Pokaż listęUkryj listę

Kiedyś ci wystarczę - 23| Na szczęście, szczęście ożywa na nowo

Wracając do domu, z uśmiechem na ustach przeglądałem najnowsze artykuły w Internecie. Rozpisywano się o mojej piosence dla Ashley, ale też o naszych szalonych tańcach na scenie. Media komentowały to jako świetny sposób pokazania publiczności, że się ją docenia i że nie chodzi tylko o zbicie kasy, ale też o wspólną zabawę. Właściwie nie to nami kierowało, ta akcja była całkiem spontaniczna, ale niech im będzie. Nie mogło też oczywiście zabraknąć wzmianki o pocałunku moim i Valentiny. Choć był ukradkowy, wiele osób go dostrzegło i uwieczniło. Nie miałem nic przeciwko, wręcz cieszyłem się, że świat już widział, że byliśmy razem. W końcu artykuły na mój temat zaczęły wyglądać pochlebnie.

 

Czyżby szykował nam się gorący romans? Nie, moment – on już tu jest! Liam Miller i Valentina Martinez zaskoczyli fanów na scenie swoim ukradkowym pocałunkiem, który zakończył ich szalony taniec po ostatnim koncercie. Wygląda na to, że początkowa nienawiść już dawno odeszła w zapomnienie. Przypomnijmy, że Martinez promowała u „The Case” swój film, w którym wystąpiła razem ze znanym Marcusem O’Reillym. Głównie jest aktorką, ale ma też duże umiejętności wokalne. Może zastąpi w zespole Finna Walsha, który, jak podają różne źródła, prawdopodobnie odejdzie z zespołu?

 

Nie podobało mi się, że wcisnęli tam Finna i jeszcze tego całego Marcusa, ale postanowiłem nie psuć sobie tym nastroju. Zablokowałem ekran komórki i rozejrzałem się po busie. Valentina drzemała, wtulona we mnie, Zack oglądał coś na tablecie, a Jackson wyglądał, jakby koniecznie musiał się czegoś napić. Finna nie było. Słyszałem od Jacksona, że ponoć po koncercie od razu zniknął i postanowił wrócić do domu na własny rachunek. I dobrze. Mimo wszystko trochę dziwnie było siedzieć tu bez niego – jakby brakowało jakiegoś ważnego elementu.

Wcześniej Valentina pytała mnie, co teraz.

- Wracamy do domu – odpowiedziałem, nie bardzo wiedząc, o co jej chodziło.

- Wiem. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Nie o to chodzi. Co będziecie teraz robić jako zespół, skoro trasa się zakończyła?

- Hm… – Podrapałem się po głowie. – No cóż, najpierw muszę znaleźć kogoś na miejsce Finna. Jeśli szybko tego nie zrobię, prawdopodobnie dostanę niezły opierdol od Jamesa. Właściwie to pewnie dostanę podwójny, za to, że go wywaliłem i za to, że nie mam nikogo nowego, kto byłby równie dobry. Później pewnie chwilę odsapniemy i weźmiemy się za pisanie piosenek do kolejnej płyty.

- O czym teraz będziesz pisał, skoro już nie cierpisz po Ashley? – zażartowała Valentina. – Poprzednie piosenki były przepełnione tragicznym smutkiem.

- Nie przesadzaj, nie wszystkie. – Szturchnąłem ją leciutko. – Nie jestem jakimś żałobnikiem. Będę pisał o… – Nagle zabrakło mi słów.

- No? – Popędziła mnie Valentina z uniesioną brwią.

- O przyrodzie czy czymś – wyrzuciłem z siebie w końcu.

- O przyrodzie czy czymś… – powtórzyła Valentina, a po chwili zachichotała. – No, to na pewno będzie wielki sukces – dodała, po czym zaczęła śpiewać: – Ból głowy odczuwałem, więc na zewnątrz się wybrałem. Oczekiwałem słońca promieni, rozgrzanych ciepłem kamieni. Deszcz jednak mnie zastał, a gołąb na mnie nasrał. – Po tych słowach zaczęła się śmiać do rozpuku, a ja nie wiedziałem, co powiedzieć.

- Niezła jesteś w tych rymach, ale może niekoniecznie mam ochotę śpiewać o srających gołębiach.

- Przecież to przyroda czy coś – wykrztusiła, ocierając łzy śmiechu.

- Przyrodnicza poezja dla przedszkolaków.

- Maruda. Właśnie podałam ci gotowy początek piosenki, a ty jeszcze narzekasz.

Spieraliśmy się tak jeszcze przez chwilę, kiedy nagle dostałem smsa od Jamesa. Spodziewałem się wspomnianego ochrzanu, ale on napisał tylko, że właśnie słuchał piosenki mojej i Valentiny. Nieco mnie tym zaskoczył, bo nie wspominałem mu o niej, ale widać sam się dowiedział. Oświadczył, że posłucha jej jeszcze parę razy, pokaże komuś i jak będzie dobra, to wypuści ją na rynek. Nie napisał nic o Finnie, ale nie musiał – dobrze wiedziałem, jak wyglądała sytuacja. Wątpiłem, że uda mi się znaleźć kogoś o jego umiejętnościach, ale nie byłem jeszcze gotowy, by mu wybaczyć.

 

 

Odwieźliśmy najpierw Zacka, potem Jacksona, a na końcu mnie i Valentinę. Obiecałem Xavierowi, że wyślę mu przelewem należność za wożenie nas, a on jedynie skinął głową i uściskał Valentinę, po czym wskoczył do busa i odjechał. Niemal ze zdziwieniem spojrzałem na swój dom. Tak dawno go nie widziałem, że przez chwilę jedynie stałem, oparty o walizkę i rozglądałem się dookoła, jakbym był tu pierwszy raz.

Jak przez mgłę pamiętałem, że kiedyś mieszkaliśmy w bloku. Mieszkanie było całkiem przestronne, ale i tak zrobiło się trochę ciasno, gdy Alexia podrosła. Mieliśmy wspólny pokój, co mnie irytowało. Wiecznie się ganialiśmy, a rodzice załamywali ręce, bo ciągle wpadaliśmy na ściany czy meble. Po paru latach postanowiliśmy się przeprowadzić. Pamiętam, że upierałem się, byśmy kupili gotowy dom, bo nie chciało mi się czekać, aż będzie zbudowany. Tata jednak się uparł, że chce sam zbudować nam taki dom, jak chcemy, a nie kupować taki, który wymyślił sobie ktoś inny. Ostatecznie spodobał mi się ten pomysł, bo choć jeszcze byłem mały, jeździłem z tatą na budowę i czasem mu pomagałem – czasem, bo w większości brudziłem Alexię błotem i non stop słuchałem upomnień, by nie dotykać gwoździ ani wiertarki. Trochę to trwało, ale w końcu mogliśmy się przeprowadzić. Byłem szczęśliwy, bo w końcu miałem swój własny pokój i długie korytarze, po których mogłem biegać. Za domem był mały ogródek – jedną część zajmowały kwiaty mamy, a druga była przeznaczona dla mnie i dla Alexii. Do teraz stała tam huśtawka i zjeżdżalnia. Chyba w końcu musieliśmy to sprzedać, ostatecznie oboje zbliżaliśmy się już do trzydziestki.

- Ładny dom. – Wyrwał mnie z zamyślenia głos Valentiny.

- Dzięki. To co, wchodzimy?

- Sama nie wiem – zawahała się. Spojrzałem na nią bacznie, a ona wzruszyła ramionami. – Mówiłeś, że to nie będzie formalne, ale mimo wszystko jest dziwne. Nie znają mnie, a ja nagle wejdę do ich domu bez uprzedzenia z tekstem „Witam, jestem dziewczyną waszego syna, choć poznaliśmy się parę tygodni temu”?

- Nie musisz tego mówić. Swoją drogą, dziwię się, że jeszcze tu stoimy niezauważeni. Chyba nie pamiętają, że dziś wracam – westchnąłem. – Kochana rodzinka.

- No dobra, wchodzimy. – Valentina wyprostowała się dumnie i odetchnęła głęboko. – Jakoś dam radę.

- Na pewno.

Podeszliśmy do drzwi wejściowych, targając za sobą walizki. Otworzyłem drzwi, pomogłem Valentinie wnieść walizkę do środka i poczułem ulgę, gdy znalazłem się w chłodnym wnętrzu własnego domu. Mama chyba właśnie szykowała obiad, bo ładnie czymś pachniało. Nikt chyba nie zarejestrował naszej obecności, dlatego jedynie zdjęliśmy buty i przeszliśmy dalej. Zobaczyłem Alexię, jak siedziała przed telewizorem w swojej najbardziej powyciąganej bluzce i krótkich szortach. Była tak zapatrzona w ekran, że nawet nas nie słyszała. Uruchomił mi się instynkt starszego, wrednego brata. Zerknąłem na Valentinę i przyłożyłem palec do ust, dając jej znać, by była cicho. Posłała mi pytające spojrzenie, ale skinęła głową. W międzyczasie wyciągnąłem z kieszeni walizki butelkę wody, odkręciłem ją i po cichu zakradłem się od tyłu do kanapy, na której siedziała Alexia. Śmiać mi się chciało, ale dzielnie się powstrzymałem. W końcu odwróciłem butelkę do góry nogami i chlusnąłem Alexii na włosy. Wrzasnęła i poderwała się z kanapy, podczas gdy ja płakałem już ze śmiechu, skulony na podłodze.

- Niespodzianka – wykrztusiłem, czując, jak od śmiechu bolą mnie mięśnie. Moja siostra stała przede mną cała mokra, niczym przemoczona kura, z miną, która była mieszanką radości i oburzenia. – Prysznic masz już zaliczony.

- Liam, ty chamie! – Zwinnie przeskoczyła przez kanapę i wskoczyła mi na barana, jednocześnie się do mnie przytulając i bijąc mnie po głowie. Podniosłem się i zacząłem biegać dookoła, by ją z siebie zrzucić – tak jak wtedy, gdy byliśmy dziećmi. Alexia jednocześnie się śmiała i mamrotała pod nosem jakieś przekleństwa. – Zobacz, co zrobiłeś!

W końcu udało mi się ją chwycić i odkleić od mojego karku. Odstawiłem ją na podłogę, dziwiąc się, jaka była przy mnie niska.

- Jest tak gorąco na zewnątrz, że wyjdziesz na pięć sekund i będziesz sucha – rzuciłem wesoło. Alexia uśmiechała się szeroko, ale w jej oczach widziałem mord. Już podnosiła ręce, by znowu okładać mnie pięściami, kiedy nagle do salonu wpadła mama w kuchennym fartuchu. Jej ogniste loki zafalowały gwałtownie, kiedy mnie zobaczyła.

- Liam! – krzyknęła radośnie na mój widok i rozłożyła szeroko ręce. – Synku! Jesteś w końcu!

Wyjątkowo nie cierpiałem, kiedy mówiła do mnie „synku”, ale stwierdziłem, że w drodze wyjątku jakoś to przeżyję. W końcu wróciłem do domu po paru ładnych tygodniach nieobecności. Pozwoliłem, by rzuciła mi się w ramiona. Uścisnąłem ją krótko, acz dość mocno. W tym samym czasie Alexia wrzasnęła „o mój Boże!”, co pozwoliło mi przypuszczać, że w końcu zobaczyła Valentinę.

W końcu wrzaski ucichły, emocje opadły i mogłem na spokojnie przedstawić Valentinę Alexii i mamie. Moja siostra patrzyła na nią ogromnymi oczami, jakby Valentina była kosmitką, a mama zerkała na nas z ciepłym uśmiechem. Przedstawiłem Valentinę jako koleżankę, bo w końcu obiecałem jej brak formalności, ale w spojrzeniu mamy widziałem, że już się domyśliła, kim tak naprawdę dla siebie jesteśmy.

- Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać – powiedziała w końcu ciepło, ściskając Valentinę. – Oglądałam wasz każdy koncert. Masz piękny głos, kochana.

- Dziękuję – odpowiedziała zarumieniona Valentina. Może te wrzaski na początku to było dla niej za wiele, ale jeśli tak, nie okazywała tego, bo była uśmiechnięta od ucha do ucha. – Bardzo mi miło panią poznać.

- Alexia, dobrze się czujesz? – wtrąciłem się, bo Alexia dalej wyglądała jakby kopnął ją prąd.

- Celebrytka w moim domu! – wymamrotała jakby w transie. – Znana aktorka i teraz w dodatku piosenkarka. – Nagle podskoczyła, jakby ktoś ją oblał zimną wodą – ponownie. – Boże, musimy sobie zrobić zdjęcie! Dziewczyny w pracy oszaleją, jak je zobaczą.

- Masz już jednego celebrytę w domu – wtrąciłem ponownie, choć Alexia już chwytała Valentinę za rękę i wyjmowała komórkę. – Mnie. Swojego brata. Piosenkarza. Światowej sławy.

- Och, Liam – parsknęła Alexia. – Jesteś taki słodki z tą swoją naiwnością.

- Co proszę?

- To my spadamy! – oświadczyła nagle Valentina, a ja spojrzałem na nią pytająco. – No, spadamy na sesję zdjęciową – dodała, puszczając mi oczko.

- Dobrze powiedziane – zawtórowała jej Alexia. – Chodźmy gdzieś poza zasięg słuchu Liama, żebyśmy mogły go obgadać.

Chichocząc, obydwie pobiegły na górę. Pokręciłem głową z rozbawieniem. Miałem wrażenie, że obserwowałem dwie nastolatki.

- Chyba się polubią – zauważyła mama.

- Już się polubiły. – Wywróciłem oczami. – Będą piszczeć aż do wieczora.

- Bardzo miła dziewczyna z tej Valentiny.

Odwróciłem się i zerknąłem na mamę, która przyglądała mi się znacząco.

- To prawda – skwitowałem, decydując się nie mówić nic więcej. Widziałem, że mama chciała zapytać o Ashley, ale nie zamierzałem już o tym rozmawiać. Objąłem mamę ramieniem i pomaszerowaliśmy w stronę kuchni. – A teraz pokaż mi, co tak ładnie pachnie, bo padam z głodu.

 

Zjadłem ogromnego kotleta razem z surówką z czerwonej kapusty, dopchałem ziemniakami i w końcu poczułem, że się najadłem. Hotelowe jedzenie było w porządku, ale jednak nic nie mogło równać się z kuchnią mamy. Po obiedzie dostałem jeszcze szklankę kompotu wiśniowego, co odczułem jako błogosławieństwo. Miałem po dziurki w nosie kawy i innych wyrobów kawopodobnych. W międzyczasie Alexia chyba w końcu przemaglowała Valentinę, bo z powrotem zeszły na dół, konspiracyjnie coś do siebie szepcząc.

- A gdzie tata? – zapytałem, dopijając resztki kompotu.

- W pracy. Ja dziś wzięłam wolne, bo coś mnie chyba rozkłada. Rano nie czułam się najlepiej.

- I mimo przeziębienia ugotowała pani taki pyszny obiad? – Valentina spojrzała na moją mamę z podziwem.

Mama usiłowała pozorować na skromną, ale widziałem, jak się rozpromieniła. Chyba nigdy tak nie wyglądała, gdy rozmawiała z Ashley. Moja była dziewczyna raczej nie była taka wylewna i szczera w rozmowach z moimi rodzicami. Mama zawsze odnosiła się do niej z szacunkiem, ale Ashley właściwie nigdy nie powiedziała jej czegoś, co ją tak ucieszyło, tak jak teraz słowa Valentiny.

- Ktoś musiał – westchnęła. – A gdyby Alexia coś ugotowała, wszyscy byśmy leżeli otruci. – Lekko trzepnęła Alexię ścierką, ale się uśmiechała.

- To niestety prawda. Nie umiem gotować – przyznała się moja siostra, wskakując na kuchenny blat.

- To chyba nie był najlepszy pomysł, żeby tam siadać, Alexia – odezwałem się.

- Niby dlaczego?

- Bo teraz masz na tyłku wielką plamę po sosie pomidorowym.

Przerażona Alexia od razu zeskoczyła z powrotem na podłogę i zaczęła się wykręcać, by spojrzeć na tył swoich spodni, a ja ponownie zwijałem się ze śmiechu.

- Jesteś niemożliwy! – stwierdziła Valentina, patrząc na mnie z rozbawieniem, podczas gdy Alexia upewniała się, że jej pośladki były czyste.

- Jest okropny! Zawsze taki był. Myśli, że jak jest piosenkarzem, to wszystko mu wolno – parsknęła moja siostra, z powrotem sadowiąc się na blacie.

- A gdzie ten twój Clive? – spytałem złośliwie.

- Christopher! – Poprawiła mnie Alexia, krzywiąc się. – W pracy. Zawsze zostaje do późna.

Już miałem coś powiedzieć o tym, dlaczego zostaje w pracy do późna, ale ugryzłem się w język. Nie chciałem wychodzić na wrednego dupka, ale musiałem jak najszybciej otworzyć siostrze oczy.

Mama wtrąciła się nagle do rozmowy:

- Mam pomysł. Może zrobimy jutro kolację, żeby uczcić twój powrót? Wasz powrót – poprawiła się, patrząc na Valentinę, choć przecież dopiero ją poznała i nie musiała nic świętować z jej powodu. – Będziemy w końcu wszyscy razem. Oczywiście, Valentina, jesteś zaproszona. A Alexia przyprowadzi Christophera.

- Super! – zawołała Alexia, szczerząc się jak wariatka.

- Super – powtórzyłem. – Będę mógł się przyjrzeć temu całemu Carlowi.

- Ma na imię Christopher! – syknęła Alexia z naciskiem.

- Jedna cholera. Byleby dobrze cię traktował. – Podniosłem się i chwyciłem Valentinę za nadgarstek. – A teraz wybaczcie, musimy z Valentiną coś obgadać. Pyszny obiad – dodałem, patrząc na mamę, która się uśmiechnęła. Razem z Valentiną wyszedłem z kuchni, by skierować się w stronę mojego pokoju.

- Ależ jesteś opiekuńczy – mruknęła, gdy szliśmy korytarzem.

- Jestem?

- Tak. Opiekuńczy starszy brat. Tak bardzo bronisz Alexii, że gdybym była lesbijką, w życiu bym się do niej nie zbliżyła.

- Mam jednak szczerą nadzieję, że nie jesteś lesbijką – mruknąłem.

Valentina nagle zrobiła coś, czego kompletnie się nie spodziewałem. Przycisnęła się do mnie i zarzuciła mi ręce na szyję, trącając delikatnie mój nos swoim.

- Masz fajną siostrę, ale z waszej dwójki chyba wolę ciebie – szepnęła zadziornie, po czym odsunęła się ode mnie szybko akurat w momencie, gdy chciałem ją pocałować. – Czyli to jest twój pokój, tak?

Ciężko odetchnąłem, czując cholerny niedosyt. Miała wielkie szczęście, że nie byliśmy w domu sami, bo inaczej zaraz bym sprzątnął ten kurz z mojego łóżka.

 

 

Bardzo chciałem, żeby Valentina została u nas na noc, ale uparła się, że pojedzie do hotelu. Nie chciałem się zgodzić, mówiłem jej, że mamy świetny pokój gościnny, ale powtarzała jak mantrę, że nie będzie nadużywać gościnności praktycznie nieznajomych ludzi i że to jeszcze nie ten czas. W końcu się poddałem. Chwyciłem kluczyki do samochodu, którym od bardzo dawna nie jeździłem i powiedziałem, że ją zawiozę, choć wcale mi się to nie podoba. Ona się tylko uśmiechnęła, a ja, zapalając silnik, rozmyślałem, co ze mnie za chłopak, że pozwalam jej spać samej w hotelu. Może powinienem być bardziej stanowczy, chwycić ją wpół i siłą zawlec do pokoju, jak jaskiniowiec swój obiad.

- Jesteś pewna? – zapytałem ją po raz setny, gdy odbierała klucz od pokoju. – Przecież to bez sensu. Tylko wydasz pieniądze, podczas gdy mogłabyś zostać u nas. Nikomu nie będziesz przeszkadzała, a już na pewno nie mnie.

- Liam, zamilcz – rzuciła ze śmiechem, kierując się w stronę windy.

- Nie zamilczę. – Byłem uparty. – Już dość się namieszkałaś w hotelach. Czemu nie chcesz zostać u nas?

- A nie uważasz, że to za wcześnie, bym u was spała? Nawet nie znam twojej rodziny.

- W tym hotelu jakoś śpisz, a nie znasz nawet imienia recepcjonistki. – Palnąłem jak pięciolatek.

- Zabawny jesteś.

- Zawsze możesz zmienić zdanie.

- Idź już. – Roześmiała się i pchnęła mnie lekko. – Zawsze już będziesz mnie tak napastował?

- Nie napastuję cię – oburzyłem się, krzyżując ręce na klatce piersiowej. – Ale…

- Tak, wiem, to bez sensu. – Przewróciła oczami, jednocześnie otwierając drzwi od pokoju. – To tylko jedna noc.

- Jak chcesz. – Poddałem się w końcu. – Ale nie rozumiem, dlaczego chcesz być tak daleko ode mnie.

- Uwierz mi, już wkrótce będziesz miał mnie dość.

- Akurat. – Chciałem wejść do środka, ale Valentina zablokowała drzwi, wychylając się kawałkiem w moją stronę. – Co ty robisz?

- Widzimy się na kolacji – mruknęła seksownie. Za seksownie. Na tyle, że zwykła kolacja nagle zabrzmiała jak scenariusz do filmu porno. – A ty masz dziś w nocy żałować, że nie ma mnie obok ciebie.

Zamknęła szybko drzwi, zanim zdążyłem zareagować. Serio? Tak to chciała rozegrać? Czując się nieco bezsilnie, rąbnąłem lekko w drzwi.

- To nie fair – wyjęczałem, czując ucisk w spodniach. Usłyszałem, jak Valentina śmieje się za drzwiami. Dobrze wiedziała, co ze mną robi. – Zemszczę się, zobaczysz! – zawołałem przez cienkie drewno. Wiedziałem, że dalej tam stała. – Do zobaczenia na kolacji – dodałem, kładąc nacisk na ostatnie słowo. – Ty podła kobieto.

Do drzwi wyjściowych odprowadzał mnie jej uroczy śmiech.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • nagisa-chan 07.05.2019
    Aż mi się ciepło zrobiło na sercu widząc znajomą nazwę użytkownika <3 jednak ktoś jeszcze tu został :0 Zabiorę się za to opowiadanko (niedługo tu wrócę)
  • candy 08.05.2019
    Ooo jak miło Cię widzieć :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania