Poprzednie częściKaszubskie wesele, cz.1. Płaszcz

Kaszubskie wesele, cz.8. Jeeść!

Znajomek wybuchnął śmiechem. Chwycił się za brzuch i przez chwilę krztusił się. Inni też się ponownie roześmieli, mimo że początek opowieści już znali. Janek odczekał i perorował dalej:

– Jeszcze o drabinę poprosił, bo nie sięgał…

Barnim znowu chwycił się za brzuch ze śmiechu.

– … ale wtedy sprowadziłem go na ziemię. Pokazałem wyłącznik od światła, przekręciłem, zgasło światło, ponownie przekręciłem. No to wtedy oczy zrobił, popluł w ręce i mokrym łapskiem chciał kręcić. To go trzepnąłem i kazałem wytrzeć.

– Dotąd słyszeliśmy. I co dalej? – Jignac wszedł w słowo Jankowi.

– No to już prawie wszystko. Chłopak wytarł je i wtedy pozwoliłem mu przekręcić wyłącznik. Oczy jak spodeczki zrobił i krzyczy radośnie „Świeci! Świeci!”. Jakby Pana Boga za nogi chwycił. Tak mu się to spodobało, że zaczął kręcić wyłącznikiem wte i wewte, jak dzieciak. I śmieje się wniebogłosy. Aż go musiałem uspokoić.

Zaschło mu w gardle. Nienawykły był do długich opowieści. Popił ze szklanki i dokończył: – No i takich to dostałem wtedy rekrutów. Musieliśmy uczyć ich pisania i czytania, mieliśmy też elektryka w jednostce, to im troszkę do głów nałożył. Są już ponad rok. Jak wrócą na wieś, to będą w domu że ho ho, światowcy pełną gębą.

– Panowie. – Ignac zauważył znużenie Janka. Akurat orkiestra rozpoczęła grać nowy kawałek. – Pośmialiśmy się, ale dajcie panu plutonowemu potańczyć. A ja pójdę, aby szybciej podali jeść. Idź, Janek, idź. Tylko nie zbałamuć nam całkiem dziouch naszych, bo ciągle na ciebie zerkają.

Jankowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wstał, obciągnął wyjściowy mundur, na którym lśniły medale za forsowanie Nysy i za Berlin, pogładził wąsik i ruszył sprężyście do jednej z siedzących Kaszubek. Może nie aż tak sprężyście, jak sobie wyobrażał, alkohol zbytnio szumiał w głowie, ale pozycję pionową jeszcze utrzymał. Podszedł i ukłonił się; nie zdążył nawet nic powiedzieć, a już dziewczyna radośnie uśmiechnęła się, kiwnęła potakująco głową i ujęła Janka pod rękę.

Potańczyli, pogadali w chwili przerwy, znowu potańczyli. Wreszcie zgrzany Janek odprowadził partnerkę, ukłonem szarmancko podziękował za taniec, aż dziewczyna spłynęła pąsem na twarzy, jednocześnie zadowolona, zerkając na koleżanki siedzące obok. „Mnie wybrał gość ze świata! Zazdrościcie? A zazdrośćcie!”.

Janek powrócił na swoje miejsce i ciężko klapnął na ławę. Niestety, na stole dalej nie było gorącego posiłku. A niech to! Spojrzał na siedzącego Ignaca, pytająco uniósł brwi i wskazał palcem na swój brzuch. Kaszub rozłożył ręce:

– Musimy jeszcze poczekać. Podadzą szybciej, ale nie tak od razu na zawołanie. Wytrzymasz, młodyś… chociaż nie wszyscy chyba… – Zaśmiał się. Janek rozejrzał się po sali. Ignac wiedział, co mówi. Starsi oraz mniej postawni weselnicy zaczęli powoli się wykruszać. Niektórzy z nich już podsypiali z głową opartą o stół, inni bardzo głośno i rozwlekle perorowali po kaszubsku, ale trudno było zrozumieć poszczególne słowa.

Był gościem, nietutejszym, do tego wojskowym, a czuł, że i jemu wypity alkohol zaczyna zbyt mocno dawać się we znaki. Nie chciał więc znaleźć się wśród tych, którzy mieli słabsze głowy. Porozmawiał jeszcze przez chwilę z Barnim, ale poczuł, że kilka haustów świeżego, mroźnego powietrza może mu pomóc. Kiedy więc Ignacy, już również mocno podpity, sięgnął po butelkę, wstrzymał go ruchem ręki:

– Chwilę, muszę wyjść za potrzebą.

– Tylko nie zabłądź. Jeszcze cię jaka młódka porwie w ciemnościach – zaśmiał się Kaszub.

– Nie nie, zaraz wrócę.

Chwiejnym krokiem wyszedł z izby na dwór. Od razu ogarnął go ziąb. Mróz mocno trzymał przy bezchmurnym niebie. Wstrząsnął Janek całym swym ciałem, ale po chwili poczuł się lepiej. Nie czuł potrzeby opróżnienia pęcherza, bardziej chciał choć trochę wytrzeźwieć. Zapalił papierosa, zaciągnął się. Wypalił go spokojnie do końca, kilka razy głęboko wciągnął powietrze do płuc. Spojrzał dla pewności na rosnące niedaleko drzewo – wreszcie przestało się wyginać we wszystkie strony.

Trochę już orzeźwiony wrócił do izby. Orkiestra chwilowo nie grała, co kilku Kaszubów, wyraźnie bardziej wytrzymałych w spełnianych toastach, wykorzystywało na pomożenie tym słabszym – doprowadzali lub wynosili ich do bocznej izby. Tam ci zbytnio strudzeni weseliskiem mogli już wygodnie położyć się jeden obok drugiego na przygotowanych na podłodze posłaniach i udać się w objęcia Morfeusza.

Średnia ocena: 3.4  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Margerita 21.11.2016
    pięć
  • Zdzisław B. 21.11.2016
    Ok, nie wnoszę votum separatum ;)
  • KarolaKorman 21.11.2016
    ,,– No i takich to...'' - to od nowej linii
    Ten chłopak to sił na powrót nie będzie miał :))) 5 :)
  • Zdzisław B. 21.11.2016
    Zapis jest prawidłowy. Masz jednak rację, lepiej wygląda od nowego akapitu. Poprawię.
    Nie znasz Janka. Życie go zahartowało... nie takie trudności przetrzymał. Kiedyś wreszcie podadzą chyba żarcie?! ;)
  • KarolaKorman 21.11.2016
    Już doczytałam, jeść dali hi, hi :)
  • Zdzisław B. 21.11.2016
    ... ale nie tak od razu. Ile oszczędności w żarciu... ci, co nie dotrwali "do ciepłego", zjedli najwcześniej rano ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania