Kaszubskie wesele, cz.5. Nie odmawiaj gospodyni.
cd.
– Zaraz podam panu obiad. Dobrze jest zjeść coś gorącego przed ślubem. My już zjedliśmy.
– Nie, za obiad dziękuję. Mleko już mnie rozgrzało. Wystarczy sznytka chleba, tyle co do wesela.
– U nas taki zwyczaj, że posilamy się właśnie przed weselem.
– Naprawdę, wystarczy kawałek chleba.
– Dobrze, już panu coś zrobię.
Wyszła do kuchni i za chwilę powróciła z dwiema kromkami chleba z omastą i ogórkiem na talerzu. Janek jeszcze raz podziękował i z przyjemnością zagłębił zęby w kanapce. Był dość głodny, ale nie aż tak, aby się najadać do syta. W duchu dziwił się, że gospodyni zaproponowała mu obiad – przecież niedługo wesele, nie będzie przed nim napełniał żołądka. Wystarczyło, że przestało ssać go w środku. Mógł już spokojnie poczekać do uroczystości ślubnej.
Posiedzieli jeszcze dłuższą chwilę, porozmawiali. Wreszcie starszy Kaszub, którego Janek spotkał we wsi jako pierwszego, wyciągnął z kamizelki kieszonkowy zegarek „cebulę”, spojrzał i zakomenderował:
– Czas już. Ślub nie poczeka. Zbierajmy się. Pan wojskowy oczywiście z nami.
Wszyscy podnieśli się od stołu, ubrali i wyszli z domu. Do kościoła było niedaleko.
Duży był to ślub, duże i wesele. Urządzono je w wielkiej sali, na ławach zasiadło ponad sto osób. Starszy Kaszub posadził gościa z Gdańska przy sobie. Zdumiał się Janek widokiem stołów, a właściwie tego, co na nich było – stały litrowe flaszki wódki oraz szklaneczki, a obok leżały na talerzach nieposmarowane nawet pajdy chleba. Do tego zimne napoje w dzbankach i… nic więcej. Nie było nawet sztućców ani talerzy. U niego na Wileńszczyźnie weselnicy siadali przy stołach, na których parowało już gorące jadło, aby nie wznosić toastów na pusty żołądek. Ale widocznie taki na Kaszubach mają zwyczaj, że stawiają talerze dopiero po zajęciu ław przez weselników. Chleb już jest, to i jedzenie zaraz przyniosą.
Nie przynieśli jednak przed pierwszym toastem. Ojciec pana młodego wstał, złożył życzenia parze nowożeńców:
– Wypijmy za ich szczęście!
Podnieśli się wszyscy, wznieśli szklaneczki w górę, wychylili. Usiedli, większość zakąsiła chlebem. Zrobił tak i Janek. Niedługo trwało i kolejny toast wzniósł tym razem teść pana młodego. Weselnicy powtórzyli, wypili i usiedli...
Orkiestranci zaczęli grać, ruszyły w tan pierwsze pary. Janek, zawsze skory do dobrej zabawy, tym razem wolał wpierw spytać się sąsiada przy stole, czy może zatańczyć z młodymi Kaszubkami. Na wesele został zaproszony, „gość w dom, Bóg w dom”, ale wolał nie ryzykować wejścia w paradę jakiemuś popędliwemu Kaszubowi. Chciał wrócić do domu w jednym kawałku.
Sąsiad klepnął go w plecy:
– Baw się. Nikt ci tu krzywdy nie zrobi.
Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Janek rzucił się w tany. Początkowo szło mu nieskładnie, nie znał tutejszych tańców, ale szybko chwycił rytm.
Orkiestra przestała grać, wszyscy wrócili na swoje miejsca. Nastąpiły kolejne toasty, dalej zakąszano tylko chlebem. Jankowi zaczęło lekko szumieć w głowie. Poniewczasie pożałował, że nie skorzystał z oferowanego wcześniej obiadu. Teraz już wiedział, dlaczego przed weseliskiem Kaszubi zjadali porządny, gorący posiłek. Że też odmówił, kiedy chciała mu go podać uczynna gospodyni! Teraz było już jednak za późno.
Wesele nabierało barw, goście rozkręcali się z każdą wypitą szklaneczką. Rozkręcał się i Janek; nie opuszczał żadnego kawałka muzycznego, co przynosiło chwilowe dobre skutki w postaci szybszego spalania wypitego alkoholu. Dzięki tańcom nie musiał też tak często wychylać kolejnych szklaneczek, które bez opóźnień podnosili starsi Kaszubi. Mniej już byli oni skorzy do tańców, ale jeszcze w pełni sił do dotrzymania kroku w spełnianiu toastów z sąsiadami przy stole.
Po jednym z tańców, kiedy dla odpoczynku opadł ciężko na ławę, przepił do niego znajomy już Kaszub:
– Panie wojskowy, wygląda pan na dobrego chłopa. Poznajmy się, mnie jest Jignac, po polsku Ignacy.
– Janek.
Stuknęli się, wypili, uścisnęli jak w powszechnym zwyczaju należało. Jignac nalał ponownie:
– Na drugą nogę, aby nam się nie kolebało.
Ponownie podnieśli szklaneczki, zagryźli chlebem. Kaszub odkaszlnął i kontynuował już lekko podpitym głosem:
– No i jak tam teraz jest w wojsku?
– Normalnie, jak to w wojsku. – Janek momentalnie stał się ostrożny. Co on chce wiedzieć i na cholerę pyta?
cdn.
Komentarze (13)
Ale... Freya i Andreo - mimowolnie słuszną uwagę naniosłyście. Tak, jeżeli już wspomniałem o znajomym, to powinien w opowiadaniu się pojawić. Tu już nie będę poprawiał, ale w oryginalnym tekście uzupełnię. Dziękuję.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania