Pokaż listęUkryj listę

Kartki niepoukładane - 2 - Homo sapiens, quo ty gonisz?

Każdy o każdym z każdym, właściwie przy każdym napatoczeńcu. Gdzie podziały się rozum – kultura – powściągliwość? Brak mi już słów na wszystkie nonsensy i głupstwa popełniane codziennie przez Homo sapiens. Czy już żyję w innym świecie, skoro nie widzę ich olbrzymich problemów? Kłótnie są płytkie – sapiensy próbują dusić się nawzajem tlenem i topić w kałużach. Gniew jest dziecinny – o nic im nie chodzi, naburmuszone pyzy, ot co. Zemsta jest psikusem – słodki żarcik, zapomną o nim jutro.

Odcinam się od tego. Wolność. Czuję ją na każdym kroku. Szczęście. Chyba zaczęło mnie gonić. Cisza. Ale taka przyjemna. Samotność. Nie licząc bakterii. Lekkość. Jakbym latała – dosłownie…

Roztacza się przede mną trawa zielona, soczysta i błyszcząca, rosą tak chyba przebijająca. I to na mnie dziwnie jakoś wpływa, przypuszczać śmiem tak przynajmniej. Rzeczywistość cukierkowa, lukrowa, do rzygania, za przeproszeniem, nakłaniająca. Coś na firmamencie niebieskim, jasnym błękitem i bielą przeplatanym, pojawia się znienacka. Ni to ptak, ni ryba, jeśli me oko nie chybia.

Ludzie… Gońta się, za przeproszeniem w rzeczy samej. Zastanówta, jeśli umieta, bez obrazy oczywiście. Czy wyśta rozumy z całyma mózgowymi oponami powyjadali? Z wyrazami szacunku z mojej strony niewątpliwie – pytam. Żeśta życia innym zatruwać się nauczyli, ale żeby na was wióry i opary nie leciały, to już nie! Ukłony szczere składam, niskie w dodatku słusznym…

Raz, zwei, tri… I już moje zainteresowanie zjawiskiem ludzkości, problematyką jej i wieloma innymi aspektami przygasło. A czemuż to? Nie narzucając się, pytam. Obraz znika sprzed błękitnych moich oczu, a ta ciemność mieszająca uczucia wstępuje. A czemuż to? Koniec to czy początek to końca? Strachu, z barków mych zejdź! O… Dziękuję przeuprzejmie.

Miło było.

Zamentorzyłam w życiu przynajmniej, bynajmniej.

*

– Noż ku… Znowu mnie wywaliło.

Patrzę na zegarek – trzecia czterdzieści. Wyciągam spod poduszki mój zeszyt (znaleziony zresztą wczoraj z ostatkami nadziei) i długopis. No to zaczynamy. Taki i taki dzień, taka godzina. Opisuję dokładnie mój sen, nie chcąc ominąć żadnego szczegółu. Wszystko jest istotne.

– Może jutro przeniosę się na ten Escobar, Srobar… Bora Bora, o! Bez przygód tym razem.

Egzystencyja, filozofija… Dość tego. Boru, to ty to dziadostwo w śnie do mnie posłałeś? Żebym ja tak głupio gadała? Ja tak nawet nie myślę!

Zamykam oczy z dziwnym niepokojem. A no tak! Do pracy trza na ósmą. Trzy godziny snu… Myślę, że mogę sobie na nie pozwolić.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Kim 03.05.2018
    Witam.
    Podoba mi się ten zabieg: "Samotność. Nie licząc bakterii." - nasz bohater okazuje poczucie humoru, mimo że od pierwszych słów w tekście zdaje się bardzo gniewny i zbuntowany wobec świata :) Taka różowa krowa w stadzie, ten drobny fragment. Tekst mi się podoba. Gdyby owa postać stanowiła głównego bohatera jakiejś książki, to na pewno zaczęłabym ją czytać, mimo kilku błędów, które wkradły się do tekstu.
    Swoją drogą, zazdroszczę umiejętności zapamiętywania snów. Ja jej nie posiadam.
    Pozdrawiam. :)
  • Dziękuję bardzo za opinię! Pozdrawiam :)
  • Ciekawy opis uczuć targających człowiekiem. W grupie, przed drugą, nawet bliską osoba rzadko się tak do końca otwieramy, jeśli w ogóle.
    Dający do myślenie teksy.
    Pozdrawiam
  • Dziękuję bardzo! Kłaniam się!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania