Kaszubskie wesele, cz.6. Zgaś żarówkę!
cd.
Stary Kaszub wyczuł zmianę w zachowaniu i uspokajająco położył rękę na ramieniu rozmówcy.
– Spokojnie, nie pytam o tajemnice. Swoje też odsłużyłem, ale jeszcze w pruskim wojsku, czterdzieści roków minęło. Potem na wielkiej wojnie* na Zachodzie. W ostatniej, za Hitlera, nie byłem już wzięty, za stary.
Janek odetchnął. Różnie ludzie gadali o tutejszych, zwłaszcza w Gdańsku, gdzie wielu nowych przyjechało i zamieszkało, nawet zza Buga. Że Kaszubi to patrioci, ale i u nich różnie było pod Hitlerem. Już spokojnie odpowiedział:
– Szkolenie, szkolenie i szkolenie. Pokój już mamy, ale młodzi przychodzą odsłużyć swoje w wojsku. Mamy z nimi urwanie głowy, zwłaszcza z takimi, co z zadupia są.
– Każdy chłop musi swoje odsłużyć i tak dobrze jest. Co to za chłop, który wojska nie odsłuży? Baba nawet takiego nie chce za męża.
– I słusznie. Tylko co z takim zrobić, co nawet szkoły nie kończył? – Janek aż westchnął. – Rachunków i pisania trza wpierw nauczyć, inaczej sprzęt popsuje albo i gorzej.
– Taak… u nas, choć my wszyscy tu na wsi, ale prawie nie znajdziesz niepiśmiennego. – Ignacy przerwał, nalał do szklaneczek. Stuknęli się, wypili. – Obowiązek jeszcze za Prusaka był, i w odrodzonej Polsce przed ostatnią wojną też, to wszyscy do szkół chodzili.
– Prawda. – Janek pokiwał głową. – Z waszymi młodymi nie ma tego urwania głowy. Pisaci rozumieją, co mówię, wiedzą, co to ordnung. Ale z takiego Podlasia… skaranie boskie. Sam pochodzę z Wileńszczyzny, spod Oszmiany, ale szkoły u nas były, sam skończyłem. A tam… – machnął ręką – czasem przychodzą tacy, co świata bożego poza swoją wsią nie widzieli.
– To wojsko ich wyciąga na świat boży – zaśmiał się Ignacy.
– A wyciąga… czegoś się nauczą. Ot, zaraz po wojnie, dostałem takich kilku z jesiennego poboru. Mikre, zachudzone, ich ubrania musieliśmy od razu odwszawiać. Miarkujesz, że nie znali prądu?!
– Jak to, nie znali? U nas też jeszcze lampy naftowe, ale przecież w Kartuzach prąd jest. Jeszcze za cesarza Wilhelma Drugiego, przed wielką wojną elektrykę doprowadzili. Nawet niektóre wsie mają, jak już za Polski elektrownie na Czarnej Wodzie w Gródku i Żurze pobudowali.
– Nie znali. Tamte wsie to nie jak u was. – Janek westchnął. – Zaschło mi w gardle, Ignac.
Kaszub uśmiechnął się i sięgnął po butelkę. Nalał, znowu wypili. Orkiestra zaczęła grać, Janek podniósł się. Rozmówca powstrzymał go:
– Poczekaj, cała noc na tańce. Nie skończyłeś.
Spojrzał Janek tęsknie na młode Kaszubianki. Miał ochotę znowu ruszyć w tany, zwłaszcza że niektóre z nich wyraźnie uśmiechały się do niego. Swojaków znały, a z wojskowym mogły już nie mieć okazji zatańczyć. Weselisk i zabaw na wsi nie zabraknie, ale kiedy znowu pojawi się ktoś z wielkiego miasta? Do tego przystojny i niepotykający się o nogi partnerki?
Nie wypadało jednak być nieuprzejmym. Ignacy przecież ugościł, siedział razem przy stole, a jako dużo starszemu należał mu się też szacunek. Janek przepraszająco uśmiechnął się do dziewczyn, nieznacznie wskazując na swojego sąsiada i usiadł ponownie.
– Tam niektóre ze wsi całkiem zabite deskami, jak to mówią – kontynuował. – Takich też kilku rekrutów dostałem. Powiadali, że czasem przez kilka miesięcy są odcięci przez śniegi lub roztopy. Cały ich świat to wioska. A naokoło bory kilometrami się ciągną.
– U nas też są bory i lasy. – Ignac uniósł brwi ze zdziwienia. – Ale przecież jeździmy do miast, na targi.
– U was, u was… – Janek machnął ręką. – Co chwila wioska lub miasto, drogi porządne są. A tam polna albo leśna dróżka, bezludzie, bez szkół. To skąd mieli słyszeć o prądzie? No więc, cała kompania, ponad stu chłopa, spała w takiej ogromnej izbie. Piętrowe łóżka…
– Stu razem? To ładnie pachniało! – Ignac się roześmiał.
– Mało powiedziane. Zwłaszcza w lato, po ćwiczeniach, gdy onuce powiesili na łóżkach. – Janek również się uśmiechnął, na samo wspomnienie odruchowo zatykając nos. – Wysoko, pod sufitem wisiała jedna duża żarówka. Pierwszego dnia po ich przyjeździe miałem podoficera dyżurnego. Na capstrzyk kazałem rekrutowi zgasić światło. Akurat trafiłem na jednego z nich. I ten, zamiast przekręcić wyłącznik przy drzwiach, spojrzał do góry, podrapał się po świeżo ostrzyżonej łepetynie i… chwycił stół, i postawił pod żarówką. Na to taboret, wziął kurtkę i wlazł do góry! I teraz najlepsze, zaczął tą kurtką machać, aby zgasić żarówkę! Tak jak się lampę naftową gasi… – W tym momencie zagrzmiał głośny wybuch śmiechu kilku innych starszych Kaszubów, którzy już od dłuższego czasu przysunęli się bliżej i przysłuchiwali pogawędce.
Janek też się zaśmiał na samo wspomnienie. Poczekał, aż się trochę uspokoiło i kontynuował opowieść:
– Też wtedy się zaśmiałem, ale w kułak, po cichu. Co chłopak winny? Jednak to nie koniec. Mimo że wlazł na ten stół i taboret, lampa nad nim wisiała dużo wyżej. A on do mnie płaczliwie: „Obywatelu kapralu, nie sięgam. Muszę mieć drabinę…”
Ponownie rozległ się głośny śmiech. Jeden z Kaszubów sięgnął po butelkę, rozlał wszystkim do szklaneczek. Przepił do Janka:
– Masz gadanego, panie wojskowy. No to pana plutonowego zdrowie, co by mu gardło nie zaschło!
Stuknęli się szkłem, wypili. Janek obtarł spierzchnięte usta, popił napoju z jabłek, ale czuł, że coraz bardziej szumi mu w głowie. Wziął kromkę chleba, znowu popił. Mało. Jeść! Jeść albo wytańczyć… Spojrzał tęsknie na tańczące pary:
– Zatańczyłbym. I trochę głodny jestem.
*wielka wojna, wojna światowa - tak nazywano I wojnę światową w okresie międzywojennym, przed II wojną światową
cdn.
Komentarze (22)
Na wschodzie, zwłaszcza na terenach wiejskich Podlasia,. Polesia, Wołynia, analfabetyzm wynosił ok.70%. Natomiast na terenach Pomorza analfabetyzmu prawie nie było, najwyżej kilka procent. Nie było też bezludzia na terenach Kaszub, gdyż przed wojną była to Polska. Poborowi z tych terenów byli piśmienni.
Na pewno "w północnych rejonach" nie było stosunków pańszczyźnianych (jeżeli mówimy o terenach byłego zaboru pruskiego. Tam już w latach 20-tych XIX wieku została zastąpiona czynszem). Wojsko odsługiwali wszyscy, unikanie poboru przez "wykształciuchów" to nie wcześniej niż koniec rządów Gomułki. Na pewno nie w latach powojennych. "Chłop bez wojska nie nadaje się do żeniaczki" - to było popularne.
Co do "wyrywania kranów ze ścian" jest w niej wiele racji. Pod koniec wojny w Armii Czerwonej służyło wielu młodziutkich poborowych z kiszłaków (wsi) z centralnej części Azji.
Co do "postnego wesela" nie było ono postne, tylko... nie do razu jedzenie podawano ;) Tak zapamiętałem z opowiadania. Czy wszędzie na Kaszubach taka wtedy była tradycja - nie wiem.
Pozdrawiam również :)
I na tym kończę "dyskusję" z trollami.
PS. Zgaś żarówkę! Za mocno świeci, jeszcze kto inny zauważy ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania