję Krakena.

 

W całym budynku nastąpiła cisza, wszyscy patrzyli się na nią z rozwartymi oczami. Najwyraźniej nikt do tej pory nawet nie zachęcił się do tego, aby popłynąć w tereny, gdzie ten legendarny stwór żyje.

Twarz Jake'a przypominała teraz białą, świeżo co pomalowaną ścianę.

- Chyba... nie mówisz poważnie - wykrztusił wystraszony. Spojrzał na ponurą twarz Mad i zrozumiał, że nie żartuje.

- Wisz, że popełniosz samobójstwo, dziewucho? - wtrącił się szef baru.

Kapitanką oparła się o ścianę i westchnęła.

- To jedyny sposób - stwierdziła gorzko i spojrzała na piratów, którzy wpatrywali się w nią z zainteresowaniem. Gdy spostrzegli, że Mad się na nich patrzy, odwrócili głowy zakłopotani.

Dziewczyna znowu powróciła do pozycji stojącej.

- Muszę iść - powiedziała i wyszła z baru na słońce.

 

Tortuga miała długą, prostą alejkę z piasku, którą łatwo było dojść na port. Właśnie w tamtą stronę kierowała się Mad i nie mogła się doczekać, gdy w końcu wejdzie na statek. Pomimo, że będzie przypominał jej o wyzwaniu, jakie ją czeka, to i tak właśnie okręt pozwalał jej się zrelaksować.

Mad poczuła, jak do jej butów jakimś cudem zaczyna wdzierać się piasek i zaczęła grymasić. Westchnęła głęboko, a następnie poprawiła włosy i przyspieszyła chodu.

 

Już niedługo potem, Mad zauważyła drewniany port z dużą ilością statków.

Niektóre pięły się wysoko z okazałymi masztami i powiewającymi flagami, a jeszcze inne miały wrażenie, że zaraz zatopią się i już nie będzie można ich wyciągnąć.

Piraci krzątali się i wynosili ze swoich okazów beczki z piwem i jedzeniem, a jeszcze inni czaili się w cieniu, bacznie obserwując własności innych, jak gdyby zaraz mieli je okraść.

Jednak Mad nie zwracała na nich uwagi, tylko od razu przykuła wzrok na średniej wielkości, przycumowany statek o jasnobrązowym drewnie i pięknych według niej białych żagli. Na boku wraku był tekst napisany czerwoną farbą głoszący: „The Greedy Princess - wł. Kapitan Mad”.

Spojrzała na pokład i zauważyła majtków, którzy pomywali podłogę. Gdy zauważyli swoją “szefową” posłali jej salutowania.

Mad już miała się uśmiechnąć, ale przypomniały jej się oskarżenia rady wobec niej i odsalutowała im z lekkim grymasem na twarzy.

Weszła na deski portu, które zatrzeszczały złowrogo i podeszła do swojej własności wchodząc po szerokiej desce.

Gdy wykonała ostatni krok, ujrzała przed sobą czysty, dobrze zaprojektowany pokład. Miejsce było szerokie. Z tyłu okrętu były szerokie schody prowadzące na pokład, a na środku statku były powiewające żagle w różnych miejscach, które połączone były z czarnymi linami. Na samej górze powiewała bandera piracka - biała czaszka na czarnym tle.

Do Mad podszedł łysy mężczyzna, zdecydowanie powyżej trzydziestu lat.

Miał na sobie ubraną postrzępioną koszulę i krótkie spodnie. Był to jeden z majtków z którymi Mad rozmawiała bardzo rzadko. Kapitanowie niezbyt często komunikowali się z najniższą rangą na statku, jedynie, gdy wydawali polecenia.

 

- Pani kapitan… - nieśmiało skinął głową - Jakieś rozkazy?

 

Mad popatrzyła się na niego chwilę i zmarszczyła brwi. Nie wiedziała, czy jest gotowa. Stała, nic nie mówiąc i poklepała go po ramieniu ku jego zdziwieniu, a następnie weszła na górne schody znajdujące się na pierwszym piętrze statku z którego widziała cały pokład. Wszyscy majtkowie, którzy pucowali dokładnie najmniejszą szczelinę, spojrzeli w górę na kapitan, która oparła łokieć o ster.

 

- Pani kapitan chce chyba coś powiedzieć! - krzyknął sprzątacz, z którym Mad spotkała się chwilę temu.

Tym razem z większą uwagą skupili się na niej. Wiedzieli, że teraz Mad powie, gdzie wybierają się tym razem.

 

Dziewczyna westchnęła.

 

Poczuła nagły smutek wiedząc, że majtkowie są zmuszeni wypłynąć z nią wszędzie, nawet, gdy to czyste samobójstwo.

 

- Dzisiaj miałam spotkanie z Radą Piratów. Niestety, ale prawie wyrzucili mnie z mojej posady. Aby utrzymać ją, zadeklarowałam, że… Zabiję Krakena - powiedziała jak najgłośniej, by każdy na statku mógł ją usłyszeć.

 

Załoga wymieniła między sobą spojrzenia, które zawierały szok i strach. Kto nie byłby przerażony? Mad w pełni rozumiała, ale potrzebowała załogi. Zresztą czuła, jakby na karku miała zimny dotyk Rady, która obserwuje jak zachowuje się w stosunku do załogi.

 

- Przyszykujcie wszystko do drogi. Jared? Gdy wszystko będzie gotowe, kieruj ster na Ocean Atlantycki Południowy. Zrozumiano?

 

Mężczyzna o muskularnym ciele, które pokryte było tatuażami, zszokowany wolno pokiwał głową.

Załoga myślała, że jej kapitan zwariowała. Jednak jej twarz zachowywała powagę jak najbardziej twardą. Wyglądało na to, że tak skończy się ich życie. To ich ostatni kurs.

 

Mad odeszła od steru i skierowała się do burty. Zamierzała sprawdzić, jaki stan zapasów posiadają. Gdy trafiła na korytarz, skierowała się do drzwi z napisem “materiały”. Ujrzała zapakowane już prędzej jedzenie, ubrania i inne rzeczy, których potrzebowali.

 

Nagle zauważyła, jak jedno z okien w pomieszczeniu jest niedomknięte, więc szybko podeszła naprawić ten błąd. Dotknęła okna, gdy nagle na zewnątrz pojawiła się głowa Jake’a, który trzymał się na dolnej belce przyczepionej pod portem. Był zwinny. Jego twarz była tak samo poważna, jak kapitanka.

 

- Płynę z tobą - wypalił od razu, zanim Mad zdążyła otworzyć usta.

 

Dziewczyna od razu spojrzała na niego z politowaniem, jednak on nie miał zamiaru odpuścić.

 

- Ile się znamy? - zapytał retorycznie.

 

Mad położyła rękę na biodrze i niezadowolona przekręciła oczami.

 

- Długo - mruknęła.

 

- Pięć lat! - doprecyzował. - Sama wiesz, że świetnie radzę sobie w walce.

 

- Nie chcę cię narażać, to samobójcza misja - odparła sztywno Mad, udając, że półka leżąca obok ją interesuje. Zaczęła poprawiać na niej worki z jedzeniem.

 

- Błagam, po raz pierwszy chcę poczuć się jak pirat. Bohaterem nie jestem, porządnym piratem też nie… Jestem tylko zwykłym złodziejaszkiem! A chciałbym być kimś więcej - mówił Jake, wpatrując się co robi Mad, jednocześnie próbując utrzymać balans na belce.

 

Kapitanka poczuła się głupio, bowiem wiedziała jak bardzo męczył go ten temat. Zmarszczyła brwi i potarła skroń, zamykając oczy. Po chwili otworzyła, patrząc na chłopaka.

 

- Podaj mi jakiś powód, dla którego miałabym to zrobić - wycedziła niemalże przez zęby.

 

- Podałem przed chwilą dwa… Niech będzie. Po trzecie, nie masz oficera, który przekazywał by załodze polecenia, PO CZWARTE, jesteśmy przyjaciółmi. Jeśli zajdzie taka potrzeba, umrę z tobą.

 

Mad spojrzała na chłopaka.

 

Jej oczy zaszły mgłą i ponownie zbliżyła się do okna, chwytając kij od miotły.

Po chwili wsunęła go przez okno, a następnie szturchnęła nim Jake'a, który stracił równowagę i wpadł do wody.

 

Dziewczyna wychyliła się przez okno i spojrzała w dół, widząc swojego znajomego wyraźnie zdezorientowanego, który chlapał w wodzie.

 

- Wchodź na statek, płyniesz z nami - oznajmiła bez emocji i zamknęła okno.

Jake zaczął podpływać do brzegu.

 

- Nie zdziwiłbym się, jakby jej pełnym imieniem było „Madness”... - prychnął

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania