Kara - część pierwsza z dwóch (1/2)
Nazywam się Tomas Allen, mam trzydzieści dziewięć lat, pochodzę z ubogiej rodziny, lecz sam nie narzekam na brak pieniędzy. Piszę tą notkę z dwóch powodów. Pierwszy – mam nadzieję, że kiedyś znajdzie ją moja córka, przeczyta i wybaczy za wiele lat spędzonych z ojcem skurwysynem. Drugi – zawsze ja zadawałem ból, czasem nawet odbierałem życie, a dzisiejszej nocy czekam na własną śmierć.
Mam jeszcze chwile czasu, by naskrobać swe ostatnie prośby, życzenia, czy testament. Zamiast tego zdecydowałem, że opowiem tym, którzy znaleźli tę kartkę, historię wyjaśniającą, jak się tu znalazłem. Wiem, że większość wolałaby abym od razu przeszedł do sedna, jednak ma opowieść jest na tyle krótka, że przedstawię ją w całości.
Można powiedzieć, że całe życie byłem wielkim chujem lubiącym krzywdzić innych. Nie tylko cieleśnie, ale też psychicznie. Sprawiało mi to ogromną radość, choć nie wiem dlaczego. Może byłem socjopatą, a może psychopatą? Nie wiem i nie za bardzo mnie to obchodzi.
Ożeniłem się z piękną kobietą, która urodziła mi córeczkę, Amy. Kochałem je nad życie do czasu, kiedy ma żona odeszła. Zachorowała na raka mózgu, a gdy lekarze odkryli to cholerstwo, było już za późno. Od tamtej pory zacząłem surowo wychowywać Amy. Z początku dostawała tylko niegroźne klapsy za każde przewinienie, ale dorastając kary się powiększały, tak samo jak ilość blizn na jej plecach po bacie. Nigdy nie próbowała mi oddać. Siedziała lub leżała w bezruchu, a gdy „TO” się skończyło, biegła do pokoju i dopiero w nim pozwalała sobie na płacz. Wtedy zawsze mówiłem przez zamknięte drzwi „dzielna dziewczynka”, a ona cichutko płakała dalej siedząc na swym wygodnym łóżeczku, tak by sąsiedzi nie słyszeli. Wiedziała bowiem, że gdyby zadzwonili na policję lub do kuratorium, odebrano by mi ją, a ona poszłaby do rodziny zastępczej.
Nie chciała tego, a ja o tym wiedziałem. Kochała mnie bez względu na wszystko. Przecież pozostałem jej tylko ja.
Pewnego wrześniowego wieczoru, zaraz po odbyciu kary za pałę z religii, wybiegła, wycierając płynące po policzkach łzy, i krzyknęła na mnie:
- Nie możesz mnie bić! - Jej długie, ciemnobrązowe włosy opadały na oczy. Widocznie zgubiła gdzieś swą ulubioną opaskę. „No trudno, pomyślałem, drugiej już nie dostanie”. - Prawo zabrania cieleśnie karcić dzieci! - Cała twarz się jej naburmuszyła, a ręce, zaciśnięte w pięść, wygięły w tył, niczym u skoczka narciarskiego.
- Tego mogłaś się nauczyć, a z religii już nie?! - wykrzyknąłem, by dać do zrozumienia, że na jednej karze się nie skończy dzisiejszego wieczoru. - Od kogo się nauczyłaś takich słów? Cieleśnie? Gdybym cię nie znał pomyślałbym, że rozmawiam z wykształconą dziewczynką, która na pewno nie dostała pały z religii. - Naburmuszenie szybko znikło z jej twarzy, a dłonie się rozluźniły, jakby nagle doznała olśnienia, że nie może uczyć ojca, jak się postępuje.
- Mówił mi, że muszę się temu sprzeciwić – rzekła, a kąciki ust nagle jej opadły w szczerym smutku.
- Kto? Kto ci tak mówił? - dopytywałem się jak wściekły. - Komu powiedziałaś o naszym sekrecie?
- Nikomu, przysięgam. – Próbowała mnie przekrzyczeć.
- Chcesz, by cię zabrali?! Oddzielili nas od siebie?! Chcesz tego?!
- Nie! Kocham cię, tato! - powiedziała to takim tonem, że od razu przestałem krzyczeć, z lekka się uspokoiłem i ukląkłem przed nią, rozwierając ręce, by już po chwili przytulić mą śliczną księżniczkę. - On to widział i mówi, że tak nie można – wyszeptała mi do ucha.
- O kim ty mówisz? - Nie miałem już siły, by ponownie się wydzierać. Postanowiłem wydobyć z niej informacje na spokojnie. Cholernie ciężko grać dobrego i złego glinę, nie mając nikogo do pomocy.
- Pan Koszmar. Pomaga mi w lekcjach, opowiada bajki na dobranoc i bawi się ze mną – powiedziała to tak radośnie, aż wydawało mi się, że mówi prawdę.
- O czym ty mówisz? Jak koszmar może się bawić? Nie pomyliło ci się coś? - próbowałem ją jakoś przejrzeć, lecz uparła się na tego „Pana Koszmara”, a może „Pana Koszmaru”, nigdy nie miałem dobrej pamięci. Dziś już wiem, że mówiła o „Koszmarze”, tym samym, o którym śniłem przez całe moje dzieciństwo.
I nie były to wcale dobre sny.
Kończy mi się kartka, muszę dokończyć na innej. Chyba na drugim końcu korytarza widziałem ich masę. Gdybym z jakiegoś powodu nie dokończył powieści, zdradzę wam radę na przyszłość. Nigdy nie lekceważcie dziecięcych lęków, ponieważ dorośli też kiedyś byli dziećmi. Nigdy nie wiadomo kiedy lęk stanie się jawą, a jawa jest dla dorosłych jedynym prawdziwym koszmarem, z którego już się nie obudzą.
Bójcie się mężczyzny z szafy. Bójcie się monstra spod łóżka. Posłuchajcie płaczu dziecka, albowiem można w nim usłyszeć śmiech Pana Koszmaru.
Komentarze (38)
Ps. Wracasz?
Karo, na początku napisałeś: "mam nadzieję, że kiedyś znajdzie ją mój syn". Potem wspomniałeś, że główny bohater ma córeczkę Amy, a co z tym synem?
Masz ciekawy styl pisania. A i wracasz już do żywych? :D
Jestem ciekaw, czy jakbym wrzucił to z innego, nowo założonego konta, to czy więcej ludzi by czytało? jestem cholernie ciekaw, bo jak na razie niestety mam wrażenie, że większość zamiast czytać moje wypociny omija mój nick, bo "to ten chuj" i tak. :D
Oczywiście jestem wdzięczny Wam za to, że czytacie ;)
Zrobię tak, że wrzucę tutaj drugą część "Kary", ale następne moje teksty będą wrzucane z innego konta :D przynajmniej na razie. Jestem ciekaw czy ktokowiek mnie rozpozna :D
Chyba trochę faktycznie przesadziłeś z patetycznym zakończeniem, ale nawet mnie to jakoś nie razi - co więcej, mam wrażenie, że styl Ci się poprawia, ale może poczekam na tą drugą część, żeby mieć ogląd całościowy tej historii, oceny teraz nie zostawiam. :)
Nie wiem o co chodzi z "tym chujem", bo jestem nowa. Postaram się dowiedzieć, bo wydajesz się spoko xD
Jestem swego rodzaju chujem, ale takim, z którym można się spokojnie przyjaźnić ;)
P.S. Zachowanie postaci w tekście (prócz zadawania kar) wzorowałem głównie na sobie, a nie na psychopatach.
Powiedzmy, że Cię rozumiem xD
"Czekam na śmierć i chce opowiedzieć moją historię światu i nie mam, kurwa, czasu się rozpisywać."
Dzięki ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania