Kaszubskie wesele, cz.4. Tabaka.
cd.
* * *
Wyszedł z lasku. W odległości kilkuset metrów zobaczył zabudowania nowej wsi, nad którymi górowała wąska iglica wieży kościoła. Oby to była ta wioska, cel jego długiej wyprawy.
Wątpliwości szybko się rozwiały, jak dym z papierosa. Po kilku minutach marszu dojrzał na przydrożnym drzewie przybitą deszczułkę z nazwą miejscowości. Garcz! Odetchnął z ulgą, spojrzał na zegarek – miał jeszcze prawie godzinę czasu do ślubu, nie musiał się śpieszyć. Zwolnił kroku i doszedł do pierwszego zabudowania, wyrzucając po drodze już niepotrzebny ułomek sztachety. Nie chciał ryzykować spotkania z pierwszym napotkanym mieszkańcem, gdyby tenże zobaczył w jego ręku taki przedmiot. Który z obcych ludzi zachodziłby do wsi ze sztachetą w ręku? Tylko taki, który ma złe zamiary…
Z pierwszego gospodarstwa wychodziła akurat grupka ludzi, odświętnie ubrana. Starszy z nich zobaczył nadchodzącego obcego i zaczekał, aż przybysz podejdzie bliżej.
– Niech będzie pochwalony. – Janek tradycyjnym, wiejskim powitaniem pierwszy zagadnął do niego.
– Na wieki wieków. – Mężczyzna w kaszubskim stroju spokojnie odpowiedział po polsku i uchylił czapki. – A skąd i dokąd droga prowadzi, panie wojskowy?
– Do waszej wsi. Zostałem zaproszony na ślub i wesele. Idę aż z Gdańska.
– To dobrze pan trafił. – Kaszub od razu uśmiechnął się i podał rękę. – Też będziemy na ślubie. Aż z Gdańska? To kawał drogi.
– Kawał. – Janek z ulgą w głosie odwzajemnił uścisk ręki. Wreszcie mógł odetchnąć, dotarł na miejsce mimo nieprzyjemnego zdarzenia w sąsiedniej wsi. – Czasem szedłem, czasem mnie ktoś podwiózł. Dobrze, że zdążyłem.
Wolał nie wspominać o tej przygodzie, którą przeżył przed niecałą godziną. Skończyła się dobrze, ale nie znał tutejszych sąsiedzkich stosunków ani kto jest czyim krewnym. Był tu obcym. Najważniejsze, że dotarł na czas, zdrowy i w nowiutkim płaszczu.
– Wychodzimy do krewnych, aby później razem pójść do kościoła, ale do ślubu mamy jeszcze trochę czasu. Pan na pewno głodny i zmęczony, chwila oddechu przed weselem się przyda. – Kaszub zachęcającym gestem wskazał na oczekującą na drodze swoją rodzinę. – Zapraszam więc z nami, panie wojskowy. Krewni nie odmówią poczęstunku.
– Dziękuję. Chętnie skorzystam. – Janek dopiero teraz poczuł zmęczenie w nogach, a i żołądek natrętnie zaczął przypominać, że lepiej gdy kwasy trawią spożyty posiłek niż jego delikatne ścianki.
Już wspólnie poszli dalej, pogawędzili po drodze. Starszy Kaszub był zainteresowany wieściami z wielkiego miasta. Widocznie rzadko który z miejscowych wyjeżdżał do Gdańska, przybysze pewnie też nie byli u nich częstymi gośćmi. Janek jak potrafił, tak próbował zaspokoić jego ciekawość. Nie czuł się jeszcze w tym swobodnie, przecież ledwie półtora roku mieszkał w mieście; poprzednio całe życie spędził też na wsi. Na szczęście zbyt długo nie musiał męczyć swoich szarych komórek – w krótkim czasie doszli do domu krewnych Kaszuba, położonego blisko kościoła.
Weszli do środka. W dużym pokoju przy stole siedziało kilka kobiet i kilku mężczyzn, którzy wstali na ich powitanie. Janek milczał, niepewnie rozglądnął się, nie znał miejscowych zwyczajów. Przybyły z nim Kaszub pomógł mu:
– Pochwalony. Pan wojskowy aż z Gdańska, został zaproszony na dzisiejsze weselisko. Biedaczysko, przemarzł, to go zgarnąłem na drodze. Niech się trochę ogrzeje.
Dość młoda gospodyni uśmiechnęła się:
– Zapraszamy, panie wojskowy. Zaraz coś podam na rozgrzewkę. Gorącego mleka napije się pan, czy coś mocniejszego?
– Jeżeli mogę, to mleka. – Janek zdjął wojskową czapkę, zrobił krok naprzód i służbiście zaraportował: – Plutonowy Bowski melduje, że przybył zaproszony na ślub i wesele! – Uśmiechnął się. Zawsze był skłonny do zabawy i żartów, więc i teraz nie przepuścił okazji do rozbawienia ledwie poznanych gospodarzy. Przymrużył filuternie oko i dokończył – na coś mocniejszego będę miał całą noc… mam nadzieję.
Kaszubi zaśmiali się. Jeden z poprzednio siedzących przy stole gestem wskazał przybyłemu krzesło:
– Proszę siadać. Żona zaraz przyniesie to mleko. Gorzałki zaś nie zabraknie, jeszcze tak się nie zdarzyło u nas. Może tabaki?
Wyciągnął małe, blaszane pudełeczko i podał gościowi. Janek znał ten kaszubski zwyczaj, ale sam nigdy nie zażywał tabaki. Wolałby zapalić zwykłą machorkę, ale nie wypadało odmówić gościnnemu gospodarzowi. Po drugie, kiedyś trzeba było spróbować.
Wziął w palce szczyptę tabaki i oddał pudełko. Gospodarz poczęstował nią pozostałych mężczyzn i sam położył garstkę na wierzch dłoni. Wszyscy, jak na komendę, silnie wciągnęli ją jedną dziurką nosa, zatykając palcem drugą. Powtórzyli to, przechylając głowy w przeciwną stronę. Janek poszedł w ich ślady. W kilka sekund łzy napłynęły mu do oczu i poczuł mocne swędzenie. Przez chwilę walczył z reakcją organizmu, zatkał nos dłonią, ale nie dał rady się powstrzymać – potężnie kichnął, mało głową nie uderzając o blat stołu!
Reszta mężczyzn ponownie wybuchnęła śmiechem. Niektórzy również kichnęli, inni, widocznie bardziej przyzwyczajeni, tylko wytarli ciemne smużki nad ustami pozostałe po tabace.
– Nie ma co wstrzymywać – wesoło powiedział gospodarz. – To dla zdrowia. Może jeszcze? W drugą dziurkę? – Zachęcająco wyciągnął tabakę do Janka.
Janek wytarł łzy napływające do oczu i zamachał rękami. – Nie, nie. Dziękuję. Jak na pierwszy raz starczy aż nadto! – Nagle poczuł ponowne drapanie w nosie i momentalnie znów gromko kichnął.
Kolejny raz rozległ się chóralny śmiech pozostałych. Akurat wróciła gospodyni z kubkiem parującego od gorąca mleka:
– A co wam tak wesoło? Mało mi kubki w kuchni nie pospadały, tak hałasujecie.
– Pan wojskowy skosztował naszej tabaki… – odezwał się jej mąż, ocierając również łzy cieknące mu ze śmiechu.
– Aa, pierwszy raz? – Uśmiechnęła się do Janka.
– Pierwszy, a zakręciła jak diabli! – odparł, sam chichocząc. – Machorkę paliłem, ale to wasze jeszcze bardziej kręci!
– Mocna jest, to prawda. Nasze chłopy zwyczajni są. Proszę mleko, panie wojskowy – Podała mu kubek.
– Dziękuję. – Z przyjemnością pociągnął kilka łyków gorącego płynu, czując jak jego ciepło ogrzewa go od środka. – Jeszcze raz dziękuję.
cdn.
Komentarze (18)
PS. Jak już o Kolumbie i ziemniakach - wiesz, w jakim charakterze były w Europie wykorzystywane ziemniaki aż do XVIII wieku włącznie? ;)
PS. Ziemniaków nie przywiózł Kolumb, tylko konkwistadorzy pół wieku później z podbitego państwa Inków.
Ciekawa jest historia, dużo ciekawsza niż wymyślane historie :)
PS. Freyo, w komentarzu wyżej Joker napisał do Ciebie. Nie wiem, czy zauważyłaś.
Pzdr.
,,sam położył garstkę na wierzch dłoni. '' - garstka to trochę dużo, może: ciupkę, krztynę, ociupinę
,, wyciągnął tabakę do Janka.'' - tu napisałabym: tabakierę, by uniknąć powtarzania słowa tabaka
,, – Nie, nie. Dziękuję. '' - to od nowej linii
,,Z przyjemnością pociągnął kilka'' - tu tez się zastanawiam czy nie byłoby lepiej od nowej
Machorkę palę, ale tabaki też nie próbowałam :) Piąteczka :)
"Z przyjemnością pociagnął kilka" - pozostawiam bez zmian - jest to wtręt narracyjny w wypowiedzi.
Dziękuję za słuszne uwagi :)
Tabakę ostatnio zażyłem kilka razy - znajoma używa aromatycznej i częstuje ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania