Pokaż listęUkryj listę

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Kiedyś ci wystarczę - 03| Różnice, które łączą

Wstaliśmy rano w dość paskudnych humorach. Ja zdążyłem już wytrzeźwieć, ale Jackson, Zack i Finn wyglądali, jakby wiertarka wkręciła im się w mózgi. Siedzieliśmy otępieni przy śniadaniu, dziobiąc jedzenie i szczerze mówiąc, wyglądaliśmy pewnie żałośnie. Przeklęty czas wolny. Gdybyśmy mieli zaraz koncert, pewnie ogarnialibyśmy się szybciej, a tak to wszystko się rozwlekało.

Przed śniadaniem sprawdziłem jeszcze, co słychać w Internecie i czy były jakieś nowe plotki na nasz temat.

THE CASE BALUJĄ W LOS ANGELES RAZEM Z VALENTINĄ MARTINEZ – głosił tytuł jakiegoś artykułu na plotkarskiej stronie. Poniżej znajdowały się jakieś nasze zdjęcia zrobione z ukrycia. Paparazzi zwykle nie latali za nami jak szaleni, ale zdarzało się, że fani robili nam potajemnie zdjęcia i potem pojawiały się one w artykułach, tak jak teraz. Przeczytałem pobieżnie komentarze, ale wyglądało na to, że nikt nie uwiecznił mnie, jak szedłem z Brytyjką do hotelu. I bardzo dobrze. Media nie zostawiłyby na mniej suchej nitki, a mama pewnie niechybnie dostałaby zawału, gdyby przeczytała w Internecie, że jej nieskazitelny synek wykorzystał niewinną dziewczynę. Nie żeby ta Brytyjka była niewinna. Ja też jej nie wykorzystałem. Ona chciała, ja też. Proste równanie. Tylko że w mediach to zawsze faceci byli źli.

Valentinę też uwieczniono, z tym że jej zdjęcia były pozowane, stała z kilkoma fanami w tej swojej obcisłej czerwonej sukience. Brązowe włosy delikatnymi falami opadały na jej klatkę piersiową. Uśmiechała się szeroko. Ciekawe, że gdy wyzywała mnie od dupków, ten uśmiech zniknął z jej twarzy.

Sunąłem chwilę oczami po jej ciele i perfekcyjnej twarzy, aż w końcu zamknąłem laptopa. Nie miałem czego tu szukać.

Nagle powiało damskimi perfumami.

- Dzień dobry, moi kochani chłopcy. – Valentina niczym kolorowy promyk wkroczyła na stołówkę i przysiadła się do nas z uśmiechem. W ogóle nie wyglądała, jakby musiała leczyć kaca. – I dzień dobry, Liam. – Ledwo zauważalnie skinęła mi głową, na co Jackson prychnął z rozbawieniem.

- A wy dalej się nie lubicie?

- To się już chyba nie zmieni – mruknął Zack, gorączkowo pijąc chłodną wodę.

- Panowie, skupcie się na swoich bolących głowach, zamiast na mnie, co? – odezwałem się.

Valentina prychnęła.

- Masz jakiś problem? – spytałem grzecznie, choć w środku aż się we mnie gotowało.

- Nie. Ciebie na pewno głowa nie boli. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Wyleczyłeś ją, zanim zaczęła sprawiać ci problem.

- O co chodzi? – zainteresował się Zack. Jackson też zerkał z zaciekawieniem. Tylko Finn był dzisiaj wyjątkowo cichy, potulnie grzebał w swojej jajecznicy.

- O nic, prawda, Martínez? – rzuciłem zdawkowo, wbijając w Valentinę ostre spojrzenie. O co jej w ogóle chodziło? Miała do mnie pretensje o seks?

- Rzeczywiście, o nic, Miller – odpowiedziała słodkim tonem, nalewając sobie soku pomarańczowego. Przy stole zapadła cisza. Wszyscy wyraźnie czekali, aż któreś z nas coś powie.

- Nie gapcie się na mnie tak – burknąłem. – Zajmijcie się swoim śniadaniem.

- Dobra, kurwa, przecież i tak wszyscy wiemy, o co chodzi! – Wybuchł nagle Finn, rzucając swój widelec na talerz. Wszyscy podnieśli na niego zdumiony wzrok. – Nasz niewinny Liam wczoraj zaliczył niezłą dupcię. Tym razem to on sobie postukał, a niektórzy nie dotknęli nawet palcem pani od zmieniania ręczników. No, zadowoleni?

Na twarzy Zacka odmalował się szok, Valentina dalej nalewała sobie soku z niewzruszoną miną, a Jackson odchrząknął i mruknął:

- Gwoli ścisłości, Finn, my nic nie mówiliśmy o tobie i nie chcemy wysłuchiwać twoich żali.

- Ja chętnie posłucham – wtrąciłem, powstrzymując śmiech. – Czyżby naszemu biednemu Finnowi coś wczoraj nie wyszło? – Uśmiechnąłem się złośliwie. Domyślałem się, że pewnie miał „problemy techniczne” po alkoholu. Za bardzo się zapędził i teraz pewnie nie chciał nic mówić przy Valentinie, bo nagle się zmieszał.

- Spierdalaj – rzucił tylko i wrócił do jajecznicy. Co za nowość.

- Co dziś robimy, panowie? – zapytał Jackson, przeciągając się. Valentina chrząknęła znacząco. – I panie – dodał. – Mamy tu jeszcze dwa dni do spędzenia. Może pora coś zwiedzić?

- Ja chętnie odwiedziłabym muzeum sztuk pięknych – wtrąciła Valentina.

- Spoko. Dopiszemy do listy. A wy, panowie?

- Mi chyba wystarczy Santa Monica – powiedziałem. – Finn pewnie poleci do najbliższego klubu, by zrekompensować sobie tę noc – dodałem złośliwie. Rzadko się zdarzało, żeby Finn miał jakieś kłopoty. Dzisiaj wyjątkowo mnie to bawiło, zwłaszcza że miał mi za złe, że to ja tej nocy miałem w łóżku dziewczynę.

- Problemu szukasz, Liam? – warknął Finn, co jeszcze bardziej mnie rozbawiło. – Bo zaraz mogę ci go załatwić.

- Chłopaki, uspokójcie się – wtrąciła się znowu Valentina. Mimowolnie moje myśli podążyły w stronę jej tyłka. Znowu. Ale czego ona się spodziewała, zakładając te krótkie spodenki i koszulkę na ramiączka? Przylegała idealnie do jej płaskiego brzucha i średniej wielkości piersi. Nagle zastanowiłem się, czy coś ćwiczy, czy może to natura hojnie obdarowała ją szybkim metabolizmem. – Zwiedzimy wszystkiego po trochu, co kto chce.

Proszę, proszę, nasz nowy głos rozsądku.

- To dobry pomysł – wtrącił Zack. – Panowie, przestańcie się obrzucać gównem, wsuwajcie to, co macie na talerzach i ogarnijcie się. Jesteśmy w końcu zespołem, nie? – dodał głosem pełnym nadziei, ale nikt mu nie odpowiedział, bo wszyscy patrzyli się na siebie spode łba. Zack westchnął głęboko. – Albo i nie.

 

 

Okazało się, że Valentina miała pokój tuż obok nas. Ciekawe, czy to również była hojna sprawka Jamesa. Naprawdę nie rozumiałem, dlaczego wszystko nagle musieliśmy robić razem. Potrafiłem jakoś zrozumieć koncerty i to promowanie cholernego filmu. Ale przecież nie była częścią zespołu, a nagle wszędzie łaziła z nami. Czwórka facetów musiała nagle czekać, aż babsko się wyszykuje i raczy wyjść z pokoju na umówioną godzinę. Kurwicy można było dostać.

- Co ona tam robi? – mruknął Jackson. Koczowaliśmy we czwórkę pod drzwiami pokoju Valentiny. Mieliśmy wyjść o dziesiątej trzydzieści, a dochodziła już jedenasta. – Fryzurę zmienia? Bo naprawdę nie wiem. Ile czasu zajmuje przebranie się?

Też nie wiedziałem. Mi przebranie się zajęło jakieś pięć minut. Dzień był ciepły, więc postawiłem na zwykłe szorty i oczywiście, ciemną koszulkę, do tego trampki. Telefon w kieszeń, obok słuchawki i portfel i mogłem wychodzić.

Nie, poprawka – nie mogłem, bo musieliśmy czekać na kobietę. Może James sam powinien tego spróbować, zanim ją do nas dołączył.

- Dobra, dosyć tego – odezwałem się, odepchnąłem od ściany i podszedłem do drzwi, by mocno walnąć w nie pięścią. – Martínez! Skończ się pindrzyć i wyłaź wreszcie!

Drzwi otworzyły się natychmiast, tak jakby Valentina tylko czekała, aż zacznę w nie walić.

- Oj – powiedziała z uśmiechem, patrząc na moją zdenerwowaną minę. – Czyżbyś się niecierpliwił, Miller?

- Czekamy na ciebie od piętnastu minut.

- Wybacz. Musiałam przypudrować nosek – zironizowała. Cholerna franca zrobiła to specjalnie. Zerknąłem na jej strój. Wyglądała tak samo, jak przy śniadaniu. Jedynie włosy zebrała w koka na czubku głowy, odsłaniając szyję. Tylko na stopach miała trampki zamiast japonek.

- To pudruj szybciej – mruknąłem, gdy ona wyszła z pokoju i zaczęła go zamykać.

- Cierpliwości, Miller – rzuciła, chowając klucz do kieszeni i odwracając się do mnie. – Na dobre rzeczy czasem warto poczekać.

- Rozumiem, że ty jesteś tą dobrą rzeczą. – Skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej. Chłopaki milczeli, słuchając naszej wymiany zdań.

- Ja nie jestem rzeczą, ale owszem, jestem dobra i warto na mnie czekać. – Uniosła podbródek do góry, jakby rzucała mi wyzwanie, choć i tak sięgała mi mniej więcej do wysokości mojego serca. Dopiero uświadomiłem sobie, jaka była drobna. Z łatwością mógłbym ją objąć i przerzucić sobie przez ramię.

- To te hiszpańsko-włoskie korzenie tak dmuchają twoje ego?

Valentina nie odpowiedziała, jedynie ruszyła dziarsko korytarzem. Finn, Zack i Jackson jak w transie podążyli za nią. Co jest, do cholery? Od kiedy ta banda niezależnych facetów potulnie podążała za kobietą?

Zeszliśmy na dół, na zewnątrz hotelu, gdzie już czekała na nas taksówka. Xavier woził nas tylko na koncerty, więc stanowczo odmówił wożenia naszych dup po całym mieście. Ledwo się zmieściliśmy. W końcu teraz nas była piątka, a nie czwórka. Zack usadowił się z przodu, obok kierowcy, a my byliśmy zmuszeni gnieździć się z tyłu, gdzieś jeszcze między nami upychając Valentinę.

- Możesz usiąść na moich kolanach, jeśli chcesz – zaoferował się Finn, któremu wyraźnie wróciła wiara w siebie.

- Jesteś kochany. Ale chyba jakoś się zmieszczę.

Ciekawe, czy zwyczajnie nie chciała siedzieć na jego nogach, czy wiedziała, że pewnie przez całą jazdę czułaby pod swoim tyłeczkiem coś twardego.

W istocie, jakoś się zmieściła. Była drobna, więc nie było dla niej większego problemu, by usiąść między nami. Ja wylądowałem tuż przy oknie, nieco zmiażdżony. Valentina siedziała koło mnie. Starałem się nie zwracać na to uwagi, ale jakoś ciężko było mi oddychać. Wcale nie przez jej perfumy. Widziałem obok siebie te gołe nogi. Uparcie próbowałem podziwiać widoki za oknem, ale to nie było łatwe.

Nagle poczułem, jak nieco się do mnie przybliża i szepcze mi do ucha:

- To nie przez te moje korzenie, Miller. Po prostu znam swoją wartość. I uwierz mi… chcesz mnie poznać.

Po tych słowach odsunęła się lekko, a ja dalej patrzyłem przed siebie, udając niewzruszonego. Nie mogłem zrozumieć, czego ona ode mnie chciała. Raz nazywała mnie dupkiem, raz udawała miłą. A ja? Lubiłem ją? Nie. Irytowała mnie. Potrafiłem ją tolerować, ale tylko dlatego, że wiedziałem, że zniknie z mojego życia, kiedy w końcu jej agent uzna, że należycie wypromowała film. I choć mój oddech stawał się szybszy, gdy myślałem o jej tyłku albo nogach, byłem jednak święcie przekonany o jednej rzeczy: na pewno nie chciałem jej poznać.

 

 

Choć dzień zaczął się nieciekawie, potem wszyscy trochę wyluzowaliśmy. Podczas spaceru na Santa Monica spotkaliśmy fanów, którzy natychmiast rzucili się, by porobić z nami zdjęcia. To poprawiło mi humor, zwłaszcza że byli to ludzie, którzy naprawdę chcieli mieć zdjęcia z nami, chłopakami, a nie jedynie z Valentiną. Po jej występie naprawdę obawiałem się, że ludzie o nas zapomną, że to wszystko, co budowaliśmy przez lata, runie w jednej chwili. W końcu mogłem się trochę uspokoić, Finn z powrotem był gadatliwy i arogancki, a Valentina kompletnie przestała zwracać na mnie uwagę. Zupełnie nie pojmowałem, o co chodziło tej dziewczynie. Wpatrywałem się tylko w jej tyłek, choć często odwracałem wzrok, bo nie chciałem wyjść na zboczeńca. Próbowałem zajrzeć w głąb własnej głowy, dociec, dlaczego tak bardzo chciałem się jej pozbyć. Ostatecznie nie była zła. Trochę pyskata, trochę bezczelna, momentami słodka aż do przesady. Miała perlisty śmiech i ładny głos. Patrzyłem, jak robi zdjęcia z fanami i rozmawia z nimi. Nie była fałszywa. Chyba. Albo była tylko w stosunku do mnie. Może gdybym na samym początku potraktował ją inaczej, to byśmy się polubili. Może teraz było na to za późno. Myślałem o mojej piosence dla Ashley.

 

You broke my heart into a thousand pieces

And I can’t pick them up

Because I still miss you, love, I do...

 

Kochałem mojego małego aniołka. Te jej niebieskie duże oczy, blond loki. Zawsze wydawała mi się taka słodka i niewinna, aż do momentu, gdy odepchnęła mnie bez żadnych wyjaśnień. Myśląc o niej, popatrzyłem na Valentinę, która właśnie kupowała sobie lody. Jedząc je, ubrudziła sobie policzek. Wytarła go ze śmiechem, gawędząc z Finnem. Wysoka i piękna. Rozpuściła włosy z koka, powodując, że opadły jej na plecy miękkimi falami. Momentalnie pomyślałem, jak cudownie byłoby wpleść rękę w jej włosy, a później ją na nich zacisnąć. Normalnie nie miałem takich pragnień, ale teraz poczułem silną potrzebę, by złapać ją za te włosy i później mocno się w nią wbić.

Valentina była zupełnie inna niż Ashley. Właściwie była jej dokładnym przeciwieństwem. Po tym, jak Ashley mnie zostawiła, szukałem właśnie takiej dziewczyny, które nie przypominałaby mi o dawnej miłości. Szukałem przeciwieństwa i je znalazłem, ale okazało się, że patrząc na Valentinę, jedynie bardziej tęskniłem za Ashley.

Chyba zauważyła, że się na nią gapiłem, bo posłała mi kpiące spojrzenie.

- Masz zbereźne myśli, Miller?

- Chyba śnisz – odparłem, za wszelką cenę nie chcąc jej pokazać, o czym właśnie myślałem.

- O tak – mruknęła z ironią. – Śnię o tym, żebyś się na mnie gapił. Och, popatrz, jaka jestem wspaniała. Śnij o mnie. Marz o mnie – prychnęła. – Nie martw się. Mam ciekawsze rzeczy do myślenia po nocach. – Po tych słowach machnęła włosami i odwróciła się do mnie plecami, znowu wracając do Finna.

- Co za… - wymamrotałem pod nosem, wpychając ręce do kieszeni, ale nie dokończyłem, bo Jackson mi przerwał:

- Musisz się bardziej wyluzować.

- Co? – Odprowadziłem wzrokiem Valentinę, która szła przed nami plażą razem z Finnem i Zackiem.

- Nie chcę mówić, że masz być jak Finn, bo to by była kompletna degradacja, ale ona go lubi, bo nie jest taki spięty jak ty.

- Nie jestem spięty – oburzyłem się.

- No, wiem. Masz taki charakter. Wiesz, jesteś takim trochę dupkiem, trochę romantykiem. Rozumiem, pisarz, kompozytor, te sprawy. Ale za dużo myślisz. Valentina lubi Finna, bo on nie zamyka się w sobie.

- Mam gdzieś, kogo ona lubi. I na pewno nie zamierzam się starać, żeby lubiła mnie. Mam to w dupie. Chcę się jej pozbyć.

- Nadal myślisz o Ashley?

Zamarłem, jak zawsze, gdy ktoś wypowiadał jej imię.

Nie rozmawiam z nikim o Ashley.

Jackson znał pobieżnie naszą historię i wiedział jedynie, że mnie rzuciła, ale nigdy nie przybliżałem mu ostatnich chwil naszego związku. Sam tego nie rozumiałem, więc niby jak miałem komukolwiek o tym opowiadać?

- Owszem. Gdybym chociaż wiedział, co zrobiłem źle, może bym zapomniał. – Kopnąłem kamyk, który dostał mi się pod buta. – Ale nie płaczę za nią po nocach. I na pewno nie kombinuję, jak sprawić, byle Valentina mnie polubiła. Nie jest mi to do niczego potrzebne. Ja jej nie lubię.

- I tego właśnie nie rozumiem.

- Nie rozumiesz, dlaczego jej nie lubię?

- No, w sumie to tak. – Jackson wzruszył ramionami. – Jej pojawienie się u nas było dość zaskakujące, ale jest fajna i miła. I ładna. Nie żeby to miało wpływać na jej charakter, ale ja ją lubię. Zack i Finn też. Ty za to drzesz z nią koty.

- Irytuje mnie.

- Bo cię nie lubi.

- A ja jej. Czemu wszyscy uparli się, by to zmieniać?

Jackson znowu wzruszył ramionami.

- Skoro ma z nami zostać przez jakiś czas, to może warto się przemóc?

Nie odpowiedziałem, więc zadał kolejne pytanie:

- O kim mówił dzisiaj rano Finn? Kogo przeleciałeś?

- Jakąś dziewczynę z klubu.

- Jakąś? Bezimienną?

- Jakoś nie zdążyłem się tego dowiedzieć. – Na moje usta wkradł się blady uśmiech.

Jackson z zamyśleniem pokiwał głową.

- No proszę. Może jednak jesteś jak Finn.

- Nie porównuj mnie do niego – warknąłem. – On zalicza wszystko, co się rusza. Lori była dla niego tylko zabaweczką. Ja kochałem Ashley. Cholernie mnie zraniła i udowodniła mi, że nie opłaca się być dobrym i wrażliwym, bo zawsze dostaje się po dupie. Nie zastanawiałem się nad cholernym imieniem tej dziewczyny. Sama wskoczyła mi do łóżka.

Jackson powoli pokiwał głową.

- Spoko. Tylko nie mów potem, że cię nie ostrzegałem.

Przyspieszył, by dołączyć do Valentiny i chłopaków. Ja zostałem sam ze swoimi wspomnieniami.

 

- No, misiu, zostań jeszcze chwilę… - Ashley ze śmiechem próbowała uniemożliwić mi wyjście z łóżka.

- Chciałbym, ale nie mogę. – Pocałowałem ją ostatni raz, po czym wstałem, naciągając na siebie bokserki. – Wiesz, że mamy próbę.

- Znowu? – Zrobiła nieszczęśliwą minę.

- To ostatnie podrygi przed nagraniem płyty. Musimy być w formie.

- Nie masz dla mnie czasu przez tą płytę. – Nagle jej twarz się zmieniła, wpłynął na nią ponury grymas.

- Dopiero co uprawialiśmy seks. Całkiem dziki.

- Mógłbyś choć raz zabrać mnie ze sobą, a nie zostawiać tu samą.

Nieco się zdziwiłem. Nigdy nie chciała chodzić ze mną na próby.

- Jesteś pewna? Będziemy pewnie ćwiczyć do późnej nocy.

- Jestem pewna. – Wyskakiwała już z łóżka i ubierała się.

Godzinę później byliśmy już w naszej piwnicy, gdzie chłopaki rozstawiali sprzęt.

- Łał, kogo my tu widzimy! – wykrzyknął Jackson, gdy tylko nas zobaczył. – Cześć, Ashley. Wieki cię nie widziałem. – Cmoknął ją w policzek.

- Ja was też, jakoś się nie złożyło. – Ashley odwzajemniła uśmiech.

- Złożyło się, złożyło – wtrącił Finn, podchodząc do nas i też ją całując. – Tylko Liam ukrywał cię w domu i nie chciał wypuszczać na świat.

Ashley roześmiała się wesoło, a ja nie mogłem oprzeć się myśli, że jej oczy niepokojąco zaświeciły się na widok Finna.

Zaraz potem jednak spojrzała na mnie z czułością i powiedziała:

- No, misiu, pokaż, co potrafisz.

Natychmiast przestałem przejmować się Finnem.

 

Jackson chyba miał rację. Za bardzo wszystkim się przejmowałem. Musiałem wyluzować. Dlaczego wciąż myślałem o dziewczynie, której nie obchodziłem na tyle, żeby otrzymać jakieś wyjaśnienia? Kochałem ją. Nie wyszło. Czas wziąć się w garść.

- Zaczekajcie! – zawołałem, podchodząc do chłopaków i Valentiny. Gawędzili wesoło. Też tak chciałem, nawet, jeśli nie dogadywałem się z naszą nową koleżanką. Dogoniłem ich, a Valentina zerknęła na mnie z lekkim uśmiechem.

- Wracamy do żywych, Miller? – Widocznie ona też uważała, że za bardzo odstaję od reszty.

- Chwila słabości, ale od teraz będziesz musiała mnie już znosić przez cały czas.

- Co za zmiana. – Ton jej głosu sugerował, że się tego nie spodziewała. – A już myślałam, że to dupkowate podejście to twoje jedyne oblicze.

- Nie, kochana. – Posłałem jej najbardziej szelmowski uśmiech, na jaki było mnie stać. – Uwierz mi, warto mnie poznać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Elorence 22.03.2019
    Oooo, jakie fajne zakończenie!
    Kurczę, podoba mi się ich relacja. Fajnie się przekomarzają. Valentina ładnie zarzuca sieć. Od razu widać, że wpadł jej w oko. A może nie wpadł, ale chce się na nim odegrać za te niemiłe powitanie. Ale wpadnie jak śliwka w kompot! Ja to wiem! :D
    Cudo <3
  • candy 23.03.2019
    <3 <3 <3

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania